Ostatnio ogrywam czwartą odsłonę Fallouta i choć gra oklepana przez wielu do bólu, to dwa DLC zasługują na osobną uwagę. Pierwszym, który przeszedłem, jest “Nuka World”.
“Nuka World” to nic innego jak powojenny lunapark. Po wojnie osiedlili się w nim zwykli kupcy, ale pech chciał, że zainteresowali się tym miejscem bandyci. Zjednoczeni pod przywództwem Coltera wybijają lub zniewalają handlarzy i pozostałych mieszkańców. I w zasadzie na tym ambicje bandytów się kończą, bo tzw. “nadszef” - Colter - osiadł na laurach. Co prawda ma w garści trzy gangi, jakimi są Wyznawcy, Stado oraz Operatorzy, ale nie kwapi się do zajęcia całego lunaparku.
W takiej sytuacji jego prawa ręka Porter Gage obmyśla chytry plan, dzięki któremu osobiście pozbawiamy życia Coltera i zostajemy “nadszefem”. Dopiero teraz zaczyna się zabawa, bo możemy pomóc bandytom zdominować cały “Nuka World”.
Moim zdaniem jest to trochę naciągane, bo skoro liderom trzech bandyckich grup nie podobał się Colter, to dlaczego go nie zabili? W teorii zostało to wyjaśnione przez Portera Gage, że potrzebowali “nadszefa”, który ich poprowadzi, bo w przeciwnym razie gangi zaczną między sobą walczyć, a trzeba zaznaczyć, że średnio się dogadują.
Pewnie każdy gracz upodobał sobie jeden z gangów - w moim przypadku są to Wyznawcy. Głównie dlatego, że to taka “tradycyjna” bandycka grupa w świecie Fallouta z pewnymi zasadami i określonym sposobem działania. Stanowią zbiorowisko najgorszych psychopatów, którzy chcą przelewać krew. Dlatego moim zdaniem pasują do powojennych realiów, gdzie nie ma jasno określonej władzy. Im zależy wyłącznie na dręczeniu słabszych, kasie, chlaniu i dobrej zabawie. Dwa pozostałe gangi są zbyt “miękkie”.
Przyznam, że fajnie się eksplorowało “Nuka World” z perspektywy nadszefa