Siódemka

Stali przy barze i popijali co kto lubi, Filippo i Albert, z racji wieku lemoniadę, a inni piwko lub coś mocniejszego. Stanowili zgrany zespół, który świetnie sobie radził w eksplorowaniu Zony. Nie było zlecenia z którym nie dali by sobie rady, czy artefaktu, którego by nie znaleźli. Każdy dawał coś od siebie do grupy. Elvis jest świetnym specjalistą od komputerów i wszelkich zabezpieczeń elektronicznych, giętki Filippo, mimo dużego wzrostu potrafi spenetrować każdy zakamarek labiryntu, czy właz do schowka. Vorenus doświadczony stalker zawsze potrafi znaleźć jakieś rozwiązanie w sytuacji, która zdawałaby się bez wyjścia, Bas – silny i wysportowany, to chodząca machina wojenna, dwa rkm-y w rękach, to dla niego pestka. Lorddino - potężnie zbudowany, ale szybki i cichy, gołymi rękoma potrafi poradzić sobie z każdym wartownikiem, a Albert mimo młodego wieku rozbroi każdą pułapkę. Killer, wiadomo – najlepszy snajper w Zonie.

Przekomarzali się właśnie, kto wygra następną partię bilarda, kiedy na PDA Elvisa odezwał się brzęczyk, jest robota chłopaki – zbieramy się.

Lało, ale szli szybko, każdy wiedział, jakie jest jego zadanie w szyku. Dwóch trzymało detektory, których zasięg obejmował koliście grupę, ubezpieczając przed anomaliami, jeden z PDA w ręku pilnował nadchodzących wiadomości i ewentualnego pojawienia się wroga.Reszta z bronią w rękach, trzymała się środka.

Zadanie było dla nich: ‘bułka z masłem’, Jantar – tkanka zombi i powrót do baru, kaska zabawa i daaaalej….

Przy wejściu do Jantaru natknęli się na grupkę stalkerów kryjących się za betonowymi osłonami. Jeden z nich pokazał ręką, aby przykucnęli. Więcej was tu matka nie miała, zapytał, kiedy ostrożnie zbliżyli się do zapory. My tu na wycieczkę powiedział Vorenus, chłopaki zaśmiali się. No, no bez głupich żartów – Szymka jestem, a trafiliście w niezły pasztet. Co się dzieje? A chcieliśmy przejść dalej, ale jakiś drań wali ze snajperski – utłukł nam dwóch kumpli, co gorsza jednego nie dobił, leży tam na dróżce i jęczy. Ten sukinkot czeka, aż się któryś zlituje i pójdzie po niego. Szybko ocenili sytuację. Faktycznie nie było dobrze. Trzeba ustalić gdzie się kryje – rzucił Elvis. Killer nic nie mówiąc podczołgał się na skraj betonu i przygotował się do strzału, Filippo na czubku noża wystawił część maski ponad krawędź - prawie równocześnie huknęły dwa strzały. Killer wstał, otrzepał spodnie – gotowe. Stalkerzy pobiegli po rannego. Ot mołojcy – ucieszył się Szymka, takie oko, świetny pomysł, zuchy z was. No chodźcie na kielicha, przegryziemy kiełbasą. Po krótkim odpoczynku ruszyli dalej.

Uszli niespełna z 500 metrów, gdy Albert podniósł dłoń – stanęli, wiedziony ponadnaturalnym instynktem potrafił wyczuć minę lub pułapkę na odległość.

Kazał im się cofnąć. Spokojnie bez pośpiechu podszedł do kupki liści na środku drogi.

Poprzez liście wystawał mały drucik. Kucnął i pewnymi ruchami odsłonił pułapkę; było to kilka lasek dynamitu okręconych kablem i przytwierdzonym zapalnikiem. Widać było, że myśli. Pogwizdywał cichutko – wyjął coś z torby i zaczął majstrować przy kablach.

Wstał – uśmiechał się szeroko, a rozbrojonym dynamitem pomachał nad głową.

Podbiegli do niego, klepali po plecach, cieszyli się i przepychali, aby mu podziękować.

Dobra już dajcie spokój – idziemy, powiedział .

Dochodzili do doliny, gdzie znajdował się bunkier. Słychać było tylko ich kroki i skrzypienie butów. Ta cisza jest przerażająca, powiedział Bas. Coś i zombiaków nie widać dodał Lorddino. Stanęli przed wejściem do bunkra. Bas załomotał w drzwi, ale odpowiedziało głuche echo. Coś tu jest nie tak, Elvis podszedł do klawiatury kontroli dostępu, wyjął śrubokręt, otworzył panel i podłączył się swoim tajemniczym urządzeniem. Coś tam zamrugało, zapiszczało, uniósł się mały dymek i skoczyła iskra – drzwi ze zgrzytem otworzyły się do połowy. No cóż – zapraszam, panowie przodem.

Dino wskoczył do środka i przykleił się do ściany. Włączył latarkę i ledwo zdążył podnieść ręce do obrony, kiedy Bas dwoma seriami z rkm-u załatwił snorka. Padalec padł jak ścięty.

-:Dzięki Bas, powiedział

-:Nie ma sprawy.

Strzelili piątkę, lubili się.

Woda kapała z sufitu, a echo ich kroków odbijało się od ścian.

Gdzieś daleko rozległ się skowyt i coś zazgrzytało, jakby rozdzierana stal.

-:Chyba nie znajdziemy tu nikogo żywego, powiedział Filippo.

-:Jak są snorki, to nie ma szans, odpowiedział Killer.

Doszli do pomieszczenia z ladą. Widać było po ciemnych plamach wybuchów, że toczyła się tu ostra walka. Vorenus usunął resztki lady i podszedł do generatora.

-:Albert, jest robota dla ciebie.

Po paru chwilach zamruczał prąd i zabłysnęło światło. Ich oczom ukazał się makabryczny widok: wszędzie plamy krwi, zniszczony sprzęt i potłuczone szkło.

Pod ścianą leżało ciało naukowca; osuwając się po murze, krwią z rozciętej tętnicy napisał: pomści

-:Co robimy chłopaki, spytał Elvis.

-:Dajmy popalić gadom, pomścimy ich – zamruczeli.

Stuknęli się pięściami. Znowu coś zawyło, ale znacznie bliżej. Wymierzyli broń w głąb korytarza. Coś niemrawo poruszało się na końcu, jeszcze trochę w ciemności.

-:Odbezpieczcie – powiedział Vorenus.

Szczęknęły metalicznie iglice. I stało się – do oświetlonej części, powoli powłócząc nogami, trzymając wyciągnięte ręce przed sobą, szła cała chmara zombi. Pusty wzrok, wykrzywione zaślinione twarze i przykurczone palce, stanowiły straszny widok. Oprócz szurgotania doszedł do nich mamroczący dźwięk, charchot spotęgowany ciszą podziemi.

Bas stanął na środku korytarza i zaczął prażyć z dwóch erkaemów, łuski z wystrzelonych pocisków leciały na boki odbijając się od murów i sufitu, ściana ognia runęła na mutanty.

Kule rozrywały tułowia, urywały ręce i nogi – pierwsze szeregi skotłowały się na podłodze w szarą, obrzydliwą masę mięsa. Pozostali wdrapywali się na górę chcąc dojść jak najbliżej naszej siódemki. Vorenus przyklęknął za przewróconym stolikiem i walił krótkimi seriami z karabinu, za nim, w rozkroku Elvis, z coltem w wyciągniętych rękach ładował pocisk za pociskiem w kłębiący się tłum. Killer – starannie celując, dekapitował niemilców headshotami, Albert z Filippo jednocześnie rzucili po granacie – zagrzmiało, razem z falą uderzeniową doszła do nich chmura dymu i kurzu. Przestali strzelać. Powoli opadał kurz, jakiś niedobitek z urwanym do połowy torsem i z trzewiami na wierzchu, czołgał się na przedramionach z podniesioną głową i wyszczerzonymi zębami – Dino podbiegł i wprawnym ruchem noża odciął mu głowę, odrzucił ją z obrzydzeniem.

-:No cóż chyba mamy to za sobą, powiedział.

Starannie wykroił kilka tkanek i schował do specjalnego pojemnika.

-:Zadanie wykonane, możemy wracać po kasę.

 

KONIEC

1 polubienie

gładko tej drużynie idzie,

Dobrze się czyta bo to proza “lekka”. Świt jest trudniejszy, bo to i zwroty akcji i narracji,

coś rymnęło :smiley:

Jak już Fiedia pisał Siódemka prawdopodobnie nie będzie rozwijana nad czym sam ubolewam wydaje mi się, że chłop się skupi na Świcie.

Bardzo fajne to opowiadanie tylko trochę krótkie. Mógłbyś zrobić coś takie tylko jeszcze raz. szczerze to też niby gładko tej drużynie idzie, ale takie opowiadanie się bardzo dobrze czyta. CZEKAM NA WIĘCEJ!

Nawet ostatnio wiersz mi wpadł do głowy

Pisz, pisz i pisz - to jedyna droga, nie ważne, że źle, średnio, czy dobrze. Otwieraj notatnik i przelewaj, to co Ci przyjdzie do głowy, albo na papier, albo do komputera. Skreślaj, poprawiaj, albo daj poczytać innym - to najlepsza metoda i napisz nam ten kawałek wiersza. Trzymam kciuki.

Jednym słowem opowiadanie zajeXXXXX. Też już pare razy zabierałem sie za pisanie ale zanim dobiegłem do kartki wena uchodziła…

Nawet ostatnio wiersz mi wpadł do głowy ale niestety było to na skrzyżowaniu wiec zanim doszedłem do domu… wiersz poszedł w inną strone. :roll:

Wybacznie długą nieobecność ale miałem pewne problemy natury teologicznej oraz zwolnienie internetu…

Nie przeklinaj - A115

nawet ranny nie byłem

To jest wykluczone, żaden z Bohaterów nie może być draśnięty. Jesteście moje Aniołki :wink:

Ja stanowczo protestuje (jeżeli oczywiście mogę :wink: ) wg mnie opowiadanie ma wielka szansę się rozwinąć i trwać całą wieczność poza tym nawet ranny nie byłem hihihi

Definitywny koniec opowiadania?

Myślę, że tak, ale nigdy nie mów nigdy - prawda? :smiley:

Hmm… niezła rozwałka. Bardzo dobrze.

KONIEC

Definitywny koniec opowiadania?

Dorzuciłem jeszcze trochę tekstu - melduję, że zadanie wykonane. :wink:

Teraz pora na jakas walke z mutantami. http://www.stalkerteam.pl/public/style_emoticons/<#EMO_DIR#>/lightbulb.gif

Dobre, a ja jak zwykle pierwszy się pcham i pierwszy bym w dzioba dostał hihih Norma u mnie :mrgreen:

wprowadzić trochę dramatyzmu (wszystko idzie zbyt “gładko”).

Musi być gładko, ponieważ drużyna jest NAJLEPSZA. Jak w amerykańskich serialach, czy Aniołkach Charliego :wink:

Ja niestety palę fajki (ponad paczkę dziennie, czerwone Routy - ile razy już rzucałem, bez skutku :frowning: ), alkohol piję umiarkowanie :wink: . Co do opowiadania, jest niezłe, ale mógłbyś Mr Fidi wprowadzić trochę dramatyzmu (wszystko idzie zbyt “gładko”). Co do genezy drużyny to mam taki pomysł: Część ekipy należała kiedyś do Powinności, a część do Wolności (lub do innych frakcji), a połączyć ich mogło jakieś wydarzenie z przeszłości (pewnie dramatyczne i straszne, i mogło dokonać się ono podczas wojny frakcji - to może odbijać się na nich do dziś i każdy z członków ekipy może powspominać “stare czasy”).

A może nasza grupa da początek i będzie podwaliną jednej z frakcji? Byle nie Powinności bo ponuraki. Jeżeli mogłaby to być któraś z gry to optuję za Wolnością, co prawda nigdy nie paliłem trawki ale za kołnierz do tej pory nie wylewałem. Z tego bunkra można by się dostać do fajnych podziemi, które naukowcy zachowali tylko dla siebie a w podziemiach wilgoć i straszno jakoś…

Albo grupę stworzył pewien bogacz który zdobył fortunę w niewiadomy sposób

O to mi się podoba: :… gdybym był bogaty ..; Skrzypek na dachu. Mój ulubiony musical. :smiley:

Albo grupę stworzył pewien bogacz który zdobył fortunę w niewiadomy sposób i gdy już sam się wycofał. Na terenie swojej daczy wyszkolił tych oto młodzieńców do wykonywanie zadań w Zonie i radzenia sobie w niej. Są oni jego ręką sprawiedliwości zarabiająca gruba kaskę :mrgreen: Jeżeli ktoś by się nie połapał w moich chaotycznych opisach to tym bogaczem jest Fiedia ze Świtu nieobecny już w Zonie ale nadal odciskujący na niej swoja potężną rękę (uh ale ni dramatycznie wyszło)

ak sobie myślę, że nasza sławna grupa mogłaby spotkać na swojej drodze pewną sławę Zony,

Podrzucajcie pomysły, albo to co chcielibyście przeczytać, to opowiadanie jest dla Was i nie musimy się jakoś specjalnie przejmować rygorami pisarskimi.

Tak sobie myślę, że nasza sławna grupa mogłaby spotkać na swojej drodze pewną sławę Zony,a może jest on ich nauczycielem i takim cichym mentorem którego głos się będzie pojawiał jak narracja. Wiecie o kim mówię prawda??