k4rl1t0 Opublikowano 27 Listopada 2011 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Listopada 2011 Prometeusz by k4r00 Rozdział I Gdzieś w Zonie... - Po cholerę brałam to zadanie? - myśłała Aleksandra idąc przyspieszonym krokiem w stronę pierwszych widocznych zabudowań. Już od paru godzin brnęła przez mokradła. Towarzyszyło jej cmokanie podeszew odrywanych od lepkiej, cuchnącej mazi. Nie znosiła tego - podejmowanie się niebezpiecznych misji w zamian za paręset rubli, kilka magazynków do Dragunowa, coś do zaspokojenia głodu i nocleg. Jej zadaniem było zbadanie wraku samotnego, osiadłego na mieliźnie statku. Ponoć któryś z samotników widział dziwny blask dochodzący stamtąd w porach wieczornych. - Znowu pewnie pie*rzenie w bambus! - powiedziała przedzierając się przez kłujące chaszcze w stronę widocznych zarysów sylwetki ogromnego trawlera. - Sami nie potrafią zrobić czegoś porządnie. Zatopiona w myślach lecz czujna jak zawsze, szła dalej ostrożnym krokiem w stronę celu, co chwilę przystając i unosząc karabinek celem obadania terenu. Kobietom nie było łatwo w Strefie. Nie chodzi o mężczyzn - bo z tymi dawała sobie radę. Bała się tego co przyniesie kolejny dzień. Bała się tego otaczającego ją świata. Bała się tych potwornych wynaturzeń zwanych mutantami. Bała się anomalii i tego że któregoś dnia jedna z nich zakończy jej życie w przerażający sposób. Ten ordynarny, wstrętny, cuchnący strach ściskał jej gardło podczas każdej wyprawy w teren. Jej domem była Zona. Urodziła się tutaj. Jej matka zmarła podczas porodu a ona została wychowana przez swojego dziadka, Aleksieja. Gdy miała 14 lat, jej dziadek został rozszarpany przez pijawkę. Był jedynym człowiekiem, którego kochała na tym świecie. Pamiętała chwile gdy chowali się w piwnicach domów gdy nadchodziła emisja. Pamiętała że czytał jej książki gdy była małym szkrabem. To on nauczył ją polować, zabijać jednym strzałem. Zawsze powtarzał: - Strzelaj tak, żeby kula wpadła jednym uchem a wyleciała drugim. - Dieduszka to jest niemożliwe! - Księżniczko. Wszystko jest możliwe. Droga do opanowania tego to cierpliwość. Musisz czekać czasem bardzo długo na odpowiedni moment. Potem wystarczy tylko pociągnąć za spust. To mówiąc brał z jej rąk stareńkiego Mosina i mierząc dokładnie przez muszkę i szczerbinkę zabijał psa z odległości 350 metrów. Ona zrywała się biegnąc w stronę ubitego zwierza, lecz dziadek powstrzymywał ją wtedy łapiąc za ramię i tłumaczył godzinami jak uniknąć niebezpieczeństw. - Księżniczko.... Księżniczko..... - te słowa dochodziły do jej umysłu jak zza mgły. Zawsze tak ją nazywał... A teraz już go nie ma... Na to wspomnienie łzy pociekły jej po policzkach. Szybko otarła je wierzchem rękawa przenosząc szklisty wzrok na najbliższe wzniesienie, gdzie dostrzegła kątem oka jakiś niewyraźny cień. - Cholera co to było?! - tak jak w ułamku sekundy się pojawiło, tak samo zniknęło. Patrząc przez lunetkę, dokładnie sprawdzała pobliskie wzgórze. Nic. Pewnie przywidziało jej się przez te wspomnienia. Skarciła się w myślach, że nie jest ostrożna i ruszyła dalej. Po piętnastu minutach dotarła do starego pomostu prowadzącego na przystań. Stanęła obok kępy krzaków - musiała użyć lekarstwa przeciw radiacji. Wyjęła z bocznej kieszeni plecaka odpowiedni pakunek i rozerwała folię zębami. Podwijając rękaw wyszukała żyłę na przedramieniu, drugą ręką wbijając igłę. Chwilę później poczuła zimny płyn rozchodzący się po ciele. - Co to? - pomyślała odwracając się nagle. Znowu ten dziwny szelest. Powoli wstała wyjmując Steczkina z kabury. Wolnym krokiem zaczęła iść najciszej jak potrafiła w stronę źródła dziwnego dźwięku, który znów doleciał do jej uszu. Ostrożnie zbadała zarośla jednak nie dostrzegła tam nic podejrzanego. Zarzuciła plecak na ramiona i skierowała się w stronę pordzewiałego wraku. Słyszała ciche popiskiwanie licznika Geigera, lecz pamiętając że za jakiś czas antyrad przestanie działać, założyła maskę na twarz i uruchomiła system filtracji i doprowadzania powietrza. Wspięła się na burtę przechylonego okrętu i weszła na mostek. Nagle dostrzegła klapę w podłodze i nie zastanawiając się długo powoli zeskoczyła w dół oświetlając sobie drogę latarką i trzymając pistolet w pogotowiu. Za rogiem korytarza stanęła jak wryta - pięknie rozświetlający ciemność artefakt, który znała tylko z opowieści dziadka leżał u jej stóp. Podniosła go powoli wpatrując się w niego jak urzeczona. Świecił się jaskrawo - niebieskawym światłem, cały był gładki i okrągły. Podobno miał właściwości lecznicze, więc na pewno jakiś jajogłowy zapłaci jej za niego mnóstwo pieniędzy. Ostrożnie chowając artefakt do pojemnika, wyszła z powrotem na mostek. Cała uradowana, ruszyła w drogę powrotną do wioski. - Cholera ściemnia się - zaklęła pod nosem przedzierając się przez te same krzaczory co wcześniej. Postanowiła przenocować w starej fabryce samochodowej odległej o jakieś dwa kilometry, a rankiem ruszyć w dalszą drogę. Nagle przeszył ją dreszcz. Usłyszała coś jakby cichy, ledwo dosłyszalny głos wołający o pomoc. Skierowała się w stronę z której dobiegł ją głos. Po chwili na skraju ścieżki zobaczyła ciało. Zachowując najwyższe środki ostrożności i lustrując cały teren wokół niej podeszła powoli do ciała mężczyzny. Odwracając ciało na plecy zobaczyła ranę kłutą na jego ramieniu. Miał porozrywaną kurtkę i poharataną twarz. Zbadała puls i oddech. Mężczyzna żył.. Rozdział II Cholera niebezpiecznie tutaj jest - pomyślała. Szczerze mówiąc miała to w dupie. Zostawi mu apteczkę i ruszy dalej w stronę wioski. Rankiem... Spać...mi się chce.. Już kleiły jej się powieki, gdy w końcu znalazła w miarę bezpieczne miejsce. - Siadaj - powiedziała pomagając mężczyźnie usiąść, a sama zajęła się rozpalaniem ognia. Zdawała sobie sprawę, że mężczyzna obserwuje ją od czasu do czasu, podczas gdy ona udawała że nie zdaje sobie z tego sprawy. Rozpaliła ogień i zajęła się jego raną. Jego stan się trochę polepszył od czasu gdy dała mu trochę morfiny. Obandażowała jego ramię i już miała kłaść się spać po drugiej stronie ogniska gdy usłyszała ciche: - Dziękuję. Milczenie. - Drobiazg. Zostawię Ci bandaże i pistolet, a rano ruszę dalej. - Czy.. Czy mógłbym pójść z tobą? - Twoja rana nie jest głęboka więc szybko wyzdrowiejesz. Ja nie mogę zostać z Tobą. Rano wyruszam. Milczenie. - Ja będę mógł iść. Nie opóźnię Cię obiecuję! - Nie. Powiedziałam już swoje. - Ja... Przepraszam za wszystko. Jestem Nikolai - dodał cichym głosem. - Aleks. - Co tu robiłaś sama? - Zwiedzałam. To ty tak szeleściłeś wtedy? - Ja próbowałem jakoś zawołać ale byłem słaby. - A tak w ogóle to kto Cię tak urządził? - powiedziała - Natknąłem się na stado psów ale jakoś sobie z nimi poradziłem, potem idąc niedaleko przystani zauważyłem pijawkę. Aleksandra drgnęła. - Więc może tu gdzieś być jeszcze. - to mówiąc wstała. - Nie nie. Zaczym trafiła mnie, strzeliłem do niej serią. Dopiero gdy myślałem ze to już koniec przypomniałem sobie o moim Makarowie. Leżałem w krzakach parę godzin na zmianię mdlejąc i odzyskując przytomność. Po paru godzinach czołgałem się nawet nie wiem w jakim kierunku. - Zabiłeś ją? - Tak. Dostała prosto w oko. - przerwał na chwilę - Straszny widok. Aleks odwróciła się plecami do niego i zaczęła rozkładać śpiwór. Poczuła na sobie spojrzenie rannego stalkera. - Słuchaj - zaczęła - jeśli... Co to było?! Jakiś cień przemknął poza zasięgiem światła bijącego z dogasającego ogniska. Nagle wszystko stało się tak szybko i tak powoli jednocześnie jakby ktoś zatrzymał czas. Z krzaków naprzeciwko wyskoczyli jacyś mężczyźni, a gdy chciała złapać za broń, poczuła nagle silne uderzenie w tył czaszki. Upadając słyszała jakieś głosy... te głosy tak donośne... Takie prawdziwe... Cienie tańczyły na liściach by po chwili zgasnąć razem z ostatnimi płomykami ognia... Rozdział III Gdzieś na drodze do Zatonu... Ciemność... mroczna, tak, że można ją kroić nożem, wszechogarniająca, oblepiająca oczy. Uniosła powieki, przy wtórze okropnego bólu głowy. W pierwszej chwili myślała że oślepła, lecz w chwilę potem dostrzegła niewyraźne kontury człowieka siedzącego naprzeciwko. To Nikolai! - pamiętała jak przez mgłę. Był nieprzytomny. - Cholera gdzie ja jestem? - zastanawiała się. Jechali na pace stareńkiego Urala pokrytej plandeką, przywiązani sznurem do pordzewiałych rurek. Próbowała się wyswobodzić z krępujących ją więzów, lecz były tak sprytnie zawiązane, że każda próba spełzała na niczym. - Zostaw to w spokoju, albo rozwalę Ci łeb! - dopiero teraz dostrzegła mężczyznę siedzącego w samym kącie, blisko szoferki. Mierzył do niej z Kałasznikowa trzymając go na kolanach. Dostrzegła w jego oczach lata doświadczenia, a na twarzy lekki, ironiczny uśmieszek. - Pewnie zastanawiasz się gdzie jesteśmy co? - zapytał ukazując pożółkłe od nikotyny zęby - nie martw się wkrótce się dowiesz. - powiedział, przybierając wyraz twarzy, od którego biła nienawiść. Jechali dwie godziny w milczeniu, gdy nagle ciężarówka zatrzymała się. Trzasnęły drzwiczki, a po chwili nad klapą ukazała się głowa jakiegoś człowieka. - Wysiadać! - rozkazał. Człowiek z pożółkłymi zębami przeciął jej więzy, a po chwili odwrócił się do niej tyłem. - To moja szansa! - pomyślała. W mgnieniu oka rzuciła się na mężczyznę odwróconego do niej tyłem i wbiła mu zęby w szyję, jednocześnie próbując się na nim utrzymać. Nieznajomy był przygotowany na taką ewentualność. Rzucił się do tyłu upadając całym ciałem na kobietę i przygważdżając ją tym samym w miejscu. Obrócił się w miejscu łapiąc jedną ręka jej dłonie w żelaznym uścisku a drugą wyjmując nóż z pochwy przytroczonej do pasa. Aleksandra poczuła tępy ból promieniujący z okolic brzucha, lecz próbowała się wyrwać spod ciała mężczyzny, sprzedając mu jeden kopniak za drugim. Na tył ciężarówki wbiegł drugi mężczyzna i przytrzymując jej głowę, przyłożył jej do ust gazę z chloroformem. Szamotała się jeszcze, lecz po chwili odpłynęła w ciemność... "Szpital polowy" bandytów. Godzina 19:02 - Pobudka kwiatuszku! - usłyszała jakiś głos - dzisiaj BJ się tobą zajmie! - Co? Gdzie ja jestem? Kto to jest BJ? - BJ to nasz szef. A ty jesteś w bazie samotnych stalkerów, zwanych przez niektórych bandytami. - to mówiąc uśmiechnął się. - ja jestem Cysiek. - Aleks. Po co mnie tu ściągnęliście? - Od dziś mam być twoim ku*wa opiekunem więc przestań mnie wku*wiać! -wrzasnął jej nad uchem. - Ale o co ci chodzi?! Porywacie mnie, ogłuszacie, a teraz wrzeszczy nade mną koleś, który myśli że jest Pan bo ma spluwę! - Hahaha, nie zapomniałaś języka w gębie! To dobrze się składa. Chodź poznasz szefa. Wstała z brudnej pryczy nie wiedząc co robić. - No rusz się - wrzasnął - bo Kaśka nie da Ci jedzenia jak będziesz się ociągać! Ruszyła za nim powłóczystym krokiem... Rozdział IV Spokojną przechadzkę po tak samo wyglądających, brudnych korytarzach, przerwał łoskot karabinu maszynowego. - Co tu się ku*wa dzieje?! - krzyknął jej "opiekun", Cysiek. - Dalej! Biegnijmy do stołówki, tam powinien być szef! Zerwali się z miejsca i zaczęli biec jak gdyby ziemia rozwierała się pod ich stopami. Gdy dobiegli do schodów, kule zaczęły świstać im nad głowami, zmuszając ich do czołgania się. Szyby pękały, a odłamki szkła spadały im na plecy. - Stołówka już blisko! Szybciej! - próbował przekrzyczeć hałas. Zatrzymał ją na chwilę. - Będziemy przebiegać przez stróżówkę! Spróbuję zamknąć bramę od środka, ale musisz mnie osłaniać! Kiwnęła głową ledwie dostrzegalnie, próbując ukryć strach. - Gotowa? - krzyknął. Oparła lufę karabinu o parapet okna. - Biegnij! Zerwał się na równe nogi, biegnąc ile sił. Powoli wymierzyła w najbliższego napastnika, posyłając mu kulkę w twarz. Następni przeciwnicy zaczęli wbiegać przez otwartą bramę. Dopiero teraz spostrzegła, że mają do czynienia z żołnierzami Specnazu. Wstrzymując oddech pociągnęła za spust. Kolejny żołdak padł nieżywy. Błysk broni z okna starej wieży strażniczej. - Cholera mają snajperów! - przemknęło jej przez myśl. Spokojnie wymierzyła w niedawne miejsce rozbłysku, dostrzegając beret żołnierza. Wzięła poprawkę i oddała strzał. Karabin wypadł z martwych rąk. Kątem oka dostrzegła Cyśka dobiegającego do bramy. Skosił serią z automatu dwóch żołnierzy, po czym naciskając przycisk automatycznego zamykania bramy. Nagle upadł rażony kulą niewidocznego snajpera. Szybko wymierzyła w miejsce skąd strzelał wróg i nacisnęła spust. Bronią szarpnęło. Spojrzała jeszcze raz przez lunetkę. Snajper nie żył. Nagle usłyszała warkot silnika, a po chwili dostrzegła wielki transporter opancerzony. Po chwili brama leżała zgnieciona pod kołami wielkiego monstrum. Bitwa rozgorzała na nowo. Ze stołówki i okolicznych budynków zaczęli wybiegać stalkerzy. Lufa WKMu transportera pluła ogniem raz po raz kosząc nadbiegających ludzi. Nagle na dach stołówki wbiegło dwóch mężczyzn, dźwigając stary rosyjski granatnik RPG. Chwila ciszy zaczęła dzwonić w uszach. Dym i płomienie buchnęły z granatnika, a po chwili również z transportera. Pozostali przy życiu członkowie załogi zaczęli wyskakiwać z otwartego włazu. Aleks szybko przymierzyła i posłała jednemu z nich kulkę. Żołnierze zaczęli rzucać granaty w stronę kryjówek obrońców. Jeden ze stalkerów złapał za granat, który upadł u jego stóp i odrzucił go, zabijając trzech żołnierzy sił specjalnych. Bitwa dobiegała końca. Pozostali napastnicy zaczęli się wycofywać. W końcu ostatnie serie z karabinów ucichły, pozostawiając dzwoniącą w uszach ciszę. Dwudziestu stalkerów było martwych. Straty wroga były jeszcze większe. Oprócz transportera, stracili czterdziestu dwóch ludzi. Aleks pobiegła w stronę stołówki. Potykając się o ciała dobiegła do zniszczonej bramy. Cysiek leżał twarzą do ziemi. Obróciła go. Dostał prosto w oko. Zrobiło jej się niedobrze. Wstała przy wtórze zawrotów głowy. Poczuła ciepłą ciecz płynącą jej po brzuchu. Spojrzała na niedawną ranę od noża. Opatrunek zerwał się razem ze świeżym szwem. Zrobiło jej się słabo. Upadła. Ciemność... Można zdefiniować ją na wiele sposobów, jednak każdy odczuwa ją tak samo - poprzez strach... Rozdział V To Nikolai uratował jej życie. Dowiedziała się o tym później od jednej z "pielęgniarek". W sumie w bazie spędziła dwa tygodnie, kurując ranę po nożu i liczne zadrapania i urazy. Artefakt, na użycie którego zezwolił dowódca bandytów, po dwóch dniach leżenia na jej brzuchu, rozpadł się. Po prostu pękł na dwa równej wielkości kawałki i przestał świecić. Ale to prawdopodobnie świecący artefakt i troska Nikolaia ocaliły jej zycie. Początkowo BJ był wściekły utratą paru tysięcy rubli, a Nikolai zmartwiony tym, że utraci pacjentkę. Tak się jednak nie stało... Tydzień po bitwie. Pokój BJa. 17:00 - Otwiera oczy! - dobiegł ją czyjś piskliwy głosik. - Wynocha stąd! - ryknął ktoś - Zostawcie nas samych. Uniosła powieki. Jej oczom ukazała się twarz szefa... - Ja... - zaczęła słabym głosem. -Spokojnie. - przerwał jej - Leż nic nie mów. Wiem, że masz mnóstwo pytań i pewnie masz do mnie żal o to wszystko - wykonał obronny gest lewą ręką - i masz do tego prawo. Postaram się wyjaśnić, dlaczego spotkało Cię to dziwne pasmo zdarzeń. - Czekam więc - odrzekła z lekkim uśmiechem. Niezły przystojniak, pomyślała. - Porwaliśmy Cię... - przerwał, odwracając głowę na chwilę - Ja... My chcieliśmy, żebyś znalazła dla nas pewien rzadki artefakt. Ale to już raczej nieaktualne... Co do ataku na bazę, to okazało się, że w naszych szeregach był kret. Policzyliśmy się już z tym pieprzonym sprzedawczykiem - dodał, zaciskając zęby ze złości. - Przykro mi, że stało się tak a nie inaczej - to mówiąc, wskazał na bliznę po nożu - ale dzięki artefaktowi, który znaleźliśmy w twoim plecaku i pomocy pewnej osoby, uleczyliśmy Cię - dodał z uśmiechem. - Dziękuję - wyjąkała. - A co do tego artef... - Potem o tym pogadamy - przerwał jej. - Odpoczywaj teraz. Wstał, spojrzał na nią dziwnym, tajemniczym wzrokiem, a chwilę potem odwrócił się i odszedł zamykając za sobą drzwi. Ciekawe czy jest mną zainteresowany, pomyślała. Dwie godziny później Drzwi zaskrzypiały i wszedł przez nie jakiś mężczyzna. - Witaj - powiedział już od drzwi. Gdy się zbliżył poznała jego twarz. - Nikolai?! Ty żyjesz? - Jak widać - uśmiechnął się i usiadł w nogach łóżka. - A ty jak się czujesz? - Głowa mniej boli, a rana chyba się zagoiła. - To wspaniale - powiedział. - Poproszę Kasię, żebyś mogła jutro wstać i trochę pospacerować. Uśmiechali się do siebie. I tak minął cały tydzień - krótkie spacery w towarzystwie Nikolaia, obiad - jeśli tak można nazwać kawałek kiełbasy i kromkę chleba, a wieczorami Nikolai siadywał przy jej łóżku i zabawiał rozmową dotąd, aż nie usnęła zmorzona po całym dniu. - Wiesz, zona jest jednak piękna - powiedziała. Siedzieli na murku rozmawiając na różne dziwne tematy. - Chociaż przerażająca - dokończyła ze śmiechem. - Dlaczego milczysz? - zapytała po chwili. - Rozmyślam. Rozmyślam o wszystkim. Także o mnie i o Tobie... Milczenie. - Dobranoc panu - powiedziała śmiejąc się. Wspięła się na palce i pocałowała go w usta, a potem pobiegła do pokoju. Wiele czasu spędzili ze sobą, rozmawiając, śmiejąc się, trzymając się za ręce i znowu się uśmiechając. Pociągała ją ta jego tajemniczość, uwielbiała opowiadać mu różne historie o jej dziadku i o niej samej. On wtedy siedział wpatrzony w nią i słuchał z uwagą nie przerywając jej ani słowem. Raz zdarzyło się, że pijany i napalony stalker zaczął ją zaczepiać i dobierać się do niej. Normalnie leżałby na ziemi z rozwaloną szczęką, ale była zbyt słaba by rozpoczynać bójkę. Wtedy Nikolai wszedł wolnym krokiem do izby, a widząc rękę stalkera leżącą na jej nodze, dopadł do niego w dwóch szybkich skokach, podniósł go za fraki i spojrzał przenikliwym, lodowatym wzrokiem w oczy pijaka. Ten nic nie mówiąc, wstał i wyszedł z izby jakby nagle otrzeźwiał... - Jak to zrobiłeś? - zapytała później zdziwiona. - Lepiej nie pytaj -odpowiedział i roześmiał się. Ciągłe siedzenie w bazie wpływało na jej nerwy. Kiedy w końcu będzie coś do roboty, myślała. Dzień później 23:42 Puk puk. - Proszę. - Jeszcze nie śpisz? - zapytała Aleks. - Nie - uśmiechnął się - czytam jakiś kiepski kryminał - dodał po chwili. - Wiesz ja... pragnę Ci podziękować za uratowanie mi życia. - Drobiazg nie dziękuj - zaśmiał się. - Ale ja chcę... Pięć minut potem odpłynęli w rozkoszy, w akompaniamencie grającego za oknem wiatru. Dwa tygodnie po bitwie. Bar "U Chudego". 14:38 - Pakuj się mamy robotę! - zawołał uradowany Nikolai już od wejścia. - A co to za robota? - zapytała uśmiechając się ironicznie. - Słyszałaś kiedyś o artefakcie o nazwie Prometeusz? Spojrzała na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma... Rozdział VI Prometeusz był czymś niespotykanym, był swoistym skarbem nie do odkrycia. Podobno dwa i pół roku temu samotnik zwany Leśnikiem, znalazł kopalnię pełną dziwnych artefaktów. Większość z nich nie nadawała się do niczego - były uszkodzone lub nie wykazywały żadnych właściwości, chociaż świeciły nieziemskim światłem. Idąc dalej natknął się na Prometeusza - jak został później nazwany. Art nie wykazywał żadnych szczególnych właściwości, jedynie jego jądro świeciło się nikłym, ledwo dostrzegalnym blaskiem. Po dogłębnym zbadaniu owego znaleziska przez zaprzyjaźnionego naukowca, odkryto, że art leczy zarówno "ciało jak i duszę". Przypominało to legendę o Sangrealu czyli świętym Graalu. Między innymi dlatego większość stalkerów postrzega Prometeusza jako coś niezwykłego, niemożliwego do znalezienia. Łączą postać legendy o Chrystusowym kielichu z legendą o Prometeuszu. Każdy zagadnięty stalker odpowiedziałby to samo - To przecież legenda. Choć niewątpliwie każda wzmianka o tym artefakcie rozpala wyobraźnię słuchaczy. Bar "U Chudego" 14:40 - Chyba sobie jaja robisz? - powiedziała Aleksandra do Nikolaia - Coś takiego jak Prometeusz nie istnieje! To tylko legenda. - ciągnęła z niedowierzaniem patrząc na swego kompana. Nikolai zdjął plecak i wyjął z kieszonki jakieś zwitki, coś wyglądającego jak zdjęcia. Podsunął jej pod nos pierwszy obrazek. Był to szkic. Przyjrzała się bliżej... - Prometeusz? - Tak - odparł. Podał jej kolejne zdjęcie. Była to fotografia wielkiego kompleksu fabrycznego. - A to co? - zapytała. - Tutaj podobno ostatni raz widziano Dzikiego. - A co to ma do rzeczy? - To, że to właśnie on jest w posiadaniu Prometeusza - wyjaśnił ze spokojem. Znowu rozdziawiła oczy ze zdumienia. Nie przestawał ją zaskakiwać. Dziki jest największym sku*wielem jakiego ziemia kiedykolwiek zrodziła. Każdy był co do tego zgodny, nawet jego banda. Morderca, gwałciciel i jeszcze wiele by wymieniać. Często zabijał dla bez powodu i najwyraźniej sprawiało mu to wielką przyjemność. Chłopaki BJa to przy nim aniołki roznoszące prezenty... Zresztą BJ zapytany czemu nazywają ich bandytami odpowiadał, że to dla przykrywki. Tak naprawdę pracowali dla naukowców z przenośnego laboratorium, wyjaśnił wtedy. Wierzyła mu, gdyż zdarzało się czasem, że potajemnie obserwowała stalkerów z grupy BJa i nic nie wskazywało na to,że parają się działalnością sprzeczną z prawem. Zaśmiała się na to wspomnienie - Prawo w Zonie? Hahaha... - Co w tym śmiesznego? - zapytał Nikolai. - Nic, przepraszam Cię. Po postu coś mi się przypomniało. Podsunął jej trzecią kartkę. Była to w miarę dokładna mapa Strefy, narysowana przez jednego z kartografów. - Postudiuj mapę wieczorem. Tutaj masz bazę Dzikiego i pobliskie posterunki - wskazywał po kolei palcem na mapie kolejne zaznaczone kropki. - Niestety nie wiemy jaka jest liczebność posterunków. W bazie jest około dwunastu ludzi, co wydaje się podejrzane, bo ten zawsze chodzi z dużą obstawą. - Okej popatrzę przed snem. Kiedy wyruszamy? - Za dwa dni. Spakuję się i dam Ci znać. Masz jakiś porządny kombinezon i maskę? Pokręciła głową - Tylko to co mam w pokoju. - Ten grat?- zaśmiał się - Pogadam z BJem i spróbuję załatwić Ci coś lepszego. - Okej ja idę się położyć bo padam po wczorajszym dniu. Dobranoc - pocałowała go. - Dobranoc. Rozdział VII Dzień później 12:19 BJ się postarał. Dla każdego nowiutki kombinezon zwany przez stalkerów "Świt" i masa innego wyposażenia z wyższej półki. Granaty, magazynki, prowiant. Aleks ubrana w nowy strój, siedziała w mieszkaniu Kasi, pałaszując zupę. Kaśka była Polką, miała około 45 lat i miała ona męża, Marcina, który był można powiedzieć, prawą ręką BJa. Obaj często uzgadniali sprawy administracyjne, prowadzili rozmowy z naukowcami, więc siłą rzeczy Katarzyna była dobrze poinformowana. Mąż nie mówił jej wszystkiego a ona nie była plotkarą, ale jednak wiedziała o paru ciekawych faktach. - Wiesz, że szef wysyła z wami oddział Polaków? Podobno idzie pięć osób. - westchnęła i dodała cicho - w tym mój mąż... - Oddział? A po co mi oni? Żeby się plątali pod nogami jak stado baranów? - była wściekła. - Mają was osłaniać przez całą drogę. - A dlaczego twój mąż idzie? I czemu akurat Polacy? - zapytała i za chwilę tego pożałowała. Jej gospodyni bardzo posmutniała. - Ja... Ja nie wiem. Przypadkiem podsłuchałam, że Marcina też wysyłają... - Posłuchaj wszystko będzie dobrze. Marcin z tego co słyszałam, wiele razy wychodził cało z opresji. Nie bój się zaopiekuję się nim - dodała ze śmiechem. - Dziękuję - odparła ocierając rękawem krople łez - Po prostu się boję o niego... - nagle w jednej chwili skoczyła na równe nogi - Dobra koniec pieprzenia! Idziemy? - dodała uśmiechając się. - Jasne. A powiedz mi kto jeszcze z nami idzie? Znasz imiona, nazwiska, ksywy? - Marcin, jakiś taki niski jeden, chyba Mateusz. Chociaż Matek na niego wołają... - Hmm nie kojarzę... Kto jeszcze? - Słyszałam też, że idzie Stachu. Pewnie go znasz, wołają na niego dziadek Will. - Znam, znam tego starego opowiadacza bajek! - roześmiała się głośno - Może być zabawnie. Ktoś jeszcze? - Tak jeszcze dwóch dziwnych typów, chyba nie są Polakami ani Rosjanami. Aleks uniosła z zaciekawieniem brwi. - Na jednego z nich wołają Najemnik, bo podobno kiedyś był przywódcą oddziału najemników. Ogólnie jest bardzo tajemniczy i w ogóle się nie odzywa. - Tak kojarzę. Słyszałam kiedyś o nim. Podobno uratował wioskę nowicjuszy kiedyś w Kordonie, gdy wojsko zaatakowało. - Mhm to był jego oddział. Jeszcze idzie Smok, pewnie go znasz. - Tak był w jego oddziale z tego co wiem. Milczenie. - Wiesz, że... Że to on Cię porwał? - Co?! Ten sku*wysyn wbił mi kosę! Zabiję szmaciarza! - krzycząc chciała wybiec z izby. - Czekaj! Nie rwij się tak do cholery! - krzyknęła na nią gospodyni - Nie zrobił tego specjalnie! Rozmawiałam z nim o całym zajściu. Wyjaśnił mi, że nie chciał tego zrobić, bo on potknął się z tym nożem i upadł przygniatając cię. Gdy mówił wyczuwałam w nim żal. Naprawdę. Wiesz, że jeśliby zrobił to specjalnie już by go tutaj nie było. - Masz rację. Ja... Przepraszam Cię za ten wybuch. Myślałam, że dopiero gdy na mnie leżał wyciągnął nóż. Ja... Ech, ja muszę odpocząć bo jutro wyruszamy. - dodała po cichu. Kasia przypatrywała jej sie przez dłuższą chwilę, po czym zapytała wprost. - Boisz się tego wszystkiego prawda? Tym razem cisza dzwoniła w uszach dłużej niż poprzednio. Do ich uszu dolatywały tylko dźwięki rytmicznego rąbania siekierą w drewno. Pewnie szykują ognisko. - Tak boję się, ale cóż mam poradzić? - wyrzuciła z siebie w końcu. - Aleks wiesz, że nie musisz z nigdzie z nikim iść. - Wiem... Ale ja chcę! Nie mogę zawieść nadziei tylu osób! Wiesz przecież, że ten artefakt leczy wszelkie, znane ludziom choroby. - To tylko legendy moja droga. Nie możesz dawać się ponieść emocjom. - po chwili milczenia dodała - Wierzysz w Boga? - Co? Ja tak trochę tylko... To znaczy wiem, że gdzieś tam pewnie jest, ale Bóg powinien dawać znaki! Znaki rozumiesz?! Tyle zła jest wokół i sami sobie musimy z tym gównem radzić! A czemu on nie pomaga?! - wrzasnęła. - Przestań, uspokój się, chodź tutaj - to mówiąc złapała ją za ramiona i przytuliła jak własne dziecko, którego nigdy nie miała. Może kiedyś?, pomyślała. - Chciałabym ci coś pokazać. Chodź. - to mówiąc wzięła ją za rękę. Nie niepokojone wyszły z bazy stalkerów i skręciły w kierunku południowym, w stronę starej cementowni. Po pięciu minutach wędrówki wąską dróżką wzdłuż brzegu pobliskiego jeziorka, doszły na miejsce. A przynajmniej tak stwierdziła jej przewodniczka. - Po co tu przyszłyśmy? - pytała zniecierpliwiona, myśląc, że starszej kobiecie coś się w głowie lekko poprzestawiało. - Spójrz. - to mówiąc przecisnęła się przez wielką kępę krzaków, która zagradzała im dalszą drogę. Aleks poszła w ślady dziwnej przewodniczki. Lecz, gdy tylko wyjrzała na drugą stronę, zmieniła o niej zdanie. Jej oczom ukazała się druga, większa część jeziora. Z drogi którą szły, zakątek ten był niewidoczny przez wielkie zarośla porastające brzeg. Promienie słońca w cudowny sposób rozświetlały gładką taflę wody. Wydawało jej się, że spod gładzi wody błyska coś niesamowicie pięknego. - To kryształy. - wyjaśniła jej Kasia - Nie pytaj mnie jak się tu znalazły bo sama nie wiem. - To... to jest piękne... - powiedziała ledwo dosłyszalnie Aleks, zauroczona pięknem zakątka. Że też takie niebo istnieje w takim piekle jak zona, myślała, wpatrując się szeroko rozwartymi oczyma w jeden z żywiołów. Nawet nie zauważyła, kiedy jej przewodniczka zniknęła. Usiadła pod pniem pobliskiego dębu, a po chwili zapadła w błogi sen... Gdy się obudziła, nadchodził już wieczór. Przecierając oczy, usłyszała jakże miły dla ucha, dźwięczny głos bliskiej jej osoby. - Pięknie tu prawda? - Obok niej usiadł Nikolai. - Jak? Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - pytała wpatrując się w niego zdziwionym wzrokiem. - Kasia mi powiedziała gdzie jesteś. Poza tym miałem cię dzisiaj tutaj przyprowadzić, ale widzę, że mamuśka zrobiła to za mnie. - uśmiechnął się - Nie nie pytaj. Nie jest moją matką. Po prostu tak ją czasem nazywam. - Nikolai, musimy iść i szykować się do misji. - zaczęła. - Wszystko jest przygotowane. Chłopaki pewnie chleją teraz przy ognisku. Ja przyszedłem... Bo chciałem porozmawiać o nas... Przysunęła się do niego i wtuliła w jego silne ramiona. Przez moment wpatrywali się sobie w oczy. - Wiem, że dużo przeszłaś. -urwał na chwilę - Chcę być dla ciebie oparciem. Przyjacielem. Opoką. Rozumiesz? Kocham Cię Aleks... - Nic nie mów proszę - powiedziała po chwili, a słowa wypowiedziane przez siedzącego przy niej mężczyznę dzwoniły jej w uszach jak echo. Wsłuchiwała się w nie z błogością. - Kocham Cię Nikolai - powtórzyła wpatrując się w jego twarz ze łzami w oczach. Objął ją mocniej i pocałował. Siedzieli tak wtuleni w siebie, rozumiejąc się bez słów. Po chwili utonęli w otaczającym ich uczuciu. Gdy zasnęli przytuleni do siebie, leżąc nad brzegiem pięknego jeziora, samotna gwiazda wędrowała po niebie zwiastując nadejście nocy i nadziei na lepsze jutro... Rozdział VIII Następnego dnia 10:20 - Zbieramy się panienki! - usłyszała donośny głos Marcina. Na czas wyprawy on i Aleks mieli objąć dowodzenie nad grupą. Każdy po kolei podchodził i podawał im dłoń, życząc powodzenia, chociaż nie wiedzieli właściwie czemu, bo o Prometeuszu wiedziała tylko grupa wybrana do zadania. Pewnie myślą, że jakaś ważna misja, myślała Aleks. I w sumie mają rację... Każdy z grupy był nieufny wobec drugiej osoby. Podchodzili do siebie jak nieśmiały przedszkolak, który wchodzi do klasy, by poznać nowych kolegów. W końcu nadszedł czas opuścić nowy "dom". Ruszyli z ociąganiem. Każdy uzbrojony po zęby, z plecakami na prowiant i ekwipunek na ramionach. Marcin miał zarzuconego na ramię stareńkiego kałasznikowa , zwanego potocznie motyką. Niski miał abakana z kolimatorem zdobytego na żołnierzach specnazu, a za pasem PMkę z tłumikiem. Zachowywał milczenie, widać było, że jest zdenerwowany. Tak samo wyposażony był dziadek Will. Aleks wciąż zastanawiała się po jaką cholerę on był jej potrzebny w oddziale. Wszyscy znali go jako starego bajarza, grzejącego gnaty przy ognisku i śpiącego do południa. Na pierwszy rzut oka miał około pięćdziesięciu lat, lecz gdy się ruszał, emanowała z niego siła i widać było, iż każdy krok stawia pewnie i szybko. Pewnie zwieje na widok psa, myślała Aleks, przypatrując mu się spod wpół przymkniętych powiek. Były dowódca najemników miał M4 z podczepionym granatnikiem, przy kamizelce przytroczone granaty m209, a w kaburze na biodrze wypolerowanego Steczkina z celownikiem laserowym i również z tłumikiem. Nie odzywał się ani słowem, tylko lustrował wzrokiem rozchodzących się ludzi. Aleks zastanawiała się czy on w ogóle potrafi mówić... Przedostatni z ich grupy, wyposażony był w erkaem RPK-74 z dużym, bębnowym magazynkiem. Na ramieniu miał granatnik RPG-NH 75. Nikolai miał na ramieniu AK ze skróconą lufą, a w wypolerowanej kaburze błyszczał Walter P99. Aleks była wyposażona w nowiutki snajperski "Tavor" STAR-21 izraelskiej produkcji. Miał kaliber 5.56x45, ważył niecałe cztery kilogramy, był kompaktowy i mógł strzelać ogniem ciągłym. Do tego był wyposażony w dwójnóg i znakomity celownik optyczny zakładany na szynę Picatinny. Końcówkę lufy zdobił tłumik. Aleks wolała nie pytać skąd BJ wytrzasnął takie cudeńko. Ale skoro współpracują z naukowcami, to wszystko jest możliwe. Dodatkowo była wyposażona w APSa, którego miała przy sobie odkąd sięgała pamięcią. Nie raz uratował jej życie... Wszyscy byli wyposażeni w kombinezony świt z kamizelką kuloodporną założoną na wierzch. Każdy również miał zawieszoną na udzie maskę przeciwgazową, którą można było podłączyć do aparatu tlenowego o obiegu zamkniętym, a także detektory anomalii opracowane przez naukowców. GPSy, racje żywnościowe na dwa tygodnie i oczywiście każdy po paręnaście magazynków. Dodatkowo Niski niósł w wypchanym po brzegi plecaku zapasowe magazynki i amunicję. Idziemy na wojnę, pomyślała Aleksandra. Kilometr od bazy czekała na nich ciężarówka Ural. O maskę, paląc papierosa, opierał się ich kierowca. Miał ich dostarczyć do odległej o dziesięć kilometrów, nieczynnej fabryki samochodów. Rzucił niedopałek na drogę po czym spojrzał na grupę przenikliwym spojrzeniem. - Cześć - zaczął wesoło - jestem Kostia, ale kumple wołają na mnie Kostek - powiedział i znowu spojrzał na nich dziwnym wzrokiem. - Wiem kim jesteście więc nie przedstawiajcie się. Podał każdemu po kolei dłoń, po czym głos zabrał Marcin. - Wiesz gdzie masz nas dostarczyć? - Tak pewnie. Wskakujcie, silnik już jest rozgrzany. Najemnik i Niski zajęli miejsca w szoferce obok Kostii, a reszta grupy wskoczyła na odkrytą pakę ciężarówki. Wkrótce ruszyli. Silnik pracował miarowo, chrzęszcząć tylko przy zmianie biegów. Droga wiodąca do fabryki była kręta i wyboista, pełna dziur i pagórków. Po pół godzinnej jeździe, milczenie przerwał Marcin siedzący na przeciwko Aleks. - Może wypróbuj karabinek póki jedziemy po prostej? - Dobra myśl -odparła - Postrzelam na większą odległość i skalibruję przyrządy celownicze. - Widzisz ja to mam łeb - dodał z uśmiechem. Aleks strzelała do mijanych drzew, a tłumik pykał tylko cicho, tłumiąc odgłosy wystrzału. Pozostali pogrążyli się w cichej rozmowie. Nikolai wspominał jakieś przygody z Marcinem, a dziadek Will jak zwykle zabawiał swoimi historyjkami siedzącego obok niego Smoka. Obaj od czasu do czasu rechotali głośno, a ich śmiech przebijał się przez odgłosy pracującego silnika. Po drodze nie spotkali żadnych ludzi ani mutantów. Godzinę później. Stara fabryka samochodów. - Wysiadka! - zakrzyknął Will. Marcin cicho wydawał rozkazy, a reszta zabezpieczała teren. Wszędzie było cicho i spokojnie. Fabryka prezentowała się ponuro. Na paru śrubach wisiał zniszczony szyld, okna były powybijane, a dookoła stały wraki pojazdów. Weszli do środka ubezpieczając się. Na zewnątrz zostali Smok i Kostia. Wewnątrz było trochę różnych gratów, a w szczególności starych opon. - Bandyci rozkradli co się dało od czasu wybuchu - powiedział Nikolai, który krok w krok podążał za Aleks. - To do nich podobne - odrzekła. - Dobra oddział! Ruszamy dalej. - wydał komendę Marcin. Coś nagle tupnęło głośno na zewnątrz. Zanim dziadek Will przekroczył próg, powietrze rozdarł wrzask Kostii. Chwilę potem odpowiedzią był terkot karabinu maszynowego Smoka. Wszyscy wybiegli na zewnątrz. Pięćdziesiąt metrów od wejścia biegła pijawka, ciągnąc za sobą krzyczącego coraz słabiej Kostię. Wokół niej wzbijały się tumany kurzu od kul erkaemu. Każdy zaczął strzelać w stronę uciekającej pijawki. Dosłownie dwie sekundy później zniknęła w otchłani pobliskiego wejścia do tunelu. - Wstrzymać ogień! - ryknął Marcin. Kurz wzbity przez kule zaczął powoli opadać. Każdy zajął pozycje wokół wraków samochodów. Nic. Cisza. Ani żywej duszy... Smok był roztrzęsiony, ledwo trzymał broń. - Dlaczego strzelałeś? Ta ku*wa porwała kierowcę! - krzyknął na niego Niski. - Ona... Ona zeskoczyła z dachu wprost na mnie, ale zdołałem ją kopnąć gdy szykowała się do... d-d-do uderzenia... - Przerwał i usiadł na ziemi, wciąż dygocąc ze strachu. - P-potem podbiegła do kierowcy i rozpruła mu brzuch pazurami. - zamilkł na dobre. Aleks uklęknęła koło niego łapiąc go za ręce i zmuszając by spojrzał jej w twarz. - Posłuchaj. On może jeszcze żyć. Musimy tam zejść. Ty zostaniesz tutaj z Willem i będziecie pilnować zapasów i ekwipunku. Dobrze? - przytaknął, patrząc jej w oczy. - Pamiętaj, że musisz wziąść się w garść i uważnie pilnować terenu okej? Dasz sobie radę - uśmiechnęła się do niego. - Chodź - pomogła mu wstać. - Dobra ruszamy! Zostawcie plecaki i ciężki sprzęt. - rozkazał Marcin. Po chwili zwrócił się półgłosem do Willa - Miej na niego oko - wskazał na Smoka. Will tylko przytaknął, nie mogąc zmusić się do wypowiedzenia choćby jednego słowa. - Wejdźcie na wieżę fabryki i jakby co to wiesz gdzie masz krótkofalówkę -zakończył Marcin. Dwóch stalkerów zaczęło się wspinać po drabinie na wieżę wieńczącą dach fabryki. Po chwili reszta ruszyła, bacznie obserwując teren, wokół fabryki i tunelu. Szli w odstępach dwudziestu kroków, rozglądając się dookoła. Przy wejściu do starego tunelu ujrzeli niesamowitą scenę. Pijawka podniosła Kostię na wysokość pyska, po czym zaczęła wysysać krew. Ktoś z drużyny oddał serię z automatu w jej stronę. Dwie kule raniły potwora, a trzecia rykoszetowała gdzieś obok. - Nie strzelać! - wrzasnął Marcin, podnosząc rękę do góry. Pijawka zdezorientowana, puściła Kostię, który nagle złapał ja z całych pozostałych mu sił, po czym nagle wyciągnął zębami zawleczkę granatu, który musiał ukryć w wolnej dłoni. - Padnij! - Nie! - wrzasnęła Aleks, chcąc rzucić się w stronę stalkera, lecz silna, stanowcza ręka osadziła ją na ziemi. Pijawka ryknęła wściekle, a po chwili eksplozja rozerwała ją i Kostię na strzępy. Szczątki zostały rozrzucone w promieniu dziesięciu metrów. W powietrze wzbił się smród spalenizny i śmierci... Oddział zaczął się podnosić, każdy odwracał wzrok i nie zważając na nic ruszał ociężale w stronę fabryki. - Przynajmniej zginął, ratując nas - cicho bąknął Marcin. - Ale za jaką sprawę?! -wrzasnęła Aleks - Za słuszną?! Resztę drogi pokonali w milczeniu. Naprzeciw im wyszli Will i Smok, niosąc pozostały ekwipunek. - Widzieliśmy przez lornetki co się stało - zaczął Will - Lepiej już chodźmy z tego przeklętego miejsca. Odpowiedzieli mu ponurym kiwnięciem głowy... Rozdział IX Posuwali się naprzód w milczeniu. Strach ściskał za gardło, nie pozwalając wydobyć żadnego słowa. Gdy już zostawili starą fabrykę dobre dwa kilometry z tyłu, zagłębili się w dość szeroki wąwóz otaczający wąską ścieżkę, po której ostrożnie stąpali do przodu. Cała droga skrzyła się w blasku słońca, tylko ciemne, posępne i jakby zgęstniałe ściany wąwozu, były przejawem ciemności i zła jakie czaiło się nieopodal. Czerń ta nie była jedynie cieniem rzucanym przez skały, czy krzewy. Była czernią, która z daleka sprawiała, jak gdyby ściany wąwozu były pokryte mroczną, poruszającą się mazią. A może tak tylko im się zdawało... - Hej widzicie to? - powiedział szeptem Nikolai, pokazując palcem jakiś dziwny kształt na skraju urwiska. - Co to jest? - zapytał Marcin, już poważnie przestraszony. - Czekajcie, ja zobaczę - uciszyła ich Aleksandra gestem dłoni. Spojrzała przez lunetę w stronę krawędzi, niemal natychmiast dostrzegając, charakterystycznie wyglądającą postać żywego trupa. Wszyscy spojrzeli na Aleks i dziwiąc się swojej głupocie, wyciągnęli lornetki, również wyszukując dziwnego kompana. Jednak sekundę później maszkara zniknęła. Mężczyźni zaczęli się niespokojnie rozglądać dookoła, wiedzeni nagłym impulsem. Aleks tylko stała spokojnie wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stał umarlak. Nagle Matek zarzucił sobie na plecy swojego abakana, po czym odezwał się do nich tubalnym głosem: - Musimy stąd iść moi drodzy. Zło się czai wszędzie dookoła nas!- wszyscy wpatrywali się w niego nieprzytomnie - Żegnajcie, jeśli nie chcecie chwycić za dłoń prowadzącą do zbawienia! Żegnajcie! - wykrzyczał i odwrócił się w stronę wyjścia z wąwozu. Aleks i reszta pomachali mu na pożegnanie, czując dziwne otępienie. Niski zaczął iść, od czasu do czasu dziwnie wymachując rękami. Po piętnastu krokach upadł twarzą w błotnistą ziemię. Tylko Marcin i Aleksandra znaleźli w sobie dość sił by obudzić się z dziwnego letargu i podbiec do leżącego kompana. - Uch... co się dzieje? - zapytała Aleks biegnąc za Marcinem. - Ledwo widzę gdzie biec! - Nie wiem... Zobaczmy co z nim. - Odkrzyknął łamiącym się głosem, klękając obok Niskiego. Zdjęli mu ciężki plecak i obrócili na bok. Marcin zbadał puls. - Niestety... - powiedział łamiącym się głosem i usiadł na ziemi w podkulając nogi. Aleks spojrzała na niego i poszła w jego ślady siadając na ziemi. Oboje wtulili twarz w dłonie i zapłakali rzewnymi łzami. Reszta grupy zaczęła się niespokojnie wiercić. - S-są wszędzie! - zaczął Smok - Zabić ich! Urwać im te pie*dolone łby! - krzycząc odbezpieczył karabin. Pierwsza seria poszła w ścianę wąwozu, rykoszetując od skał. Kolejna zatańczyła w powietrzu niebezpiecznie blisko głowy Willa. Zanim trzecia seria poleciała w jego stronę, Najemnik skoczył, przygważdżając Smoka do ziemi. Jednak kule dosięgły celu. Resztki mózgu staruszka, rozbryznęły się, zdobiąc ścianę wąwozu. Ciało bezwładnie upadło na ziemię. Najemnik wciąż szarpał się ze Smokiem próbując go obudzić, jednak bezskutecznie. Wielki jak dąb, silny jak tur, w jednym momencie strącił z siebie swojego byłego dowódcę i włożył sobie lufę Steczkina do ust. Strzał rozdarł powietrze. Najemnik spoglądał z niedowierzaniem na ciało swego towarzysza. Aleksandra i Marcin nawet nie zwrócili uwagi na scenę jaka się rozegrała, a Nikolai gdzieś zniknął, co dopiero teraz odnotował były komandos. Zamknął oczy, pozwalając myślom powędrować swobodnie. Po chwili usłyszał jakieś głosy. - Tutaj! Szybko! - uniósł powieki, niemal natychmiast dostrzegając kobietę pochylającą się nad Aleksandrą. Jej twarz jakby promieniowała pięknem i zmysłowością. Długie kasztanowe włosy, okalały jej twarz przyozdabiając ją na podobieństwo nieziemskiej bogini. Nosiła dziwny, ciemnobłękitny strój. W chwilę później pochylała się nad nim, mówiąc jakby przez mgłę - Jestem Leila. - Zmysłowe zielonkawe oczy wpatrywały się w niego uporczywie. - Chodź pomogę Ci wstać. Możesz iść o własnych siłach? - zapytała pomagając mu wstać. - Chyba t-tak - wyjąkał, wpatrując się w nią. Pomagając mu iść, Leila rozglądała się bacznie na wszystkie strony. W końcu wydostali się na szczyt wąwozu. Na dróżce stał pordzewiały UAZ. W środku siedzieli już Aleks i obejmujący ją Nikolai. Marcin palił papierosa. Powoli dochodzili do siebie. Nikt nic nie mówił. Po prostu po pięciu minutach mocowania się z silnikiem, odjechali w stronę zachodu słońca... Rozdział X Zupa była smaczna i co najważniejsze ciepła. Gdy zjedli, od razu zrobiło im się lepiej. Aleks usiadła pod ścianą oznajmiając, że jest najedzona. Marcin zapalił papierosa i również rozsiadł się wygodnie, spoglądając błękitnymi oczyma w stronę włazu do bunkra. Byli bezpieczni. Znajdowali się w starym, opuszczonym bunkrze, obecnie przykrytym ziemią i zaroślami. W środku znajdowała się prawdziwa naukowa aparatura i niewielka zbrojownia. W drugim pomieszczeniu, gdzie siedzieli wszyscy pozostali przy życiu członkowie oddziału, stała kuchenka polowa, stolik zbity z drewnianych bali, dwa krzesła i dwupiętrowe łóżko. Pokój rozświetlała mrugająca od czasu do czasu żarówka. Na górę do włazu, prowadziła pordzewiała drabina, po której strach było stąpać... Do pomieszczenia weszła Leila niosąc ze sobą M4 Najemnika. - Proszę. Naprawiony i działa jak trzeba. - uśmiechnęła się, siadając obok niego i podając mu broń. Najemnik spojrzał zachwycony na naprawiony zamek karabinu. - Nie wiedziałem, że znasz się na tym. Dziękuję! Pozwól, że Ci za... - Zapłata nie jest konieczna - nie pozwoliła mu dokończyć - potrzebowaliście pomocy, a ja wam pomogłam. Macie szczęście, że znacie Nikolaia. Gdyby mnie nie spotkał, prawdopodobnie zostalibyście w tej kotlinie na zawsze. - To było pole psioniczne, zgadza się? - zapytała Aleks. - Dokładnie. Mieliście zwidy, wizje? - Tak... Pół oddziału nie żyje... - Zamilkła na chwilę, po czym dokończyła ze złością - I to przez to, że podjęłam złą decyzję! Marcin położył jej dłoń na ramieniu. - Jeśli już kogoś obwiniać to tylko mnie, bo ja podjąłem decyzję. - Nie. Nikt z was nie jest winien. Nie mogliście przewidzieć co się stanie! - zakończyła Leila. - Przygotujcie się. Ruszamy wieczorem. - Dodał Marcin. Dzień piąty wyprawy. 18:47 Leila postanowiła im towarzyszyć w dalszej drodze, chociaż Najemnik był przeciwny. Kierowały nim uczucia, jakie zrodziły się w ostatnich paru dniach. Po prostu bał się o nią. Mimo tego uparła się i postawiła na swoim, tłumacząc mu, że przy nich jest tak samo bezpieczna jak w bunkrze. Po godzinie dotarli w końcu do celu. Znajdowali się niecałe pół kilometra od terenu fabryki. Zmierzch działał na ich korzyść. Niezauważeni, dotarli do niewielkiego wzgórza, stromo zakończonego od strony fabryki i porośniętego gęstymi krzakami. Aleks rozłożyła karabin i leżąc spojrzała w szkło lunety. Ustalili plan. Marcin, Nikolai i Najemnik (grupa Alfa) mieli zakraść się do bazy przez rurę kanalizacyjną, biegnącą pod fabryką. Aleks i Leila (grupa Zulu) mieli osłaniać ich ze wzgórza i w razie potrzeby zapewnić snajperski ostrzał. Nadszedł czas na wykonanie planu. Nikolai pocałował Aleksandrę, obie grupy życzyły sobie powodzenia, po czym oddział alfa z tłumikami na lufach, ruszył przez zarośla w stronę bazy. Minęło dziesięć minut, gdy Aleks dostrzegła grupę Marcina, powoli zbliżającą się do rury. Zatrzeszczało radio. - Zulu mamy problem. Nie możemy przejść niezauważeni przez bajorko. Strażnik na dachu na pewno nas spostrzeże. Ma noktowizor. Powinien być na twojej jedenastej. Odbiór. - Tak widzę go. Zajmiemy się tym. Ruszajcie, gdy padnie. Bez odbioru. Przesunęła nitki celownika na postać bandyty. - Odległość? - powiedziała do swojej obserwatorki. - 480. - Wiatr? - Wschodni. Weź poprawkę o 2 stopnie. - Gotowa. - Strzelaj bez rozkazu. Karabin szarpnął, a ułamek sekundy później kula trafiła bandytę w tętnicę szyjną. Upadł nie czyniąc hałasu. Alfa ruszyła przez bajorko, a po chwili zniknęła w otworze rury. - Alfa jak wam idzie? - Wychodzimy z kanałów. Niezbyt duży opór. Załatwiliśmy dwóch. Nie spostrzegli nas. Jak tam na górze? - Narazie jest spokojnie. - Spokojnie jak na wojnie. Tu pie*dolnie tam pie*dolnie i znowu jest spokojnie... - usłyszała głos Nikolaia. - Bardzo śmieszne... Uważajcie przy wejściu do hangaru, jest tam jeden z papierosem, ale nie mam czystego strzału. - Poradzimy sobie. Bez odbioru. - Aleks, widzisz tego na drugiej, przy wieży? - Odezwała się Leila po chwili. - Mam go. - Biorąc pod uwagę siłę pocisku, i inne parametry, o których nie będę powinien wpaść do tej studzienki za nim. - Hmm. - zastanowiła się Aleks - W sumie masz rację. Zdejmę go. - Poprawka taka sama. Strzelaj. Leila miała rację. Siła pocisku rzuciła bandytą w tył, a ten wpadł do studzienki. Leila spojrzała na Aleks triumfalnym wzrokiem. - Pieprzona Pani Filozof... - pomyślała Aleksandra. 10 minut później W bazie zapanowało dziwne poruszenie. Bandyci zaczęli krążyć wokół budynków, świecąc latarkami po wszystkich zakamarkach. - Aleks, Aleks! Mamy ten cholerny artefakt!Poczekaj chwilkę... - zaległa cisza - Chyba nas spostrzegli, nie wiem co się dzieje. Siedzimy pod schodami jak jakieś pieprzone kocury. - denerwował się Marcin. - Czas się chyba zabawić. Na placu jest dokładnie dziewięciu. Jak tam u was w środku? - Korytarze są puste, w stróżówce widzieliśmy czterech i przy wyjściu dwóch. Załatwiliśmy ich szefa jak spał. Miał przy sobie coś ciekawego... Potem Ci pokażę. Dobra robimy tak. Nie ma sensu się przekradać, bo i tak nas spostrzegą. Pobiegniemy wzdłuż muru w stronę wejścia robiąc rozpierduchę. Wy musicie nas osłaniać. No. To życzcie nam powodzenia. Bez odbioru. - Zaraz się zacznie. Przygotuj się - powiedziała Aleks do towarzyszki. Leila sięgnęła do tyłu i wyjęła z brezentowego pokrowca M14 SOCOM z celownikiem. Po raz kolejny zadziwiła Aleksandrę. - Gotowa. - Odparła tylko. - Alfa zaczynajcie akcję. W ciągu jednej minuty rozegrało się wszystko. Oddział Alfa wybiegł na plac strzelając w biegu i rzucając granaty. Zdezorientowani bandyci ledwo zareagowali, odpowiadając niecelnym ogniem i rzucając się na ziemię w celu znalezienia schronienia przed kulami. Większość z nich nie dotarła do kryjówek, gdyż karabiny snajperskie robiły swoje. Dziesięć minut później obie grupy połączyły się, a w bazie nie pozostał ani jeden żywy renegat. Widok piękna artefaktu, wynagrodził im wszelkie trudy i straty, jakie ponieśli w czasie tego trudnego sprawdzianu. Nareszcie wracali do domu... 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Buber Opublikowano 27 Listopada 2011 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Listopada 2011 Ciekawe opowiadanie, podobało mi się. Pare poprawek stylistycznych i będzie prima. ;) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Papaczos Opublikowano 27 Listopada 2011 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Listopada 2011 Ja przede wszystkim chciałbym prawdziwego zakończenia, bo to co jest, jest bardzo prowizoryczne. Całość natomiast, jest taka, jak napisał Buber - parę poprawek stylistycznych i będzie OK (koniecznie trzeba poprawić zdanie "zeskoczyła powoli" - spróbuj wejść na krzesło i zeskoczyć powoli :) ). Ale czytało się bardzo przyjemnie... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Buber Opublikowano 27 Listopada 2011 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 27 Listopada 2011 Żebyś wiedział że ten zeskok mi pierwszy wpadło w oko :D Karol---Napisz może " nie zastanawiając się długo otworzyła właz i zeszła w dół po metalowej drabince. Ruszyła ciemnym korytarzem oswietlając sobie droge itd." ale to oczywiście tylko sugestia. Aha...jeszcze bym zmienił to "nagle dostrzegła klapę " na ...może..."parę kroków przed sobą dostrzegła klapę" A co...małe warsztaty pisarskie ;) Jeżeli oczywiscie nie życzysz sobie komentarzy to daj znać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Junx Opublikowano 28 Listopada 2011 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 28 Listopada 2011 Ciekawe i przyjemnie się czyta dla mnie 6+ :P Czekam na dalszy ciąg opowieści :D Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
k4rl1t0 Opublikowano 28 Listopada 2011 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 28 Listopada 2011 Dzięki bardzo za wszelkie komentarze, gdyż to one wskazują twórcy prawidłowy kierunek :) Muszę stwierdzić, że już dawno porzuciłem to opowiadanie, z racji tego, że zająłem się książką. Gdyby ktoś, komu podobało się opowiadanie, napisał fajne zakończenie, będzie mi bardzo miło :) Niedługo wstawię moje drugie niedokończone opowiadanie, więc będzie się czym zajmować :P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Junx Opublikowano 28 Listopada 2011 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 28 Listopada 2011 Może ja znowu zacznę pisać kiedyś pisałem, ale słabo mi wychodziło Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.