Uwaga! W fabule z czasem mogą pojawić się wątki erotyczne. Dzieciaczki oraz osoby o słabych nerwach proszone są o zamykanie oczu na czas trwania lubieżnych scen.
I rozdział - ON
Siedziałem rozpostarty na ławeczce na dworcu kolejowym ostatniej stacji zwanej „Pograniczem”. Pociąg nie wjeżdża do Strefy. Dla przyjezdnych jest to ostatni moment, by zrezygnować z szalonego pomysłu przekroczenia bram. Zwykli cywile nie mają wstępu na skażone promieniowaniem tereny - wojsko dobrze strzeże każdego przejścia. Niby. Bo o podrobionych papierach słyszałem nie raz.
Ruchu na peronie żadnego. No, może prócz dozorcy zamiatającego dworzec, a tak to żadnej żywej duszy w pobliżu. Nawet ptaków na niebie brak.
Ziewnąłem.
Zerknąłem na swój PDA przymocowany do przedramienia i jeszcze raz odczytałem korespondencję z niejakim Gieszą – starym dobrym znajomym, dla którego kiedyś wykonałem parę zleceń. Drań od dawna sam nie zapuszcza się głęboko w Zonę. Od kiedy stracił swego towarzysza, nie rusza dupska poza Bar. Dobry z niego chłop, nie mówię, że nie. Pijaczek, ale swój. I tym razem wziąłem od niego zlecenie - mam doprowadzić do niego jakiegoś naukowca, bo Giesza ma do gostka interes. No i w to mi graj! Łatwa forsa. Sprzętowo badacz na pewno będzie przygotowany na wykrywanie anomalii, więc nie będę musiał go niańczyć. Bajka.
Bębniłem palcami o puszkę otwartego energetyka. Pociąg powoli wtoczył się na stację. W końcu! Dziesięciominutowe opóźnienie, i tak nieźle. Zaledwie garstka osób wysiadła z wagonów. Moją uwagę przykuł niski mężczyzna w okularach i z neseserem w ręku. Facet stał i nerwowo spoglądał na zegarek. Idealnie, jest i mój profesorek! Co prawda trochę przy kości, co oznacza częste postoje na odpoczynek, ale trudno. Lepszy taki naukowiec niż żaden. Forsa musi się zgadzać, tak czy nie? Ruszyłem w jego stronę.
Lecz, ku mojemu zdziwieniu, facet poprawił chwyt walizki i sobie polazł w długą. Nawet nie zdążyłem do niego podejść! Kurwa no. Czy Giesza zrobiłby sobie żart i wysłałby mnie specjalnie poza Strefę… po nic? Żeby sobie posiedzieć na słoneczku i wygrzać kości?
Dopiłem energetyka, zgniotłem w ręku puszkę i rzuciłem ją niedbale do kosza. Nie trafiłem. Zacząłem pisać wiadomość do Gieszy o treści: „Dobry żart, pierdol się jebańcu.”, kiedy w trakcie pisania słowa „pierdol” podeszła do mnie kobieta. Podniosłem na nią pytające spojrzenie znad ekraniku. Pierwsze co, rzuciły mi się w oczy jej płomiennorude włosy. Odznaczały się na tle szarego peronu, niemal jak czerwony płaszczyk bohaterki filmu „Listy Schindlera”.
Wracając na ziemię.
Myślałem, że się przyjebie o zaśmiecanie peronu, ale nie.
-Ana. – Przedstawiła się, wyciągając przed siebie dłoń. Nie uścisnąłem jej, więc kobieta, lekko zmieszana, cofnęła rękę. – Ponury, prawda?
Otaksowałem ją spojrzeniem. Ona niby ma być tym naukowcem? Odchrząknąłem.
- Przepraszam na moment. – Oddaliłem się dwa kroki i wystukałem wiadomość do Gieszy: „Kobieta? Czy to żart?”. Łypnąłem przez ramię na nieznajomą. Dostałem odpowiedź: „Jakiss poroblem?? Jak cos jei sie stanije, urwe tzi jajaja. PzdrAwiam.”
Jebany pijak. Odpisałem: „Żaden problem.” i wygasiłem ekran.
Wróciłem do kobiety.
- A no Ponury. – Kiwnąłem na plecak, który kobieta miała ze sobą. – Pomóc ci z tym? Swój zostawiłem w Strefie, zaraz po niego podejdziemy, więc chwilowo mogę być twoim osłem.
Jak na komendę poprawiła wpijające się w ramiona szelki plecaka.
- Dziękuję, dam sobie radę. – Odparła, ruszając dziarskim krokiem do bram.
Wzruszyłem ramionami i niespiesznie powłóczyłem za nią nogami.
- Jak sobie chcesz, ale przed nami jakieś piętnaście kilometrów marszu. – Czułem, że lekko zwątpiła w swe siły, ale dalej twardo szła przed siebie. Po drodze zerwałem z drzewa jabłko, wgryzłem się w nie i bez pardonu oglądałem sobie kobiecą sylwetkę. Ubiór to miała niezły, szczególnie te gumiaki na nogach w jakieś lisy czy inne miśki. Co ona, przyjechała tu grzyby zbierać? Ehh, no i nikt biedaczce nie wytłumaczył, że po Zonie to się raczej w spódnicy do kolan nie łazi. A żółty płaszczyk przed mutasami nie ochroni. To nie „Osada”! Trzeba będzie tę kobietę naprostować.
Rzuciłem ogryzek w krzaki i zrównałem z rudowłosą krok, bo zaczęliśmy zbliżać się do bram…
Ciąg dalszy nastąpi…