Skocz do zawartości

Darrien

Weteran
  • Postów

    301
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

O Darrien

  • Urodziny 02/26/2000

Metody kontaktu

  • Strona internetowa
    https://dziennikkarolakrola.blogspot.com/
  • GG
    0

Informacje osobiste

  • Płeć
    Mężczyzna

Informacje o profilu

  • Ruble
    1425
  • Frakcja
    Samotnicy
  • Broń główna
    TOZ-34

Konfiguracja PC

  • System operacyjny
    Windows 10
  • Procesor
    Nie wiem.
  • Karta graficzna
    Nie pamiętam.
  • Pamięć RAM
    8

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Darrien

Przewodnik

Przewodnik (8/21)

284

Reputacja

  1. Ekipa Returninga stworzyła w zasadzie grę MMO dla jednego gracza. Zbyt dużo zawartości, która niekoniecznie pasuje do świata gry, aczkolwiek pamiętam, że doszedłem do pustyni Adanosa, której za cholerę nie umiałem przejść. New Balance to po prostu nowa zawartość i trochę zmian. Oni chyba pracują nad kolejnym rozszerzeniem moda o nazwie Goetia czy jakoś tak....
  2. I znów. Mamy tutaj problem właściwy jakim jest motyw poszukiwań brata. Gdyby fabuła polegała na tym "uciekamy z Londram na Archolos i jakoś próbujemy związać koniec z końcem" wówczas podejrzewam, że grałoby się ciekawie obiema Gildiami. Bo niektórzy uważają, że Roderich wykorzystuje Marviva do swoich celów, aczkolwiek chłop dba o miasto, więc to normalne, że jak ma żołnierza to ma być od wykonywania rozkazów. Jasne, pomoc w poszukiwaniu Jorna też się liczy. Nie wiem natomiast jak to wygląda u najemników. Mi się wydaje, że mają teoretycznie bardziej wolną rękę do tego, co mogą robić, więc twórcy pewnie poszli tym torem, że Marvin chce znaleźć brata i nie będzie robić questów..... Choć jeśli jest tak jak mówisz, wówczas ta gildia została poktratkowana po macoszemu i awans trochę z dupy.... A tak motyw fabularny jest jak w Wiedźminie 3 czy Gothic 3. Znajdź Ciri/Xardasa. Tylko, że w Kronikach jak robisz tylko fabułę to Jorn żyje.... A Ciri w zasadzie będzie żyć nawet jak Geralt załatwi kwestię z Olgierdem... .;P
  3. Grałem jako strażnik. Ale zastanawiam się czy ten brak przywiązania nie jest spowodowany tym, że Marvin chce odzyskać Jorna. Może sam myk, że mało misji jest podyktowany koniecznością zwiększenia pozycji w Gildii, chociaż jakby mi jakiś leszcz chciał awansować, że szuka brata, na pewno bym nie poszedł mu na rękę, tylko go przeczołgał....
  4. Gothic III ogrywany jest z najnowszym modpackiem, jest miodzio. Trochę niestety użyłem kodów, żeby sprawdzić jak wygląda gra jako mag i chyba następne podejście zagram pełnoprawnym magiem.... A dziś ściągnąłem znów Gothic'a i dograłem mu modyfikacje Edycja Rozszerzona+ i hue hue odkryłem, że stary bug na mnożenie kilofów działa, więc nie trzeba się martwić o finanse na handel i rozwój bohatera.... Aczkolwiek widząc, że mod oferuje swobodne strzelanie z łuku/kuszy chyba stanę po stronie Starego Obozu, może uda mi się zostać magnatem.....
  5. Dzielnicę w sumie po 100 stronie przestałem czytać. Coś jakoś tak grafomaństwem trąci, ale może jak odzyskam Chaos to łyknę od nowa wszystkie książki....
  6. Jestem bohaterem Dzielnicy. Pojawiam się na stronie 80. Początek zdania brzmi "Ostatni reduktor..."....
  7. Jest rok 1125 po Bitwie Świata i znów źle się dzieje w Marah. Złoty Wiek, który zrodziło tamto, coraz częściej już zapominane zwycięstwo przemija. Zdawałoby się nierozerwalny sojusz zrodzony przez zagrożenie, skruszał i dzisiaj jest już tylko niepewnym pokojem, targanym przez regularne spory handlowe, czy religijne. Pobity wróg zabliźnił zadane mu rany i podnosi głowę... Ale też stara prawda głosi, że trudne czasy tworzą herosów, a tam gdzie jedni widzą przeszkody inni dostrzegają perspektywy. To wymarzony czas dla spragnionych sławy oraz bogactwa wszelkiej maści obieżyświatów i awanturników! „– Złoto... – wycharczał i pędem wbiegł do środka, nim ktokolwiek zdążył się choćby odezwać. A gdy już się to stało, Segerson ruszył za nim z szybkością błyskawicy, a Ruggi zderzył się w przejściu z Dwinbarem”. Oto cztery potoczyste, buzujące akcją opowieści z cudownie bogatego świata zrodzonego w nieposkromionej wyobraźni Henryka Tura. Klasyczne fantasy oparte o żelazne reguły gatunku. Awanturniczy szlak, który wiedzie przez opustoszałe, upiorne podziemne miasta, złowrogie leśne ostępy, stada przerażających bestii i hordy podstępnych wrogów. Ku nagrodzie, albo ku zagładzie. Nie ma gwarancji szczęśliwego zakończenia, a każdy oddech może być tym ostatnim. „– Skąd ta pewność, że wśród najeźdźców nie było magów? – A wiesz, nie jest głupie to, co mówisz – Brek zgodził się po chwili namysłu. – Magowie to dziwne kreatury i sukinsyny najczęściej”. OPIS Z TYŁU KSIĄŻKI. Słowem wstępu… Od dawna brakowało mi porządnej powieści zaliczającej się do „fantasy”, mimo że próbowałem wypełnić pustkę znakomitymi książkami od świetnych autorów takich jak Andrzej Pilipiuk, Marcin Mortka czy Luiza Dobrzyńska. Brakowało mi porządnej literatury drogi z domieszką przygody i brutalności, przy której będę mógł w pełni delektować się opisami krain tak jak czuł napięcie w niebezpiecznych sytuacjach w jakich znaleźliby się główni bohaterowie albo czuć ulgę, kiedy zlikwidowali przeciwnika, tym samym ratując swoją skórę czy nawet okolicę. Jasne, można czytać Tolkiena, Sapkowskiego, Canavan, tylko po co, skoro współczesne dzieła to w większości przypadków wtórne historię bazujące na klasykach jak wspomniany wcześniej Tolkien czy Sapkowski, ale także zawierające sporo elementów z gier (papierowe RPG też!) czy filmów. Aż cisną się na usta przynajmniej dwa nazwiska, lecz wówczas miałbym felieton na temat kondycji polskiej fantasy, a nie opinię o książce Henryka Tura. Wobec czego z kronikarskiego obowiązku należałoby wspomnieć, że od Maja tego roku wydawnictwo Drageus Publishing House zdecydowało się otworzyć na fantasy! Rozpoczęli z grubej rury od wznowienia takich dzieł jak „Gwiazdozbiór kata” Rafała Dębskiego (zacząłem czytać) czy zbioru opowiadań „I niechaj cisza wznieci wojnę” Dariusza Domagalskiego (opinia hula na blogu). Wiadomo, że potrzeba mocnych tytułów, aczkolwiek wypadałoby mieć też zastrzyk „świeżej krwi” i takim zastrzykiem jest niewątpliwie zbiór opowiadań Henryka Tura „Droga Honoru”. „To naprawdę świetna powieść” Rafał Dębski Te słowa wystarczyły jako rekomendacja dla mnie i znajomych. Jeżeli Rafał twierdzi, że książka jest dobra, to ma rację. Nie potrzebowałem niczego więcej niż to zdanie. W końcu ma większe doświadczenie ode mnie w literaturze, więc szansa, że się myli jest bardzo niska, jeśli nie równa zeru. I powiem tak: miał chłop rację, oj miał i gdyby nie fakt, że Henryk Tur nie jest debiutantem, mógłbym piać z zachwytu. Aczkolwiek patrząc na to z innej strony, to Droga Honoru jest debiutem autora w wydawnictwie, tak samo jak Drageus debiutuje na rynku fantastyki spod znaku miecza i magii (fantasy), więc mogę piać z zachwytu, co niniejszym czynię! Uwaga! Zanim zacznę opiniować opowiadania, pragnę zaznaczyć, że autor nie zrzynał z gier, filmów oraz innych dzieł popkultury. Jedynie dwie albo trzy nazwy wydały mi się znajome z uniwersum „Władcy Pierścieni” J.R,R Tolkiena. Sam autor wyznał, że jedna z lokacji była zainspirowana Morią. A teraz czas na opinię odnośnie tekstów! „Droga Honoru” Tytułowe, a zarazem otwierające zbiór opowiadanie zabiera nas w wyprawę w góry. Ano, pewni panowie, będący przedstawicielami różnych ras, pomimo stereotypów nawiązują nić porozumienia i decydują się na połączenie sił (zbieżność interesów), aby pomóc odzyskać pewien skarb. Brzmi sztampowo? Może. Aczkolwiek mało który autor potrafi wykorzystać sprawnie i ciekawie utarte schematy, żeby jeszcze się dało czytać z wielkim zainteresowaniem. W trakcie lektury zwracajcie uważnie na tekst, bowiem możecie nie zauważyć jak ci panowie różnią się pomiędzy sobą, nie tyle co wyglądem, a charakterem, czy sposobem myślenia. Wśród nich nawet nie występuje oficjalny lider, czy stereotypowy wybraniec. Nie raz o mały włos doszłoby do rozlewu krwi, ale w porę któryś potrafił zażegnać konflikt.. Jak widać to nie Netflix, gdzie owszem są bohaterowie z różnych stron świata, ale myślą jednomyślnie, więc tutaj autor postąpił zgodnie z logiką i nie będziecie zawiedzeni brakiem logiki. W zasadzie gdyby nie płaszcz fantastyki, można byłoby rzec, że czytamy historię grupki świeżo poznanych ludzi, którzy szukają wspólnie skarbu. Oczywiście fani klasycznej fantasy wiedzą, że podziemia muszą być, także ich tutaj nie mogło zabraknąć. Są rzecz jasna wrogowie (balarowie i nie tylko), jest trochę eksploracji okolicy i o dziwo nie miałem myśli, że bohaterowie idą jak po sznurku jak w pewnej książce z łysolem z toporem na okładce… Nawet w podziemiach znajdzie się potężniejszy przeciwnik, czyli klasycznie mamy bossa do pokonania, więc jak tu się nie cieszyć? Samo zakończenie historii trzyma za serce, wiecie przywykliśmy do tego, że wszystko kończy się dobrze i bohaterowie lecą dalej zbawiać świat, zaś tutaj... Powiem tyle...Droga Honoru jest najważniejsza. Bardzo dobry tekst wprowadzający do świata, gdzie nie ma bajkowej przygody, tylko szara rzeczywistość, gdzie honor, lojalność, czy uczciwość są na wagę złota. „Ilhalani” Drugi tekst poświęcony jest Sylii Gesund. Poznajemy tę młodą kobietę, gdy przebywa w lesie. Jest wyczerpana. Próbuje się ogrzać i już praktycznie ląduje w objęciach Morfeusza, kiedy wychodzi na jaw, że niejaka Viridia ją obserwowała. Nieznajoma należy do tiriańskiego ludu i jak twierdzi nie zamierza jej skrzywdzić. Nie dziwcie się więc, że wyczerpana główna bohaterka nie zachowuje czujności i ufa nieznajomej, po czym zasypia. Aczkolwiek miałem wrażenie, że Viridia uśpiła Sylię magią. Rano próbuje wycisnąć od młodej jak najwięcej informacji o jej przeszłości i proponuje pracę. Przy okazji Gesund ma okazję wysłuchać legendy o bogach i powiem tak: zabrakło mi wyjaśnienia skąd wziął się Eter. Autor choćby informuje wprost, że Uliri to bóg słońca, a o Eterze nic. Być może jest to zabieg celowy, aby sprawdzić domyślność czytelnika, bo być może chodzi o nasz eter, którego definicje możemy przeczytać w słowniku lub Internecie. Nie wspominałem tego przy po poprzednim opowiadaniu, ale wspomnę teraz. Zwracajcie uwagę na detale. W „Ilhalani” autor podrzuca nam informacje pokroju zebrania drewna, rozpalenia ogniska, być może nawet znalazła źródełko wody czy jadalne grzyby lub jagody. To świadczyć może, że daje sobie radę w dziczy i jakby zaszła konieczność walczyłaby twardo o swoje życie, więc nie ma zachowań w stylu Deus ex machina, gdzie wszystko krąży wokół jej osoby, przez co czytelnik ma świadomość, że jest nie do zabicia. Tymczasem dowiadujemy się, że młoda miała lekcje fechtunku czy łucznictwa, dzięki bogatemu ojcu, więc nie jest to Galadriela czy inna Ciri z wiadomo jakich seriali... Aha, ten tekst posiada otwarte zakończenie i jest ono podyktowane tym, że historia obu pań jeszcze się nie kończy. Jak dla mnie „Ilhalani” jest dobrym, wyważonym tekstem, gdzie mamy zarówno okazję do złapania oddechu jak i wkroczenia w wir przygody. Virid-a-mud Wspominałem, że zakończenie Ilhalani jest otwarte, a oto i dalsze przygody bohaterek z poprzedniej historii. Jak wiecie należy ostrzec mieszkańców Arda-a-mud przed nadchodzącym zagrożeniem.Kobiety docierają do miasta, gdzie spotykają się z kupcem Telivianem. Przy okazji dowiadujemy się dlaczego Sylia jest niechętna wobec Ardy. Zbytnio nie będę zdradzać więcej informacji, aczkolwiek powiem tak: czuć, że bohaterki przejmują się całą sytuacją i nawet jeśli przez moment próbują skupić uwagę na czymś innym, to jednak żyją świadomością, że coś wisi w powietrzu, co bardzo, ale to bardzo mnie cieszy, gdyż świadczy o tym, że bohaterki nie są pustymi kukiełkami, które mają rolę do odegrania na scenie. Na pewno tutaj należy pochwalić autora za odmalowanie topografii miasta, gdzie w przeciwieństwie do większości autorów nie wahał się wspominać o panującym brudzie, gwarze, ba opisywał zapachy, hałasie i ważne obiekty. Wspominałem na początku tekstu o podobieństwach do Władcy Pierścieni. W tym tekście pojawia się nazwa Arda, gdzie u Tolkiena nazwa określała królestwo w którym miały żyć dzieci Eru Iluvathara, zaś Henryk Tur nadał tę nazwę rzece. Natomiast drugim podobieństwem są niejakie hory, jak dla mnie przypominają one nazgule, którym poruszał się choćby Czarnoksiężnik. Być może nie mam racji i tylko czepiam się dla zasady, ale coś czuje, że racja jest po mojej stronie, a przynajmniej pewna jej część. A tak, to co mogę powiedzieć? Na pewno mamy solidny tekst, który uważam za najlepszy. Sceny potyczek jakie tam się działy na moje oko przebijają choćby słynną „Bitwę na Polach Pelennoru”. Jest krwawo i brutalnie, acz nie wulgarnie. Czuć napięcie, ba nawet do końca historii nie wiemy jakie straty będą po stronach obrońców i kto tak na dobrą sprawę ma szansę przeżyć. Aczkolwiek epilog budzi parę pytań odnośnie magii, ale jedno wiem na pewno; magia parzy i nie zawsze działa tak, jakby chciano. Litiv Davo Głównym bohaterem czwartej historii jest kapitan Zundar Ergendar. Przebywa wraz z żołnierzami w górskiej twierdzy Nagdugad. Mężczyzna zbliża się powoli do czterdziestki i z krótkiego opisu można wywnioskować, że przegrał życie. Co z tego, że nieźle zarabia, skoro nie widzi dla siebie przyszłości i większość pensji przepuszcza na alkohol i tanie wesołe dziewczynki. Aż dziwne, iż autor nie uśmiercił postaci jakąś chorobą weneryczną. W każdym razie Zundar zostaje wezwany do lochów, gdzie niejaki kapitan Metergen (niezbyt lubiany przez Ergendara, relacja na wzór Torpedy z Bombą, ale w delikatnej wersji) przesłuchuje pojmanego ugundczyka. Ergendar decyduje się na klasyczne przesłuchanie jeńca przy użyciu tortur, w tym celu korzystają z usług Hentiego (lokalnego kata). Szybko okazuje się, że ugundczyk chce odzyskać przedmiot z pewnych podziemi, gdzie są bajeczne skarby. Perspektywa nagłego wzbogacenia się jest wielce kusząca, wobec czego Zundar postanawia pomóc więźniowi oraz bierze kata jako pomocnika, wobec czego w tajemnicy przed wszystkimi opuszczają twierdzę i wyruszają ku przygodzie. Dalej nie będę opowiadać fabuły. Jedynie tradycyjnie zaznaczę, żebyście zwrócili uwagę na postać kapitana, czy kata, choć przy Hentim należałoby się zatrzymać. Bo to pechowy na swój sposób mężczyzna. Sierota, niezbyt urodziwy, niemowa no i kat. To wystarczy, aby ludzie go nienawidzili i stronili jak najbardziej jest to możliwe, w dodatku kpili z niego Nie mniej z perspektywy czasu mam wrażenie, że to on tak naprawdę był głównym bohaterem. Gdyż pod koniec opowiadania dokonuje pewnego „bohaterskiego czynu” o czym wolałbym nie mówić, bo i tak większość z was mogłaby uznać, że za mocno opowiadam treść każdej historii. Oczywiście zakończenia nie zdradzę, ale wpisuje się ono w dojrzały klimat świata. Bohaterowie nie są krystaliczni, mają swoje na sumieniu, nie mniej każdy na swój sposób pragnie szczęścia, tak jak my w naszym prawdziwym, szarym świecie… Ludzie ze wsi muszą umrzeć Ostatnie, a zarazem najkrótsze opowiadanie. Bohaterem jest mężczyzna w podeszłym wieku imieniem Argrim Fraheim. Towarzyszy mu Fral – dwunastoletni wnuk. Wędrują po lesie tuż niedaleko góry Madagar. Mają zanocować, kiedy natrafiają na nieznajomego tiriana. Obcy nie ma złych zamiarów, ba postanawia opowiedzieć chłopcu pewną historię, jedyne co to jego dziadek wydaje się spięty podczas całego spotkania, ale nie będę wyjaśniać czemu. Cóż mogę powiedzieć? Ciekawe opowiadanie, które może posłużyć do celów dydaktycznych jak i na maturze ustnej, jeśli egzaminator poprosi o motywy przebaczenia w literaturze. Także jeśli planujecie zdawać maturę, koniecznie przeczytajcie to opowiadanie! PODSUMOWANIE: Powtórzę słowa Rafała Dębskiego: „To naprawdę świetna powieść” i tyle powinno wam wystarczyć. Bo faktycznie „Droga Honoru” Henryka Tura jest dopracowaną książką od A do Z. Może poza tym Eterem, ale i tak wypada znakomicie na tle tych wszystkich powieści produkowanych jako swoista fuzja książek Sapkowskiego, Martina i Tolkiena podlane sosami z gier. Tymczasem Henryk tur swoim dziełem wyraził hołd klasycznej fantastyce spod znaku miecza i magii. Wykreował dojrzały świat w którym nie było wybrańców, gdzie każdy mógł w zasadzie skoczyć sobie do gardła, aczkolwiek potrafiono pomimo różnic rasowych, poglądowych czy kulturowych zawrzeć względny sojusz lub nawiązać nici porozumienia czy przyjaźni. I mógłbym tak jeszcze opowiadać wam jak tu jest pięknie, super i, że autor jest geniuszem, ale zamiast tego powiem tyle: Przeczytajcie i sami oceńcie, bo dla mnie ta książka jest odkryciem roku 2024! Wobec czego postanowiłem nagrodzić ją naprawdę wysoką oceną, w końcu autor solidnie na nią zasłużył. Z każdego pomysłu wycisnął ostatnie soki. Gdyby wyciąć elementy magiczne, świat dalej rządzi się rzeczywistymi prawami, więc dlaczego by go wysoką notą nie nagrodzić? I jeżeli w przyszłym roku będzie możliwość nominowania „Drogi Honoru” do nagrody imienia Janusza Zajdla, autor zostanie osobiście przeze mnie nominowany lub oddam na niego głos, jeśli wydawca, czy ktoś inny mnie w tym ubiegnie! W tym miejscu dziękuje wydawnictwu Drageus Publishing House za otwarcie się na nurt fantastyki spod znaku miecza i magii i życzę wam jak najwięcej wydanych dobrych książek jak ta lub jeszcze lepszych i cóż mogę jeszcze dodać? Ano, podziękowanie za nadesłanie egzemplarza do opinii. A Ty Henryku Turze pod egidą Drageusa nie pójdziesz na marne! Tak rzecze ja, Karol Król! Pozdrawiam! OCENA: 10/10 LINK DO ZAKUPU KSIĄŻKI: https://www.taniaksiazka.pl/droga-honoru-henryk-tur-p-1982349.html?q=droga+honoru&sgtype=prodonecol
  8. Heh. A skoro o Semenie mowa... W tym roku w Wojsławicach miałem przyjemność spotkać się z Grzegorzem Pawlakiem i oprowadzałem go po Wojsławicach i sypałem anegdotami oraz cytatami z Wędrowycza.
  9. Pilipiukowe post-apo. Więc powinno się spodobać. W dodatku takie na poważnie.
  10. Czyli kolejna wycieczka na jaką pojadę do Wiedeń i kurde Niemieckiego będę musiał się pod uczyć. A tutaj pisałem, że autor na ostatnich stronach książki zamieścił bibliografię. Polecam. Sporo tego, ale przydatna wiedza.
  11. Polecam. Dobry zbiór. Trzeba się trochę zastanowić nad każdym tekstem.
  12. Darrien

    Fallout London

    Uech. Czyli kiedyś będzie trzeba Todda wesprzeć i moda pobrać.... Pewnie jak Kroniki Myrtany. Kliknąć pobierz i reszta sama się robi.
  13. Czas wyjść ze świątyni i po łokcie zanurzyć ręce w brudzie, który niesie życie. Wyprawa wybrańców, poszukujących ratunku dla swego ludu została zdradzona. Tylko troje przeżyło, dzięki pomocy bogini Nefem. Troje dzieciaków, mierzących się w bezludnych lasach i dzikich górach z niebezpieczeństwami, jakich nawet kapłani nie są w stanie przewidzieć. Cała nadzieja w tym, że Tańcząca w Deszczu nigdy nie wysyła nikogo na śmierć. Oby wybrańcy pamiętali, że trzeba ufać w pomoc bogów, ale nie liczyć na cuda. Wytężać własne siły. Oby pamiętał o tym Ash, który nie może zrobić nic, by pomóc bratu i dziewczynie, którą pokochał. Może jednak zmierzyć się z własnym losem, który powoli odkrywa przed nim kolejne tajemnice. Nadchodzi czas decyzji, które rzucą swój cień daleko poza terytorium Tess. OPIS Z TYŁU KSIĄŻKI Andrzej Pilipiuk ma na swoim koncie wiele ciekawych książek, niestety większość z nich to zbiory opowiadań, gdzie dominują postacie pokochane przez czytelników. Jakub Wędrowycz, Robert Storm i Paweł Skórzewski, bo o nich mowa, skradli serca jego fanów. Ci trzej mężczyźni, są błogosławieństwem oraz przekleństwem autora, bo z jednej ich przygody zawsze się sprzedają, lecz z drugiej hamują nieco rozwój Wielkiego Grafomana jako pisarza. Stąd zamiast mieć kilkanaście rozmaitych książek, mamy raptem sześć cykli (biorąc książki pisane pod pseudonimem to siedem) i dwie „jednostrzałówki”. Jak na tak płodnego autora, trochę mało tego jest. Wobec czego postanowił spróbować sił w nowej serii, która miała być dla niego swoistym odświeżeniem zarówno pod względem radości z pisania oraz chęci spróbowania sił w pisaniu fantasy. Wyniku czego dwa lata temu czytelnicy mogli zapoznać się z powieścią „Przetaina” będącą wprowadzeniem do właśnie szóstego cyklu o którym wyżej wspomniałem. O poprzedniej książce wypowiedziałem się ogólnikowo, co dziś uznaje za błąd, który częściowo zrehabilituje przy omówieniu „Okiści”. Zanim do omówienia przejdę, chciałbym jeszcze powiedzieć, iż ogólnie poprzedniczka została przyjęta z mieszanymi uczuciami. Dość powszechną opinią pośród fanów aktywnych na facebookowej grupie „Andrzej Pilipiuk aka Wielki Grafoman” było niezadowolenie z nowego pomysłu, liczyli na to, że „Przetaina” jest nową częścią „Oka Jelenia” albo samodzielną przygodą Roberta Storma. Czy przypadła im do gustu? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, nie mniej przez jakiś czas była dość głośnym tematem na fanklubie. W każdym razie, to pokazało, że autor ma przegwizdane pod kątem nowych światów, bo ludzie chcą ciągle śledzić losy starych bohaterów. Co do mnie, to przede wszystkim byłem zdania, że „Przetaina”, „Okiść” oraz kolejne serię mogły wyjść ze dwie dekady temu, wtedy Pilipiuk dostałby większy poklask i ludzie byli bardziej inteligentni niż obecnie. Cóż, skoro obraziłem czytelników błędnie rozumujących ten nowy cykl, nie pozostaje mi nic innego, jak przedstawić wam pokrótce swoje wrażenia. „Okiść” to bezpośrednia kontynuacja „Przetainy”, zanim poznamy dalsze losy bohaterów z poprzedniego tomu, przyjdzie nam spojrzeć na pewne sprawy z perspektywy Asta (brat Dave’a) oraz Rettiego – arcykapłana, zarazem przywódcy miasta Tess. Okazuje się, że miasto było szpiegowane przez ludzi Węży (wrogie plemię), którzy najprawdopodobniej niebawem dokonają napaści na Tes, aby zdobyć niewolników, dobra materialne oraz wiedzę techniczną oraz medyczną. Jak mieszkańcy miasta do tego doszli i czy byli w stanie obronić w razie czego swoją małą ojczyznę, przeczytacie sami. Skoro podałem dwa wątki, które będą niezbędne dla całości tej opinii, to mogę przejść do konkretów. Przede wszystkim widać wyraźny postęp względem poprzedniej książki. W „Przetainie” przeważnie akcja była spokojna, bohaterowie mieli niewiele przygód. Czytelnik nie nawykły do „literatury drogi a’la Tolkien”, mógł zanudzić się na śmierć (wiecie, przywykliśmy do tego, że coś się dzieje, ktoś knuje, ktoś zdradza, a ktoś morduje), czytając kolejny etap wędrówki i opis tego, co widziano w trakcie wędrówki. W „Okiści” autor dał radę to zbalansować. Owszem, początek jest spokojny w końcu musimy trochę poznać bohaterów, których przez większość tomu będziemy obserwować, aczkolwiek z rozdziału na rozdział, akcja pędzi, niczym śnieżka zrzucona ze szczytu śnieżnej góry, choć znajdzie się moment „na złapanie oddechu”. Wielki Grafoman w każdej książce stara się edukować swoich czytelników, więc nic dziwnego, że pisząc fantasy przekazuje w większym lub mniejszym stopniu okruchy swojej wiedzy. Czy to ze względu na opisy świątyń (znajdziecie odpowiedniki w kulturze Starożytnej Grecji), czy strojów (tutaj akurat jest miks kultur), bądź zachowań w trakcie obrony miasta (blokowanie portu poprzez użycie łańcuchów, czy taktyka z płonącym napalmem zwanym również „ogniem greckim”). Także w tym przypadku korzystanie ze zdobytej wiedzy, jest wielce na plus! I to co najbardziej mi się spodobało, to ukazanie czytelnikowi większej perspektywy w kwestii wiary w Kociogłową oraz Czarnego Nauczyciela. W moim odczuciu ukazane fragmenty ze świętej księgi Węży są w dużej mierze oparte na wymieszanych podstawach judaizmu, chrześcijaństwie oraz muzułmaństwa i kodeksu Hammurabiego. Taka perspektywa wydaje się zabawna, zwłaszcza, kiedy znane są ogólne poglądy autora. Warto wspomnieć, że natrafić można na krótkie przemyślenia odnośnie nierządu, co może być uzupełnieniem do wypowiedzi szanownego autora na kanale Pch24tv, lecz na chwilę obecną film jest ukryty, gdyż dostalibyście linka na końcu opinii. Materiał wyszedł całkiem niezły, ale nie wiem, czemu go ustawiono na prywatny. Pewnie jakieś skargi spłynęły, a szkoda… Czy jest coś o czym warto wspomnieć? Najprawdopodobniej uniwersum „Przetainy” i „Okiści” będzie liczyć łącznie z cztery lub pięć tomów i może jest szansa na jakieś kontynuację, lecz z innymi bohaterami. Dlaczego? Ano, bohaterowie w pewnym momencie natrafiają na obozowisko tajemniczych Szarych Żeglarzy o których mało co się dowiemy, więc nie ma co liczyć na trylogię. A są jakieś minusy? Pewnie niektórym mogłyby nie pasować wypowiedzi bohaterów, w sensie brzmią jakby każdy był dość nieźle wykształcony, lecz z drugiej strony to obywatele miasta, gdzie rządzi kapłan, więc jakieś formy wykształcenia każdy obywatel mógł przyswoić. Chyba nie muszę pisać, że czekam na kolejny tom? PODSUMOWANIE: „Okiść” to pozycja zdecydowanie lepsza od „Przetainy”. Widać, że tym razem mamy do czynienia ze starym, dobrym Andrzejem Pilipiukiem. Choć pewnie parę błędów by się znalazło, ale musiałbym mieć wykształcenie archeologiczne, a tak, nie jest źle. Bohaterów można polubić. Mamy akcję. Wątki magiczne i szczyptę wiary. Czego więcej nam potrzeba? Ano tak, kolejnego tomu! W tym miejscu chciałbym podziękować Andrzejowi Pilipiukowi, który mimo świadomości, że i tak kupiłbym „Okiść” postanowił mi ją sprezentować. Aczkolwiek zaznaczam, iż opinia nie jest próbą podlizania się autorowi, gdyż ten liczył na moją szczerość. Także mogę w spokoju spojrzeć sobie w lustro, bez poczucia kłamstwa… Polecam! KSIĄŻKĘ TANIO KUPISZ TUTAJ: https://www.swiatksiazki.pl/okisc-7252363-ksiazka.html
  14. Życie potrafi okaleczyć bardziej niż śmierć. Andrzej Pilipiuk po raz kolejny serwuje wyśmienitą ucztę wszystkim wielbicielom historii. Tej wielkiej i tej mniejszej, codziennej. Podążając tropami życia Doktora Skórzewskiego spotkacie skazanego na śmierć genialnego chemika, zrozumiecie, dlaczego romantyzm powinien być wciągnięty na listę zaburzeń umysłowych i dowiecie się, jak zmienić zapluskwioną norę w miejsce zdatne do życia. Z Robertem Stormem zbliżycie się do rozwiązania tajemnicy rządzącej jego życiem. Dotkniecie przeszłości zaklętej w spiżu i brązie. I spojrzycie w przyszłość prowadzącą do okrucieństwa tak wielkiego, że pozostanie tylko wznieść toast „Za przyszłe czasy, oby nigdy nie nadeszły”. OPIS Z TYŁU KSIĄŻKI. Chyba nie ma w Polsce fana rodzimej fantastyki, który przeglądając półki w księgarniach, nie natrafił na dzieła Andrzeja Pilipiuka. Można mieć o jego twórczości wiele dobrego lub złego do powiedzenia, nie mniej jest to jeden z najbardziej płodnych pisarzy jeśli chodzi o fantastykę. Ma dwie serię książek, które nieustannie pisze, a są to opowiadania o Jakubie Wędrowyczu jak i zbiory „bezjakubowe” i tym razem przyjrzę się temu „drugiemu”. Pozwoliłem krótko skomentować wszystkie opowiadania. Remedium Pierwszym otwierającym zbiór „Czasów, które nadejdą” opowiadaniem jest „Remedium”. Poświęcone postaci doktora Pawła Skórzewskiego. Na początku tekstu otrzymujemy okruch z życia studenckiego, naszego przyszłego lekarza. Jak przystało na grzecznego ucznia, pogrążony jest w lekturze i raczej pełni bardziej rolę drugoplanową, żeby nie rzec „epizodyczną”. Tu błyszczy niejaki Iwan Polikarpow – jeden z kilku współlokatorów, który śpieszy się na randkę z damulką o dość wątpliwej reputacji. Fragment poświęcony młodzieńcom zostanie zakończony po wymianie kilku docinek oraz życzeniach, by Polikarpow „dbał o swój pług”. Czytelnik przenosi się do lutego 1881 roku, gdzie już jako pełnoprawny lekarz Paweł Skórzewski trafia do szpitala zakaźnego imienia Świętej Warwary, gdzie pośród ciężko chorych pacjentów, prawdziwą zmorą jest syfilis. To właśnie tej chorobie zadedykowane zostało opowiadanie. Kto uważał na lekcjach historii, ten wie, iż owa weneryczna zaraza dziesiątkowała ludzkość, zwłaszcza w czasie wojny. Nic więc dziwnego, że mając takiego bohatera, pisarz postanowił pokazać nam metody radzenia sobie z choróbskiem. Stąd możemy liczyć na opisy metod jakie stosowano w ówczesnych badaniach, będące dla laika ciekawostką (tak, ja też nim jestem!), która może popchnąć do samodzielnego zgłębienia tematu. Z opowiadania można się dowiedzieć, że Akademia Rosyjska uważała barwienie atramentem żywych tkanek za kulfoszerstwo i za niezgodne z prawem. Możecie też poznać ówczesne zdanie na temat Polaków, czy natrafić na elementy mistycyzmu i przepowiednie na temat dalszych losów Pawła Skórzewskiego. Jest to na pewno ciekawa informacja dla fanów tej postaci, gdyż będą wiedzieć, jakie na niego czekają przygody. Wspominałem o metodzie zwalczania syfilisu, więc należałoby znowu przywołać Iwana Polikarpowa, który dostał większą rolę do odegrania, niż można pomyśleć. To właśnie on steruje nico Skórzewskim przy badaniu bakterii syfilisu i namawia kolegę, do poddania go kuracji lekarstwem od wspólnego znajomego doktora Jana Werlichowskiego. O przebiegu leczenia, konsekwencjach i tak dalej, przeczytajcie sobie sami. Krótko mówiąc opowiadanie, które warto przeczytać. Autor dzieli się wiedzą oraz przemyśleniami na temat ówczesnego świata. Klementynka Tym razem przenosimy się do XX wieku, a konkretniej do okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, czyli do okresu znanego autorowi, naszym rodzicom, dziadkom i pradziadkom. Z tekstu można wiedzieć, że akcja utworu rozgrywa się zimą, w okresie stanu wojennego, gdzie poznajemy dwie dziewczynki. Tytułową Klementynkę oraz Sylwię – wracające ze szkoły z popołudniowych zajęć. Bohaterki komentują obecne sytuacje zarówno w kraju jak i w oświacie (kto rozpoczynał szkołę po południu ten wie o czym autor pisał!). Po drodze mijają kolejkę ludzi oczekującą na herbatę gruzińską w sklepie. Przed blokiem Klementynki usłyszały informacje o pojawieniu się w okolicy wilków życzą sobie dobrej nocy i każda idzie w swoją stronę. Nie chce zbytnio opowiadać całej historii, wspomnę tylko, że bohaterka w pewnym momencie słyszy w radiu informacje o grożącym globalnym ochłodzenia. Prywatnie powiem wam, że chętnie sprawdzę, czy tego typu audycje były na porządku dziennym, bo oznaczałoby to, iż eko-aktywiści od wielu lat, czy może nawet wieków próbują wzbudzać w ludziach paranoję, żeby osłabić biedniejszych, a umocnić bogatszych jak to ma teraz miejsce… Dodam jeszcze, że „Klementynka” może wam się skojarzyć z baśnią o „Czerwonym Kapturku”, ale powiem tak, czuć tutaj „Pilipiukowy sznyt”, także miłośnicy praskich wampirów, będą zachwyceni. Osobiście liczę, że autor pociągnie historię bohaterów w dedykowanym zbiorze opowiadań. Siódma armata Opowiadanie z udziałem Roberta Storma oraz jego wiernego kumpla Arkadiusza. Tym razem nasi bohaterowie są na tropie armaty należącej do niejakiego Rocha Liszkowskiego herbu Trzy Liszki. Osoby, które znają „Upiora w Ruderze” poczują się jak w domu, a Ci co nie znają powiem tak: szalona historia, gdzie ujawnia się mocno szaleństwo Roberta Storma i jego iście ułańska fantazja. A tak to zapamiętajcie tytuł, bo jest bardzo ważny dla zrozumienia istoty tekstu. Polecam! Aha, byłbym zapomniał. Czytelnicy na fanklubie Andrzeja Pilipiuka narzekali na to, że Arek pouczał głównego bohatera jakby był starszy od niego o dwie dekady. Jeżeli mnie pamięć nie myli, chłopak ma zdiagnozowany autyzm, więc nie powinno nikogo dziwić tego typu zachowanie. Profesor Śmierć Powracamy do doktora Skórzewskiego, który w trakcie trwania I Wojny Światowej zawitał do Wojsławic. Czytelnicy od razu wychwytywali obecność młodego Jakuba Wędrowycza, ale nie to jest najciekawsze w tym tekście. Dla mnie ogromne wrażenie zrobiła konstrukcja tekstu, gdzie raczej uważny czytelnik poukłada sobie wątki oraz nagłówki oraz tematyka gazów bojowych i postać doktora Fritza Bodera. Znów będę chwalić autora za próbę odmalowania Wojsławic sprzed Wielkiej Wojny, z czego co wiem wciąż poszukuje on zdjęć do albumów. Powiem tak, Andrzej Pilipiuk wraz z kuzynem Markiem Farfosem działają prężnie, aby mieć jak najwięcej zachowanych informacji na temat ich rodzinnych stron. Sam tekst wywarł na mnie wrażenie, nie tylko ze względu na konstrukcje, ale i tematykę. Miłym akcentem było umieszczenie Lwowskich matematyków, ale nic więcej wam nie powiem. Przeczytajcie sami! Zachęcam do odwiedzin Wojsławic, gdzie będziecie mogli zobaczyć ich dokonania, dowiedzieć się o historii wsi oraz okolicy, a także (w lipcu!) uczestniczyć w Dniach Jakuba Wędrowycza, o samym pomniku egzorcysty-amatora nie wspomnę! Czasy, które nadejdą Kolejna przygoda Roberta Storma, która nie dotyczy poszukiwań skarbów przeszłości, tylko tego, co może nas czekać w niedalekiej przyszłości. Bohater natrafia na tajemnicą dziewczynę, która nie wygląda normalnie, bo która z kobiet ma kocie uszy albo skórę pokrytą futerkiem? Ano właśnie. Bohater jedno wie na pewno, musi jej pomóc. Dodam jedynie tyle, że pojawią się starzy znajomi z „Oka Jelenia” i nie mam tu na myśli głównych bohaterów, tylko postacie drugoplanowe. Oprócz tego czytelnik zapozna się z przemyśleniami na temat modyfikacji chirurgicznych ciała ludzkiego, z czym to się wiąże oraz jakiego rodzaju konsekwencje należało ponieść. Nie mniej tekst ma dodatkowy wątek jakim jest niedopuszczenie do sprzedaży pewnych fałszywek, które mogłyby doprowadzić do katastrofy w przyszłości. Aha i pojawia się kolejna postać, tym razem ze zbioru „Wilcze Leże”, ale nie więcej wam nie powiem. Wierni czytelnicy, macie co robić. Jak dla mnie bardzo dobre opowiadanie. PODSUMOWANIE: „Czasy, które nadejdą” są ciekawym zbiorem opowiadań. Jasne. Może was odrzucać szaleństwo Storma, czy tematyka tytułowego tekstu, nie mniej przeczytajcie książkę na spokojnie. Zastanówcie się, bo wbrew pozorom jest to bardzo dobra antologia, pełna przemyśleń oraz potencjalnych tematów na następne historię lub samodzielne powieści. Sam chętnie poczytałbym o świecie z którego pochodziła bohaterka tytułowego opowiadania, to mogłaby być smutna, ale na swój sposób ciekawa cyberpunkowa przyszłość, a może nawet i nie cyberpunkowa? Sama okładka może natomiast wprowadzić w lekkie osłupienie, bo w końcu widzimy na nim młodego mężczyznę o kruczoczarnych, rozczochranych włosach. Z reguły nie zwracam uwagi na ilustrację, ale mnie natomiast zafascynował sam wygląd wydania. Bo mamy tak jakby fuzję trzech różnych wydań. Weźcie do ręki książkę „Kiedy Bóg Zasypia” Rafała Dębskiego albo pierwszy tom „Księgi Zepsucia” Marcina Podlewskiego, wówczas zwróćcie uwagę na okładkę. Następnie weźcie do ręki „Zło ze Wschodu” Andrzeja Pilipiuka oraz powiedzmy „Ja Inkwizytor: Bicz Boży” Jacka Piekary, wówczas dostrzeżecie, że „Czasy, które nadejdą” mają zarówno coś z twardej oprawy, miękkiej oraz zintegrowanej. Fajny detal, tak samo jak rysunek szwedzkiego okrętu. OCENA: 8/10 Życzę miłej lektury! LINK DO ZAKUPU KSIĄŻKI: https://www.swiatksiazki.pl/czasy-ktore-nadejda-7185527-ksiazka.html
  15. Tak naprawdę nie zależy nam na wolności, na życiu w szczęściu i pokoju. Chcemy wojny. Jest dla nas naturalnym elementem cyklu życia. Jak piąta pora roku. Wojna to jedyna rzecz, którą my, ludzie, potrafimy robić dobrze. „Mówiono o nich, że sami potrafią rozbić cały hufiec, zdobyć każdy zamek, a niewierni na dźwięk ich imion zalewają się łzami. Zawisza Czarny i jego brat Jan Farurej. A tuż za nimi kroczyła Śmierć. Zbrojny rycerz obleczony w biały płaszcz z czarnym krzyżem.” Brawurowy epos rycerski w gwiazdorskiej obsadzie. Rycerski honor i nieokiełznana bojowa furia. Zestaw napakowanych akcją opowieści, które fanów przyprawią o wypieki na twarzy. Ale jest coś jeszcze: historyczne i polityczne realia Średniowiecza w ekscytującym mariażu z magią, mistyką i sekretami Kabały! „– Drzewo Życia – wyszeptał pobladły Michał Küchmeister von Sternberg.” Wszystko, co dzieje się w świecie duchowym ma odbicie w świecie materialnym. Oblicza Boga walczą ze sobą w odwiecznej wojnie, a Przebudzeni posłuszni rozkazom swoich Sefir przenoszą ten konflikt do naszego świata. Sześć opowiadań, którymi Dariusz Domagalski przeora Twoje spojrzenie na historię świata. To tak jakby „Krzyżaków” napisał Dan Brown a wszystko sfilmował Michael Bay. OPIS Z TYŁU KSIĄŻKI Swego czasu będąc pod wrażeniem „piastowskiej trylogii” Rafała Dębskiego, spytałem się autora, czy jest w stanie polecić coś podobnego w tematyce łączenia historii z fantastyką. Zostałem nakierowany na Dariusza Domagalskiego i jego cykl „Krzyżacki”. Dwa lata temu rodzice przypadkiem w budce z książkami przypadkiem dorwali „Aksamitny dotyk nocy”. Nie mając na półce reszty cyklu, postanowiłem wstrzymać się z lekturą, aż dorwę po antykwariatach lub wirtualnych księgarniach resztę tomów i przeczytam je z należytym szacunkiem. A przyznam się wam moi mili, że mieszkam niedaleko serca państwa krzyżackiego, więc zapragnąłem zdobyć cały cykl. Niedawno (30.05.2024) wydawnictwo Drageus Publishing House, w ramach otwarcia się na fantastykę wypuściło wznowienie „I niechaj cisza wznieci wojnę”, czyli zbiór opowiadań wchodzący właśnie w „krzyżacki” cykl. Oczywiście wydawca nie mógł wiedzieć, że poluję na książki pana Domagalskiego, nie mniej sprawili mi nią wielką frajdę i chciałbym, żeby cały cykl się znalazł pod ich egidą. Do czego bardzo, ale to bardzo zachęcam redakcje, tym bardziej, że w tym roku przypada 614 rocznica „Bitwy pod Grunwaldem”, więc to taka dobra pora, przypomnieć starym miłośnikom fantastyki oraz pokazać młodym, że da się łączyć historię z nutką fantastyki. Pierwsze, co zauważyłem po wyjęciu książki z paczki, to fakt, że ma najładniejszą okładkę spośród dwóch poprzednich wydań. Mamy dwóch walczących rycerzy zakutych w blachy. Jeden nosi ciemnoczerwony płaszcz, drugi bardziej taki niebieski albo atramentowy. Niestety na kolorach się nie znam, nie mniej mogę powiedzieć, że panowie sprawiają wrażenie jakby ciągłej walki. Wiecie, gdyby to ożywić, byśmy widzieli kilka ciosów po czym nastąpiłoby ostateczne uderzenie. W tle widać płomienie, iskry, bramę jakiegoś miasta, chorągwie, budynek i innych walczących. Odwracając zaś książkę na drugą stronę widzimy coś na wzór portalu świątyni, wiecie bogate zdobienie, trójkątna tarcza z hełmem krzyżackim za nim coś jakby skrzydła. W każdym razie za ciekawym opisem książki ukryto dwóch walczących mężczyzn, pozostaje pytanie, czy to ci sami, co z przodu. Jeżeli tak, to pojedynek został rozstrzygnięty, a tło wygląda jak pobojowisko. Ale to już pozostawiam wam do samodzielnego obejrzenia. Chętnie powiesiłbym sobie na ścianie taki obraz jaki widzimy z przodu jak i z tyłu okładki. Nic dziwnego, że podświadomość i pamięć opinii Rafała Dębskiego, sprawiły, iż wiedziałem o niesamowitej przygodzie, jaka mnie czeka! Zanim przejdę do krótkiego omówienia ośmiu opowiadań, chce jeszcze omówić techniczny aspekt książki oraz nakreślić lekkie tło wprowadzające do uniwersum autora. Po pierwsze, zaraz po pierwszych kartkach mamy Spis Treści i polecam przed lekturą zapoznać się ze „Słowniczkiem” nawet jeśli jesteście pasjonatami średniowiecznych militariów, warto przynajmniej przeczytać definicję hasła „Drzewo Życia”, wówczas będzie łatwiej wam pojąć o czym autor pisze w większości opowiadań, tym bardziej, że jest tam opis każdej sefiry, więc naprawdę warto to hasło przeczytać przed lekturą! Natomiast „Dramatis personae” tak jak „Bibliografię” zostawić możecie na później, chyba, że chcecie na bieżąco poznać nieco więcej informacji o postaciach przewijających się w tle, wówczas śmiało czytajcie „Dramatis personae”, bo „Bibliografia” to spis dzieł z jakich autor korzystał do napisania całej serii. Po drugie, tekst jest zrozumiały, nie natrafiłem na brakujące literki w poszczególnych słowach, odstępy są prawidłowo zachowane, więc nie powinniście mieć problemów z lekturą. Warto wspomnieć, że na niektórych stronach tytułowych znajdują się cytaty bądź sentencje, które pasują do danej treści, więc kolejny plusik dla pisarza. Po trzecie, należy pochwalić pana Dariusza za plastyczny opis scen w każdym z opowiadań. Jeżeli macie choć trochę wyobraźni, czytając tekst będzie w stanie wizualizować treść zapisaną literkami. Po cichu liczę, że znajdą się studenci kinematografii i rekonstruktorzy w jednym, to może będą w stanie adaptować książkę na zaliczenie kierunku. No nic, od czego jest wyobraźnia? I wreszcie czas na krótkie wprowadzenie. Opowiadania dzieją się w okresie przed lub po „Bitwą pod Grunwaldem”. Przeważnie bohaterami są rycerze z zakonu, choć jest również miejsce dla paru świeckich herosów. Mistycyzm zdecydowanie gra tutaj pierwsze skrzypce, stąd przypomnę, że warto zapoznać się z definicją „Drzewa Życia”. Jeśli ktoś liczył na upiory, strzygi, wampiry czy inne wilkołaki, będzie zawiedziony. Tej książce bliżej jest do powieści „Cherem” również autorstwa Dariusza Domagalskiego, choć nie do końca, bo można znaleźć trochę różnic. Poniżej krótki opis każdego opowiadania opatrzony drobnym komentarzem. Kwestia sumienia Najemny rycerz Peregin (Pippin Tuk :P) zawitał do Płocka w celu skontaktowania się z pewnym mężczyzną zwanym Aswersusem. Zamiast niego spotyka Katarzynę – piękną kobietę, która pełni rolę zastępcy nieobecnego zleceniodawcy i warto wspomnieć, że wpadła głównemu bohaterowi w oko, także drogie panie będzie się działo, a panowie nie będą tym wątkiem zniesmaczeni. Oprócz tego Peregin bierze udział w zaprzysiężeniu pewnego dostojnika na biskupa, lecz nic więcej wam nie powiem. Na brak nudy nie powinniście narzekać, a końcówka tekstu jest zaskakująca. Piąta pora roku Tym razem trafiamy na Węgry ogarniętę wojną. Podstępni niem… znaczy krzyżacy usiłują przekupić króla Węgier Zygmunta, by ten zdradził bratanków i ich najechał. Na szczęście porządny władca odmówił, choć grosz przytuliłby niezły. Oprócz tej postaci historycznej sporą rolę odegra Zawisza Czarny z Garbowa. Powiem tak, po tym tekście młodzi fani fantastyki będą utwierdzeni w przekonaniu, że on był honorowym twardzielem. Warto również wspomnieć, że naszemu Czarnemu towarzyszy Janusz Brzozogłowy. Razem mieli pomóc stłumić konflikt z poganami, a potem planowali wrócić do Polski, aby stanąć do walki z zakonem. Sam tekst uważam za interesujący, w dodatku podobała mi się rozmowa między Zawiszą, a antagonistą. Ognie na wzgórzach Poznajemy losy Arnolda von Badena, który ubolewając nad utratą Gotlandii wraca na terany należące obecnie do naszego kraju. Chyba nie muszę wspominać, że jego powrót nie wiąże się z jakimś zadaniem, nieprawdaż? Tutaj rzucił mi się nieco bardziej uwypuklony mistycyzm o którym wspominałem dużo wcześniej. Warto również wspomnieć o wydarzeniach poprzedzających opuszczenie Gotlandii. Poznacie trochę polityki i myśli niejakiego Ulricha von Jungingena. To jedno z moich ulubionych opowiadań. Jest to wyjątkowo mocny tekst. Ponownie odsyłam do definicji Drzewa życia. Ewentualnie poczytajcie sobie o kabalistyce, którą przybliżył mi Henryk Tur za co mu serdecznie dziękuje! Kismet Bohaterem tym razem jest mnich. Hieronim z Pragi, bo takie ma miano duchowny, przebywa w kościele Świętego Ducha w Norymberdze, gdzie bada włócznię, którą legionista Longinus przebił serce Jezusa Chrystusa.. Obecni wierni nie są zbytnio tym faktem zachwyceni, nie mniej mnich decyduje się opowiedzieć im pewną historię. Gdzie zostaje napadnięty przez bandytów i znów tradycyjnie będę milczał, jedynie wspomnę, że występuje kolejny przebudzony, ale nic więcej ode mnie się nie dowiecie. Droga Werner von Tettingen jest bohaterem tej historii. Jest to krzyżacki dezerter, a jednocześnie sługa jednej z dziewięciu sefir. W trakcie ucieczki jest dręczony przez własne sumienie, które najprawdopodobniej wizualizuje mu upiory przeszłości, które stają na jego drodze. Warto wspomnieć, że mężczyzna brał udział w bitwie pod Grunwaldem, więc podejrzewam, że z opisu tej potyczki ilustrator zaprojektował okładkę, a jeśli nie, to trudno. Złoty Pektorał Bohaterem tej opowieści jest Jurga, służebny niejakiego Mszczuja ze Skrzyńska, który zabił w honorowej walce Wielkiego Mistrza Ulryka von Jungingena. Jurga jedzie na kasztance. Jaki jest cel wędrówki tego chwilowo nie wiemy, gdyż okazuje się, że ścigają go krzyżacy. Podobno ma coś, co należało do ich przełożonego. Biała Róża Przed ostatnie opowiadanie mógłbym określić „Tristanem i Izoldą” w wersji dla dorosłych. Mamy ciekawą, brutalną akcję, gdzie niejaki Tomasz herbu Biała Róża chronicznie potrzebuje gotówki. Wygrana zgarnięta w turnieju, nie pozwoli mu na godne przeżycie, wobec czego ulegając namowom przybranej siostry decyduje się porwać przyszywaną bratanicę z rąk niejakiego Rafała Warsza, który chce Elżbietę (imię córki siostry) posłać do klasztoru, a więzi ją w wieży własnego zamku. Dalej nie będę opowiadać. Nie zabraknie zakazanej miłości, zemsty, czy potyczek I niechaj cisza wznieci wojnę Bohaterem ostatniego, a zarazem tytułowego opowiadania jest Michał Leczkow, rycerz urodzony w Gdańsku. Nie lubi on krzyżaków i pechowo na jego drodze staje niejaki Wilhelm von Kniprode. Ma on ponoć dosyć życia w zakonie, choć należy do Przebudzonych. Co dla mnie było ciekawe, owy krzyżak jechał z Tczewa, co wzbudziło u mnie zainteresowanie oraz myśl, czy autor przypadkiem w swoich wcześniejszych książkach nie wspominał może o mojej wiosce, która praktycznie leży na drodze do stolicy ówczesnego zakonu. W każdym razie zastanawiam się, czy autor tym opowiadaniem nie zostawił furtki na więcej historii, co by mnie rzecz jasna bardzo, ale to bardzo ucieszyło! PODSUMOWANIE: „I niechaj cisza wznieci wojnę” Dariusza Domagalskiego zaoferowała mi ogromną dawkę radości z czytania. Ponadto autor wywołał u mnie pewne wiadomości nabyte poprzez szkołę lub samokształcenie się z historii. Dzięki czemu wiedziałem, gdzie autor opisuje prawdę, a gdzie pozwala wyobraźni wesoło brykać. Dodam tyle, że na pewno w wolnej chwili zgłębię książki jakie przyczyniły się do powstania tej książki jak i całej serii z krzyżakami. Spróbuje także zrozumieć kabalistykę, żeby w przyszłości wyciągnąć jeszcze więcej z twórczości autora. Jeżeli będzie taka możliwość, osobiście będę nominować autora do nagrody roku w kategorii „edukacja”, bo należy mu się jak psu buda! Jestem bardzo, ale to bardzo wdzięczny wydawnictwu za wydanie tego zbioru i po cichu liczę na wznowienie pozostałych książek z serii. Jednocześnie zachęcam do samodzielnej lektury. Mamy naprawdę osiem ciekawych opowiadań, pełnych akcji, intryg i ciekawych postaci. Słowem wszystko, czego oczekujemy od dobrej książki! Jeżeli jesteście ciekawi, które opowiadania najbardziej lubię to już podaje: „Biała Róża”, „Droga” i „Kwestia sumienia” oraz „Ognie na wzgórzach”. Za egzemplarz dziękuje wydawnictwu Drageus Publishing House i jednocześnie apeluje o to, aby wydać pozostałe książki pana Dariusza Domagalskiego z uniwersum krzyżackiego. Tym bardziej, że w tym roku wypadła 614 rocznica bitwy pod Grunwaldem, a w kontekście ewentualnego wystąpienia na targach książki, będziecie mieli Państwo bardzo dobrą (jeśli nie cudowną!) ofertę. Tym bardziej, że w Gdańsku cyklicznie odbywają się Targi Książki, więc na pewno także mieszkańcy Malborka i okolic przyjeżdżają i mogą być spragnieni czegoś nowego osadzonego na hue hue naszych ziemiach! OCENA: 8/10 KSIĄŻKĘ KUPICIE TUTAJ: Tania Książka (tanio!) https://www.taniaksiazka.pl/i-niechaj-cisza-wznieci-wojne-dariusz-domagalski-p-1982347.html?q=i+niechaj+cisza+wznieci+wojnę&sgtype=prodonecol Świat Książki (nieco drożej!) https://www.swiatksiazki.pl/i-niechaj-cisza-wznieci-wojne-7289326-ksiazka.html
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.