Skocz do zawartości

dopyl

Weteran
  • Postów

    363
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez dopyl

  1. Schowek jest w "sklepie" Brodacza.Musisz wejść mu za lade(przeskoczyć w głębokim przysiadzie).Jak już sie tam znajdziesz na wprost ciebie będzie wejscie do małego pomieszczenia z plecakiem.
  2. W statystyce pasek obrażen oparty jest o wartości w liniach: hit_power i hit_impulse.Prędkości pocisku w statystyce nie ma dlatego nie widzisz wprowadzonych zmian.Osobiscie w SGM 1.7 zmieniałem wartości własnie w tych linach co podałem wyżej różnica była zauważalna.Podczas trafiania we wroga jak i po najechaniu kursorem myszy na broń było widac że ma większe obrażenia.
  3. Ja mam to samo.Tajne Sciezki 2 uważam za najlepszy mod do Stalkera.Fabuła bardzo mi się podobała.Mod niemal idealny i gdybym miał nawet możliwość zmiany w nim czegośzostawiłbym go tak jak jest. No i najważniejsze jest to że mogłem spokojnie grać na starym sprzęcie co w przypadku Soljanki było praktycznie niemożliwe.
  4. To świetnie ! Ten mod jest jednym z nielicznych do CS i bardzoby się przydało zrobić jego spolszczenie.Życzę wam powodzenia i trzymam za was kciuki. :thumbsup:
  5. Możliwe że nie wszystkie mutanty są zaznaczone w PDA.Wystarczy że jeden schował sie gdzieś i jest problem.Miałem tak SGM 1.7 gdzie jeden czy dwa mi sie zapodział/y i musiałem ich szukać ale jakoś sie znalazły i poszło dalej.
  6. W prypeci po otrzymaniu zadania "zakłócenia radiowe" dostaniesz kwesta w Dolinie Mroku do której dostaniesz się przez anomalie w kamieniołomach.Ta lokacja jest zasiedlona i występuje tam też kilka zadań pobocznych.
  7. dopyl

    Grupy i rangi na forum

    Może dać znacznik schowka taki jak w PDA zamiast tych kropek a cały system przydzielania zostawić tak jak jest.Moim zdaniem teraz nie jest źle i można by było tylko zmienić wygłąd tego żeby graficznie kojarzyło sie ze stalkerem a nie kropki jakieś.....
  8. Na starszych komputerach dzieje sie to szczególnie często ale nawet na nowym sprzęcie czasami zdarza mi się zawieszenie skryptu co objawia sie podobnymi jak u Junxa errorami.(a dokładniej jeżeli pamiętam chodziło u mnie zawsze o walker_script czy jakoś tak).
  9. Jeżeli tego nie będziemy robić to gra nam o tym dosadnie przypomni czyli wywali do pulpitu.Wtedy już nie ma wyjścia i trzeba włączyć od nowa... albo wcale.
  10. Są trzy warianty spawnu albo więcej ja mam akurat ten którego nie ma na screenach.Mam problem dokładnie taki sam jak Ty wcześniej.Znalazłem dokumenty pod wieżą i koło miejsc do spania ale nie moge znaleźć ostatnich.
  11. DMX ma grafikę prawie taką jak Zew prypeci.Jeżeli na tym twoim GT 220 nie będziesz musiał patrzeć ciągle pod nogi żeby płynnie grać to będzie sukces.Możesz oczywiscie grać w DMX na niskich ustawieniach i oświetleniu statycznym ale wtedy poprawa grafiki jest prawie niezauważalna.
  12. Przy nowej grze(albo instalacji) to powinno sie i tak samo utworzyć więc nie ma nic do gadania.Z tym jak i bez tego jest dalej to samo.
  13. Gamedata jest jedna.Multiplayer normalnie działa.Problem raczej tkwi w podstawce bo tego pliku nie ma w modzie.Co do błędu to linie w tym pliku wyglądają tak : 584 ------------------------- çàïèñü/çàãðóçêà CTime --------------------------- 585 local CTime_0 586 587 if not editor() then 588 CTime_0 = game.CTime() 589 end 590 591 -- çàïèñü CTime â ïàêåò. åñëè t=nil, òî çàïèøåò îäèí íóëåâîé áàéò 592 function w_CTime( p, t ) 593 --set_save_marker(p, "save", false, "CTIME") 594 if t == nil then 595 p:w_u8(-1) 596 --set_save_marker(p, "save", true, "CTIME") 597 return 598 end Gdy usuwam linie od 595 do 598 wtedy log jest inny i podana jest linia 591.Wydaje mi sie że chodzi tu o problem z autozapisem tworzonym na początku gry. Chyba nie bedzie innego wyjścia tylko instalacja wszystkiego od nowa :/
  14. Jednak za wcześnie się ucieszyłem znowu błąd tym razem przy próbie rozpoczęcia nowej gry.Mod już dodałem do gamedaty ale nawet menu główne sie nie zmieniło coś mam mocno pomieszane. FATAL ERROR [error]Exp[b][/b]ression : fatal error [error]Function : CScriptEngine::lua_error [error]File : E:priquelsourcesenginexrServerEntitiesscript_engine.cpp [error]Line : 180 [error]Description : <no exp[b][/b]ression> [error]Arguments : LUA error: ...k.e.r. - clear skybingamedatascriptsutils.script:595: attempt to index local 't' (a number value)
  15. Już sobie poradziłem wina tylko i wyłącznie podstawki - mod nie miał nic wspólnego.Zainstalowałem patch z innego serwera i jest ok.Oprocz tego brakowało mi kilka małych pliczków z oryginalnej gry (mam wersje rozpakowaną bo zachciało mi się kiedyś grzebać w plikach i kilka z nich mi gdzieś uciekło i pochowało sie po dyskach :P) Teraz już wszystko działa ale żeby mod ruszył to musze spakować gre z powrotem.(albo reinstal)
  16. Dzięki Cichy.Brakowało tego pliku ale po jego wrzuceniu występuje kolejny błąd :( Też chyba jakiś brakujący plik. Mod to "łowca węży " FATAL ERROR [error]Exp[b][/b]ression : hGame [error]Function : CEngineAPI::Initialize [error]File : E:priquelsourcesenginexrEngineEngineAPI.cpp [error]Line : 101 [error]Description : Game DLL raised exception during loading or there is no game DLL at all
  17. Zainstalowałem dziś patcha 1.5.10 aby zainstalować pewien mod i przy próbie uruchomienia gry od razu wywala do pulpitu. Log : Exp[b][/b]ression : I Function : CInifile::Load File : E:\priquel\sources\engine\xrCore\Xr_ini.cpp Line : 221 Description : Can't find include file: Arguments : defines.ltx Da się to jakoś naprawić ?
  18. Parametry broni możesz zmienić w każdym modzie i każdej wersji stalkera.
  19. Ale sie uśmiałem :D Powinni go zatrudnić w branży reklamowej wtedy nikt by nie odszedł od telewizora podczas przerwy na reklamy.
  20. U mnie ten kod do drzwi na Radarze był taki : 1287975 Tylko że było to w Soljance z DMXem ale to chyba nie ma znaczenia
  21. dopyl

    Sigerous Mod 2.2

    Drzwi sie nie otwierały ?Jeśli tak to wtym modzie czasem tak jest naciskasz F i nic sie nie dzieje.Wystarczy zapisać i wczytać lub ewentualnie urucohmic gre od nowa.Miałem już tak 2 razy i to tylko na Skadowsku.Widać drzwi się zacinają ze starośći :D. Co do samego moda jest bardzo fajny ale irytuje mnie jedna rzecz - w wersji z gunpackiem Brodacz skupuje unikalną broń za cene ok 10 razy wyższą niż Sowa.Można w ten sposób łatwo zarobić - aż za łatwo
  22. Kolejna porcja...tym razem z Soljanki. Właz do nieba... Mieć szmal, a mieć dużo szmalu, to dwie różne rzeczy... Myślisz, że tu forsę za darmo rozdają? To się zajebiście mylisz! Za friko to cię tutaj tylko jakaś paskuda może capnąć, albo dostać kulkę od wojaka... Główka musi pracować. Tuman to długo tu nie przetrwa... Mniejsza z tym, opowiem, jak było. Było nas trzech, świętej pamięci Sinior i Pętla, szliśmy sobie przez gospodarstwo, na skróty. No i nagle widzimy, że jakiś koleś zapieprza w naszą stronę. Więc się przyczajamy. Koleś nas mija, o niczym nie ma pojęcia. Taki kurdupel i jeszcze ciągnie za sobą ten wielki worek. Pistolet maszynowy w pogotowiu - napakowałby nas ołowiem bez chwili wahania. Więc Sinior mówi mi: "Może go trochę pomacać? Zobaczmy co tam ma!". A ja na to: "Zamknij się, debilu, patrz lepiej, gdzie towar chowa!". No i... gość się nagle rozpłynął w powietrzu! Nawet nic nie widzieliśmy! No to siedzimy i czekamy. Za jakieś dwadzieścia minut się pojawia. I jak tak stoi i graty poprawia, Pętla podkrada się od tyłu i rozwala mu pół głowy. Razem z Siniorem zaczynają obszukiwać gościa - miał wypasioną kamizelkę kuloodporną i saszetkę przy pasie... Ja się musiałem odlać, więc odszedłem na bok. Wiedziałem, że chłopaki zostawią mi moją działkę, czyli nie musiałem się przejmować. A tu nagle jak nie pieprznie!.. Okazało się, że patafian całą kamizelkę miał tak podpiętą, żeby wybuchła, gdyby ktoś spróbował ją zdjąć. Od razu się zmyłem - nie wiadomo, kto się pojawi, słysząc wystrzał i eksplozję... Wróciłem tam po miesiącu. Po Pętli, Siniorze i tamtym kolesiu nie została choćby kostka. No nic. Ale wykminiłem, gdzie to mógł zanurkować w tych ruinach i sam się tam wczołgałem... Przechodzę trzy pomieszczenia i nic! Nagle widzę stertę leżaków w rogu. Co one tam robią, do cholery? Zacząłem je rozgrzebywać. Rozgrzebałem, i co widzę? Właz! Podnoszę go i świecę sobie latarką. Jezus Maria, jestem w niebie! No, co tam zobaczyłem, to już moja sprawa... Stratny nie byłem. Ale jak się nad tym zastanowić, gdybym się ociągał, to pewnie już byłbym martwy albo bym biegał na bosaka i się ślinił jak niektórzy... Cień ducha... Wie ktoś, co jest z tymi ściśle tajnymi laborkami głęboko w Zonie? Wciąż działają, no nie...? Taa... Jak niby, do cholery, ktoś tam w ogóle jest w stanie przeżyć... Bez jedzenia i prądu... No więc pytam: a jeśli to nie ludzie tam pracują? Gadałem z takim jednym kolesiem... On sam nie widział laborek... To znaczy... nie widział na własne oczy, ale jego skaner wychwycił dziwne rozmowy nad Jantarem. Gadali o jakimś laboratorium. I jeden gość przysięgał drugiemu, że wpadł na postać ubraną w kombinezon - jak u stalkerów, tyle że znacznie bardziej wypasiony... I ta półprzezroczysta postać kazała mu spieprzać. Coś jak: "Odejdź, my tu pracujemy". Gość się prawie zesrał ze strachu! No bo, ej, widzieliście kiedykolwiek coś takiego? Ale z drugiej strony to stało się niedaleko Czerwonego Lasu... Wiecie, co mam na myśli... No właśnie. Więc to pewnie nieprawda... Ale przecież mutacje... przybierają różne formy, nie? Więc może to już nie są ludzie tylko jakieś istoty energetyczne? Możliwe, co nie? No i z czego się śmiejecie...? Jak głupi do sera... "Przechwyt" - mieszkaniec głębin... Słyszeliście już o "Przechwycie"? Podobno to prawdziwi zawodowcy, najlepsi z najlepszych! Powinniście ich zobaczyć przy pracy! Jakie oni rzeczy wyprawiają! Nie to, co te pierdziele w kordonach! Goście nie tylko włażą do każdej cuchnącej nory - oni bez przerwy miesiącami potrafią siedzieć w Zonie! Przysięgam na Boga! Mają swoje bazy - i to całkiem sporo - niezłe kryjówki, śmigłowce zrzucają im żarcie tuż przy granicy. Ich dowódcą jest jakiś koleś o nazwisku Gromow... myślę sobie, że to fałszywe nazwisko, mówią do niego "Major" albo "Grom". Nie wierzycie mi?! Pachomycz raz ich nagrał! Nagrał ich i minutę później już spieprzał. Nie chciał złapać ołowicy, jeśli wiecie, co mam na myśli... Ściśle tajne, cholerny świat! Znacie Pachomycza, nie? Tak, to on! Ci goście to nie przelewki. Sama elita. Kto wie, co oni tu tak naprawdę robią? A jaki łup zgarniają! Gdybym mógł dostać jedną trzecią - nie, nawet dziesięć procent tego, co mają! Już bym miał posiadłość w Soczi i spałbym na forsie... Mówi się, że mają taki gadżet, który wykrywa potwory z prawie dwustu metrów. Każdego bydlaka! Gdybym takie coś dorwał, to bym sobie na prawo i lewo urządzał pikniki w Zonie... I wiecie, co jeszcze mówią? Że są jeszcze ci inni kolesie, nie żadne psy wojny, ale coś jakby stalkerzy... Tak czy siak, część z nich przedarła się do centrum Zony. I nie tylko dotarli tam w jednym kawałku, ale ponoć nawet nauczyli się ujarzmiać stwory! Nigdy nawet nie przechodzą przez granicę, do Wielkiej Krainy, i nikt nie chodzi do nich... no, może poza tymi, których przeznaczeniem jest dotarcie do Sarkofagu... A jakie mają artefakty! Powinność o nich wie... wiedzą o nich, walczą z nimi, ale słowa nie pisną, łajzy cholerne! Spróbuj któregoś zapytać, to ci tylko powie "chrzanisz"! Niezłe dranie, co? Horror w Instytucie Badawczym... Mój partner i ja już od pewnego czasu obserwowaliśmy ten Instytut. Strasznie ponure miejsce, zbyt ponure. Żadnych zwierząt, żadnych mutantów. Tyle że za każdym razem, jak ktoś tam wchodził, to albo wracał śmiertelnie przerażony, albo świrnięty, albo w ogóle nie wracał. No to pomyśleliśmy, że sami spróbujemy to obadać. Wyruszyliśmy przed świtem, ale zanim tam dotarliśmy, był już biały dzień. Zostawiliśmy samochód na drodze i podeszliśmy na skraj lasu. Zatrzymaliśmy się, mój partner został na ziemi, a ja się wspiąłem na drzewo z lornetką, żeby się rozejrzeć. No więc się wspinam i widzę budynki Instytutu - wcale nie wyglądają na opuszczone. Szyby w całości, na podwórku trawa - ale niziutka, nie po pas, jak w innych miejscach... Wszystko było tak, jakby ktoś tam mieszkał, ale panowała martwa cisza i nigdzie nie widać było znaku życia. A tu nagle słyszę serię po prawej. Ktoś pruje z karabinu. No to robię zbliżenie i widzę jakiegoś kolesia na dachu jednego z budynków - biega tam i z powrotem jak kot z pęcherzem i strzela we wszystkich kierunkach. Patrzę i patrzę, ale nie mogę zobaczyć, do kogo on strzela - jest sam jak palec. I wtedy... się zaczęło. [krótka przerwa] Na moich oczach. Karabin jakby sam mu się wyrwał z dłoni... jakby mu skrzydła wyrosły! Facet otwiera usta, pewnie coś wrzeszczy, wyszarpuje nóż i trzyma go przed sobą. I wtedy widzę - przysięgam - jak kolejny nóż wisi wprost przed jego twarzą! Po prostu wisi w powietrzu i nikt go nie trzyma. O tym, co się stało potem, lepiej nie opowiadać po ciemku... To coś siekało gościa przez dobre pięć minut... Kawałek po kawałku, sukinsyn, tutaj małe pchnięcie, tam drobne cięcie... Koleś ociekał krwią... Jak zaczął się chwiać, to ten nóż, co go trzymał, też mu coś wykopało. A potem uniósł się w powietrze i tak jakby... przekręcił raz i drugi... W życiu czegoś takiego nie widziałem - zupełnie jakby był szmacianą lalką czy coś... Wtedy to już byłem spocony jak mysz. A potem... Nie, tego nie powiem... No nic, jak już złapałem oddech, to się przez kolejne pięć minut rozglądałem po całym terenie. Ręce mi się trzęsą, z lornetki pot kapie... Pusto! Patrzę normalnie - nic, patrzę w podczerwieni - nic. Jak zszedłem, partner na mnie spojrzał i uznał, że nie będzie o nic pytać. Jak wróciliśmy do bazy, to tankowałem przez jakiś tydzień... Jak już się otrząsnąłem, próbowałem wypytywać ludzi, czy może słyszeli już o czymś takim. Ale ci tylko patrzyli się na mnie dziwnie, jak na wariata. I to tyle... Łatwa zdobycz kontrolera... Kiedyś łaził za nami jeden debil... Szliśmy sobie w swoją stronę, zatrzymując się od czasu do czasu na krótki odpoczynek, a on wtedy padał na ziemię i zaczynał chrapać. A kiedy trzeba było ruszać, zbierał się ostatni! No i w końcu dostał za swoje... Został z tyłu, a wtedy dopadł go kontroler - cap! - i po mózgu. Wy, koty, lepiej uważajcie! Każdy szelest, każdy ruch... Nawet jeśli obok przebiega pieprzony zając... Chociaż niech Bóg was chroni przed spotkaniem z tutejszymi zającami... Tak czy inaczej - tutaj musicie uważać cały czas. Magazynki i granaty pod ręką, palec zawsze na spuście. Gdy tylko coś zauważycie, natychmiast wystrzelcie pół magazynka. Widzicie coś za krzakiem? Najpierw strzelajcie, później pytajcie o nazwisko. Tutaj podstawa szkolenia brzmi: za dużo myślisz, skończysz jako karma dla psów! A co do kontrolerów, to zupełnie inna historia. Jak usłyszycie szelest, strzelajcie i natychmiast padnijcie na ziemię! Nieważne czy na plecy, czy twarzą w dół. Kontroler chwyci was, gdy tylko was zobaczy - musi się koncentrować czy coś. Więc przyczajcie się i wsłuchajcie się w odgłosy, żeby wiedzieć, czy jakiś gnój nie idzie w waszym kierunku. Możecie po cichu przeładować broń, wyciągnąć granaty... A jeśli jest zupełnie cicho, policzcie do trzech i... Zabierajcie dupę w troki! Jak najdalej się da! Zrozumiano? Rekruci... Miejcie się cały czas na baczności, tylko tak da się tu przeżyć... Pułapki... Wiecie co? Zastanawiam się... No, nie tyle zastanawiam, co raczej coś mi przyszło do głowy... Co, jeśli to wszystko - znaczy... wszystko wokół - to jakiś eksperyment na nas? Przeprowadzany przez małe zielone ludziki? No bo niby czemu nie? Takie wyjaśnienie jest równie dobre jak każde inne... Zastanawiam się: jeśli to naprawdę jest poligon, to co oni tak naprawdę próbują udowodnić? Chcą sprawdzić, na widok jakich artefaktów najbardziej się ślinimy? A co, jeśli te artefakty to jakieś bomby, hę? Muszą już być chyba na całym świecie, w różnych laboratoriach. Bogacze wywalają na nie grubą kasę, nie? Że niby "Łooo! Super sprawa!" Tego właśnie chcę... Nie uwierzycie, jaki bezużyteczny chłam od was kupią, o ile tylko jest z Zony... Wszyscy są zazdrośni o "ale jestem super!"... a pewnego dnia - bum! Pomyślcie o tym! To by było coś! Ha! No ale przecież i tak nikt nie wie, o co w tym wszystkim chodzi... No, może ci, co byli za radarem... Chociaż nawet jeśli coś wiedzą, to i tak nie potrafią nic powiedzieć, tylko się ślinią i coś mamroczą. A może to właśnie dlatego się ślinią i mamroczą? Nic to... Widzicie, nie mogę przestać o tym myśleć... To w sumie smutne... Kroniki jajogłowych globalistów... Dobra... Chyba mnie wczoraj o coś pytaliście, ale nie pamiętam... Aaa, już wiem. Chcieliście wiedzieć, dlaczego tylko nasi jajogłowi grzebią w Zonie. Dlaczego nie ma tu żadnych obcokrajowców, chociaż można nazbierać różnych rzeczy na tysiące nagród Nobla... No dobra, spróbuję wyjaśnić. Po pierwsze - dlaczego mieliby tu przyjeżdżać, skoro mogą po prostu zapłacić, żeby nasi podali im wszystko na tacy? Po drugie - tak naprawdę to oni tu byli, I to całkiem sporo. Chodzi po prostu o to, że od dwóch lat obcy boją się zapuszczać do Zony... Widzicie, miało tu miejsce pewne wydarzenie... I teraz wolą płacić za łupy i informacje... A płacą całkiem dobrze, więc wielu samotników pracuje dla nich - to samo zresztą dotyczy szabrowników... Co? Nie znacie tej opowieści? Dajcie spokój! W całej Zonie aż wrzało od plotek, a wy o tym nie słyszeliście? Ech, co tam. Dobra. Zorganizowano dużą wyprawę. Samych naukowców było około trzydziestki - i to z różnych krajów. Same gwiazdy, grube ryby i takie tam... Wszyscy świetnie wyposażeni - najlepszy sprzęt, i to mnóstwo. Ochraniał ich cały pluton, a poza tym mieli jeszcze kilku naszych przewodników. No więc wsiedli w swoje transportery i odjechali. No i co się stało? Wrócili jakiś tydzień później...Dwunastu ludzi we wraku. Dotarli nieopodal Zgniłego Lasu i wpadli w pułapkę... Szabrownicy... O, tak... Te sukinsyny mają gdzieś, skąd pochodzisz... Prawie wszystkich wykończyli. Jedynie trzem ludziom udało się przedrzeć za granicę - dwóm stalkerom i jednemu jajogłowemu. Ten ostatni z tego zamieszania dostał kota i wylądował w wariatkowie. Teraz podobno pisze książkę o Zonie. Wydawało się, że ze stalkerami nie było tak źle. Sądziliśmy, że to dzięki doświadczeniu. Tyle że... Oni chyba też oszaleli na swój własny sposób: jeden uciekł do radaru i zniknął, a drugi wrócił do Wielkiej Krainy. A resztę zabrała Zona. Słyszałeś kiedyś o Stacji 32? To tam się wszystko wydarzyło. Na początku wydawało się, że jest spokojnie i całkiem normalnie... Odczytywali zapisy na licznikach, pobierali próbki, wtykali sprzęt w anomalie... A potem wszystkim zaczęło odbijać. Każdemu po kolei. Każdy po kolei dostawał kota. Jeden z naszych - ten, który w końcu przeszedł na emeryturę - opowiedział mi o tym... Niektórzy sami sobie rozrywali gardła, inni rozbijali sobie głowy o mury, a jeszcze inni po prostu... Broń w usta i... A potem zaczęło się tam roić od bestii. Ci, którzy jeszcze byli przy zdrowych zmysłach, zabarykadowali się w domu. Wyobrażacie sobie całą sytuację, tak? Ciemna noc, na zewnątrz tutejsze stwory, a wewnątrz ludzie, którzy po kolei wariowali. Krótko mówiąc, rano udało się jakoś wydostać tym, którzy jeszcze nie dostali świra. Pobiegli prosto przed siebie, wpadli nawet w jakieś anomalie... Dotarli do Zgniłego Lasu... Ale nie znaleziono nikogo z tych, którzy zostali. Podobno w tamtej okolicy zarejestrowano mnóstwo kontrolerów. Tak to było... Od tamtej pory nikt się nie zbliża do Stacji 32, a cudzoziemcy trzymają się z dala od Zony... Iluzja "Powinności"... Coś wam powiem. Byłem przy tym, jak ci goście z "Powinności" schwytali iluzjonistę! Natknąłem się na nich zupełnie przypadkiem! W moim samochodzie - Nivie - odpadło prawe przednie koło. Na jakimś wzgórku zgubiłem śruby, a nie miałem zapasowych. No to kląłem przez chwilę, a potem pomyślałem, że mogę pójść do elektrowni i sobie wziąć, co potrzebuję. To było tylko jakieś pół kilometra - koło trzydziestu minut w obie strony. Poza tym już tam wcześniej byłem...Nagle widzę kolesiów z "Powinności"! I nie był to jakiś patrol, ale z pięćdziesięciu! Myślę sobie: "Co, do diabła?" Od razu schowałem się w krzakach. "Jeśli mnie widzieli i zaczną przeczesywać teren, już po mnie" - pomyślałem. Nieważne - leżę sobie przyczajony, wstrzymuję oddech. I nagle słyszę salwę, a oni zaczynają pruć jak szaleni! Tylko raz w życiu słyszałem takie wybuchy i strzały...Pierwszy atak na bazę, pamiętacie, chłopaki? No więc leżę skulony, wsłuchuję się, a tu nagle BUM! ŁUP! Pięć minut później wszystko milknie i słucham, czy przypadkiem ktoś nie idzie w moją stronę. Nic. No to zbieram się do kupy i patrzę przez lornetkę. Wyłażą z warsztatu... cali brudni, ciągną za sobą zabitych kolegów i iluzjonistę na brezencie... a raczej resztki iluzjonisty... i znikają w wąwozie. Potem usłyszałem warkot silników, który wkrótce umilkł. Odczekałem jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że odjechali. A potem wszedłem do środka. Wiecie, co mówią - że ci z Powinności nie pozostawiają po sobie śladów! Ale i tak chciałem to sprawdzić. Co to był za widok! Ściany były prawie całkowicie podziurawione. Na podłodze walały się belki, zawaliła się część sufitu. Miałem łusek po kolana - prawdziwe pobojowisko. Krew, jakieś resztki... Nie znalazłem nic przydatnego - no, dwa pełne magazynki i karabin maszynowy tak bardzo przysypany, że nie mogłem go wyciągnąć... Nie muszę chyba mówić, że ani myślałem o śrubach... Wróciłem do samochodu, chwilę podumałem, odkręciłem po jednej śrubie od pozostałych kół i wróciłem na niskim biegu... A co, gdybym się tam zjawił jakieś pół godziny wcześniej? Daje do myślenia, nie? Sieryj w Prypeci... Taa, tym razem dotarłem aż na przedmieścia Prypeci. Pomyślałem sobie, że najpierw się rozejrzę. Wybrałem sobie najwyższe miejsce, tę wielką kotłownię z kominem. No więc idę tam na paluszkach. Wydaje się, że wszystko jest w porządku - wszędzie pył, żadnych śladów... No to wczołgałem się do pieca i zacząłem wspinać się po drabince w kominie. Wspinam się, a sadza nawet się nie rozmazuje - twarda jak skała! Wchodzę na samą górę, wyglądam... Piękny widok! Przed moimi oczami rozciąga się pół miasta! Więc wyciągam lornetkę i się rozglądam. [krótka przerwa] A potem... Już miałem zejść, kiedy sobie przypomniałem, że zupełnie zapomniałem sprawdzić, co się dzieje tuż obok! Więc się lekko wychyliłem, patrzę tu, patrzę tam... Jasna cholera! Ale by było! Po podwórzu łazi karzeł! A ja prawie tam zszedłem! Dobrze, że mnie nie widział. Ale nie mogłem go sprzątnąć, bo AKM miałem na plecach, a komin był zbyt wąski, żeby go zdjąć. Makarow w kaburze też na niewiele by się zdał - to było jakieś pięćdziesiąt metrów plus wysokość komina... Gdybym go nie trafił za pierwszym razem, już po mnie. No więc siedzę tam i się zastanawiam. Patrzę, co kombinuje. A kombinował coś dziwnego, mówię wam. Najpierw grzebał w stercie gratów, wyrzucając śmieci na lewo i prawo. A potem nagle stanął bez ruchu. Jakby czegoś słuchał. A potem się zaczęło. Sterta śmieci zaczęła się ruszać. Karzeł odskoczył do tyłu, stanął prosto, położył ręce na głowie i jakoś dziwnie je wykręcił... i nagle te rupiecie zaczęły na niego lecieć! Ze wszystkich kierunków! Kawałki żelaza, cegły, guma, gałęzie, gówno... Całego go pokryły. Myślę sobie: "Niech mnie szlag!" Już po nim. Spokój. Ale nie! Przez jakieś dwie sekundy spokój, a potem nagle bum! Wszędzie zaczęły lecieć śmieci! Były tam żelazne rury, które wbiły się w betonowe ogrodzenie. Karzeł stał przy nich jakąś minutę, coś tam sobie myślał, potem odwrócił się i wbiegł do budynku. Trochę czasu minęło, zanim odetchnąłem: "No, czas ocalić skórę". I wtedy poczułem dym. Zaczęło się robić gorąco. Ja pierdzielę! Ktoś rozpalił na dole ogień! Po minucie nie dało się już oddychać. Zdołałem się jakoś wdrapać na brzeg komina, ale nie było gdzie stanąć, więc przysiadłem tam, dyndając nogami... Dym gryzł mnie w oczy, ledwo mogłem oddychać... Musiałem się stamtąd wydostać! Dzięki Bogu zawsze mam przy sobie czterdziestometrową linę, tak na wszelki wypadek. Zwinąłem więc linę, bo nie była zbyt gruba, jakoś ją przymocowałem do komina, rozerwałem chustę na pół, owinąłem ją wokół dłoni i zacząłem opuszczać się na dół, modląc się do Boga... Myślałem jedynie: "Żeby tylko nie spaść!" Żadnego zabezpieczenia, nic! Lina wrzynała mi się w dłonie... no i oczywiście - to moje szczęście! - skończyła się jakieś pięć metrów nad ziemią. Musiałem skoczyć. Miałem jakiś wybór? Spadłem z hukiem, dobrze, że sobie nic nie złamałem, choć trochę się posiniaczyłem i skręciłem prawą nogę! Całe ciało bolało mnie jak diabli. A mimo to uciekłem tak szybko, że pewnie zdobyłbym złoty medal w sprincie... Męska samotność... Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wiecie, widziałem już w życiu naprawdę piękne dziewczyny, ale ta... ta była idealna! Tak. Dokładnie. Idealna. Czułem, jakby cały świat wokół niej był czarno-biały i zamazany. A ona... Ona była wyraźna, jasna i barwna. A jak się poruszała! Matko, nigdy czegoś takiego nie widziałem! Aż mnie ścisnęło w gardle. Co ona miała wspólnego z tą całą nauką? Co miała zrobić w Zonie? Tak, zgadza się, w Zonie! Zaczynała się noc... Przy dworcu autobusowym jest taki dziewięciopiętrowy blok. Najpierw coś błysnęło w oknie na parterze. Od razu odbezpieczyłem swój Akm i nagle widzę, że to ona wychodzi z budynku... Aż przetarłem oczy ze zdziwienia - przecież w Zonie można się wszystkiego spodziewać! A ona idzie w moim kierunku. Stoję tam jak kretyn, gapię się na nią... ale z przyzwyczajenia trzymam broń w gotowości... Zauważyła mnie, uśmiechnęła się... Przywitała... A ja jej słucham, ale nie słyszę, co mówi, tylko się gapię. Miała na sobie niebieski kombinezon, jasnoniebieski... Ale nie taki luźny, tylko bardziej obcisły... A jej ciało... Niesamowite! Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie zwracam uwagi na to, co mówi, tylko się szczerzę ... Okazało się, że była z grupy badawczej. Spytała, czy mogę pomóc. Pomóc! Dla niej z miejsca rzuciłbym się w anomalię. Powiedziała, że badała ten teges... jak jej tam... endemię Zony. Wiecie, rośliny, które nie rosną nigdzie indziej. Powiedziała, że uciekła ochronie, bo nie lubi, jak ciągle wokół niej węszą i przybyła tam zupełnie sama. Nie wiem. Uwierzyłem jej. Więc zgodziłem się jej pomóc, przynieść jej parę rzeczy. Dwa dni później wróciła, tak jak ustaliliśmy. Jak zbierałem dla niej towar, z pięć razy prawie było już po mnie. No więc idę tam z jedną myślą: "Znów ją zobaczę!" A tu nic. Nie było nawet budynku, przy którym ją spotkałem. I to tyle. Ale gdybyście mogli ją zobaczyć! Ona... aż płonęła od środka. Opowieść o Bibliotekarzu... Mówią, że w Prypeci pod biblioteką było laboratorium, gdzie przeprowadzano doświadczenia nad zwierzętami. Według niepotwierdzonych danych, to laboratorium nosiło kodową nazwę X-8. Otóż właśnie tam miał miejsce pewien incydent, jeszcze przed drugą katastrofą. Z raportu szeregowego Marakina: "... rozbrzmiał sygnał alarmu, więc poszedłem sprawdzić co się stało. Kiedy wszedłem na salę, nieomal z wrażenia broń mi z rąk wypadła! Profesor Wandejmer, leżał na podłodze cały we krwi. Jego asystenci nie wyglądali lepiej... Nagle z przeciwległego pokoju rozległy się ciężkie kroki... Potem w drzwiach ukazało się TO... To była ta istota, nad którą profesor Wandejmer przeprowadzał doświadczenia w ciągu ostatniego miesiąca. Mierzyło sobie ze dwa metry wzrostu, nawet przygarbione. Przypomniało mi z wygladu małpę. Bardziej się nie przyglądałem. Wywaliłem w niego cały magazynek z kałacha. Ale to nie pomogło... Uciekłem. Nie oglądając się za siebie otworzyłem kodowe drzwi z laboratorium... Rozbiłem szkło w bibliotece... Pędem rzuciłem się do naszego UAZa. Zapuściłem silnik i wtedy potężne uderzenie wybiło tylną szybę. Wcisnąłem gaz do dechy, i zgubiłem tą istotę... Uciekałem ulicą Kurczatowa...". Dane od Górnika... Piszę tą notatkę w swoim PDA, bym potem nie zapomnieć tej bardzo ciekawej informacji, którą otrzymałem. A było to tak... Zawędrowałem z towarzyszem do jakiejś jaskini, dopiero potem dowiedziałem się, że nazywają ją Labirynt. Tam, na samym dole napadły na nas szczury. Cała masa szczurów. Pobiegliśmy i dostaliśmy się do dużej sali. Wleźliśmy na platformę i stamtąd zaczęliśmy się ostrzeliwać. Lecz ich było więcej i więcej... Na pasie u mnie wisiał nienajgorszy art - "Symbiont"... Nagle mój towarzysz chwyta go i skacze w to mrowie szczurów... Po co? Zagadka. Ale w tym momencie zadziałała jakaś anomalia... Ona była niewidoczna... Pojawił się biały błysk... Straciłem przytomność... Kiedy ocknąłem się, przede mną migotał artefakt, a wokoło kupa zdechłych szczurów, i... I szkielet... Towarzysza...Żal go, był dobrym człowiekiem, nie był sprzedawczykiem jak większość... Jak później okazało się, artefakt, który znajdował się obok mnie to rezultat transmutacji w anomalii "Galareta". Trzeba rzucić w nią "Symbiont" i po około dziesięciu minutach powstanie artefakt, nazwany przeze mnie - "Grzechotką", z powodu jego kształtu. Na tym zakończę wpis. Powodzenia.
  23. Kiedyś wstawiałem właśnie takie historie z SGM 1.7.Temat na pewno gdzieś jeszcze jest. Miałem wstawić więcej ale wyleciało mi z głowy...dobrze że wspomniałeś o tym .Teraz postaram sie nie zapomnieć i w niedługim czasie wstawić też opowiadania z innych modów.
  24. Ja gdybym miał tak mały budżet decydowałbym się na części używane.Jeżeli dobrze poszukać można znaleźć przyzwoite podzespoły w niskiej cenie.Jeżeli jest gdzieś w pobliżu serwis komputerowy można popytać - czasami coś mają. Sam kupiłem tak napęd DVD(w takim własnie serwisie) Kiedyś też kupiłem karte graficzną używaną i odsprzedałem potem koledze i dalej działa bez zarzutu.Jak widać można :P
  25. Wszystkiego najlepszego !!! :D
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.