Skocz do zawartości

W Cieniu- część 2. "Towarzysze broni"


saku

Rekomendowane odpowiedzi

Łzy wolno ściekały po jej policzku. Patrzył w stół, to jedna z tych chwil kiedy nie potrafił spojrzeć w oczy własnej żonie. - Dlaczego nic nie mówisz?- powiedziała drżącym głosem. -Może nie mam racji? - Marika...- musiał w końcu zacząć. - A myślisz że ja to robię bo tego chcę? Że TAM jest mi przyjemnie? Że chcę TAM wracać?- Niedobrze, zaczął kłamać. Przecież chciał tam wracać, kiedyś było inaczej, ale od jakiegoś czasu czuł, że Zona to jego drugi dom. Zaszlochała... - Obiecaj mi, obiecaj że idziesz tam ostatni raz. Obiecaj! Mamy już wystarczająco pieniędzy, starczy na dobrych kilka lat. Niedługo pójdę znów do pracy, będzie dobrze. Obiecaj że jeszcze ten jeden raz, i więcej tam nie wrócisz! - Obiecuję. Kłamał? A może mówił prawdę? Może naprawdę, kiedy... nie, JEŚLI wróci, zostanie tutaj na stałe. Z nimi, z najbliższymi mu osobami. - Zmieniłeś się. - Wiem. Przepraszam... - Nie przepraszaj. Stwierdzam fakt. Dużo ich było? Spojrzał jej w oczy. To było wyzywające spojrzenie. Tyle razy jej mówił aby nie poruszała tego tematu. - Dlaczego? Jak mogłeś zabijać? Miałeś tylko oprowadzać ludzi. - Co ci obiecuje przed każdym powrotem TAM? No co?! Że wrócę! A żeby wrócić, muszę czasami zrobić coś gorszego niż łamanie prawa, przebijanie się do strefy. - Wiem. Przepraszam kochanie, masz rację. Złapała go za rękę. "Uśmiechnęła się. Jak ona pięknie się uśmiecha" pomyślał. Odwzajemnił ten gest... Ból, potworny ból. Połamane żebra? Może. Ale to nie tylko to, twarz, ona tak strasznie piecze! Sufit. Obdrapany, szary. To nie kolor farby, to bród. Widać to tak dobrze. Jest dzień? Fala ciepła musnęła jego lewy policzek, obrócił powoli głowę. Ognisko, pod ścianą na przeciwko dwie sylwetki ludzi. Jedna na drugiej. Jednak nie jest w domu, wspomnienia, tylko wspomnienia... - Syrjan! Syrjan! Sasza podbiegł, czymś mokrym otarł jego policzki. Ból. - Wyruszyłem za wami jakąś godzinę po tym jak poszliście. Zostawiłeś telefon, Marika napisała że Irina jest chora. Pewnie chce żebyś wrócił... - Chora? Co jej jest?- powiedział to lewdo słyszalnym głosem, musiał nieźle oberwać. - Nie wiem, napisała tylko że jest chora, no i tyle. A ty się Syrjan nie wysilaj, nieźle ci ta wiedźma dojebała. Jakżem tu wbiegł, już się dobierała do twojej gęby, a tyś nieprzytomny leżał. Może dla tego cię nie zabiła od razu. Z gnata nawalałeś na lewo i prawo, kule przez okna wylatywały, wiem bo w drzewo nade mną jedna trafiła. Pamiętasz jak zawsze powtarzałem że trzeba wracać do korzeni, i nóż to jest to? Pokiwał głową z wielkim trudem. - No i właśnie. Zobaczyłem pijawkę nad tobą, wyrzuciłem klame, nóż w łapę i na nią! - A ona? - No właśnie, myślałem że ją z zaskoczenia wezmę, a żem głupi zaczął mordę drzeć. To ta jak mnie nie pierdolnęła w nogę, teraz całą pocharataną mam. Ale zaraz wpadł patrol Powinności, zaczęli strzelać, no i tyle, zabili pokrakę. Oczywiście ciało zabrali. Ostatnie zdanie wypowiedział z wielkim oburzeniem. - Klienci?- był ranny, ale ON- Syrjan, musi pamiętać zawsze o interesach. - Spokojnie, kasę mieli przy sobie, przecież to było oczywiste, wcześniej przy wpłacaniu depozytu sprawdzałem czy są wypłacalni. - Dzięki Sasza. Dzięki. Za wszystko. - Daj spokój. Towarzysze broni w końcu nie? Uśmiechnął się do niego, z trudem ale to zrobił. - No Syrjan. Zanim się wykurujesz trochę minie. Wstawać nie możesz, ale pić tak!- zaśmiał się. Trzy kolejne dni wymazane z pamięci, trzy kolejne dni przepite. Po tym czasie mógł stać, i utrzymać broń- a to było najważniejsze. - No Sasza, wróć i znajdź nam klientów. - Nie wracasz do Mariki? Córka ci choruje chłopie. - Nie.- odpowiedział bez zastanowienia. - Oj Syrjan, z ciebie się robi powoli taki skurwiel jak ze mnie. Zignorował to. - Ruszam do Kriwny. Tam mnie znajdziesz. - Zrozumiano. Uścisk dłoni, a po chwili to co tak lubiał- samotność. Wyszedł o 7:30, teraz 14. Jeszcze raz spojrzał na zegarek, upewnił się. "Pieprzone rękawiczki", musi kupić nowe, te już go uwierają, wytarły się. Po drodze minął 3 anomalie, nowe anomalie! Na trasie tak mu znanej, którą zna tylko on. No i Sasza. "Eh Sasza. Tyle już o mnie wiesz. Może czas pożegnać się z Zoną, no i całą Ziemią?" Ponury uśmiech na twarzy. "Chociaż może nie. W końcu towarzysz broni, jedyny prawdziwy." Reszta leży w piachu, ich nie dopuszczał do swoich spraw, a gdy je za bardzo poznali, i gdy przyszedł czas... Pik, pik, pik. Kolejna anomalia? "Kurwa". Sprawdził dokładne położenie, wyjął wykrywacz artefaktów. "Nic". Musi ją obejść, ostrożnie. Zna to miejsce, z lewej krzaki, a za nimi urwisko. Musi wejść w te gąszcze. No i już cały obdrapany na twarzy, jeszcze chwila i wyjdzie z powrotem na polane, jeszcze chwila... Głosy. Krzyki, śmiech, przerywany jękami. Ktoś coś krzyczy. "Tak jakby o coś prosił? Przepraszał?". Znowu śmiech. Położył plecak na ziemię, na brzuchu do czołgał się do końca krzaków, zaraz przed nim krawędź urwiska. "300 metrów? Może 400?", spojrzał w celownik, odmierzył odległość. "300". Niedaleko od niego, w dole, leżał wrak traktora. W środku siedział chwiejący się stalker, pewnie pijany. Przed traktorem duże ognisko, a przy nim trzech innych stalkerów. Kopali kogoś. Tak, to jego jęki słyszał. Dalej jęczy. Nie przestają go kopać, śmieją się. Wprowadził nabój do komory zamkowej. Precyzyjnie, ostrożnie. Czasami żartował sam do siebie, że ostrożniej obchodzi się ze swoim karabinem niż z Mariką w łóżku. Chłopaka twarz zalała się krwią. Syrjan palcem sprawdził kierunek wiatru, drobna poprawka na odległość, wiatr, jest gotowy zastrzelić pierwszego z oprawców. Palec zaciska się na spuście... "Nie. 10 naboi w magazynku, 10 w plecaku, do tego jeden zapasowy magazynek, w nim też 10 naboi. Nie wiadomo czy wszystkie się nie przydadzą. Szkoda marnować." Zaczął się wycofywać, powoli się czołgając. Zabezpieczył broń. Jeden ze stalkerów zaczął przypalać leżącego rozżarzonym prętem. Krzyk i śmiech, wymieszane w jedno. Chwycił już plecak, kiedy jeden z "sadystów" krzyknął do drugiego. - Wołodia, leć i pilnuj skrzyni! Siergiej najebany, zasnął we wraku. - Robi się. "Skrzynia, a co jest w tej skrzyni?" znów padł na ziemię, wrócił na pozycję strzelecką. "4 naboje. No, może 3", spojrzał przez celownik na pijanego stalkera. "Warto marnować dla skrzyni, w której nie wiadomo co jest?". Pokiwał powoli głową. Znów poprawki, "Wiatr zmienił kierunek". Odbezpieczenie broni. "A to będzie za moje nerwy zjedzone. Przez chorobę córki". Grymas uśmieszku na twarzy, palec zacisnął się na spuście...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już będę dawał w jednym poście. Co do Twojego postu z pierwszej części, wcześniej dałem już drugie opowiadanie. Jeśli ma być bez przekleństw, to spoko, rozumiem. Zacznę dawać cenzurę. Ciesze się że się podoba. :-D

[ Dodano: Nie 13 Wrz, 2009 ]

W Cieniu- część 3. "Znaleźne"

Trup leży na plecach, pod jego głową powiększa się ciemna plama, brudząc ziemię, wsiąkając w nią. Jeden ze stalkerów zaczął biec w kierunku traktora, o który oparty był Abakan. Już prawie chwycił broń... Strzał. Trzeci stalker- "Pijany". Nie warto marnować amunicji." Pobity chłopak obrócił się na brzuch, uważnie rozglądając dookoła, jakby szukał śmierci, która ma nadejść nie wiadomo z której strony.

"Gdzie jest czwarty?"

- Chłopaki!- głośny, wesoły krzyk. - Co tak cicho? Wykończył się już? Tak szybko?

Cisza...

- Ej, co z wami k***a?

Wyszedł zza traktora, spojrzał na dwa ciała. Karabin miał w ręku, nie musiał po niego sięgać. Szybki bieg w kierunku chłopaka. Strzał. Syrjan nie zdążył zrobić dobrych poprawek, trafił w ramię. Krzyk. Stalker upuścił karabin, nadal biegnąc do ofiary jego kumpli. Kiedy był na miejscu, podniósł go, wyciągając jednocześnie pistolet, i przytknął do głowy pobitego mężczyzny, ledwo trzymającego się na nogach. Ustawił swoją własną głowę za głową zakładnika. Wiedział że zabójca czai się na skarpie, zapewne ukryty w krzakach. W wojsku sam uczył się na strzelca wyborowego, a więc znał się na tym.

- No! Na co czekasz sz***o? Strzelaj śmiało! Zabij bezbronnego chłopaka, który niczemu nie zawinił! Albo on zginie ze mną, albo ja przeżyje, inaczej pociągnę go za sobą do piachu.

Jego głos odbijał się echem po rozległym terenie. W oddali zawyły Nibypsy. Spojrzał dokładnie w siatkę celownika. Twarz chłopaka. "Młody, jakieś 20 lat". Łzy ściekały mu po policzku, kiwał przecząco głową, jakby prosił niewidzialnego oprawce o litość. "Wiatr się zmienił". Poprawka. Głowa stalkera pilnującego wcześniej skrzyni była większa, jej kontury wystawały zza zakładnika. Chłopak nie przestawał kręcić głową...

Nacisnął spust. Głuchy odgłos zamka. "No w takim momencie?". Wyciągnął magazynek, przeciągnął zasuwę komory. Kiedy magazynek znalazł się z powrotem w karabinie, wprowadził pocisk. Znów spojrzał w celownik.

- Na co czekasz? Chcesz sprawdzić kto jest bardziej cierpliwy? Żebyś się nie przeko...

Strzał. Dwie postacie bezwładnie opadły na ziemię. "Taa, to jest dobra broń."

Po kilku minutach był na dole, trzy ciała przy ognisku. Dwóch stalkerów, jeden facet w normalnych ubraniach. "Stalker czy nie?". Kolejny martwy przy traktorze, a w środku żywy. Opiera bezwładną głowę o kierownice. "Ubrał maskę jak już się nachlał?". Zrzucił plecak, ostrożnie oparł o niego karabin. Podszedł do pijanego stalkera, chwycił za kombinezon i jednym mocnym ruchem zrzucił na ziemię. Zdjął mu z głowy maskę, obrucił go na brzuch. Stalker zaczął bełkotać. Syrjan wyjął z pokrowca umieszczonego przy prawej łydce nóż, chwycił ofiarę za włosy, szarpiąc mocno, i tym samym odciągając jego głowę do tyłu. Precyzyjnym cięciem poderżnął mu gardło. Krew zalała jego prawą rękę. "Skrzynia"...

Długo się musiał z nią męczyć, oj długo. I na co? Dwie butelki wódki, kilka gram zielska i jakieś dziwne radio. A może nie radio? "Hmm. Wygląda jak radio. Albo jakiś licznik geigera." Tylko na tarczy która powinna wskazywać poziom promieniowania są jakieś dziwne znaki. Zaczynał wątpić czy opłaci się marnowanie 3 pocisków. Z drugiej strony ma zielsko, a to już coś. Ale na to pozwoli sobie dopiero w Kriwnie. "Taka duża skrzynia i tak mało zdobyczy..."

Zmęczenie, senność, 1 w nocy. Na dodatek wyczuły jego trop. Są głodne, bardzo głodne... "2 albo 3. Co robią Snorki w tych stronach? Żadnych bagien, żadnych laboratoriów." Nie tylko on używa tej ścieżki, może spotka innych stalkerów? "Nie, lepiej nie. Nigdy nic nie wiadomo. Sam sobie dam rade. Zazwyczaj radziłem sobie sam. Zaraz zakręt, a za zakrętem droga. Po lewej jezioro- napromieniowane. Po prawej pas drzew, może zaczaję się na którymś." Tam go Snorki nie złapią, a będą świetnym celem, gdy będzie strzelał z góry. "Tak, to dobry pomysł."

Ryki, groźne ryki tych przeklętych stworów. Próbują się wdrapać na drzewo, ale na nic. Tam w górze, siedzi ich upragniona zdobycz. Czują taki głód... On się cieszy, cieszy jak dziecko. Znalazł Łune! Ten piękny artefakt. Piękny i cenny. Niebieska kostka, miękka jak galaretka, ale nie da się jej rozdzielić. Po przyłożeniu do ciała, w miejscu gdzie to zrobiono odczuwa się łagodzący chłód. Idealne na rany i zadrapania. SVD wisi na gałęzi, rozłożył metalową kolbę kałacha, wprowadził nabój to komory. Mocno przytknął broń do ramienia, przycelował...

Jezioro. Zielonkawy kolor sprawiał, że zbiornik wyglądał przerażająco nocą. Światło księżyca, zielona poświata jeziora, stukający licznik geigera- to jest to co Andriej kochał. W normalnym świecie nie był już ponad 2 lata, i nie chce tam wracać. To Zona jest jego światem, on tu jest kimś, a tam- tam był nikim. Zaciągnął się do wojska, myślał że będzie mu tam dobrze. Przeliczył się. Major- pijak upatrzył go sobie na ofiarę, nie dawał mu żyć. Musiał dezerterować, wybrał Zonę jako miejsce ucieczki. Zaciągnął się do Powinności, teraz jest kimś, teraz czuje że żyje. Ścisnął mocniej swojego FAMASa. Cóż za piękna broń! I nie zdobył jej jak większość stalkerów siłą, o nie! Jemu nie wypada, kupił nowiutki egzemplarz, prosto z Francji. Od dwóch dni poziom radiacji podnosił się, jednak nie na tyle aby pokonać ochronę ich kombinezonów. I to miejsce, przepiękne. Tylko on i 6 ludzi z którymi jest bywają tutaj. Inni się boją, inni wolą tego unikać. Tu, po drugiej stronie jeziora, często bywali by planować co dalej lub rozstawić antenę i porozumieć się z bazą.

- Kapitanie.- usłyszał stłumiony głos zza maski przeciwgazowej. Kiwnął głową.

- Admirał Szybki zlecił kolejne zadanie.

- Jakie?

- Wykonać rekonesans w Kriwnie.

- W Kriwnie?

- Tak jest. Kapitanie, przecież tam nie ma żadnych wrogów.

- Nie podważaj decyzji zarządu. Rozkaz to rozkaz.

- Tak jest.

- Głowa Pijawki w marynacie?

- Tak jest.

- Pozostać w kombinezonach, nie zdejmować masek.

- Tak jest! Się wie kapitanie.

- Stado Nibypsów nadal w pobliżu?

- Tak jest!

- Dwóch chłopaków na warte, reszta spać. Ja będę pilnował od strony jeziora. Odmaszerować.

Minęła godzina, dwie. Zaczął odczuwać zmęczenie. Gdyby tylko mógł zdjąć maskę, wciągnął by ścieżkę i stał dalej. Jednak nie może tego zrobić, zaraz obudzi któregoś ze swoich ludzi. Z drugiego końca jeziora- tam gdzie jest droga do Kriwny, dojrzał błyski. Chwilę po tym usłyszał serię z karabinu. Znał ten głos- AK-47. Wartownicy podbiegli do niego, gestem ręki kazał im wrócić na miejsce. Ciszę przerwało jeszcze coś- krzyk mutanta. "Czyżby o jednego stalkera mniej?" pomyślał Andriej, po czym obudził jednego ze swoich ludzi, a sam położył się spać.

Jezioro, noc. Odgłos karabinu po drugiej stronie ucichł, zapanowała cisza...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Cieniu- część 4. "Cenne zlecenie"

Wiła prowadził bar już 4 lata. Wielu stalkerów spotkał, z wieloma rozmawiał. Mimo tego czasu, nie może sobie przypomnieć kogoś, do kogo ludzie czuli by większą nienawiść niż do Syrjana. Nawet on- barman, choć starał się go zrozumieć, nienawidził go bardziej niż własnej teściowej. No może trochę mniej, bo tamta była tak wielką jędzą, że nie wytrzymał i zabił ją po pijaku. Oczywiście dla obcego stalkera Syrjan mógł wydawać się takim jak wielu innych, którzy przybyli do Zony zarabiać, lub rozpocząć nowe życie. Ale ci którzy wiedzieli o nim choć trochę, nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Czego ON chciał w Zonie? Pojawiał się w tym barze, znajdującym się w samym środku wioski Kriwna, pił, odebrał 2, może 3 zlecenia, i ruszał przed siebie. Czasami nie było go po kilka miesięcy, tak jakby w ogóle wyjechał z Zony. Ale wracał, zawsze wracał. Tym razem było tak samo, kiedy wszedł do baru, pierwszy raz od dobrych 2 miesięcy, Wiła nie przestawał wycierać blaszanego kubka. Parę stalkerów spojrzało ukradkiem, ale reszta dalej rozmawiała jak gdyby nigdy nic.

- Syrjan! Przyjacielu, podejdź no tu. - krzyknął wesoło barman. "Fałszywy sku**iel", tymi dwoma słowami Syrjan opisywał sam sobie Wiłe.

- Mam dwa łby Snorków do sprzedania.- powiedział bez przywitania, po czym położył karabin na blacie, i oparł na nim ręce.

- Snorków mówisz? Hmm...

"Zaraz się zacznie gadka ile to on już tego nie ma. Fałszywy sku**iel."

- No widzisz Syrjan. Akurat ostatnio paru stalkerów urządziło polowanie na Snorki. Wiesz, na tych bagnach za Szuwarami...

- Dobra, możesz łaskawie pokazać te fanty, które ci przynieśli?

- Yyy, no wiesz- zaskoczył go. Jak zawsze. Syrjan odwrócił się plecami do baru, spojrzał na sale. "Ładnie urządzony, naprawdę ładnie." Bar znajdował się w starej remizie, a więc było tutaj dość miejsca. Ściany z pustaków, żadnej farby, wszystko obdrapane. Stoły i krzesła- każde inne. Przy ścianach zamiast krzeseł były pieńki drzew, a na nich długie deski. Tak wyglądało większość barów w Zonie- prowizorka. Ale ten jeden Syrjan lubił najbardziej, było tu jakoś przytulnie. Uklepana ziemia zamiast podłogi. Zawsze nadymione od fajek i shishy leżącej w kącie, po drugiej stronie sali.

- Cena ta co zawsze. I nie pie**ol głupot. Wchodzisz?- Odwrócił się do Wiły.

- Taa.- znów nie udało mu się wynegocjować lepszej ceny. "Ku*wa, ten sku**iel budzi respekt." Pomyślał, kiedy poszedł na zaplecze po karton. Kiedy głowy mutantów były w opakowaniu, a kasa w portfelu, stalker położył plecak na ziemie. Barman polał mu do kieliszka, nie musiał mówić, zawsze lał Syrianowi pierwszego "na koszt firmy".

- Jest zlecenie.

- Muszę odpocząć.

- Nie byle jakie zlecenie.

- Muszę odpocząć.

- Posłuchaj!- stalker spojrzał na Wiłe z nad kieliszka. Zaskoczyło go to co barman zrobił. Wile zrobiło się gorąco. "Ten jego przenikliwy wzrok. Taki spokojny, taki... morderczy."

- Posłuchaj.- powtórzył już spokojnym głosem. -To nie jest byle jakie zlecenie, kolesie płacą w artefaktach. Artefaktach! Rozumiesz to?

- Tobie, ciekawe co ja bym z tego miał.

- Właśnie NIE! Powiedzieli że płacą bezpośrednio temu kto wykona zadanie. Sam sobie wybierasz artefakt. Jeden za jedną głowę. Kapujesz? ZA JEDNĄ GŁOWĘ!- mówił z podekscytowaniem w głosie.

- Imponujące.- powiedział spokojnie Syrjan. Ukrył zainteresowanie i zdziwienie. Teraz mu to przyszło łatwo, był zmęczony po całej nocy taszczenia ze sobą głów Snorków, i ciągłego patrzenia na koniec tego przeklętego jeziora. Na drugim brzegu widział ogień, ktoś tam był, może go obserwował. Musiał przez to być cały czas czujny.

- Ty chyba kpisz. Powiem od początku. Parę dni temu przyszło do mnie dwóch kolesi. Nie byle jakich kolesi. O nie! Faceci w Egzo, kapujesz? W Egzo! Jeden odpiął hełm, i mówi: My płacimy tobie za dostarczenie kogoś dobrego kto wykona zlecenie, dostajesz kasę i tyle. Na nas interesu nie zrobisz. To się pytam co mam przekazać, a on że podadzą miejsce, do zlikwidowania 4 stalkerów. Za każdego po artefakcie, plus trzeba zanieść w umówione miejsce skrzynie, nie otwartą. Ze wszystkim co jest w środku. Za skrzynie dodatkowe 2 artefakty, do tego broń z ich arsenału do wyboru!

Tym razem Syrjanowi trudno było ukryć zdziwienie, łyknął wódki, od razu pokazał Wile aby polał.

- Wiesz, powiedział kogoś dobrego. A że jak na razie jedyny dobry i znający się w tym "fachu" który tutaj wszedł to ty, no to zlecenie nadal aktualne.

- Powiedz mi Wiła- łyknął palącego trunku. - Co ty od nich z tego masz?

- Wiesz Syrjan- "Ten szelmowski uśmiech", - O interesach się nie gada. To co, mam się z nimi skontaktować?- Chwycił za telefon satelitarny leżący pod ladą.

- Nie.

- Co?- Barman nie ukrywał zdziwnienia.

- Nie, po prostu.

- Ale jak to?

- Nie!

- Nie rozumiem cię. Płać za wódkę!

Zapłacił.

- Stawka za pokój ta co zawsze?

- Taa.

- No to trzymaj. Ty się tak Wiła nie bulwersuj, bo ci pikawa siądzie. Dawaj kłódkę. Muszę się wyspać, oj muszę...

Chwycił swój wierny karabin, plecak, i ruszył na piętro, gdzie metalową siatką od podłogi do sufitu poprzedzielane były sektory. Zamknął się od środka, rozłożył wygodnie w śpiworze, po czym zapadł w tak upragniony sen.

Prawie 15 godzin snu, to trochę jest. Ale mógł sobie na to pozwolić po tych wszystkich przeżyciach. Nie chciał jeszcze wstawać, musi pomyśleć. "Taka nagroda. Co ja kurwa mam w tym plecaku? Hehe, przecież o zielsko by się tak nie rzucali. Właśnie! Zielsko." Wyciągnął rękę po plecak, wyjął z niego małą paczuszkę, i metalową fajkę. THC opanowało jego umysł, relaks, relaks... Wszystko zaczęło wydawać mu się błache. Kolejne nabicie. "Abram! On coś zapłaci za ten złom. Może też powie co to jest." Ciekawość zaczęła zżerać Syrjana. "Taa. Zielsko podsuwa człowiekowi dobre pomysły." Uśmiechnął się pod nosem.

Późne popołudnie, to i ruch w barze duży. Specjalność dnia- kotlet z dzika. Podobno prawdziwego dzika, a nie mutanta! A do tego coś ekstra- ZERO promieniowania ponad normę. Syrjan nie uwierzył, musiał to sprawdzić. Słowa Wiły okazały się prawdą. Wstał od stołu, zapłacił. Dwóch pijanych stalkerów wesoło śpiewało.

- Już odchodzisz?- spytał barman, nie ukrywając nadziei w głosie.

- Nie. Abram dalej na końcu, w ostatnim domu?

- To ty nie słyszałeś?

- O czym?

- Abram chciał kupić jakieś części, wyruszył do Kordonu. Wiesz, tam zawsze nowe dostawy jeśli chodzi o elektronike.

Syrjan pokiwał głową.

- No i tyle co wyszedł, to wrócił po jakiejś godzinie. Wyglądał jak, no wiesz, jak po spotkaniu z kontrolerem. Bełkotał coś. Gdyby chociaż miał maske na sobie, część fal mutanta by się odbiła, a tak to goła głowa.

- Co z nim?

- A co byś zrobił ze stalkerem, który jedynie bełkocze pod nosem i je na twój koszt?

- Odstrzelił.

- No i właśnie, tak też się zrobiło. Szkoda chłopaka, ale co poradzisz...

- Szkoda? Jednego stalkera mniej.

Odwrócił się, zacisnął mocniej pasy od plecaka.

- Jednak odchodzę.

- Do zobaczenia- "Obyś nie wrócił kurwo" pomyślał Wiła.

Kiedy tylko wyszedł przed bar, i ruszył ubitą drogą do wyjścia z wioski, przez głośniki nadano komunikat o wietrze z napromieniowanym pyłem. Rzucił plecak na ziemię, szybko wygrzebał rurkę, maskę i pochłaniacz. Zmontował wszystko, pochłaniacz włożył do torby przewieszonej przez ramię. Znów założył plecak i ruszył w tylko sobie znanym kierunku...

[ Dodano: Sob 19 Wrz, 2009 ]

W Cieniu- część 5. "Diagnoza"

- Co jej jest?

- Rak.- Zaszlochała -Są już przerzuty do mózgu.

Cisza... Tak, tą cisze zapamiętał na długo. Ta cisza przewiercała się przez każdy milimetr jego ciała, przygniatała go. Jakby wszystkie artefakty Zony spadły na niego.

- Przecież ona jest taka młoda! 8 lat, to małe, bezbronne dziecko!- To już nie był szloch, to było łkanie.

Zona, znów Zona. Te samo miejsce przerzutu co zawsze. Tutaj patrole wojskowe rzadko bywały.

- Wracam tam. Zarobie tyle ile dam rade. Ty zamawiaj bilety dla was, podobno w Stanach mają dobre kliniki. Swietłana zostanie z moją matką. Wystarczy z tego co mamy na wyjazd i na opłacenie kuracji. Resztę zarobie, obiecuje.

- Nie, zostań proszę. Zostań.

- Postanowiłem.

Chciał ją przytulić, ale go odepchała.

- To dla jej dobra, zrozum.

Rano już go nie było, bez pożegnania, bez zbędnych rozmów. Zajrzał tylko do szpitala by zobaczyc córkę. Taka mała, taka piękna, taka chora...

Zona, znów Zona. Tu kończy się Syrjan mąż, Syrjan ojciec. Uczucia zostają w tamtym świecie, innym świecie. "Gorszym świecie."

Deszcz tłukł o dach wagonu, nie zapalił świeczki. Po co? Niech będzie mrok, ciemność. Niech go pochłonie. Kolejny łyk wódki. Pół dnia jest w Zonie, po takim czasie już nie powinien czuć. Musi zająć czymś myśli. Co zrobić dalej? "Co to było? Aha, przeklęte urządzenie. Gdzie by pójść? Do kogo? Może Wasilij? Tak, on będzie odpowiedni... Irina. NIE! Nie myśleć o niej, tu jest Zona, tu nie ma jego chorej córki!" Zaczął tłuc się po głowie, twarzy. Trzask, trzask, ktoś tłucze w drzwi, znowu uderzył się po twarzy. Kałasznikow w ręke, ustał na chwięjących się nogach.

- Kto?

- Sasza.

- Właź!

- No jak? Może byś otworzył! Pośpiesz się bo leje strasznie.

Zanim otworzył właz, zdążył się już wywrócić.

- O chłopie, nieźle żeś się doprawił. Jak w domu? Co z małą? Kazała pozdrowić wujka Sasze? Hehe.

Nie wytrzymał tego, zwinął się w kłębek.

- Co ci? Syrjan, ogarnij się!

- Irinka. Biedna Irinka...

Kiedy się obudził, pierwsze co poczuł to potworny ból głowy, i woń wymiotów. Sasza ustał nad nim, podając butelkę wody. Drzwi wagonu były otwarte. Ulewa.

- Posprzątałem po tobie. Nie mów nic, wszystko już wygadałeś po pijaku. Znasz mnie, nie mam pieniędzy, wszystko wydaje tutaj. Inaczej bym ci pożyczył.

- Wiem, nie tłumacz się.

Sasza odwrócił się do niego plecami, ustał w drzwiach.

- Nie podejrzewałem że będziesz chciał mnie sprzątnąć. Raczej że będziesz to rozważał.

"No i po co piłeś poj*bie?" Syrjan sam siebie skarcił w myślach.

- Też nad tym myślałem.- Spojrzał na niego z drwiącym uśmiechem.

Tego się nie spodziewał. Sasza chciałby GO zabić?

- Nie martw się, tak samo jak ty, tylko się nad tym zastanawiałem.

Podszedł do niego, wyciągnął ręke:

- Towarzysze broni?

Uścisk dłoni, później wspólny posiłek.

- Mów co robimy dalej...

- Muszę się zobaczyć z Wasiljim.

- Do Baru mówisz? Chcesz żebym szedł z tobą?

Wzruszył ramionami.

- Rozumiem. No cóż, w takim razie Syrjan, tak jak zawsze. Gdyby co to się zgadamy. Jak będziesz w barze, kup sobie jakiś kombinezon, radiacja coraz większa.

Syrjan podszedł do niego, położył ręke na jego ramieniu. Odwzajemnił gest, poklepał go.

- Dzięki Sasza. Żegnaj towarzyszu.

- Daj spokój, nie załamuj się tak. Ruszysz w głąb Zony to wróci ci ochota do życia.

- Tak, tak.

Ścisnął mu dłoń, spojrzał głęboko w oczy...

Zrobił to w wąwozie. Z góry miał dobry widok. Wiedział gdzie zmierza, domyślił się po tym jak go śledził. Wyprzedził go i czekał, chciał widzieć jego twarz w celowniku. Kiedy wyszedł zza nasypu, on- Syrjan, był już zmęczony. Czekał już 3 godziny, ciągle leżąc na brzuchu, z okiem wpatrzonym w celownik. Poprawka na wiatr, odległość "Duża. 800 metrów." Jest deszcz, a to już zmienia trajektorie lotu. Kolejna poprawka. Musiał dokładnie przycelować, przecież nie jest sadystą, chce zrobić to szybko... STRZAŁ. Tak, teraz poczuł całym sobą że jest w Zonie.

Sasza zawsze skrycie marzył że umrze gdzieś w opuszczonym domu, leżąc. Że zejdzie jako doświadoczony stalker, z przyczyn naturalnych, zawał lub coś podobnego. Tak chciał umrzeć. W ciepłym śpiworze, przy ognisku. W Zonie! Zginął w Zonie, w paskudny deszcz, ciężko oddychając przez maskę przeciwgazową. Cały mokry, zmęczony, a kiedy upadł- ubłocony.

Syrjan wziął to co mogło mu się najbardziej przydać z plecaka Saszy. O tak, i ten karabin- L85 Endeavour. Za te cacko dostanie niezłą kase. Może to nie jest dobra broń, ale ceniona w tych stronach. Spojrzał na niego ostatni raz. "Żegnaj Sasza. Żegnaj towarzyszu broni."

"Trochę wydłużyłem sobie drogę." Pomyślał patrząc na mapę. Do baru dobre 30km. W Zonie to duża odległość. Bardzo duża. Ciągłe uważanie na anomalie, promieniowanie. Omijanie stad mutantów. "Do tego jeden nabój mniej." Zmartwiło go to. Zdał sobie sprawę że przez zabójstwo Saszy ma mniej amunicji. Niedobrze, bardzo niedobrze. Na dodatek ciężki karabin w plecaku. Niedaleko jest polana, a na niej mały obóz, gdzie zawsze jacyś stalkerzy się znajdą. Na noc lepiej nie spać samemu w dziczy. "Tak, trzeba tam się wybrać..."

Zaczął biec żeby być na miejscu przed zmrokiem, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Maska nie pozwalała swobodnie oddychac, przyduszała go. Licznik- "Promieniowanie się powiększa." Spojrzał w lewo. W oddali zawalony dom, przy nim studnia. Standardowy widok w Zonie. Tylko z tyłu, przy stodole coś jakby świeci. Usiadł na pagórku, spojrzał przez celownik. "Elektro." W tych anomaliach zazwyczaj są artefakty, a raczej żadko ich nie ma. "Trzeba się tam przejść." W siatce celownika zauważył 3 Mięsacze. "1100 metrów. Za daleko na te biegające bydła." Wstał, założył plecak i ścisnął broń w rękach. Powoli, ostrożnie zaczął schodzić z pagórka w kierunku celu. Zaczął przyśpieszać kroku, jakby z każdym kolejnym nabierał więcej pewności. Nie znał tego miejsca, nie ufał mu. PIK, PIK... Nie zdążył, potężna siła uderzyła każdą część jego ciała. Odleciał na dobre 10 metrów, upadając na plecak. Coś w środku się połamało. Kiedy upadł, przycisnął karabin do siebie, jak małe dziecko które nie chce oddać zabawki. Wstał, cały obolały. Strasznie bolał go lewy bark. "Nie będzie tak łatwo." Było jeszcze trudniej niż się spodziewał. Cała polana okazała się rozsiana w anomaliach. Nie mógł nawet zdjąć mutantów na odległość. Anomalie odbijały by pociski. Zanim doszedł do ruin, już dawno zapadł zmrok. Słyszał ryki Mięsaczy, położył plecak, wyjął z niego kałasza. Snajperke ostrożnie oparł o plecak, zaświecił latarkę, przymocował pod lufę karabinu. Wolnymi krokami ruszył wzdłóż ściany zrujnowanego budynku, zza rogu dobiegały go coraz głośniejsze, złowieszcze odgłosy potworów. "Nie będzie łatwo..."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Cieniu- część 6. "Ryzykowna gra"

Jeden z olbrzymich mutantów układał się do snu, kiedy zza roku zawalonego domu coś wyleciało. Dwa pozostałe na nogach Mięsacze spojrzały na dziwny, owalny przedmiot. Podeszły bliżej. Granat eksplodował, rozrywając na strzępy ciała potworów. Po chwili w miejscu rzezi pojawiła się postać w długim, brązowym płaszczu, kapturze narzuconym na głowę i masce przeciwgazowej. Torba, do której dochodziła rura łącząca maskę z pochłaniaczem, zwisała po jego lewej stronie. Fala po wybuchu granata uderzyła w kładącego się Mięsacza, przewracając go. Nie zdążył wstać. Syrjan przeładował broń, oddając w mutanta całą serię z karabinu. Stwór wstał, zachwiał się na niesymetrycznych nogach, po czym z głuchym łoskotem upadł na ziemię. "Będzie co jeść." Wrócił po ekwipunek, chowając karabin maszynowy do plecaka. Sprawdził poziom radioaktywności zdobyczy. "Nie dużo ponad normę." Odciął kopyta, wyjął gałki oczne. Wszystko schował w hermetycznym opakowaniu. Następnie zabrał się za mięso mutanta. Teraz przynajmniej będzie miał coś pożądnego do jedzenia. Jak narazie żywił się wojskowymi sucharami. Złapał swoją wierną broń, i ruszył w kierunku stodoły. Latarka pozwalała na widzenie tylko skrawka terenu, resztę spowijała ciemność. Obszedł drewnianą budowle, i stanął przed anomalią. Piękna gra iskier i wstrząsów elektrycznych na tle ciemności Zony wyglądała imponoująco. PIK, PIK, PIK. Wykrywacz anomalii dawał znać o zagrożeniu. Gdzieś w oddali ktoś strzelał. Syrjan spojrzał w tamtym kierunku, jednak niczego nie dojrzał. Żadnych błysków wskazujących na wystrzały. Wyciągnął z kieszeni płaszcza wykyrywacz artefaktów. Może znów się wzbogaci o parę rubli. Włączył urządzenie. Nic. Cisza. "Kur*a mać!"

Nie było sensu wracać przez pole pełne anomalii. Położył się w Stodole, na stogu siana. Przed zapadnięciem w sen, dokładnie zabarykadował drewnianą bramę. Kiedy się obudził, usłyszał głosy z zewnątrz. Wyciągnął karabin z plecaka najciszej jak mógł, po czym spojrzał przez szparę między deskami. Dwóch stalkerów siedziało przy rozpalonym, trzeszczącym ognisku. Trzeci podchodził właśnie do kumpli, podając jednemu kawałek upieczonego mięsa.

- No, Aleks. To co swojej za to kupisz?- zapytał stalker odbierający posiłek siedzącego obok towarzysza.

- Myślałem nad jakąś kolią, ale pewny nie jestem.

- Kolia? A co to jest kolia?

- Ot zawsze powtarzałem żeś głupek z dalekiej Syberi.

Wszyscy trzej zaśmiali się doniośle. Szybko jednak przestali, gdy drzwi stodoły z hukiem otworzyły się. Dwóch stalkerów zdążyło złapać za broń, trzeci dobiegał do swojej.

- Spokojnie.- powiedział intruz.- Gdybym miał złe zamiary załatwił bym was ze środka.- Uśmiechnął się ponuro i poklepał swoją cenną broń.- Więc dajcie mi odejść w spokoju, chyba mogę liczyć na jakąś odwdziękę za to że nic złego nie zrobiłem?

- Nie zdołał byś! Nam trzem nie dał byś rady.- odpowiedział stalker, który wcześniej podawał koledze jedzenie.

- Może bym dał, może nie. Powiedzcie mi lepiej, droga do Baru nadal czysta?

- Droga do Baru tak. Pytanie tylko po co tam iść?

- Nie rozumiem.

- To ty nic nie wiesz? 3 dni temu pod Bar podjechały 2 transportery opancerzone. Wybiegli z nich najemnicy, zaczęła się rzeź. Powinność długo odpierała ataki, ale ile to można? Później kolejne posiłki Najemników. Po paru godzinach opanowali większą część Baru. Ci z Powinności którzy przeżyli uciekli lub się poddali. Było paru bohaterów co walczyli do końca, ale reszta uciekła. Cała frakcja w rozsypce, nic się kupy nie trzyma. Różne oddziały rozbiegły się po Zonie.

- A Bar?

- Najemnicy dostali jakiejś kurw*cy. Przetrzepują cały Bar! Każdy zakamarek, gdzie tylko się da.

- Rozumiem.- Syrjan pokiwał głową. - Dzięki za informacje.- przeszedł obok nich i ruszył w kierunku anomalii. Zdjął maskę, pył już nie zagrażał. "Czyżby szukali TEGO? Nie, na pewno nie. To jakaś inna sprawa, większej wagi. Widać ważne rzeczy dzieją się u góry. Teraz byle by trzymać się od tego jak najdalej, jak najdalej..." Zarobić pieniądze- to jego priorytet. Jedyny sposób na zarobienie większej gotówki w krótkim czasie to spotkanie się z tymi hojnymi pracodawcami. Odda im zawartość skrzyni, byle tylko zapłacili tyle ile obiecują.

Wiła zdziwił się gdy zobaczył wchodzącego Syrjana. "Przecież odszedł dopiero 6 dni temu." Dokładnie przyjrzał się stalkerowi. Taki jak zawsze, nic się nie zmienił. Obojętny na wszystko, zmęczony. "Taa, zawsze jak tu wchodzi jest zmęczony. Wychodzi wypoczęty. Dobry masz bar Wiła, dobry z ciebie barman." Uśmiechnął się pod nosem. Syrjan podszedł do niego.

- Skontaktuj mnie z nimi.

- Za późno. Przedwczoraj rozmawiałem z jednym. Mówił że to nieaktualne. Strasznie wkur*iony był jakoś.

- Skontaktuj się. Powiedz że mam czego chcą. Spotkanie ma być tutaj, jutro o 13:00, żadne inne miejsce. Mają mieć ze sobą zapłatę.

Barman zrobił zdziwiony wyraz twarzy.

- No skoro tak mówisz...

Na drugi dzień Syrjan był przygotowany. Nie wiedział co to za ludzie, wolał być ostrożny. Na jego kolanach spoczywał przeładowany kałasznikow, w ręku trzymał granat. Wszystko szło po jego myśli. O 13 zawsze był tu duży ruch, nic się nie zmieniło. Usiadł w kącie sali, przy najbardziej stabilnym stole. Tego dnia nic nie wypił, nie zapalił. Jasność umysłu to podstawa. Wiła zerkał znad baru na niego ukradkiem. Zastanawiał się co też ten poj*bany Syrjan kombinuje. Kilka minut przed 13 do baru wszedł stalker w Egzoszkielecie. Barman wskazał mu Syrjana. Gość zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku oczekującego go stalkera. Kiedy podszedł do stołu zapanowała cisza. Wszyscy spojrzeli na tę dziwną parę. Największy skur*iel w Zonie spotyka się z podejrzanym typem. Tego można było się spodziewać. Stalker zdjął hełm. Ukazała się jego głowa, prawą stronę twarzy miał w bliznach. Widać było że to po spotkaniu z jakimś mutantem. Przez plecy przewiesił karabinek VSS Vintoriez.

- Syrjan?- głos miał niski, chrypki. Tak jakby miał chorą krtań. Kiwnął głową twierdząco na zadane pytanie. Przybysz usiadł przy stoliku.

- Powiedz mi, co dla mnie masz?

Rozpoczęła się gra. Syrjan to dobrze wiedział. Gra od której wiele zależy. Problem w tym, że to jego gość rzucił pierwszą kartę, a tego nie lubił. To komplikowało sytuację.

- Blaszane urządzenie. Kształt radia, po prawej stronie dziwna tarcza ze wskazówką.

- Hmm. Skąd to wziąłeś? Wiesz co to jest?

- Przypadek. Poróżniłem się z 4 stalkerami, a jak już z nimi skończyłem, chciałem sprawdzić czy mają coś cennego.

- Kłamiesz.

Kolejny błąd. Nie docenił swojego przeciwnika.

- Zginęli od broni snajperskiej. Dziwne żeby można było się pokłócić z kimś na odległość.

- Mam to czego chcesz, nie ważne jak to zodobyłem. Pytanie tylko, czy ty masz to co ja chcę?

- Oczywiście. Najpierw tylko mi pokaż moją "zgubę".

- Żartujesz? Myślisz że mam to przy sobie? Żebyś mógł mnie odstrzelić i sobie zabrać?

- Rozumiem. Wyjdźmy na zewnątrz. W samochodzie jest zapłata.

Dyskretnie schował granat do kieszeni płaszcza. Wyciągnął z pod stołu karabin. Przybysz uśmiechnął się.

- Tak podejrzewałem.

Na zewnątrz stał jeep, w środku siedziało dwóch stalkerów, tak samo jak pierwszy byli w Egzoszkieletach. Syrjan podszedł do samochodu. Jeden ze stalkerów odsunął płachtę z tyłu pojazdu. Pod spodem leżały 3 Meduzy, 1 Galaretka, 1 Śruba i 1 Ognik.

- Miały być do wyboru.

- Zmiana planów. Nie mieliśmy więcej na razie.

Znów spojrzał do jeepa. AK-74, RPG, ABAKAN, różne pistolety i to, z czego nie mógł oderwać wzroku- AWM. Słyszał o tej snajperce, ale nigdy nie widział jej na własne oczy. Serce zabiło mu szybciej.

- Wybieram ten.- wskazał karabin wyborowy.

- Spokojnie.- stalker nakrył bagaż płachtą. - Najpierw ten przedmiot.

- Poczekajcie tu, jak wrócę wszystko co dla mnie ma leżeć na ziemi.

- Rozumiem.

Pobiegł do baru. Wiła spojrzał na niego podejrzliwie. Otworzył swoją klatkę, wyjął z plecaka te dziwne "radio". Kiedy wyszedł na zewnątrz, wszystko było tak jak powiedział. Artefakty i ta piękna broń leżały na trawie. Podał swojemu rozmówcy urządzenie, stalker który siedział w samochodze kiwnął do niego. "Zaraz, a gdzie trzeci?" Szybkie uderzenie kolbą karabinku w tył głowy, Syrjanowi zrobiło się ciemno przed oczami, osunął się na ziemię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.