Skocz do zawartości

Czarny Wilk.


Rekomendowane odpowiedzi

Słyszę tylko ryk silnika, podobny do ryku UAZA, oczy mam czymś zasłonięte, pewnie jakaś opaska. W aucie unosi się woń benzyny i prochu strzelniczego. Gdzieś w oddali słychać dźwięk wyładowań Elektro. Auto gna po jakichś bezdrożach, obok mnie ktoś się bawi AK 74, rozładowując i załadowując je. W radiu ktoś nadaje komunikat:

-2 minuty do emisji, znajdźcie jakiś budynek i ukryjcie się.

-Zrozumiałem- odpowiada ktoś z siedzących w samochodzie.

Po chwili słyszę zgrzyt hamulca. Ktoś łapie mnie za kombinezon i wyrzuca z auta, uderzam twarzą w mokrą glebę, pewnie musiał przed chwilą padać deszcz.

-Wstawaj, chyba że chcesz zostać tutaj i zdechnąć jak poprzedni.

Czuję jak ktoś mnie dźwiga i ustawia na nogi, z miękkiej trawy przechodzę na beton, słyszę trzask drzwi i ktoś zdejmuje mi opaskę z oczu. Znajduję się w jakimś starym budynku. W ustach zaczynam czuć metaliczny smak, słyszę grzmot i widzę jak niebo za oknem jaśnieje, jakby nadchodził poranek. Nogi uginają mi się, mdleję...

-Wstawaj-mówi koleś obok mnie, jego twarz jest ukryta pod kominiarką, a jego ciało okrywa bandycki płaszcz- nie jesteś na wakacjach, tylko w zonie, kto rano wstaje ten po ryju nie dostaje-po czym nieznajomy wybucha śmiechem.

Słyszę kroki zbliżające się do drzwi, po chwili ktoś je wyważa, a seria kul z kałacha trafia człowieka w kominiarce, a także 2 osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Po kombinezonach napastników widać, że są to najemnicy.

-Masz szczęście, że dużo nam zapłacili za odbicie cię z rąk tych-tu urywa i spogląda na ciała bandytów- z rąk tych szmatławców, mów mi Siwy, masz tu Makarova, przyda ci się- po czym wyciąga z kabury pistolet ,rzuca mi go, a ja go łapię, z cudem bo nigdy w łapaniu nie byłem najlepszy. Nie mogę rozpoznać twarzy Siwego, ponieważ jest ona ukryta pod maską przeciw gazową. Obok Siwego stał inny najemnik, a za Siwym stał najemnik, który wydawał się być kobietą.

-Snajpa, daj naszemu Wilkowi butelkę wódki, to go postawi...lub zwali z nóg.

Najemnik, a raczej najemnikczka podeszła do mnie i dała mi butelkę znanej w zonie wódki Kozak, przez szkło od maski było widać jak mruga do mnie jej błękitnym okiem.

-Wypij, jak to ujął Siwy, postawi cię na nogi, lub z nich zwali- po czym oddaliła się w stronę drzwi. Łyknąłem z butelki i od razu poczułem się lepiej, zdjąłem z pleców moje graty i włożyłem do niego butelkę wódki, przyda się na później.

-Plomba, poprowadzisz UAZA tych debili. Jedziemy do Agropromu, tam chcą Czarnego z powrotem.

Skierowałem się w stronę UAZA i usiadłem na tylnym siedzeniu, koło Snajpy. Sprawdziłem, czy te szuje nie zwinęły mi PDA, jednak nie zwinęły. Sprawdziłem położenie i okazało się, że jesteśmy gdzieś niedaleko Czerwonego Lasu.

-Podaj mi swoje PDA, to wprowadzę ci współrzędne mojego-powiedziała Snajpa, a ja podałem jej moje PDA. Plomba odpalił wóz i ruszyliśmy. Po chwili Snajpa oddała mi moje PDA.

-Pisz jakbyś potrzebował pomocy- zwróciła się do mnie najemniczka. Plomba prowadził chyba po największych dziurach, bo autem trzęsło jak bujanym krzesłem podczas emisji.

Samochód jechał gdzieś tak przez 15 minut, gdy po chwili wjechał w gęstą mgłę.

-Pewnie jakaś nowa anomalia, zatrzymaj się -powiedział Siwy do Plomby.

Gdy samochód zatrzymał Siwy wyszedł z niego, zdjął z pleców AS-Val'a i rozglądał się po okolicy, oddalił się od auta na dwa kroki i pochłonęła go mgła. Około 15 sekund później moich uszów dobiegł krzyk:

-Niee...aaa....arghhh!!

A na szybę trysło kilka kropelek krwi, bez zastanowienia krzyknąłem do Plomby:

-Ruszaj!! - a sam rzuciłem się na przednie siedzenie, żeby zamknąć drzwi od UAZA, ale zrobiłem to ułamek sekundy za późno. Ręka, a raczej łapa kreatury chwyciła mnie za moją rękę gdy zamykałem drzwi, pobiegłem wzrokiem wzdłuż łapy kreatury, a wzrok zatrzymał się na masce przeciw gazowej typu słoń. Szybkim ruchem chwyciłem za Makarova i odbezpieczyłem go jedną ręką, wycelowałem w miejsce między dwiema szklanymi szybkami, które były otworami na oczy i wystrzeliłem 3 strzały, uścisk na mojej ręce poluzował się, a Plomba ruszył, nogą odepchnąłem ścierwo kreatury i domknąłem drzwi.

-Było blisko -powiedziałem i ku mojemu zdziwieniu uśmiechnąłem się.

Po ok godzinie dojechaliśmy do Agropomu, ale minęliśmy bazę stalkerów i zatrzymaliśmy się tuż za nią.

-Wysiadać.

Wysiedliśmy z wozu i za Plombą skierowaliśmy się do włazu w ziemi. Pierwszy wszedł Plomba, Snajpa pokazała mi ręką, że teraz moja kolej. W podziemiach nie było zbyt kolorowo, gdzieś blisko było słychać Elektro, a jedynym światłem była latarka Plomby i latarka Snajpy, Plomba prowadził nas w jakieś odległe korytaże, w pewnym momencie dotarliśmy do metalowych drzwi z interkomem, Plomba nacisnął nań i powiedział:

-Otwórzcie, mamy przesyłkę.

Zdziwiony popatrzyłem na Plombę.

-Przesyłkę?

-Taki slang.

Drzwi się otworzyły, a w środku było całkiem ciekawie. Było to jedno wielkie pomieszczenie, w którym było kilkunastu stalkerów, w mundurach frakcji, której jeszcze nigdy nie widziałem. Wielu z nich miało mundur SEVA, w kolorach czarnych, z białymi łatami. Najemnicy prowadzili mnie do rogu, siedział tam człowiek w Egzoszkielecie, ale bez części okrywającej głowę, miał czarne długie włosy, jego twarz okrywał zarost, a nad prawym okiem widniała dosyć długa blizna. Człowiek ten wyciągnął z pod blatu walizkę i przekazał ją Plombie

-A gdzie ten trzeci?

-Były pewne niedogodności, Zona go pochłonęła.

-Rozumiem. Miotacz, odprowadź naszych najemników do włazu, a ty Wilku, siadaj, mamy parę spraw do omówienia.

Usiadłem na krześle, zastanawiając się, czego ten człowiek może ode mnie chcieć.

-Sprowadziłem cię tu, ponieważ jesteś mi potrzebny do pewnego zadania. Na obrzeżach Zony znajduje się pewien magazyn, ale nie on jest naszym, a raczej twoim celem, twoim celem jest pewien budynek obok magazynu , znajdują się w nim ważne dla nas dokumenty, pewien wojskowy oficer i kilku zakładników z naszej frakcji, twoim celem jest przeskanowanie tych dokumentów i wysłanie ich zawartości do mnie przez PDA, zabicie oficera i wyzwolenie naszych ludzi. Nie przedstawiłem się, jestem Drwal, a frakcja zwie się wyrzutkami, bo wielu z nas ma podobną historie jak bandyci, ale wszyscy mamy jeden cel, ale akurat nie o nim mowa, zaopatrzymy cię w broń i odpowiedni kombinezon, dostaniesz też 50000 rubli, zgrałem częstotliwość Twojego PDA, więc jakbyś miał zamiar zwiać, to i tak cię znajdziemy. Po wykonaniu zadania za przeproszeniem gówno nas obchodzisz, choćbyś miał zginąć, my nie kiwniemy palcem. Podejmujesz się tej roboty?

-Nie mam nic innego do roboty więc tak OK.

-Wydajcie mu sprzęt.

Dwóch wyrzutków zaprowadziło mnie do innego pomieszczenia i zaczęło po nim krążyć i zbierać różne rzeczy, po chwili wrócili do mnie i dali mi AK-74, kombinezon Wschód Słońca, trochę amunicji do AK , pięć apteczek i kilka bandaży.

Po chwili miałem już założony WS , AK na ramieniu, a resztę wyposażenia w plecaku, zameldowałem Drwalowi że wyruszam. Po chwili byłem już przy wyjściu z podziemi, ale usłyszałem potworny ryk...

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.

I sorrki za przejście z czasu teraźniejszego do przeszłego.

Czarny Wilk. cz II

Autor:

najemnik32-Paweł P...nieważne

Strach mnie sparaliżował, myślałem, że to już koniec, ale po chwili się otrząsnąłem, chwyciłem za AK i czekałem, sekundy się dłużyły, wydawały się, że trwają całą wieczność. Po chwili ujrzałem coś, co wyglądało jak falujące powietrze. Od razu pomyślałem, że to pijawka. Szybko odbezpieczyłem AK i otworzyłem ogień w stronę kreatury, lecz ta wciąż biegła w moim kierunku. Po chwili usłyszałem charakterystyczny odgłos zacinającej się broni. Bez namysłu wyciągnąłem nóż, bestia rzuciła się na mnie, powalając mnie na ziemie, jej macki powoli zbliżały się ku mojej twarzy. Przypomniałem sobie o nożu w ręce i szybkim ruchem wbiłem go w plecy pijawki. Opór z jej strony ustał, jej bezwładne ciało przygniotło moje. Zepchnąłem je i usiadłem, byłem roztrzęsiony. Wkurzony odciąłem jedną z macek pijawki i wycisnąłem krew z macki na kolbę z mojego AK i owinąłem ją bandażem.

-Będziesz się zwać żniwiarzem.- Powiedziałem patrząc na karabin. Gdy wychodziłem z podziemi na chwile oślepiło mnie światło będące na powierzchni. Był to właz niedaleko bazy stalkerów, w kierunku, której ruszyłem, jacyś dwaj stalkerzy odciągali ciała bandytów, które leżały przy wejściu, na mój widok porzucili to, czym się zajmowali i chwycili za Abakany celując w moją stronę.

-Stój i powiedz, kim jesteś.- Powiedział jeden. Zatrzymałem się, bo nie chciałem mieć kłopotów, nie były mi potrzebne.

-Mówią na mnie Czarny Wilk i jestem wolnym stalkerem tak jak wy.

Stojący tam samotnicy opuścili broń, a jeden krótkim gestem ręki pokazał mi wejście, którym była wyrwa w ścianie. Spojrzałem cztery wielkie zbiorniki i ruszyłem w ich stronę, o ile dobrze pamiętam, jest tam właz. Gdy zszedłem na dół, zobaczyłem jakiegoś stalkera, nie zwracając na niego uwagi rozłożyłem śpiwór i ułożyłem się do snu. Obudziłem się z bólem głowy, który szybko minął. Stalker, który tu przebywał spał, wyszedłem po drabinie i zaczepiłem pierwszego lepszego stalkera.

- Nie macie jakiegoś środku transportu?- Zapytałem.

-Idź do Drozda, on może ci coś sprzeda za niewielką cenę.

Zasugerowany poradą stalkera wyruszyłem do Drozda. Okazał się stalkerem nieróżniącym się zbyt bardzo od innych tutaj przebywających, ale jednak dostrzegłem, że wygląda na człowieka uczciwego, który nie żeruje na innych. Podszedłem do niego i zapytałem”

-Słyszałem, że jesteś miejscowym handlarzem.

-Nie przeczę, ale towaru za dużo nie mam, pewnie jesteś tu żeby coś sprzedać, jak większość przebywających tu samotników.

-Nie, dziś nie sprzedawanie, może, kiedy indziej, teraz jestem tutaj coś kupić, może masz jakieś bryki?

-Mam, ale nie za dużo, tylko 3 sztuki, motocykl MW-750, Ładę NIVE, i Moskwicza, wszystko pordzewiałe.

-Jaka cena tego motocykla?

-Hmm…dla ciebie? Tobie sprzedam taniej niż kałacha, niech będzie 2500 rubli.

-Dobra, zaraz ci przeleje kasę.

Po przelaniu kasy na konto Drozda otrzymałem kluczyki, spodziewałem się jakiegoś kiepskiego motocykla z pustym bakiem. Zadziwiło mnie to, co ujrzałem, był to ładny motocykl z czasów II wojny światowej, w kolorze oliwkowym, widać, że ktoś się nad nim namęczył, choć w niektórych miejscach było widać rdze. Po dłuższym przyglądaniu się maszynie postanowiłem sprawdzić ile ma w baku. Ku mojemu zdziwieniu bak był pełen. Wsiadłem na motor, a jego siedzenie przywitało mnie zgrzytem, nie było zbyt wygodne, ale stwierdziłem, że musi mi wystarczyć, włożyłem kluczyk do stacyjki i przekręciłem. Maszyna odpaliła za pierwszym razem, sprawdziłem PDA, punkt, w którym znajdowały się cele mojego zadania był znacznie oddalony, nie wskazywał na żadną lokacje, był na tak zwanym „terenie”, czyli nic wyjątkowego, spotkanie tam grupy stalkerów graniczyło z cudem, częściej można było spotkać pojedynczych stalkerów, lub bandytów. Ruszyłem więc drogą wiodącą na wysypisko, ponieważ wydawała się ona najkrótsza, miałem nadzieje, że do samego kordonu nic się dziać nie będzie. Myliłem się, zobaczyłem oddział Powinności celujący w coś podobnego do człowieka, lecz było to ubrane w cywilne ubrania i miało dużą głowę. Zatrzymałem się. Nie wiedziałem co to za kreatura, ale nie wróżyła nic dobrego. Nagle monstrum wykonało szybki ruch ręką w stronę jednego członka Powinności, a ten przez chwile stał nieruchomo, a potem uderzył kolbą towarzysza, którego cios powalił na ziemie, opętany Powinnościowiec wycelował w leżącego na ziemi towarzysza, ale ten zdążył się opamiętać i chwycił za Berette i jednym celnym strzałem powalił opętanego na ziemię, który chwycił się za kolano i zwinął z bólu, dwaj pozostali towarzysze zaczęli strzelać w stronę kreatury, która była twardym celem, a po chwili padła na ziemię. Martwa. Podjechałem na posterunek Powinności, a jeden z soldatów nadawał przez radio:

-Przyślijcie tu UAZA, mamy poważnie rannego.

-Co to było?- Zapytałem wskazując na ścierwo kreatury.

-Kontroler, mutant który potrafi władać nad umysłami innych mutantów, a także ludzi. Nie uraź się, ale zjeżdżaj stąd, mamy tu dużo roboty, a jeszcze jakiś przybłęda nie jest nam potrzebny.

-Wedle życzenia.- Odpaliłem motor i ruszyłem dalszą drogą, jadąc widziałem jak mięsacz wpada w karuzele –To tylko mutanty tak mogą- pomyślałem. Widziałem zarysy hangaru, który nie był zamieszkany przez żadną frakcję. Ostrzejsza była już bariera. Nagle w moją stronę poszła seria strzałów, w tym jeden w klatkę piersiową. Odrzucony impetem uderzenia spadłem z motora, który się wywrócił i prześlizgnął koło napastników.

-Bandyci-pierwsza moja myśl- jak mogłem o nich zapomnieć . Susem rzuciłem się za najbliższe drzewo i zdjąłem z pleców Żniwiarza. Wychyliłem go i oddałem serię w stronę napastników. Popatrzyłem się na klatkę piersiową i zdziwiłem się, jakim cudem jeszcze żyję. Okazało się, że w moim Wschodzie Słońca była wszyta dobra kamizelka kevlarowa. Tym razem wychyliłem głowę, żeby sprawdzić ilu było napastników. Zauważyłem cztery postacie. Oddałem serię w stronę pierwszego. Udało mi się trafić ,a ten raniony padł na ziemię. Ucieszony tym, że przeciwnik padł martwy zapomniałem o pozostałych trzech. Obok mnie wylądował granat. Bez zastanowienia chwyciłem granat i odrzuciłem go rzucając się za następne drzewo, nie usłyszałem wybuchu. Pewnie nie wypał. Wychyliłem głowę, żeby ocenić położenie bandytów, a moje oczy zatrzymały się na czerwonej beczce, ale za chwilę musiałem schować się za drzewo, bo usłyszałem wystrzały. Wystawiłem Żniwiarza , a potem starannie wycelowałem w beczkę. Wystrzeliłem kilka pocisków, a beczka zaczęła niebezpiecznie syczeć, a po kilku krótkich sekundach nastąpił wybuch. Zobaczyłem, jak dwóch bandytów pada martwych. Trzeci wyszedł zza osłony z rękami do góry, więc ja też wyszedłem zza osłony, ale celując w niego. Podszedłem do niego, ale usłyszałem tylko serie z karabinu i widziałem jak bandyta pada martwy. Rozglądnąłem się trzymając Żniwiarza na baczności, ale zobaczyłem neutralnego stalkera, zmierzającego w moim kierunku.

-Dokąd podążasz??- Zapytałem z ciekawości.

-Ehhh…do agropromu. Jeszcze przede mną kawał drogi. Pierwszy bandyta w tym tygodniu, którego zabiłem.

-Nie za ciekawie jest na wysypisku, ale jednak idzie wytrzymać , ruszam w dalszą drogę, powodzenia.

I ruszyłem w stronę hangaru. Żniwiarza nadal dzierżyłem w rękach, stwierdziłem, że może tu być niebezpiecznie. Przy hangarze zauważyłem dwa gryzonie, zastrzeliłem je i wziąłem za ogony. W hangarze rozpaliłem ognisko i zrobiłem prowizoryczny ruszt, obrobiłem mięso z gryzonia i nabiłem na ruszt. Patrzyłem jak się piecze, po chwili usłyszałem jakiś odgłos, odruchowo wyciągnąłem Żniwiarza i wycelowałem w ciemny obszar, z którego dochodził odgłos. Wyłonił się z niego niby pies, już miałem zabić dziada, ale zauważyłem że jest wychudzony i nie próbuje mnie zaatakować . Bez namysłu zdjąłem jednego gryzonia z rusztu i rzuciłem mu, a niby pies zaczął pożerać łapczywie. Widziałem jak szuka pozycji przy ognisku, byle nie zbliżyć się do mnie. Zabezpieczyłem Żniwiarza i odłożyłem na bok. Zdjąłem z rusztu gryzonia i sam zacząłem go jeść patrząc jak pies układa się do snu. Dziwna ta Zona, dla jednych jest wroga, a dla innych przyjacielska - pomyślałem. Nie gasząc ognia rozłożyłem śpiwór i położyłem się do snu.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ.

Czarny Wilk. cz III

Autor:

najemnik32-Paweł P...nieważne

Gdy się obudziłem, psa już nie było. Przetarłem oczy i wyszedłem ze śpiwora, wziąłem jakąś metalową rurkę i pogrzebałem w ognisku, trochę się tliło, więc mogłem je na nowo rozpalić. W prowizorycznym kubku zagotowałem wodę, wrzuciłem torebkę herbaty, którą już kilkakrotnie używałem. Gdy wypiłem herbatę, posiedziałem jeszcze około godziny przy ognisku, ponieważ poranki w Zonie są chłodne. Po ok. 15 minutach pozbierałem się ze wszystkimi klamotami i wyruszyłem po mój motocykl, który powinien leżeć jakieś 50 metrów stąd. Droga zajęła mi mało czasu, więc przeszukałem kieszenie trupów bladych jak ściana, dwóch z czterech miało PDA, więc przelałem zawartość ich kont na swoje własne. Gdy skierowałem w stronę motocyklu, nie spodziewałem się, że będzie tak uszkodzony, nawet nie miałem zamiaru go brać ze sobą, bo bez mechanika bym sobie nie poradził. Wróciłem się do hangaru z powrotem, ale teraz jedynie przez niego przeszedłem. Wyszedłem na drogę prowadzącą do Kordonu i ruszyłem w stronę bramy, której z tej odległości nie było widać. Gdy byłem niedaleko złomowiska, zauważyłem coś dziwnego, na betonowym bloku leżał bezpański AKS-74, postanowiłem go przygarnąć. Podszedłem do niego i już trzymając na nim rękę usłyszałem głos:

-Zostaw to i odłóż swoją pukawkę.- Usłyszałem głos za swoimi plecami. Ściągając z pleców Żniwiarza odbezpieczyłem go bezszelestnie i położyłem obok AK.

-Odwróć się i żuć mi swoją broń.- Stał za mną tylko jeden bandyta, chwyciłem na oślep Żniwiarza i trzymając go za plecami, chwyciłem go w odpowiedni dla mnie sposób. Palec trzymałem na spuście, gdy robiłem zamach do rzutu, nacisnąłem spust, tak, że seria ze Żniwiarza uśmierciła bandytę.

-Coś za łatwo mi idzie- pomyślałem. Ledwo dokończyłem, a za sobą usłyszałem strzały. Obok mojej głowy przeleciało kilka pocisków z charakterystycznym świstem. Padłem na ziemię i trzymałem głowę nisko, liczyłem na cud, ale zamiast tego dostałem granat, nie myślałem o tym, żeby go odrzucić, ale o tym, żeby po prostu zwiać. Biegłem przez chwilę, mijając hangar, dobiegłem aż do stromego wzgórza, pomyślałem że już po mnie, bo na wzgórzu panuje kozackie promieniowanie. Sprawdziłem plecak i ujrzałem tam wódkę.

-Huh…może się uda-stwierdziłem. Zacząłem się wspinać po wzgórzu, po krótkiej chwili byłem już na górze, ale moje poczucie bezpieczeństwa prysło, gdy pocisk śmignął obok mojego ucha.

-Bliat- przekląłem . Padłem na ziemię, obróciłem się i zacząłem nawalać do napastników. Nie byli to jednak bandyci. Nie miałem czasu na przyjrzenie się im, bo mój licznik Geigera trzeszczał na całego. Ruszyłem wprost przed siebie, biegłem ku sił w nogach, ale czułem się coraz gorzej, nogi się pode mną uginały, ale wiedziałem, że to nie koniec. Raczej nie wiedziałem, lecz domyślałem się. Ujrzałem, że wzgórze kończy się. Zacząłem po nim schodzić, ale byłem zbyt słaby, więc stoczyłem się z niego. Teren przede mną pokrywały wysokie trawy, a gdzieś dalej toczyła się strzelanina. Ruszyłem w jej kierunku. Po jakimś czasie dotarłem do miejsca, gdzie toczyła się strzelanina. Frakcja podobna do bandytów kierowała swój ogień do ludzi w niebieskich kombinezonach, niektórzy z nich mieli taki kombinezon, jak mój. Jeden z nich wycelował we mnie broń, ale świat zaczął się rozpływać, przestałem myśleć o czymkolwiek, a odgłosy wymiany ognia zaczęły robić się coraz bardziej stłumione. Zrobiło mi się całkiem ciemno przed oczyma.

Leżałem na jakimś łóżko, szybko się podniosłem, ale po chwili zakręciło mi się w głowie, efekt zbyt szybkiej zmiany pozycji. Nie daleko łóżka siedział jakiś Stalker. Był obrany w kombinezon w niebieskie moro, a jego twarz zasłaniała maska, która dawała wrażenie wyglądu muchy. Widać przysypiał, bo jego głowa leżała mu na prawym ramieniu. Z ręki wyślizgiwał mu się karabinek szturmowy Groza. Po chwili siedzenia w takiej pozycji jego radio odezwało się.

-Skalp, zobacz, czy nasz nieznajomy się obudził.

Stalker otrząsnął się i obrócił się w moją stronę.

-Heh… wstałeś… jestem… a raczej mówią na mnie Skalp, bo raz przyniosłem skalp dzika do bazy… ale to mało ważne. Co ty żeś robił, bo gdy do chłopcy do ciebie podeszli, to ich liczniki Geigera wychodziły po za skalę. Dziwię się jakim cudem przeżyłeś. Jesteś w bazie frakcji Czyste Niebo… pierwsze słyszysz? Nic dziwnego, nie wielu o nas słyszało. Ostatnio dziwne rzeczy tu się dzieją. Ale to mało ważne, jednak jest tu do przeżycia, byłeś kiedyś w kordonie? Jest tam taka mała wioska stalkerów, obok niej jest ten handlarz, Siderewicz, Siadorowicz, nie ważne. Co do tej wioski, jest tam tak fajnie ,jak u nas w bazie, spokój, miła atmo…- Tu stalkerowi przerwał komunikat radiowy.

-Skalp debilu, co z tym kolesiem, daj mi go tu, zanim nadejdzie emisja. Wg wskaźników masz 15 min.

-Przyjąłem- tu Stalker popatrzył na mnie- No cóż, jak Lebiediev coś mówi, to trzeba go słuchać. Znajdziesz go piętro niżej, na pewno go poznasz.

Miałem nadzieje, że trafię do Lebiedieva, ruszyłem przez pomieszczenie, potem po schodach na dół i wszedłem do pomieszczenia, w którym siedział przy biurku jakiś facet.

-Ty zapewne jesteś ten nowy, jak ci na imię synu?

-Imię? Nie pamiętam, ale od dawna mówią na mnie Czarny Wilk.

-Moi chłopcy cię uratowali, ale to nie znaczy, że jesteś wyjątkowy na jakikolwiek sposób. Tutaj wszyscy są równi. Chcesz się czegoś napić? Idź do Zimnego to nasz barman, chcesz coś kupić, albo zamienić? Idź do Susłowa, możesz też coś ulepszyć coś u naszego technika, znajdziesz go w budzie na czterech nogach. Czuj się jak u siebie.

Kiwnąłem Lebiedovi głową i wyszedłem, postanowiłem zakupić nowy kombinezon, więc ruszyłem do Susłowa. Nad bazą rozprzestrzeniały się promienie porannego słońca. Pamiętałem o emisji, ale wg obliczeń zostało do niej 10 min, widziałem jak Zimny zamyka bar i idzie do głównego budynku. Kilku stalkerów ruszyło za nim, a technik i garstka innych poszli do budynku, w którym przebywał Susłow. Ja też tam ruszyłem. Do budynku doszło przede mną kilku stalkerów, część z nich rozłożyła śpiwory i ułożyło się na nich. Kilku usiadło przy ścianie. Zrobiłem mały slalom między stalkerami i dotarłem do Susłowa. Dwóch stalkerów pozasłaniało wszelkie otwory i pozamykało drzwi.

-Hej stalkerze, to ty jesteś tym, który trafił do nas i świecił jak żarówka. Co cię interesuje? Spluwy? Ammunicja? Może jedzenie? Byłbym zapomniał. Mam jeszcze kombinezony i bryki.

-Co do pojazdów nie mam szczęścia, opowiem ci kiedyś przy butelce Kozaka. Co masz na składzie z kombinezonów?

-Lekka kamizelka kuloodporna CS-3, albo kombinezon szturmowy CS-3, ma zintegrowaną maskę przeciw gazową. Do tego dochodzi dobra kamizelka kuloodporna i pojemnik na artefakty. Za 13.500 Ru.

-Dobra, wezmę tą kamizelkę CS-1. Podaj mi numer konta, a ja ci przeleję kasę.

Po udanej transakcji zwinąłem Wschód Słońca, założyłem CS-1, dziwnie się czułem, bo musiałem się przyzwyczaić do maski.

Ledwo co odszedłem od lady ,a ziemia się zatrzęsła, trzęsienie to trwało chyba przez pięć minut, patrząc na stalkerów widziałem, że są już do tego przyzwyczajeni. Usiadłem pod ścianą i obserwowałem dziurkę w suficie. Niebo zaczęło robić się czerwone. Pierwszą moją myślą była emisja, coś w mi żołądku podskoczyło, pewne przyzwyczajenie, kiedyś trzeba było szukać schronienia. Teraz jestem bezpieczny. Wyciągnąłem PDA i zacząłem obserwować ruchy najemników, których dała mi współrzędne Snajpa, byli w miejscu, między mózgozwęglaczem, a centrum zony. Czyżby miasto widmo? Zacząłem rozmyślać o Snajpie. Po chwili ziemia znowu się zatrzęsła, a niebo wróciło do normalnych kolorów. Zrobiło się ciemno jak w dupie u pijawki, ale po chwili znowu można było rozpoznać ten sam dzień. Wyszedłem z budynku, jak większość stalkerów. Wyłazili jak ludzie w mieście po burzy. Pod ogrodzeniem był jakiś pseudo pies. Stalker obok wycelował w niego.

-Nie strzelać do tego psa.- Krzyknąłem. Podszedłem do ogrodzenia i rozpoznałem tego samego psa z wysypiska. Otworzyłem furtkę, a pies zaczął się cieszyć jak szczeniak, który od dawna nie widział pana. Stalkerzy wokół patrzyli się ze zdziwieniem to na mnie, to na psa. Usiadłem pod ścianą, wyjąłem konserwę, otworzyłem i dałem psu. Zapowiada się świetna przygoda, nie ma przebacz.

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ.

Dołączona grafika

Wstałem i ruszyłem w kierunku wyjścia z bazy, gdy nagle jeden ze stalkerów krzyknął za mną:

-Hej stalkerze, mam coś, co mogłoby cię zainteresować.

Tia- pomyślałem- kolejny, który chce sprzedać skrytkę z nic nie wartymi fantami, albo taką, która została dawno opróżniona.

-Czego chcesz? –Zapytałem z nutką poirytowania.

-Podejdź tu, a się dowiesz, nie będę krzyczał przez pół bazy.

Ruszyłem w stronę tego stalkera, siedział on przy ognisku, które znajdowało się prawie na środku bazy. Usiadłem obok niego. Płomienie wesoło trzaskały, mimo że było około południa, było trochę zimno. Stalkerzy siedzieli blisko ogniska, tylko czekać, aż płomienie poliżą czyjąś nogawkę.

-Wielu stalkerów szuka wyjścia z zony, a tylko nieliczni znajdują takowe, które nie jest placówką trepów. Ja znalazłem jedno, ale wyjście w biały dzień jest nierealne, kręci się tam dużo trepów, nie powiedziałbym, że są to zwykłe trepy, kombinezony jak na doświadczonych stalkerach, broń zaawansowana, taką w zonie dostać ciężko. Wszystko to sponsorowane przez rząd, ale jednak nie są to zwykłe trepy, coś mi się zdaje, że są to ci legendarni wojskowi stalkerzy, których widuje się tak rzadko, jak kontrolera. No ale cóż. Mam propozycje, bo nie wiem co z nami będzie. Za pięć tysięcy rubli zaznaczę ci to wyjście.- Tu rozejrzał się podejrzliwie wokoło i zapytał: No i jak będzie?

Pomyślałem, że przydałoby się takie wyjście z Zony, kto wie, kiedy z niego skorzystam, dawno nie widziałem Ivana, starego kumpla, on też kiedyś wędrował po Zonie, ale teraz ma żonę i dwójkę dzieci, cud, że normalnych. A po za tym, w zonie rzadko widuje się kobiety. Popatrzyłem się na stalkera, zajmował się swoim PDA.

-Stoi, podaj mi numer twojego konta.- Wyjąłem PDA i przygotowywałem się do przelewu, człowiek, z którym miałem dobić interesu ślamazarnie wyciągał swoje PDA z plecaka. Ja w tym czasie sprawdziłem stan konta, miałem trochę kasy… to za mało powiedziane, miałem jej dosyć dużo. Stalker popatrzył na mnie, więc stwierdziłem, że jest gotowy do przelewu, podał mi numer konta. Po chwili sprawdził PDA, czy pieniądze wpłynęły na jego konto i przesłał mi współrzędne wyjścia.

-Miło robić z tobą interesy.- Powiedział Stalker, a na jego ustach zagościł cwaniacki uśmiech.

W ręku trzymałem nadal moje „ustrojstwo”, spojrzałem na lokalizacje wyjścia. Było na bagnistym terenie nieopodal Doliny Mroku. A więc żeby wydostać się z Zony, będzie trzeba przedostać się przez rzekę Prypeć. Nie będzie łatwo, ale powinno się jakoś udać. Zawołałem psa i ruszyłem w stronę wyjścia. Bramka była zamknięta, więc ruszyłem do bramki z drugiej strony bazy.

-I tak stąd nie wyjdziesz sam.- Powiedział jeden ze stalkerów, wyglądał na doświadczonego, miał kombinezon Czystego Nieba, a jego twarz zakrywało jakieś płótno, które można było nazwać chustą. Z ramienia zwisał mu Abakan, a z jednej kieszeni wystawały trzy magazynki do tejże broni. Na ramionach były naszywki, ale nie były to naszywki Czystego Nieba. Naszywka składała się z zielonego tła, na którym widniał tylko karabin Kałasznikowa.

-Kim jesteś?- Zapytałem, dziwił mnie widok takiego stalkera w bazie Czystego Nieba, pewnie tak samo, jak dziwił jego mój widok.

-Mówią na mnie Mapa, pewnie dlatego, że jestem przewodnikiem.- Stwierdził i zapalił papierosa. – Jak mówiłem, nie wydostaniesz się sam z tego miejsca, samego cię nie wypuszczą.

-Ile bierzesz za kurs z tej bazy?- Zapytałem.

-Z bazy mogę cię wyprowadzić za darmo, ale gdziekolwiek dalej płacisz.

-Dobra, wyprowadź mnie z bazy, ale mnie nie zabij.

Przewodnik na chwile podszedł do Zimnego i zapytał o coś, a Zimny dał mu klucz. Wyruszył w stronę bramki i otworzył ją. Wyciągnął do mnie kawałek czegoś, co wyglądało jak brudna szmata.

-Zasłoń tym oczy, bo inaczej nigdzie nie pójdziemy.

Zasłoniłem oczy, ale jak do licha miałem iść, przecież nic nie widziałem. Poczułem jak ktoś wciska mi linę do ręki, a po chwili lina się napręża, ruszyłem więc, na początku nie pewnie się czułem, ale po chwili przyzwyczaiłem się. Taki marsz trwał około piętnastu minut, gdy usłyszałem, że mogę zdjąć opaskę. Puściłem linę, przewodnik pozdrowił mnie gestem ręki i zniknął gdzieś w wysokich trawach. Ja znajdowałem się w okolicy jakichś torów. Ruszyłem wprost przed siebie, zbliżałem się powoli do wagonów, które stały na torach, niedaleko nich była anomalia. Spojrzałem na PDA, znajdowałem się na drodze do Agropormu, pomyślałem, że znajdowałbym się „na starcie”. Spojrzałem jeszcze raz na ekran mojego urządzenia. Były jeszcze dwie drogi wyjściowe, obydwie do Kordonu, w tym jedna prowadziła przez większe bagna, niż te, na których się znajduje i prowadziła wprost pod placówkę trepów, którzy najpierw strzelają, potem zadają pytania. Druga droga prowadziła w bezpieczniejszą część Kordonu, ale prowadziła przez bazę Renegatów. Przecież to tylko kryminaliści pragnący wolności, nie są to bandyci, którzy obedrą mnie z ostatniego grosza. Słyszałem nawet, że u Renegatów można znaleźć bratnią duszę. Wiedziałem, że takie stanie na bagnach nie jest ani mądre, ani bezpieczne. Chwyciłem za żniwiarza i ruszyłem wydeptaną ścieżką. W głębi serca modliłem się, żeby nie spotkać tego bagiennego monstrum, o którym gdzieś zasłyszałem. Ciekaw byłem, jak to cholerstwo wygląda, ale nie miałem zamiaru sprawdzać, pewnie jest to tak rzadko spotykana Chimera, ale nie wg opisów z różnych PDA nie może ona znajdywać się na Bagnach. Chwile przemieszczałem się tak, rozmyślając na różne tematy. Po chwili zobaczyłem jakiegoś człowieka, wyglądał on na Bandytę, ale wolałem opuścić broń. Renegaci bywają niesłusznie myleni z bandytami, ale lepiej ich nie prowokować. Zbliżyłem się, a Renegat wycelował we mnie i już miał strzelić.

-Nie strzelaj, nie jestem z Czystego Nieba.- krzyknąłem.- To tylko strój tej frakcji, osobiście nie należę do żadnej frakcji.

-Czemu miałbym ci wierzyć?.- zapytał.

-Temu, że jest kilka powodów, co by robił to członek Czystego Nieba bez oddziału? To po pierwsze, a po drugie, po co chciałby iść do Kordonu?

Renegat opuścił broń i wskazał gestem ręki, żebym podszedł. Nie miałem zamiaru zrobić czegoś innego. Po chwili zorientowałem się, że mój niby pies gdzieś zaginął. Stwierdziłem że się znajdzie. Renegat przywołał do siebie swojego kolegę. Wymienili się zdaniami. Kolega renegata ruszył w stronę wyjścia.

-Na co czekasz? Przecież nie masz zamiaru tu siedzieć do rana!.- Krzyknął do mnie.

Ruszyłem więc za nim. Renegaci nie byli dobrze uzbrojeni. Mieli bronie pokroju H&K MP5, a także obrzyny, a niektórzy z nich posiadali zaledwie Makarovy. Zdziwiłem się, jak taka frakcja może sprawiać takie problemy Czystemu Niebu. No ale cóż, w Zonie wszystko jest możliwe, tu po środku lata może spaść śnieg. Wszyscy Renegaci spoglądali na mnie, jakby uwierzyli w to, że Abakan jest najlepszą bronią w Zonie. Chyba nie często przez ich bazę idzie ktoś w ubraniu przeciwnej frakcji. Wyszedłem z zabudowań, które służyły kiedyś pewnie jako gospodarstwo rolnicze. Renegat został w obszarze tych zabudowań, a ja nawet nie zauważyłem, kiedy zniknął. W mojej głowie był istny mętlik, jak sam mam wykonać takie ciężkie zadanie, jak nawet nie mam dobrego sprzętu.

Przemieszczałem się rozmyślając tak nawet ładną godzinę. Moim oczom ukazał się charakterystyczny teren. Wszędzie panował spokój i cisza. Ahh ten Kordon. Wreszcie dotarłem, obejrzałem się przez ramie, a ku mnie biegł wesoło mój niby pies. Wiedziałem, że się znajdzie. Zmęczony usiadłem pod najbliższym drzewem i wyjąłem PDA, najbliższe zabudowania, w których znajduje się przyjaźnie nastawiona frakcja to baza stalkerów. Tam na pewno będę mógł się przespać. Dziwiło mnie to, że aż tak często myślę o śnie. Pewnie jestem z natury leniwy. Spojrzałem do plecaka za jakąś konserwą, ale tam pałętały się tylko paczki amunicji do Żniwiarza.

-Wybacz piesku, ale żeby coś zjeść, pierwsze muszę to coś kupić.- Powiedziałem do niby psa. Czułem się pozytywnie, może to urok Kordonu. Wbrew pozorom, Kordon mógł się stać piekłem, jak to było w 2010 roku. Wtedy to nie było łatwo, ale teraz jakoś się wiedzie. Wyruszyłem w kierunku zabudowań. W mojej głowie było tyle myśli, a wszystko to potrzebowało snu. Miałem nadzieje że dotrę szybko do bazy stalkerów, bo byłem głodny i wyczerpany. Pozytywny nastrój został przerwany, gdy usłyszałem:

-Tima, zobacz, to ten skurwiel, który zdjął Waśke podczas strzelaniny w Rostoku.

-Taaaak? No to zaraz będzie po nim.

Słysząc te słowa padłem na ziemię, ponieważ znajdowałem się na polance bez osłony, a bieg do najbliższej mógłby być ostatnią rzeczą, którą zrobiłem w tym życiu. Zdjąłem z pleców Żniwiarza i szepnąłem do niego:

-Tylko mnie nie zawiedź.

I otworzyłem ogień…

Koniec części IV. Nie wiem, kiedy napiszę część V.

Sorki za jakiekolwiek błędy, czasem Word mi źle poprawiał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już wstawiam.

Czarny Wilk

Część V i ostatnia.

Przeciwnicy od razu się schowali za pobliskie drzewa. Wycelowałem w drzewo, gdzieś na wysokości głowy przeciwnika i pociągnąłem za spust. Pociski przebiły drzewo, które nie było zbyt wielkie, a ciało jednego przeciwnika przewróciło się bezwładnie na ziemię. Drugi przeciwnik widząc to puścił serie w moim kierunku i zaczął uciekać, podniosłem się i strzeliłem w kierunku przeciwnika, ale ten zdążył uciec. Nie przywiązując większej uwagi do tego, co mógłby zrobić, wyruszyłem w kierunku bazy stalkerów. Po drodze zabezpieczyłem Żniwiarza i zarzuciłem go na ramię. Pies szedł za mną z opuszczonym łbem, zatrzymując się co chwila, podnosząc łeb do góry i węsząc. W oddali widać było stadko mięsaczy. Wygrzewały się w promieniach słońca. Nawet nie zauważyłem kiedy dotarłem do bazy stalkerów. Były to zabudowania po starej chlewni. Wszystkie okna były zabite blachą, a między dwoma budynkami rozciągał się płot. Z drugiej strony bazy za płot robiły pojazdy. Na straży stało kilku stalkerów uzbrojonych w Kałasze i Abakany. W bazie miało się uczucie bezpieczeństwa, człowiek mógł się odprężyć i nie zwracać uwagi na niebezpieczeństwa zony. Zapytałem się jakiegoś stalkera, gdzie znajdę handlarza. Pokazał mi jeden z budynków. Handlarz stał za czymś, co wyglądało jak prowizoryczna łada kioskowa. Patrzyłem na niego z podziwem, jak tak można stać cały dzień. Poprosiłem o pięć konserw turystycznych, bochenek chleba i bardzo znany trunek, wódkę Kozak. Miałem nadzieje na świeży chleb, ale jednak trafiłem na jakiś foliowany. Zapakowałem rzeczy do mojego plecaka. Dziwiło mnie to w tej bazie, że nikt nie zwracał uwagi na mojego psa. Wszędzie gdzie z nim byłem ludzie albo się dziwili, albo celowali w niego ze swoich broni. Zawołałem psa do siebie, wiedział, że czeka na niego konserwa. Sam urwałem kawałek chleba i otwarłem jedną konserwę. Coraz częściej rozmyślałem o mojej misji, miałem nadzieje, że powrócę z niej żywy, że wyjdę z tego cało, jak z każdych poważniejszych kłopotów. Po ukończonym posiłku znalazłem jakieś zaciszne miejsce, ułożyłem się tam i zasnąłem. Śniła mi się elektrownia, marzenie każdego stalkera. Każdy chciał dostać się do centrum Zony, podejść do spełniacza życzeń, ale każdy wie, że to tylko mit, że coś takiego nie istnieje. To tylko bajka dla kotów. Gdy obudziłem się, zebrałem fraki i wyruszyłem w dalszą drogę. Zastanawiałem się, jak to będzie, gdy dotrę do tego magazynu, jak zdobędę te dokumenty, ilu stalkerów jest tam przetrzymywanych i w końcu jak zabije tego trepa. Idąc tak wprost przed siebie powoli wkraczałem na teren bagnisty, krajobraz się zmieniał. Z oświetlonego słońcem Kordonu na pochmurny nierówny teren, gdzie widać było niską trzcinę i niezliczone plamy ciemnego błota. Teren był pokryty także stawami i bajorami. Gdzieniegdzie stały uschnięte drzewa. Nie widać tu było jakiegokolwiek życia. Więc nie mogłem spodziewać się tu stalkerów. Jedyne na co mogłem się natknąć to jakieś mutanty i ludzi pozbawionych ludzkości przez maszynę z południa zony, jakkolwiek na nią mówiono, nie obchodziło mnie to. Kilkadziesiąt metrów ode mnie widać było małe wzniesienie, z niego pewnie był lepszy widok na te tereny. Zdjąłem Żniwiarza z ramienia i wyruszyłem w stronę wzgórza, teren ten działał na mnie dziwnie, gdziekolwiek chciałbym się znajdować, to nie tu. W Zonie brano mnie za jednego z odważniejszych, a trzęsłem się ze strachu. Usłyszałem szum i odwróciłem się od razu w jego kierunku, ale był to pewnie szum wiatru w trzcinie. Spacer w kierunku wzgórza dłużył się, pewnie to przez ten strach. Jak dotarłem na wzgórze rozpaliłem ognisko, wyciągnąłem lornetkę i rozejrzałem się po okolicy. Na drzewach widać było anomalie „spalony puch” , a pod jednym z drzew leżały zwłoki jakiegoś stalkera, głowę miał opuszczoną na ramię, w ręku dzierżył jakiś pistolet, pierwszy raz taki widziałem. Jego twarz była napoczęta przez jakieś robaki i kruki. Biedak, pewnie zaplątał się w te tereny nawet nie wiedząc jak. W kilku miejscach było widać anomalie „karuzela”. Ledwo widoczne z bliska, zauważalne z daleka, nie wątpię, że wpaść w coś takiego to koszmar. W tym miejscu pierwszy raz widziałem tak duże anomalie „galareta”, miały wielkości małych stawów. Według PDA to miejsce było jedyną drogą przez Zonę do magazynu , który był moim celem. Droga ta nie była krótką, liczyła około 2 i pół kilometra. Więc nie wiedziałem, czy dam radę, czy nie skończę jak tamten Stalker, no ale on był sam, nikt mu nie towarzyszył, a ja mam mego przyjaciela. Ale pewnie nie zda się na nic przeciwko postrachowi Zony. Pijawce. Usiadłem przy ognisku i miałem nadzieje, że nic mnie nie spotka. Chwyciłem w dłonie Żniwiarza, byłem gotowy na każde wydarzenie. Rozmyślałem o Zonie i rzeczach które tu się dzieją. Nagle strach ukłuł mnie w serce. A co będzie jak nadejdzie emisja? Przecież tu nie ma schronienia. No ale cóż, zobaczy się. Miałem nadzieje, że nie będzie emisji. Przesiedziałem rozmyślając całą noc, nie zauważyłem kiedy robi się jasno. Moje PDA zaczęło głośno piszczeć, wyjąłem je, ale nic nie pokazywało, musiałem je wyłączyć. Wielu stalkerów mówiło, że kolejny zaginął w miejscu zwanym piekłem w piekle. Odczuwałem ,że chodziło o to miejsce. Ruszyłem w dalszą drogę, nie było tak miło, jak w drodze przez kordon. Usłyszałem szum, ale nie zwróciłem na niego zbytniej uwagi, pewnie znowu wiatr. Kroczyłem powoli, a moje serce biło szybciej za każdym razem, gdy nadepnąłem na jakąś gałązkę. Bałem się cały czas. Zona wytworzyła różne rzeczy, różne kreatury, różne miejsca, ale to było chyba najgorszym z nich. Oddał bym wszystko, byle być już na miejscu, ale zaniepokoiła mnie jedna rzecz, szumy. Nie były to pojedyncze szumy, które towarzyszyły mi podczas drogi, były to szumy, które towarzyszą podczas gnieżdżenia się w krzakach. Podszedłem bliżej, wyciągnąłem jedną rękę, aby odsunąć krzaki. Ku moim oczom ukazał się przerażający w danym momencie widok. Stworzenie poruszające się na czterech łapach. Stworzenie, które kiedyś było kiedyś człowiekiem. Było ono ubrane w stary kombinezon wojskowy, nie przygotowany na anomalie, na głowie widniała maska tlenowa typu Słoń, a na plecach był zarzucony mocno zniszczony AK 47, którego od dawna nie spotykało się w Zonie. Jedna myśl przemknęła mi się przez głowę. Snork. Szybko wycelowałem w głowę stworzenia i pociągnąłem za spust. Snork padł na ziemię, ale wiedziałem, że snorki nie podróżują samotnie. Chyba że był to jeden z samotnych okazów. Rozglądając się wokoło, zdjąłem Kałasznikowa z ciała Snorka, jak uda mi się go odrestaurować, będę jednym z tych stalkerów, którzy korzystają z unikatowych broni. Nie zauważyłem, jak szybko minął czas. Wyszedłem w końcu z gąszczu trzciny i moim oczom ukazała się mała forteca, nie magazyn. Był to wielki betonowy budynek, a obok niego kila mniejszych. Od reszty zony było to ogrodzone zwykłą siatką, ale wokół niej rozlegało się pole minowe i drut kolczasty. Co dwieście metrów była strażnica, przez lornetkę widziałem, że żołnierze na nich są uzbrojeni w karabiny SVU Dragunov. Ich ubiorem były stroje podobne do Egzoszkieletów. Stroje te miały więcej rurek, pewnie ulepszone systemy wentylacji. Maska przeciwgazowa też była inna. Była to tylko wyprofilowana blacha z otworami na oczy. Jedno oko zasłaniał noktowizor. Nie wiedziałem, jak w pojedynkę mam się tam dostać. Jak wykonać to zadanie, jak zabić tego oficera. Jedna rzecz przykuła moją uwagę, odpływ ścieków. Była to betonowa rura z zamontowaną kratą. W oddali słychać było ciężarówkę, była to szansa na odwrócenie uwagi strażników. Szybko wyjąłem z plecaka butelkę wódki, odkręciłem korek. Zdjąłem kamizelkę i kurtkę, oderwałem kawałek koszulki i z powrotem założyłem górną część kombinezonu. Pospiesznie namoczyłem wódką szmatę i wepchnąłem ją w gwint butelki z wódką. Gdy ujrzałem w oddali światła ciężarówki podpaliłem tak zwany koktajl Mołotowa. Ciężarówka się szybko zbliżyła, rzuciłem przed nią koktajl, a kierowca gwałtownie skręcił i uderzył w drzewo. Wyrzuciło go przez przednią szybę. Korzystając z rozproszenia strażników bazy, którzy z daleka patrzyli na ciężarówkę wbiegłem do rury. Krata była zabezpieczona pordzewiałą kłódką. Uderzyłem w nią kolbą od Żniwiarza, a kłódka odpadła. Pomyślałem, że to cud, że jestem prawie w bazie. Ruszyłem więc kanałem, na pewno będzie miał gdzieś koniec. I tak było. Z obydwu stron były różne odpływy, a na końcu kanału drabinka. Nie była zbyt wysoka, a na górze była kratka, nie siedziała dosyć twardo. Wyszedłem w pomieszczeniu, które okazało się toaletą. Ruszyłem w kierunku drzwi. Gdy wyszedłem z pomieszczenia moim oczom ukazał się korytarz, z dwiema opcjami, lewo i prawo. Skręciłem w prawo. Ruszyłem biegiem. Na końcu korytarza były drzwi. Ku mojemu szczęściu na drzwiach widniała tabliczka z imieniem i nazwiskiem oficera, którego miałem sprzątnąć. Otworzyłem drzwi z kopa i wystrzeliłem serie do mężczyzny siedzącego za biurkiem, odrzuciło go tak, że wywrócił się razem z krzesłem. Zacząłem przeszukiwać szuflady za pożądaną przeze mnie teczką. Nie zauważyłem jej wcześniej, ale leżała na biurku. Była podpisana: OPERACJE WOJSKOWE. Otworzyłem ją i zacząłem skanować strony, gdy usłyszałem alarm. Dokończyłem skanowanie i ruszyłem korytarzem do toalety, z której wyszedłem. Drogę zagrodził mi oddział wojskowych. Jeden z żołnierzy wystrzelił bez rozkazu. Poczułem ból. W lewej nodze, okolicach pęcherza, żołądka i w klatce piersiowej. Nogi ugięły się pode mną, karabin wypadł mi z ręki, uderzyłem twarzą o ziemie, przestałem odczuwać ból. Nie wiem ile tak leżałem, słyszałem wciąż głosy żołnierzy i ten alarm. Usłyszałem kroki. Zbliżały się do mnie. Ktoś mnie odwrócił na plecy, zapewne butem. Stał nade mną jakiś kapitan, w ręku trzymał pistolet, popatrzyłem na niego, a on na mnie. Odbezpieczył pistolet. Widziałem, jak jego palec ugina się na spuście.

Kroczyłem przez łąkę, wciąż w kombinezonie CN. Na ramieniu spoczywał Żniwiarz, a za mną kroczył mój niby pies, jego bidule też musieli ubić. W oddali widniał jakiś budynek. Miałem zamiar go odwiedzić. Idąc w jego kierunku zbliżał się strasznie szybko. Po kilki krótkich chwilach dotarłem do niego. Otworzyłem drzwi. Był to jakiś bar, zatłoczony ludźmi, wielu z nich znałem, ale widziałem jak oni umierają, a tu siedzieli roześmiani. To pewnie miejsce, gdzie trafiali stalkerzy po śmierci. Ciekaw jestem, czy panuje tu nadal połowa 2012. Gdzieś przy stoliku człowiek z powinności siedział z człowiekiem z wolności, razem pili wódkę. Widać tu nie było wrogów. Więc jednak istnieje życie po śmierci. Usiadłem przy barze.

-Sasha!!-usłyszałem znajomy głos obok.

-Vovka, to ty?- zapytałem znajomego faceta.

-Jak tu trafiłeś, myślałem, że będziesz jednym z tych, którzy będą świecić z długą siwą brodą, a ty jednak poległeś.-powiedział przyjaciel.- Nawet psa się dorobiłeś.

-Pewna misja, strasznie trudna. Ale co tu gadać o takich przeżyciach. Teraz czekać tylko na innych.

-Widzisz tamtego najemnika tam?- Tu pokazał jakiegoś stalkera rozmawiającego z bandytą.- To weteran, dotarł do centrum Zony, a po drodze rozwalił w pojedynkę śmigłowiec, to jest ktoś.

-Heh…nie znam go, ale pewnie jest ważną osobistością.

-Barman, Kozaka dla tego pana.

I tak zgłębiłem się w rozmowę z Vovką. Jednak jest raj, do którego trafiają stalkerzy, bez względu na to, jakie życie prowadzili. Bar rozrastał się, ponieważ trafiali tu nowi stalkerzy. Na tym mogę zakończyć tą opowieść, ponieważ moje dalsze przygody nie będą już was pewnie interesować. Życie…ba…raczej pośmiertne życie tutaj to relaks. To jest miejsce, gdzie bandyta pije ze stalkerem, powinność bawi się z wolnością. Ludzie monolitu odzyskują pamięć, zombifikowani stają się znów stalkerami. Więc i ja tu trafiłem. Spotkam tu zapewne wiele ludzi, ale to już inna historia…

Koniec.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...
  • 2 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.