n0ir Posted February 11, 2022 Report Share Posted February 11, 2022 (edited) Deszcz smagał jego zimne policzki. Krople zamieniały się w strumyki, a te spływając po jego skórzanym płaszczu rozbijały się o ziemię. Tu, na samym dnie pustkowie krzyczało ciszą. Nie było wschodów ani zachodów. Wszystko zlewało się w jedną bezkształtną masę. Drzewa, ludzie, grunt i psy. Lodowata krew mroziła jego serce, a właściwie kupę zbitych ze sobą, kurczących się mięśni. Ono nigdy nie ma dosyć - pomyślał - dobrze że poczucie sensu jest mu obce. Ranek był wyjątkowo chłodny i ponury. W powietrzu wisiała jakaś złowieszczość, którą deszcz zbierał z chmur, i rozbijał o ziemię. Wiatr targał wierzchołkami drzew otaczających wioskę, zrywając z nich zżółkniałe liście, które w swym ostatnim tańcu pełnym ekstatycznych piruetów, upadały na ubłoconą ziemię wydając z siebie niemy krzyk rozpaczy. Olgierd przewiesił przez ramię swojego poczciwego AK-104, i skierował się do ogniska. - Hej, Olo, no nie stójże tak jak strach na wróble! Chodź się napić z Igorem! W obozie od samego rana dało się wyczuć pobudzenie. Kotom zauważalnie pobłyskiwały oczy gdy rzucali pełne niepewności spojrzenia na zachód, w kierunku Bagien. Oczy starszych Stalkerów błyszczały rzadko. Dziś bezpieczniej było w nie nie zaglądać. - No jak tam, dwadzieścia dzisiaj pójdzie ? Ile tam daliście Zielonym, co ? - 14 skrzyń. Uważaj Igor, Sidorovitch kazał milczeć, w obozie roi się od mięsa. - Olo.. I komu się te koty wygadają, co ? Połowa z nich za tydzień zintegruje się już z naszą piękną, lokalną florą! Do ogniska podszedł mężczyzna o pociągłej, bladej twarzy, rzucając z marszu: - Albo i fauną dziadek. No, dalej, kończyć flaszkę i do roboty. Za 5 minut chce widzieć skrzynie przy bramie. Igor spode łba przeciągnął wzrokiem po kierującym się do schronu Sidorovitcha Majorze i rozlał do dwóch szklanek resztę wódki. - Psia jego mać, a taki był spokój. Na zdorovie! Szklanki zadzwoniły wdzięcznie, a po okolicy rozległ się przeciągły grzmot, któremu zawtórowało odległe wycie mutantów. Większa część obozu otoczona była jedynie niezbyt imponującym, drewnianym płotem, wysokim na nieco ponad półtora metra, po obu stronach którego znajdowały się dwie wyrwy pełniące funkcje bram. Tuż poza ogrodzeniem od strony zachodniej znajdowały się dwie chaty, jednak nie cieszyły się szczególną popularnością wśród Samotników - powrót z otwartej Zony do obozu oznaczał dla nich chwile wytchnienia i relaksu, i ogrodzenie, mimo że prowizoryczne, dawało im złudne poczucie bezpieczeństwa. Cały Kordon przecięty był wzdłuż drogą, prowadzącą na północ, wgłąb strefy. Nazywany przez niektórych przedsionkiem piekła, w rzeczywistości był swoistą strefą buforową pomiędzy cywilizacją, a Głęboką Zoną. W południowej części Kordonu znajdowało się jedyne oficjalne wejście do Zony strzeżone przez Wojsko, które prowadziło nielegalny handel artefaktami ze stalkerami. Ciężkie, szare chmury otuliły Zonę niczym pierzyna, zawisając nisko nad horyzontem. Olgierd wyjął ze zmiętej, papierowej paczki papierosa, i odpalił go swoją benzynową zapalniczką, na której dumnie widniały wygrawerowane symbole Związku Radzieckiego. Tańczący płomień spowił lekko zawilgnięty tytoń, i przez moment wydawało mu się, że na tym nie poprzestanie, podpalając unoszącą się w powietrzu gęstą atmosferę strachu i wódki, a wraz z nią całą Zonę. Głęboki wdech wypełnił jego płuca mieszanką nikotyny i tlenu. Zrzucił płaszcz i musnął dłonią umieszczonego w kaburze udowej PB; dotknął magazynek – Jest. Przesunął dłoń po zimnej komorze zamka AK, dotknął selektor ognia – bezpieczny. Wymacał po kolei: latarkę w zapinanej na zamek naramiennej kieszeni, PDA w kieszeni na lewej nogawce spodni, oraz umieszczone w Plate Carrierze, tuż obok ostrego jak brzytwa Vityaza, trzy dodatkowe magazynki do AK. Zarzucił na ramię plecak, i opuścił obóz wschodnią bramą. Tunel spowijała ciemność. Stąpał ostrożnie, wsłuchując się w ping detektora. Złowrogie pomrukiwanie licznika Geigera zagęszczało się z każdym krokiem. Przez otwory wentylacyjne w stropie tunelu wpadały co rusz podmuchy powietrza wzniecając pył, który osiadał na jego okrytej kominem twarzy, zostawiając grafitowe ślady w okolicach nozdrzy. Ten pył zabijał, ale tutaj wszyscy byli już martwi, zwlekali tylko z pochówkiem. Podszedł do oblepionej czymś niepokojąco zielonym rury odpływowej, i trzykrotnie zastukał w nią polimerową kolbą swojego AK. Nagle oślepił go rozbłysk czyjejś latarki, a w tunelu poniósł się echem dźwięk przeładowanego Kałasznikowa. Poczuł tępy ból z tyłu głowy. - Olgierdzie.. Ciepły, kobiecy głos spowodował, że zmiękły mu kolana. Jemu, który podczas pobytu w Zonie słyszał już odgłosy tak przerażające, że mógłby je wydać na świat sam diabeł. Znał ten głos. Nie znał niczego poza nim. Zakapturzona postać okryta płaszczem ruszyła w jego stronę. - Olgierdzie.. Głos kobiety zdawał się dziwnie drżeć, jednak równocześnie wzbudzał w nim zaufanie. Wzywał go, a on już wiedział, że na to wezwanie odpowie. Powolnym krokiem, z opuszczoną bronią, ruszył ku światłu, w stronę zbliżającej się postaci. Z każdym metrem twarz kobiety stawała się wyraźniejsza. Jej oczy były wyraźnie uniesione w górę, jednak tuż pod powiekami zdołał dostrzec wielkie, jasnoszare źrenice. Spod jej kaptura wystawały jasne blond włosy, splecione na wysokości szyi w dwa warkocze, sięgające do skrytych pod falbankową bluzką piersi. Jej blade, lekko spierzchnięte usta zastygły w rozwarciu. Bezwiednie puścił pas broni, i czule odgarnął opadający na jej twarz kosmyk włosów. Jej usta zadrżały, a on nagle poczuł że czas zwalnia, a Zona wokół przestaje istnieć. Byli na polanie, pośród zieleni skąpanej w porannym błękicie nieba, otoczeni tętniącą życiem naturą. Poczuł promieniujące ciepło słońca i rosę na źdźbłach trawy, a jej opadające włosy, musnęły mu twarz. Zbliżył się do jej lekko rozwartych ust, i nagle, jak grom z jasnego nieba, wstrząsnął nim huk wystrzału. Ciepła, lepka ciecz, bryzga mu na twarz. Niebo błyskawicznie spowija gęsty, szary kożuch, zieleń więdnie i obumiera, ziemia rozwiera się, i wciąga go w dół. Tunel. Ciemność. Zimno. Ramionami obejmuje bezwładne truchło pijawki. Rozdział I - Ja pierdole Olo, ja wiem że tu nie ma co ruchać, ale żeby kurwa pijawkę ?! - Opierdol się Ganz. - Haha, spakojna bratan! Może i nawet nie była taka zła, ta pijawka. Dłonie miała jakby kobiece. Chcesz je ? Na pamiątkę ? Chciałem sprzedać Sidorovi, ale jeśli chcesz się z nimi zabawić.. - Jeszcze słowo, i wetknę ci je w dupe. Przez gardło. Ganz Spoważniał. - Cholerstwa zmutowały Olo, w nowym kierunku. Robią ci z mózgu gąbkę, i zaczynasz widzieć rzeczy. Gdybym odjebał ją sekundę później, gryzłbyś teraz piach razem z tym truchłem. - Dzięki Ganz. To był.. dobry strzał. - Skromny informator zawsze do usług. Trzymaj pendriva, znajdziesz na nim wszystko o co pytałeś. Aha, i Olo, zmieniam miejsce, tak na przyszłość. Jebać ten tunel. Noc przyszła prędko, przenikliwym chłodem zwiastując zbliżającą się jesień. Kordon rozświetliły ogniska, wokół których skupione były grupki grzejących się Samotników. Ktoś grał na gitarze „Był dobrym Stalkerem”. Oparł się o betonową ścianę jednej z chat, i wsłuchując się w szykujący się do snu obóz, zapalił papierosa. Zza pazuchy wyjął odpitą do połowy piersiówkę, i wziął głęboki łyk cuchnącej zeszłorocznymi ziemniakami wódki. Powolnym krokiem wszedł na poddasze jednej ze znajdujących się wewnątrz płotu chat. Podszedł do rozpostartego w kącie drewnianej podłogi śpiwora, i umieścił pod poduszką swojego PB. Wziął do ręki PDA, i odtworzył Memories of Green Vangelisa. Z szumem nasilającego się deszczu przyszedł sen. Edited February 11, 2022 by n0ir Korekta 1 2 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.