Skocz do zawartości

[Legendy S.T.A.L.K.E.R.'ów] By OGSM team


Rekomendowane odpowiedzi

Pozwalam sobie wrzucić legendy zrobione przez OGSM team które są umieszczone w ich modzie. Legend jest dużo.  

AK MOJEGO OJCA Wszystko zaczęło się w ostatnich chwilach z moim ojcem. Stałem obok jego łóżka. Wydawał już ostatnie tchnienie. Razem z nim sięgnął po swojego AK i wręczył go mi mówiąc: „Odpowiedzialność!“ i wtedy odszedł, zostawiając mnie, samego. Stałem tam. Stary i brudny wentylator skrzypiał. Gdy mój ojciec zmarł, mogłem zrozumieć jak jego siła zgasła i dosłownie zamarła przed spluwą. Od tego momentu nigdy nie zapomniałem jego ostatniego słowa. "Odpowiedzialność", nigdy nie powiedział więcej. Żadno inno dodatkowe słowo było konieczne. Zrozumiałem. To słowo zawierało kilka znaczeń. Faktycznie karabin nie był tylko spoczywającą na mnie odpowiedzialnością. Gdy mój ojciec chodził na polowania, często szedłem z nim, ze zdziwieniem przypatrując się z jak sprawnie posługiwał się karabinem. Patrzyłem na jego ręce, jego ciało, jego posturę. Tak, jak ludzie mówili, że ich ubrania pasują do nich, tak ja mogłem stwierdzić fakt, że karabin pasował do mojego ojca. Po jego stracie musiałem przejść przez wszystko i rywalizować z każdym. „Naszym największym wrogiem jest Zona, synu“, zwykł mi mówić. Wróg, taaa wróg. Nie rozumiałem tego, do póki nie dorosłem i zostałem sam. Byłem w Czerwonym lesie, skupiony na zakładaniu maski, gdy nagle usłyszałem trzask za mną. Wystraszyło mnie to śmiertelnie, ale wówczas rozpoznałem Iwana. Powoli do mnie podszedł. Powiedziałem: "Cześć Iwan. Załatwmy to szybko. Pokaż to, co chciałeś mi pokazać. Jestem dzisiaj zmęczony, sam rozumiesz!" Nie odpowiedział. „Co się stało?“ Nie odpowiedział. Coś było nie tak. Ale co? Za Iwanem nagle spostrzegłem dwoje lśniących zielonych oczu. O nie! Kontroler! Ścigając go od kilku dni, w końcu go znalazłem. Natychmiast złapałem za AK, jednak kontroler był szybszy i Iwan powalił mnie na ziemię. Nie zaskoczyło mnie to. Zombie były słabe, ale jeśli kontroler zdobywał kontrolę nad żywą istotą, czerpał wielkie korzyści ze swojej mocy. Palce Iwana zamieniły się w szpony. Zadrapał mi rękę, prawie rozcinając tętnicę. Miałem szczęście, że jeszcze żyłem. Lekko zdezorientowany złapałem za karabin. Wycelowałem w przeciwnika. Jeden strzał, jeden huk, pojedyncze echo. A potem cisza, całkowita. Mogłem usłyszeć bicie własnego serca. Mój kolega, Iwan, padł na ziemię, nieprzytomny. Kontroler nie żył.Mogłem przysiądz, że drzewa wokół uśmiechały się do mnie,jak gdyby kamień spadł im z serca. Popatrzyłem na ranę, na bliznę. Kolejny łyk wódki. Przypomniał mi się ojciec i słowo "odpowiedzialność". Patrząc na to obiektywnie, karabin nie różnił się od innych. Ale nie to było ważne! Gdy dostałem karabin, poczułem się, jak żołnierz, który został odznaczony. Ta konkretna broń symbolizowała moje wspomnienia. Czas spędzony z ojcem zawierał się w tym karabinie. Za każdym razem, gdy go dotykałem, przypominałem sobie, jak bardzo kochałem ojca. Nasza więź była czymś wyjątkowym. Ta spluwa towarzyszyła mi przez 21 długich i trudnych lat, z których większość spędziłem w Zonie... Może zabrzmi to dziwnie, ale AK był moim przyjacielem. Zawsze gotów,by pomóc mi w niebezpiecznych sytuacjach. Miałem go na wszystkich moich misjach. Przez czas spędzony ze sobą, stawaliśmy się coraz bardziej i bardziej zależni od siebie. Mój kałasznikow żył. Moja siła i moc pochodziła z tego karabinu. Moja tożsamość zależała od niego. Ludzie nigdy nie nazywali mnie po imieniu. Jeśli ktoś przysyłał nowych stalkerów do mnie, zawsze mówił im: "Na pewno go poznasz, ma przy sobie starego AK. Wstyd mi to mówić, ale straciłem go. Zona była moim przeciwnikiem, a ja żołnierzem walczącym na wojnie. Odpowiedzialność mojego ojca, by wygrać tą wojnę, spoczęła na mnie. Nie wyrażając tego inaczej, niż przez tego AK. Ale jak mogłem triumfować, skoro straciłem karabin, a zatem przegrałem wojnę? Pogrzebałem nadzieje mego ojca...</text>  </string>  <string id="story_2">    <text>Blisko śmierci</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_2">    <text>Szukałem artefaktów i okazji do grabierzy, gdy słońce powoli jawiło się na horyzoncie, nadając życia koszmarom czyhającym w mroku nocy. Ów mrok czasem powoduje odmienne postrzeganie rzeczywistości, gdy, a nawet pogłębić twój strach, a nawet dać fałszywą iluzję sytuacji, w której tak naprawdę się znajdujesz. Ale zaraz, kogo oszukuję? Człowiek nigdy nie zapomina o okropieństwach. "Przestań wyglądać przez to cholerne okno i pomóż mi znaleźć to, czego szukamy!"- moja twarz miała wyraz stu martwych gości, gdy patrzyłem na ten stos złomu na zewnątrz. Ciężko wyczuć tutaj prawdziwe emocje... Trzeba myśleć i być na nogach przez większość czasu. "Dobra, wyluzuj, już ci pomagam...", odpowiedziałem od niechcenia, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Zgodziłem się na podróż z tym stalkerem, znanym jako 'Włóczęga". Sam obstawiał przy tym przezwisku i nie pozwolił się inaczej nazywać, więc ciągle się tak do niego zwracałem. Spotkałem go wchodząc do sektora 22, był wówczas bardzo podekscytowany  szukaniem artefaktu wartego 12,5 tysiąca rubli, więc chciwie przystałem na propozycję wspólnej wyprawy poszukiwawczej."Idę poszukać w oficynie", krzyknął do mnie i usłyszałem trzask tylnych drzwi. Powoli odszedłem od okna w tym walącym się domostwie, zamieszkanym niegdyś przez jedną rodzinę, co mogłem wywnioskować ze zniszczonych zdjęć. Nie miałem pojęcia, gdzie zacząć szukać, ponieważ Vaga zaczął pierwszy. Zgaduję, że pracował, gdy się nieco zdrzemnąłem, nim wstało słońce. Nic tu się jeszcze nie działo, a byliśmy tu od kilku godzin, ale można powiedzieć, że to cud, zwłaszcza, że w tej części Zony stalkerzy giną codziennie. Przeszedłem się przez korytarz, który Vaga przeszukał, omijając rozwalone meble i inne rzeczy, które zostały przez niego naruszone, aż doszedłem do kuchni tuż obok tylnych drzwi. Kątem oka dostrzegłem coś, co przykuło mą uwagę. Cień dobiegł mnie, gdy odbezpieczyłem broń przewidując, że znajde tam kolejnego przerażającego mutanta, ale nic tam nie było. Oddech powoli wrócił do normy. Serce zaczęło mi bić znacznie mocniej i głośniej, gdy schowałem się za szopą z tyłu domu.  Wyglądało to, jak scena z filmu, a ja nie myślałem normalnie. Sprawdziłem moją broń i zacząłem się wdrapywać na wierzch dachu. Te postaci były am, ale było ich więcej... aż siedem. Przystanęły patrząc się na mnie, jak na upragniony obiad, co odebrałem jako znak, by odstrzelić jednego z nich Pociski przeszyły moją ofiarę i padła twarzą do ziemi. Było bardzo sucho, więc cząsteczki wokół buchnęły, niczym kurz, gdy mutant padł. Wtedy się zaczęło. Mutanty, chciały mnie zabić, ale to nie było na szczęście takie proste. Otworzyłem do nich ogień. Chciały mojego mięsa i krwi, by się nasycić nad tą skażoną, zniszczoną ziemią, ale musiały ominąć moją broń i pociski, by osiągnąć swój cel. Adrenalina rosła, wraz z każdym mutantem, który podszedł do mnie, ale zyskiwały pola za każdym razem, gdy musiałem przeładować. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Miałem do czynienia z kilkoma zombimi, ale to było szalone. Rozpacz wzięła łeb nad adrenaliną i uświadomiłem sobie, że został mi ostatni magazynek po ledwie kilku minutach walki. Gdy przeładowywałem, mutanty podeszły wystarczająco blisko i rozcięły mi rękę, a krew tylko ich podsyciła. Moja spluwa się zacięła, więc uderzyłem mutanta kolbą w łgowę, słysząc chrzęst rozbijanej czaszki. Dało mi to szaloną satysfakcję, i myślę, że dało mi to dość jaj, by spróbować z tamtąd uciec. Wyjąłem pistolet i zacząłem strzelać tak, jak poprzednio. Każdy z nich próbował ciąć mnie pazurami, gdy ich omijałem. Jedyną rzeczą, która stała mi na drodze, była siatka ogrodzenia, ale łatwo się na nią wspinało. Gdy ją przeskoczyłem, zombie zaatakowały siatkę, lecz nie udało im się jej sforsować. Uśmiechnąłem się nieco, idać tyłem, wyciągając kawałek szmaty z plecaka, by opatrzyć ranę. Zauważyłem, kolejną postać na dachu, gdy odszedłem. Ona lub on... cokolwiek to by nie było, na pewno nie było człowiekiem. Bez odpowiedniego uzbrojenia nie zamierzałem sprawdzać.</text>  </string>  <string id="story_3">    <text>Dziwna Plotka</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_3">      <text>Naszą przygodę zaczęliśmy w środku nocy, w mieście na obrzeżach Zony, w Kordonie. Karlos spał w swoim śpiworze i nagle obudził się słysząc strzały. "Co to do cholery było?!" - krzyknął. "Armia idzie, by nas wszystkich wybić!" "Uciekajcie, jeśli wam życie miłe!", krzyczał ktoś z nadworu. Karlos wiedział, że w końcu nadejdzie taki dzień, więc był przygotowany.   Wziął swój niezbędnik przetrwania, który zawierał 10 bandaży, trzy apteczki, kilka pocisków śrutowych do jego obrzyna i 20 butelek wódki. Usłyszał krzyki swoich kolegów ginących za oknem, nieprzerwany ogień karabinów maszynowych oraz wirnik helikoptera. Karlos wybiegł na zenątrz i przeszedł między stosami zwłok, kierując się do swojego auta. Była to Niva Explorer, mały samochód, który o dziwo miał nienaruszone wszystkie okna i drzwi. W Strefie paliwo było drogie, ale Karlos nie umiał rozstać się ze znalezionym samochodem. Wskoczył do samochodu i odpalił silnik, po czym z łoskotem wyjechał na drogę. Gdy zjechał w dół szosy, uświadomił sobie, gdzie jedzie... wprost na posterunek armii. Wartownicy, którzy zobaczyli jadący wprost na nich samochód, spanikowali. Generał zadzwonił natychmiast po posiłki. Karlos próbował zawrócić, ale kierownica się zablokowała. Pędził wprost na bramę posterunku. Wówczas nagle auto wyskoczyło do góry i przekoziołkowało w powietrzu, lądując na drzewie. "Uff, było blisko". Karlos rozejrzał się wokół, przerażony. Był tuż obok posterunku i sześciu żołnierzy celowało w niego z karabinów. "Cholera...", tyle był w stanie powiedzieć. Generał patrzył na żołnierzy ściągających więźnia z drzewa i biorących go za barki. "Sierżancie, proszę przyprowadzić więźnia do mojego biura, muszę z nim porozmawiać". "Tak jest, panie generale" - odpowiedział sierżant. "A więc stalkerze, mogę się dowiedzieć, czemu pędziłeś na złamanie karku wprost na nasz posterunek, jakimś cudem lądując na drzewie?" "Myślałem, że to dobra droga, by się stąd wydostać" - odpowiedział Karlos. "A więc, obawiam się, że nie i jesteś teraz w poważnych tarapatach, mogliśmy cię zabić na miejscu, stalkerze. Ale darowałem ci życie, więc musisz wykonać dla mnie kilka zleceń."Nie miał oczywiście zbyt wielkiego wyboru. "A więc, o jakich zleceniach mówisz?" - spytał Karlos. "Pierwsze, co będziesz musiał zrobić, to zabójstwo skorumpowanego komendanta. Bierze łapówki od ludzi łapówki, by Ci mogli przejść przez nasyp kolejowy." Generał zdjął karabin ze ściany i wręczył go Karlosowi. "To powinno pomóc ci zająć sie nim. To Wintorez, jeden z najlepszych karabinów. Może odstrzelić pchłę na tyłku psa. Teraz idź go zabić, nie próbuj uciekać. Moi żołnierze założyli odpalany ręcznie ładunek wybuchowy na twoich plecach. Znikniesz z powierzchni ziemi, jeśli wybuchnie..." Karlos zastanawiał się, co się tu do cholery dzieje, więc zdecydował się zabić generała i zniknąć. Wycelował w jego głowę i pociągnął za spust. Uświadomił sobie, że karabin był bardzo cichy, więc nikt nie powinien usłyszeć jego strzałów. By uciec, Karlos zdarł z siebie ładunki wybuchowe i założył na ciało generała. Wybiegł z biura i zastrzelił trzech oficerów stojących na warcie. Rozejrzał się wokół siebie i zobaczył zaparkowany samochód. Wskoczył do niego, odpalił silnik i z piskiem opon odjechał z bazy. Tego dnia już drugi raz uciekł przed niebezpieczeństwem. Gdy wyjechał, wojskowy helikopter ruszył za nim i odpalił wiele pocisków w stronę auta. Karlos słyszał eksplozje za sobą, więc szybko skręcił z drogi i pojechał nieznaną dla siebie ścieżką. Była zarośnięta trawą i wszędzie były dziki. Nagle samochód został wyrzucony w powietrze. Karlos rozejrzał się - był w środku Karuzeli. Karlos wrzeszczał w niebogłosy. Samochód został rozerwany na miliony malutkich kawałków, razem z Karlosem w środku. Kilkaset metrów dalej zamaskowana postać przyglądała się przez okulary całej sytuacji. "Świetnie, wszystko postępuje zgodnie z planem." Zamaskowana postać odwróciła się na pięcie i przeszła przez portal, znikając razem z nim.</text>    </string>y  <string id="story_4">    <text>Przybycie Legendy</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_4">    <text>Podróżował do Moskwy samolotem. Nazywał się Walerian. Miał 21 lat. Obudził się o 7:00. Tego poranka miał autobus na moskiewskie lotnisko... Po 3 godzinach przybył na miejsce. Wsiadł do swojego samolotu. Siedział na skórzanym foletu. Hostessa podeszła do niego. Walerian zamówił wódkę.Samolot wystartował, doręczono wódkę. Wziął książkę i zaczął ją czytać od pierwszej strony. Wziął łyk wódki, a potem kolejny. Minęło już trochę czasu od startu. Walerian usłyszał wybuch, myślał, że to z powodu alkoholu. Wszyscy spanikowali. Wówczas pomyślał, że to nie jest normalne i po kilku minutach i kolejnym wybuchu samolot zaczął się trząść. Spadał. Biały błysk oślepił mężczyznę. Wówczas obudził się w jeziorze. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył, były ciała leżące wokół niego. Jasna cholera! Wyglądało na to, że był jedynym człowiekiem, który przeżył katastrofę samolotu, ale był ranny. Dwóch stalkerów przybyło na miejsce wypadku i znalazło Waleriana, ale nie wiedziało, że żyje. Gdy ten poprosił ich o pomoc, byli nieźle zdziwieni. Wielki samolot w jeziorze, 100 martwych osób i jedna, która przeżyła. Zabrali go do ich kryjówki. Było to sekretne miejsce w Kordonie. Opatrzyli go paroma bandażami i apteczką. Walerian zaczął czuć się lepiej. Po tygodniu nadal był słaby, ale stalkerzy zdecydowali się zabrać go  na poszukiwanie artefaktów w polach anomalii, więc mógł zarobić trochę kasy. Dali mu kombinezon i strzelbę. Na drodze do pola usłyszeli krzyki dochodzace z miejsca, gdzie jest ich obóz. Wyglądało na to, że horda mutantów zaatakowała sekretny obóz samotników i zabiła niemal wszystkich stalkerów. Grupa, która znalazła Waleriana uciekała, gdy zobaczyli ten horror i zniszczenie rozpętane w ich obozie, ale Walerian pragnął chyba śmierci i ruszył na mutanty ze strzelbą i pistoletem. Przeżył i uratował pozostałych stalkerów w obozie, a ponieważ dowódca zginął, mężczyzna stał się nowym liderem. Ale to nie wszystko. Samodzielnie odparł kilka ataków wojska na bazę i jest teraz znany jako niemożliwy do zabicia. Jesli sprzeciwisz się Walerianowi, nie masz szans.</text>  </string>  <string id="story_5">    <text>Kobieca Opowieść</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_5">    <text>Była pewna stalkerka, brunetka o piwnych oczach. Na imię miała Angela. Kiedyś faktycznie było kilka kobiet w Zonie, przy czym kilka dotarło do serca Strefy. hazelyAngela była w Zonie od czasu jej ostatniego rozrostu, rok temu. W roku, w którym tu była Zona stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Coś lub ktoś próbował się wedrzeć do centrum Zony, co spowodowało potężne zwarcie, które powiększyło rozmiar Zony dwukrotnie. Angela Stwierdziła, że musiał to być ktoś z tych zwariowanych poszukiwaczy przygód próbujących dostać się do "spełniacza życzeń", o którym chodziły pogłoski. Nigdy nie wierzyła w te plotki, wierzyła jednak w zło Zony i jej moc do tworzenia niewyobrażalnych okropieństw, ponieważ sama doświadczyła pewnych zdarzeń. Nauczyło to ją, by zachować swoje spostrzeżenia dla siebie, postępować sprytnie i nie wkurzać nieodpowiednich ludzi. Szła bowiem kiedyś ścieżką w lesie, gdy trzech uzbrojonych po zęby mężczyzn w podartych ubraniach i czarnych kapturach zatrzymało ją. Jeden z nich nachylił się do swojego partnera i coś mu nabąknął w języku innym niż rosyjski, co było dla Angeli problemem, gdyż znała wyłącznie angielski i tyle rosyjskiego, by móc dostać się do Zony. Tak czy inaczej, to co powiedział spowodowało śmiech u jego kolegi. Jeden mężczyzn zaczął iść w stronę stalkerki z karabinem w dłoni, powodując u niej wielki niepokój. Próbując dowiedzieć się, jakie są ich zamiary, przywitała się z nimi, Wszyscy trzej od razu zauważyli u niej północnoamerykański akcent. Wówczas człowiek na przodzie  obejrzał się na swoich kolegów i z powrotem na kobietę, mówiąc  "O, amerykańska dziewczyna, kochamy amerykanki". Angela była już nieźle przestraszona i sięgnęła ręką do rewolweru przypiętego do pasa. Mężczyzna natychmiast wycelował w nią karabin i warknął "nawet nie próbuj, amerykańska laleczko". Stalkerka już prawie się rozpłakała. Jeden z mężczyzn z tyłu powiedział "Nie płacz, chcemy cię tylko okraść i nieco się zabawić". Jednocześnie wszyscy trzej zaczęli się śmiać i okrążyli ją. Zaczęła nerwowo grzebać się ze swoją kaburą, gdy mężczyzna z karabinem, prawdopodobnie ich lider, uderzył ją w głowę kolbą. Reszta rzuciła się na nią, powalając ją na ziemię i kopiąc w żebra. Zaczęli rozrywać jej plecak, wyrzucać zawartość i zabierając to, co uważali za cenne.. Jeden z nich nożem odciął jej pas i kaburę, a potem dźgnął ją w rękę. Gdy już przeszukali i zabrali wszystkie rzeczy, lider dostał przez radio wiadomość. "Weź swoich ludzi i zabierajcie tyłki do obozu, szturmujemy obóz kotów dziś w nocy, może być fajnie!". Wówczas mężczyźni wkładali rzeczy z powrotem do plecaka, a ich lider podziwiał rewolwer, który właśnie zdobył. Gdy odwrócił głowę w stronę ścieżki, jeden z pozostałych zapytał się "Szefie, a co z nią?". "Zostawcie ją, robi się ciemno i pewnie niedługo pojawią się tu głodne wilki." Mężczyźni udali się do swojego obozu, zostawiając Angelę pobitą i ledwie przytomną.</text>  </string>  <string id="story_6">    <text>Dziwaczna Anomalia</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_6">    <text>Był kiedyś pewien żółtodziób. Nazwijmy go "Sztywny", gdyż w zasadzie tak możnaby go opisać. Przeczytał parę ksiżek, zaczął tu z za dużą ilością kasy i sprawił sobie niezły ekwipunek, pewnie miał bogatego ojca. W każdym razie, myślał, że wie wszystko, więc zwrócił na siebie uwagę Zony, która zdecydowała by po prostu spełnić jego zachciankę i uczynić nieśmiertelnym. Wybrał się na wypad z grupą innych stalkerów, jak zawsze, gdy anomalia pojawiła się znikąd Niektórzy mówią, że to karuzela, inni, że Wir, niektórzy zaś wierzą, że to żadna z nich; pojawiła się tak szybko, zaś detektory nic nie wykryły, po czym natychmiast zniknęła. Rozerwała go na strzępy, jakby połknął granat, lecz gdy części ciała upadły na ziemię zaczęło się robić naprawdędziwnie. członki ruszały się, nie telepały, ale poruszały, jakby ciągle żyły. nogi próbowały chodzić, ręce pełzały, niczym węże, każda dłoń łapała palce i przyskrzyniała je do ziemi, ciągnąc je za sobą. Reszta widząc to, zwariowała, wystrzelili w kończyny każdą sztukę amunicji, jaką mieli przy sobie, zamieniając je w rozszarpane resztki mięsa, uciekając do bazy tak szybko, jak tylko mogli, wykupując i obalając każdą butelkę wódki, jaka była na sprzedaż. Nikt nigdy nie znalazł jego głowy, a każdy, kto próbuje wyjaśnić, że mógł przeżyć, jest natychmiast łapany przez stalkerów i uciszany. Dlaczego to robią? Może nadal próbują zrozumieć co się stało? Jestem pewien, że naukowcy zabiliby za jej posiadanie, ale może gość, kto ją zabrał, chciał mieć kogoś do towarzystwa, wszak tutaj można się poczuć dość samotnym...</text>  </string>  <string id="story_7">    <text>Opiekun Zoo</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_7">    <text>To bardzo dziwne miejsce, dziwne, jakby wypchane potwory co krok, patrzą na ciebie szklanymi oczyma. Muszę powiedzieć, że ten gość nie był lepiej zorganizowany od mutantów. Ale dlaczego zdecydował się polować na te niebezpieczne potwory i wypychać je jest pewnie czymś, czego nikt nie wie. Legenda powiada, że miał on bardzo drogocenny wisiorek. Powiadają, że należał do jego dziadka lub pradziadka, ale naprawdę nie mam pojęcia, skąd go wziął i nie jest to ważne, w każdym razie był dla niego bardzo cenny. Sam mówi, że ma tu to zoo, gdyż pewnego razu bestia zerwała z niego ten naszyjnik. Chce się rzec, do diabła z dziwakami. Zdarzyło się, że raz wpadł na pijawkę w cienistych krzakach. Nie zwracał on na siebie uwagi, ale próbował po prostu przeżyć. Jednakże pijawka wpadła na niego nie wiadomo skąd. Ugryzła go mocno zębami... lub mackami i wessała jego najdroższy skarb. Musiał wracać do zdrowia przez kilka dni. Gdy poczuł sie trochę lepiej po kilku dniach, wyszedł ze strzelbą, by desperacko szukać swojego naszyjnika i wrócił w to samo miejsce, by szukać mutanta. Było to szaleństwem, lecz walczył odważnie. Zabił na swej drodze każdą kreaturę, w misji odzyskania wisiorka. Rozpłatał brzuch każdej jednej, ale nie znalazł naszyjnika. Od tamtego dnia, gdy zaczął zabijać potwory, nabył talent wypychania mutantów. Ma on zapewne małą nadzieję na znalezienie wisiorka, przynajmniej ja tak uważam.</text>  </string>  <string id="story_8">    <text>Ten dzień uratowały pijawki</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_8">    <text>Istniał pewien porucznik Powinności, o imieniu Michaił, zajmujący jeden z posterunków. Wysłuchiwał on raportu porucznikaWładimirowi o tym, co zobaczył. "Komisarzu, żołnierze Wolności  przemieszczają się. Byłem poza bazą z porannym patrolem, gdy usłyszałem głosy. Dużo głosów. Kazałem moim ludziom schować się w krzakach i bardzo dobrze zrobiłem, bo anarchistów było całe mnóstwo - około 45.  Obawiam się, że przyszli zaatakować nasz posterunek." Pułkownik Michaił rozejrzał się. Powinność od dawna była w stanie wojny z Wolnością, odkąd tylko pamiętał. "Bardzo dobrze. Wyslij dwóch posłańców do bazy. Mogą wziąć starego Jeepa. Niech poproszą o 25 ludzi." "Tak jest, Towarzyszu Komisarzu!". Wyszedł z biura. Michaił westchnął i wrócił do roboty. Wówczas zaczęła się walka. "Zaczynają strzelać!" - krzyknął. Człowiek za nim stanął, by rozpocząć ostrzał ze swojego LR 300, lecz padł na ziemię. Michaił odwrócił się i spostrzegł, że żołnierz ma przestrzeloną klatkę piersiową. Porucznik wstał i wystrzelił ze swojego Wintoreza. Zobaczył jasną krew wytryskującą z głowy wolnościowca, po czym spostrzegł, jak pada na glebę. Powinnościowiec trwał w patowej sytuacji przez całą noc. Posiłki przybyły 2 godziny po rozpocząciu walki. Z tego, co mógł stwierdzić, walczyło 55 powinnościowców i 85 członków wolności. To, co zobaczył Władimir, było ledwie połową sił. Ale to się nie liczyło. Władimir wystrzelił z RPG niecałą godzinę temu. Wstał znów i zobaczył, że wolnościowcy nie zyskali wcale przewagi. Wystrzelił serią, kolejny wolnościowiec padł na ziemię z raną na klatce piersiowej. przykucnął i spojrzał na obóz za nim. Medycy biegali wszędzie, pomagając rannym, robiąc, co tylko mogli. Jeden z jego kapitanów, Piotr, zawołał go. "Jesteśmy zdziesiątkowani, a stalkerzy zaprzyjaźnieni z nami odnotowali kolejnych 50 przeciwników zmierzających w naszą stronę!" - wyraźnie było słychać w jego głosie panikę. Zimny strach przeszył Michaiła, ale nie dał tego po sobie poznać. "Musimy walczyć. to nasz jedyny wybór." Wtedy nagle szeregowiec wpadł przez drzwi. "Wolnościowcy, Zostali odparci i ściągnięci w trzciny! Sierżant Nikolai mówił, że zauważył błysk oka bagiennej pijawki! Normalnie nigdy bym tego nie powiedział, ale mutanty nas ratują!" "Co?! Pokaż mi" - odpowiedział. Poszedł za człowiekiem na wieżę, na której leżał snajper z połową swojej głowy. Wyjrzał i natychmiast zobaczył, że żołnierz ma rację. Wolnościowcy byli odciągani, wyrzucani w powietrze i wynoszeni. Mógł w tej chwili naliczyć 10 pijawek, które były niewidzialne i które wrzynały się w szeregi Wolności, jak w masło. Wolnościowcy nie próbowali nawet walczyć. Panikowali, rzucali broń na ziemię i uciekali, część z nich przykładała sobie pistolety do głowy i popełniała samobójstwo. Zobaczył również jedną szczególną pijawkę z ohydnymi, zakrzywionymi pazurami i długą blizną na głowie. Rozrywała wnętrzności wolnościowca.  Wolność została złapana w podwójne sidła. Przed pociskami Powinności oraz mackami i pazurami pijawek nie było ucieczki. Po 12 minutach nastała cisza. Powinność pozwoliła zabrać swoje "pożywienie" jako znak podziękowania. Michaił patrzył na to wszystko z osłupieniem. Mutanty naprawdę ich uratowały.</text>   </string>  <string id="story_9">    <text>Zręczny Trik</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_9">    <text>A więc to było tak... Wszedłem na teren Wysypiska, natykając się na trzech bandytów. Bandyci nie bywali najsprytniejszymi w Zonie i zazwyczaj żądali artefaktów i kasy. Gnidy, nie miałem nawet pistoletu.“No dalej, głupi karle, daj nam artefakty i kasę, a puścimy cię wolno!" - bandyta w skórzanym płaszczu mierzył do mnie z Desert Eagla w twarz. Dwóch pozostałych zwyczajnie stało po jego lewej i prawej stronie z MP5, głupkowato uśmiechając się przez maski przeciwgazowe. W każdym razie, kawałek drogi przed laboratorium nad Jantarem profesor Krugłow powiedział mi, jak "aktywować" artefakty, by zamieniać je w anomalie. Stwierdził, że często aktywują je, by badać anomalie z bliska, naturalnie po zbananiu samych artefaktów. Wg Krugłowa mogą być aktywowane dotknięciem serii punktów na jego powierzchni. Nauczył mnie jak aktywować kilka z nich w nadziei, że będę mógł się z ich pomocą obronić. "No dobra..." - powiedziałem, podnosząc ręce do góry. " Dam wam artefakt, nie strzelajcie..." Sięgnąłem do plecaka i wyciągnąłem "Złotą Rybkę". Wstyd było marnować go na takie szumowiny... Bandyta w skórze wyszczerzył swoje żółte zęby. Opuścił nieznacznie broń i wyciągnął rękę. Bardzo szybko zacząłem naciskać punkty na artefakcie. Dwa palce tam, obrót, przytrzymać i nacisnąć tam... Pięć palców na tych punktach... "Ej, co ty wyprawiasz?!" - Przerwał mi bandyta, który przyłożył mi gnata do głowy. Włożyłem ostatni palec do wgłębienia na górze. Skończyłem. Wcisnąłem artefakt w klatę bandycie, który natychmiast cofnął sie do tyłu. Anomalia natychmiast zaczęła świecić. Energia zdawała się latać dookoła, zaskakując bandytów i ogłupiając ich. Artefakt szybko się rozpłynął, zaczęły się zakłócenia powietrza. Nowo powstała trampolina rozerwała plecy bandycie, który padł na ziemię. Dwaj pozostali padli na ziemię w ten sam sposób, karabiny wypadły im z rąk. Szybko stamtąd uciekłem. Słyszałem jak klną na mnie wściekli, któryś z nich nawet zaczął strzelać, ale szybko zniknąłem im z pola widzenia. Rzuciłem kilka śrub, by namierzyć "Spalacze" i przeszedłem między nimi.</text>  </string>  <string id="story_10">    <text>Szansa Ucieczki</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_10">    <text>Po raz kolejny byłem w pułapce, próbując znaleźćwyjście z tego bałaganu. Każda podróż zabierała mnie głębiej w Zonę. Ostatnim razem miałem dużo szczęścia, że wyszedłem z tego w jednym kawałku. Wciiąż sobie mówię, że każda moja wycieczka będzie ostatnią, ale jestem pijawką i ciągle czekam na dobrą nagrodę. Ta nagroda będzie moją największą, jak na razie. Pewna para straciłą syna. Myślą, że udał się do Zony.  Jeśli doprowadzę go do domu, nie będę już nigdy więcej musiał ryzykować mojego życia, bo będę miał więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek potrzebowałem. Mutanty drzemią sobie naokoło czekając na mnie, aż wyjdę. Są głodni mego szpiku. Jeśli bym teraz wyszedł, rozerwą mnie na strzępy. Te zagubione dusze nie zawsze takie były. Kiedyś to byli normalni ludzie, do póki nie dopadły ich niszczące efekty promieniowania. Teraz to jedynie bezradne ofiary odizolowane od reszty świata, muszące bronić się przed samymi sobą. Jedyna droga, by stąd uciec, to poczekać do zmierzchu. Muszę po prostu znaleźć dzieciaka i uciec stąd. Zmierzch w końcu zapadł i byłem gotowy do ucieczki z tej szczurzej nory. Patrząc przez dziurę w ścianie nie widziałem żadnych ruchów na zewnątrz. Otworzyłem kopniakiem drzwi i szybko przebiegłem  Po przebiegnięciu sporego odcinka zatrzymałem się, by złapać oddech. Wtedy, gdy pomyślałem, że jestem bezpieczny, poczułem kogoś lub coś za mną. Powoli odwróciłem się i właczyłem prawie wyczerpane gogle noktowizyjne. Nie był to dobry pomysł, gdyż to, co zobaczyłem, sparaliżowało mnie. Gigantyczny potwór gapił się we mnie, czekając rozpruć mnie swoimi gigantycznymi rogami. Był tak blisko, że mogłem poczuć jego gorący oddech. Wówczas stanąłem tam trzęsąc się cały ze strachu. Nagle coś poruszyło się w krzakach i podobny do byka mutant uciekł natychmiast. Odetchnąłem z ulgą. To był mój szczęśliwy dzień. Nie marnowałem dalej czasu nie marnowałem więcej czasu, uciekałem dalej w głab zony. po kilku godzinach drogi światło dzienne z powrotem zaczęło się pojawiać. Z daleka mogłem dostrzec szczyty budynków. Miasto było blisko. Byłem ostrożny, by nie narobić hałasu, pędząc między drzewami. Przeszedłem obok dwiema parami śladów prowadzących wprost do miasta. Jeden zestaw wyglądał na ślady dziecka, drugi był wielkości kopyt. Jeśli dziecko jest wciąż żywe, znajdę je. Doszedłem do magazynu wypełnionego różnymi rzeczami. To prawdopodobnie było główne źródło dystrybucji. Głośny ryk dochodzący z dalekiego końca magazynu przerwał moje skupienie. Ciężkie kopyta uderzające w betonową podłogę były ogłuszające i zmierzały ku mnie. Był to potężny byk, z którym zmierzyłem się ostatniej nocy. Tym razem byłem na niego przygotowany. Załadowałem swą strzelbę i zacząłem mierzyć, gdy usłyszałem głos "Stój, proszę, przestań!". Dzieciak był żywy.  Bestia nagle się zatrzymała. Dziecko było zaprzyjaźnione z mutantem, który w zamian utrzymał go przy życiu. Chłopiec przybiegł do mnie z zaintrygowaną miną. "Kim jesteś?" - zapytał. "Jestem tym, kogo ludzie nazywają stalkerem. Ty to pewnie Noah." “skąd znasz moje imię?”, zapytał. “Twoi rodzice przysłali mnie. Mam cię zabrać do domu.” Noah popatrzył na mnie, jak na wariata.  Momentalnie posmutniał i zaczął namawiać mnie, bym go nie zabierał. Poczułem niepokój przed wielkim bykiem stojącym nade mną, gotowym do ataku. Powoli jednak skupiłem się na dziecku. Powiedział mi, że czuje się tu bezpiecznie. Nie bał się Zony, dla niego to był azyl. Bał się on swojego bezdusznego ojca bardziej od zombiech tułających sie po Zonie w poszukiwaniu pożywienia. Dla niego ojciec był straszliwym potworem, uzależnionym od alkoholu. Po złym dniu w pracy wolał się upić i wyżyć się na Noah'u, wyzywając go i bijąc. Nie mogłem oddać Noaha rodzicom, by cierpiał jeszcze bardziej, ale jakie życie będzie on tu miał? Jak długo przeżyje? Dlaczego w ogóle się tym przejmuję? Moja misja polega na wyciągnięciu stąd chłopca i odebraniu nagrody. To jest plan. Dzieciak nie jest moim problemem, albo i jest...  Zdecydowałem, by go tu zostawić, w końcu ma swoją własną ochronę, a ja zostawiłem mu swój pistolet, lecz szansa, by być bogatym, przepadła.</text>  </string>  <string id="story_11">    <text>Wioska Pijawek</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_11">    <text>Był czas, gdy nikt nie zajmował się Barierą, całodobowe patrole nie były wystawione na zbyt wiele niebezpieczeństw... Ale potem mutanty przyszły tu z miejsc w głębi Strefy. Zabiły wielu stalkerów, a ci, którzy przeżyli, ucielki. Przegrupowali się w małej wiosce, znanej jako 'wioska pijawek' Wioska ta była niedaleko magazynu, który nie jest najspokojniejszym miejscem i prawdopodobnie taki pozostanie. Pijawki zawsze się tu włóczą. Jeśli zdecydujesz się odwiedzić to miejsce, śpij tylko w bezpiecznych miejscach, takich, jak strychy lub zabezpieczone piwnice, ale nawet, jeśli śpisz, musisz mieć jedno oko otwarte. Jeden stalker ulokował się w wieży na obrzeżach wioski, i popijał wódkę by zmniejszyć promieniowanie. Nagle coś usłyszał, wyjrzał i zobaczył cień za jednym z domów. Może był to snork lub pijawka, albo nawet kontroler, który mógłby go zrzucić z wieży. Okazał się on nie być mutantem, a grupą styranym stalkerem szukającym miejsca do spania. Nasz bohater był ucieszony, że znalazł bezpieczną kryjówkę z kolegą stalkerem, wyszedł do niego. Przybysz był w oczywistym szoku po tych wszystkich przeżyciach, jakich doznał. Po chwili uspokoił się i zaczął opowiadać, czego był świadkiem i nagle coś mu odwaliło, po czym powalił stalkera, zabrał mu plecak i wrócił do wierzy Wyszło na jaw, że był on bandytą - weteranem w przebraniu stalkera i ktoś go rozpoznał. Gdy został rozpoznany postanowił szukać skarbów i wtedy ktoś go zobaczył. Nasz bohater jednak nie zginął  i zabarykadował się w wierzy. Strzelanina, którą prowadził z grupą stalkerów była dość poważna. Rzucali oni granaty na szczyt wierzy, ale stalker był dobrym strzelcem i nie dało się go zdjąć bez ciężkiej walki. Kilku stalkerów zaczęło się niecierpliwić z powodu przedłużającej się walki. Jak długo mogła trwać ta wymiana ognia? Wtedy nagle jeden celny strzał zdjął bandytę... Ale niespodziewanie nie miał on żadnej rany postrzałowej! Jeden stalker wdrapał się na wierze i zobaczył, że nie został on wcale postrzelony, ale zabiła go pijawka, której żaden stalker nie zobaczył w ogniu walki. Mężczyzna obrócił się dookoła i również został złapany przez pijawkę, wówczas spora ich liczba zaatakowała stalkerów w wiosce i wywołała śmiertelną panikę. Ci, którzy przeżyli, rozeszli się porankiem we wszystkie kierunki. Gdy ostatni stalkerzy zniknęli, teren został zalany przez mutanty i żaden stalker nie mógł wejść tam, dopóki wojsko nie wprowadziło tam ciężkiego uzbrojenia, by ustawić posterunek.</text>  </string>  <string id="story_12">    <text>Zasadzka</text>  </string>  <string id="enc_notepad_story_12">    <text>Pewnego razu spotkałem pułkownika z armii. Miał na imię Jurij i był dobrze znany tutaj, w Zonie. On i jego oddział zostali wysłani wgłąb Strefy na na misję poszukiwawczą. Szukali starego przyjaciela Jurija, Piotra, który zaginął w Zonie, a oni dostali cynk, że gdzieś się pojawił. Plotka głosi, że wykonywał w centrum Zony misję specjalną i został pozostawiony na śmierć, gdy misja wymknęła się spod kontroli i żołnierze musieli się wycofać. Piotr przeżył, ale nie pamiętał więcej kim był, wygląda na to, że odrodził się jako dorosły mężczyzna bez wspomnień dotyczących własnego życia. Wojsko dowiedziało się o jego stanie i chciało zabrać go z Zony by przeprowadzić pewne badania i dowiedzieć się, co mu się stało. Plan wojskowych był solidny. Żołnierz nic nie pamiętał, ale miał w głowie imię jednego faceta o imieniu "Timo", którego chciał zabić i który był więźniem wojska, więc wykorzystali go jako przynętę. Zamknęli go w małym domu na bagnach w okolicach Agropromu, okopali się na strategicznych pozycjach i rozpowiedzieli wokół, że Timo przebywa w tej chacie. I co się stało? Wojsko jak zwykle nie doceniło Zony i kiedy rozpoczęli operację i Piotr przybył do domku, grupa chimer, która prawdopodobnie śledziła Piotra, zaatakowała ich. Zginęli wszyscy, włączając w to Piotra i Timo, jedynie pułkownik Jurij przeżył wraz z ciężko rannym żołnierzem, którego Jurij niósł na swoich plecach podczas ucieczki przed bestiami i udało mu się ledwo ujść w bezpieczne pod ziemią. Do tej pory nikt nie wie co dokładnie stało się z Piotrem, ale nikt też nie zamierza się już nigdy więcej dowiadywać.</text>

 

Mam nadzieję, że teksty string id i same string nie przeszkadzają?

  • Dodatnia 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.