-
Postów
55 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Treść opublikowana przez kronikarz
-
"Na sztywno" to znaczy?
-
Witam, mam nadzieję że właściwy dział. Otóż chodzi o to, że mój komputer przy konfiguracji SGM 1.7 + Genoezis sypie bugami przy przechodzeniu na inne lokacje. Typ oczywiście "out of memory". Dziwi mnie to trochę, gdyż gra chodzi płynnie jak mam ustawione wszystko na niemal najwyższe. Przejście na lokację możliwe jest dopiero gdy ustawię oświetlenie statyczne i suwaki w lewo, lecz nie chce mi się ciągle tym bawić przy próbie zmiany terenu. Mój PC... Proc: Intel dual core e 8600 Grafika: GF 9800GTX+ RAM: 6GB A-data DDR2 CL5 1033 Mhz System operacyjny win 7 32 bit Wiem, że ramu wykryje jedynie 4GB ( chodź pokazuje że mam zainstalowane 6 a dostępnych jedynie 3? dlaczego tak mało? ), ale jednak czy przy takiej konfiguracji nie powinno wszystko sprawnie działać? Jest jakiś sposób na zwiększenie wydajności? Pamięć wirtualną mam ustawioną w przedziale 4 z hakiem do 9 z hakiem.
-
Baza świtu jest na mapie Jupiter. Tunel kolejowy przy Kopaczi bodajże ;) EDT. Czy ten mod potrzebuje maszyny kosmicznej do poprawnego działania? Dołożyłem 4 GB do mich dwóch, więc mam 6 GB ramu, rzecz jasna wykrywa 4. Pamięć wirtualną mam ustawioną w przedziale 6-12, a ten dalej sypie błędami że za mało pamięci. No cholera może złapać. Jakaś rada tym razem? FATAL ERROR [error]Expression : fatal error [error]Function : out_of_memory_handler [error]File : D:prog_repositorysourcestrunkxrCorexrDebugNew.cpp [error]Line : 336 [error]Description : <no expression> [error]Arguments : Out of memory. Memory request: 55965 K Gra nie wylatuje jedynie na oświetleniu statycznym na którym prawdę mówiąc jest do dupy, gdyż chodzi świetnie na pełnym dynamicznym, jedynie sypie się przy przejściach na lokacje. Jest na to jakiś sposób? Żeby nie żarł tak bardzo pamięci? Z drugiej strony ile potrzebuje? 4 GB to za mało? Wklejam jeszcze ostatni kawałek tekstu przed errorem. Może tam uda się znaleźć błąd. * client : connection accepted - <All Ok> * phase time: 860 ms * phase cmem: 314667 K * phase time: 74 ms * phase cmem: 314667 K * [win32]: free[319720 K], reserved[186308 K], committed[1591060 K] * [ D3D ]: textures[388451 K] * [x-ray]: crt heap[523088 K], process heap[10244 K], game lua[43813 K], render[710 K] * [x-ray]: economy: strings[45817 K], smem[16557 K] EDT 2 Porada dla tych, którym gra bez problemów chodzi na wysokich ustawieniach, lecz wyrzuca przy wczytywaniu "z gry" lub zmianie lokacji. A więc, gdy chcemy zmienić lokacje wchodzimy w ustawienia graficzne, dajemy wszystko na najniższe, po czym przenosimy się na chcianą lokację. Gdy gra bezproblemowo nas tam przetransportuje wciskamy "zakończ grę", nie !!"WYJDŹ Z GRY"!! , po czym wracamy ustawieniami do stanu poprzedniego. Sprawdzone przeze mnie i jedynie w ten sposób da się przenosić między lokacjami, gdy sypią się bugi. Zajmuje to trochę, ale uwierzcie ze po kilku razach, całość operacji to kilka chwil, a można przynajmniej spokojnie grać :thumbsup:
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Do Prypeci nie doszedłem, po prostu upewniam się czy moje obawy z tego że na zatonie pustawo i że Prypeć we freeplayu patrząc na podstawkę była pusta, są mylne ;)
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ja mam problem. Chodzi mianowicie o pustkę w zonie. Zalecane jest wyłączenie kolonizacji pustych miejsc. Pewnie natura techniczna, jednak bez tego jest momentami nudno. Tartak łysy, lokacje z których wyeliminowałem ludzi zieją pustką. Poza tym znikomy spawn mutantów i mało artefaktów w anomaliach :( Poza tym, czy prypeć we freeplayu tak jak w podstawce jest pusta? Nic się tam nie dzieje?
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Co do oprogramowania, płyty jak najbardziej użyłem, jednak od tamtego czasu nic, a nic pieniędzy nie ściąga.
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Co do płyty, to też zapłaciłem, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma. Wiecie może gdzie jest baza "świtu"? Spotkałem jakiś oddział niedaleko tartaku, lecz to chyba nie o ich miejscówkę chodzi.
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy da się odejść z frakcji bandytów? Zrobiłem zadanie Czapajewa dla pieniędzy, lecz bandziorem być nie chcę. Jest jakiś sposób na to?
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kolejne pytanka. Czy papiery, PDA i inne tak jak w podstawce warto sprzedawać Sowie? Warto pozbyć się u niego radiostacji martwego monolitowca?
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Cóż, u mnie ranny monolitowiec leży przy anomalii "szrama" dlatego zastanawiałem się czy ten żywy, nagle nie stwierdził, że znudziło mu się wylegiwanie na moście i trzeba trochę dup odstrzelić :)
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Osobiście i tak nie rozumiem po co dostajemy na starcie taki "wykoksany" sprzęt. Po dojściu do skadowska od razu przesiadłem się na AKM i pancerz świtu i na weteranie całkiem pozytywnie się gra. Mam kolejne pytania odnośnie wyeliminowanych postaci które "luźno" chodziły. Mianowicie żywy monolitowiec na moście w zatonie potrzebny? Zaatakował mnie SWD to gada ubiłem. Oraz bandyta przy kontenerach niedaleko zakładu utylizacji?
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wybacz, myślałem że inny zapis oznacza co innego. Dziwne są te wyloty wydajnościowe bo gra na wysokich chodzi bardzo płynnie, tylko te nieszczęsne zapisy. No nic, pobawięsię dalej suwakami, dzięki wielkie ;)
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
FATAL ERROR [error]Expression : data [error]Function : CVirtualFileReader::CVirtualFileReader [error]File : D:prog_repositorysourcestrunkxrCoreFS.cpp [error]Line : 545 [error]Description : d:program filesgsc world publishings.t.a.l.k.e.r. - zew prypecigamedataspawnsall.spawn [error]Arguments : Not enough storage is available to process this command. stack trace: Kolejny bug przy próbie wczytania jakiegokolwiek zapisu
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dziękuję. Czy najemnicy w Izmurdnoje i Krugu ( pojedynczy ) są potrzebni fabularnie? Bo się ich pozbyłem, lecz nie wiem czy czasem nie mogło być jakiegoś questa do wykonania z ww.
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pełne oświetlenie dynamiczne. Suwaki na 3/4 bez wygładzania i cienie na średni. Konfiguracja kilka postów wyżej.
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
FATAL ERROR [error]Expression : fatal error [error]Function : out_of_memory_handler [error]File : D:prog_repositorysourcestrunkxrCorexrDebugNew.cpp [error]Line : 336 [error]Description : <no expression> [error]Arguments : Out of memory. Memory request: 58611 K Coś z pamięcią zapewne? jakaś rada..?
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy początkowe 20 GPS przewodników można wykorzystać ot tak? Bo zajmują miejsce w plecaku, a nie mam pojęcia czy będą zdatne dla fabuły czy po prostu zapychacze miejsca?
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
1) Instalacja według instrukcji z 1 posta, ściągane z tych samych linków. 2) Intel core 2 duo e 8600 MSI P45 Neo-3fr GeForce 9800GTX+ 2gb ram A-data CL5- 1033 mhz 3) Otwiera mi się jedynie takie coś : xrAPI.pdb RSDSą†Ę–IŽ1D˙áÝ dinput8.pdb RSDSšk‰Ţ @E|hrçĐ› d3dx9_42.pdb RSDSFz–ť&A©g7 ťČě imm32.pdb RSDSř®=%kŰH¦N·LM/# msctf.pdb RSDSŔć˙]`ćF¶Ť>{G[<U setupapi.pdb RSDSĄ/N I‰.8š“p cfgmgr32.pdb RSDSĆÄ^PëE–ôĎÜÜn devobj.pdb RSDS6öěrJ©zö§;‰śů apphelp.pdb RSDS2álŕóÚLŚ3É&k6 iphlpapi.pdb RSDS[ ÷¦O†d”óöżŃ winnsi.pdb RSDS€ŕó1`¬CęXľĆtŘ dhcpcsvc.pdb RSDS5«ě[qç5H¦ż=Ř‘»: UxTheme.pdb RSDS?ŮŘš3ÜO–çmô Kawałeczek żeby strony nie zawalać, ale log wygląda u mnie właśnie tak, a chyba powinien inaczej?
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy normalne są ciągłe wypady przy próbie wczytania gry? Jeśli uruchamiając nową grę wczytuję to nie ma problemu, lecz jeśli np. zginę będąc w grze i wtedy spróbuję załadować kończy się całkowitą zawiechą, a po kilku minutach wypadem. Podałbym loga, ale otwierając przez notatnik wyświetlają się jedynie jakieś krzaczki.
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy można do tej wersji SGM z genoezisem dodać atmosfear 3?
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Świetna wiadomość panowie, akurat dzisiaj trzydniowe chorobowe rozpocząłem i wiem jak je spędzę :) Naprawdę dziękuję tłumaczą jak i testerom za chęć pomocy innym graczom. Bardzo to doceniam i pozdrawiam. Jak widać forum bez linku "gra".pl może być i jest dużo lepsze jak i przyjaźniejsze niż owe "oficjalne".
- 491 odpowiedzi
-
- 1
-
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ponawiam pytanie, kiedy można spodziewać się wydania spolszczenia? ;)
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy jest szansa, aby spolszczenie moda ukazało się jeszcze w tym tygodniu? :)
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Mam pytanie. Kiedy w przybliżeniu może ukazać się spolszczenie? Bo jestem w rozterce, czy zaczynać grę po raz kolejny na podstawce SGM 1.7, czy poczekać na spolszczenie dodatku. I naprawde się cieszę, że są tłumacze, którzy myślą o innych graczach :)
- 491 odpowiedzi
-
- nowe bronie
- nowe mutanty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zapraszam wszystkich do komentowania. Jest to moja wizja miasta Limańsk oraz tajemniczych wydarzeń sprzed 26 kwietnia oczami stalkera w roku 2014. Rozwiąże on zagadkę radaru Duga, dowie się co stało się z mieszkańcami, dlaczego chodzili przygnębieni, poza tym pozna jedną z największych tajemnic związku radzieckiego, odkryje ciekawe miejsca, zdarzenia, a co najważniejsze odkryje kim tak naprawdę jest. Rozdział I – Gdy świadomość mówi dobranoc. Szybki bieg przez zalane asfaltowe ulice. Niebo stało się miejscem twórczości złowrogiego świata, błyski, gromy, oślepiające światło. Jakby malarz przelewał na płótno swoje najmroczniejsze uczucia. Błyskawice gonią się po ciemnym niebie. Krople deszczu jak oszalałe pędzą ku ziemi. Odbijają się o chodniki, ulice, dachy niewielkich, betonowych blokowisk. Spadają też na martwe ciała, wymazując z ran zakrzepłą krew. Silny wiatr ugina konary drzew. Świst przeszywający betonową dżunglę długo rozbrzmiewa w uszach. A on pędzi… Gna przed siebie jak oszalały, goniony własnymi koszmarami. Lękami będącymi głęboko w nim. Głęboko w jego duszy. Mętny wyraz twarzy i zamknięte oczy. Kolejne uliczki, bloki i zakamarki przemykają obok niego. Zdaje się nie zważać na nic. Co chwila potykając się o zimne ciała, wstaje niestrudzony i kontynuuje swój maraton. Po kilometrach ciągłego wysiłku organizmowi brakuje tlenu. Nogi plączą się o siebie jak sznurowadła. Kilka metrów i pada na ziemię. Uderza głową w mokry asfalt. Otwiera oczy. Krople deszczu rozbijają się na drodze pokrytej pożółkłymi liśćmi. Z trudem podnosi się na kolana. Jego ubranie było mokre. Przyłożył rękę do prawej skroni. Mocno bolała do głowa. Na ręce zauważył krew, która została szybko zmyta przez spadające krople deszczu. Nie zaniepokoiło go to ani trochę. Kontynuował swoją wędrówkę. Już nie biegł. Wymęczony do granic możliwości organizm, dodatkowo oszołomiony uderzeniem roztaczał przed nim nieziemskie wizje. Parę kochanków czule objętych, spacerujących przy świetle księżyca. Spojrzał na stary autobus i zauważył żołnierza rosyjskiej armii wymachującego karabinem i krzyczącego na przerażonych cywili, aby wsiadali szybciej. Szedł dalej. Jego umysł przekraczał cienką linię pomiędzy świadomością a szaleństwem. Spojrzał w prawą stronę w wąską uliczkę. Na jej końcu znajdowała się zardzewiała zjeżdżalnia i dwie huśtawki. Widział dzieci bawiące się tam. Ich beztroskie twarze o kolorowych rumieńcach. Obok na ławeczkach dumne mamy chwalące przed sąsiadkami swoje pociechy. Zataczając się wpadł na klatkę schodową jednej z charakterystycznych żółtych kamieniczek miasta. Poczuł ulgę. Krople deszczu które jak kowadła spadały na jego głowę ustąpiły. Poczuł niesamowity ból. Upadł na kolana. Coś jednak nie pozwalało mu opaść na podłogę i pogrążyć umysłu w błogiej nieświadomości własnego losu. Wstał. Wziął głęboki oddech. Powietrze nasycone było zapachem starych mebli. Popękane ściany, z których śmiało wyrastał grzyb tworzyły dzieła sztuki, a może to tylko wyobraźnia… Opierając się o ścianę zaczął wdrapywać się po schodach w górę. W głowie kręciło mu się coraz bardziej. Dotarł na pierwsze piętro. Przed nim stały trzy drzwi. Każde prowadzące do innego mieszkania. Uginając się na nogach oparł się o te po prawej stronie. Usiadł. Poczuł chwilową ulgę. Powoli ogarniała go senność. Zamknął powieki. Odgłosy szalejącej burzy cichły w toni spokojnej melodii jego równomiernego oddechu. Świat zdawał być się daleko. Za wielką rzeką, która nie przepuszcza żadnych dźwięków. Poczuł przyjemne mrowienie w kończynach. Ogarnął go błogi spokój. Morfeusz – władca snu wołał go do siebie. Nęcił niesłyszalną pieśnią. On przystał na propozycję. Jego ciało ogarniał spokój. Widział jak sam wyciąga rękę ku tajemniczej postaci. Obiecywała mu ukojenie, nie opierał się. Jeszcze chwila i dotknie jej ręki. Przeniesie się do cichego świata odmętu własnej wyobraźni. Pozostały centymetry i przeraźliwy pisk. Mara o ciele węża i głowie kobiety ugryzła jego dłoń. Czuł jak trucizna wypływa z jej zębów. Oddech stał się szybszy. Tajemnicza postać była już daleko. Serce pracowało na niemiłosiernie szybkich obrotach. Oddalał się. Okropny ból i grzmot wybudziły go ze snu. Nie do końca świadomy otaczającej go rzeczywistości wygrzebał z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki klucz. Z trudem włożył w zamek i przekręcił. Po lekkim oporze drzwi otworzyły się dając upust kolejnym chorym wizjom mężczyzny. W pomieszczeniu widział człowieka w białym fartuchu. Na lewej piersi miał plakietkę z napisem „Duga 6”. Jego czarne, przylizane włosy i okulary na zakrzywionym nosie pozwalały twierdzić iż człowiek ten był pracownikiem laboratorium. Rozmawiał z kobietą w średnim wieku o blond włosach, siedzącą na skórzanym fotelu. Trzymała ona w rękach małego chłopca. To wszystko było urojeniem, lecz on widział dokładnie. Słyszał… - Aleksandro, zabierz Gustawa. O 19 wsiądziesz do czerwonej Łady Samary. Siostra już na ciebie czeka. Musisz to zrobić inaczej zginiecie. - A ty? Co z tobą? Spotkamy się? Obiecaj mi, że się spotkamy! – Krzyczała krztusząc się łzami kobieta. - Tak moja droga… - Spokojnie odpowiedział mężczyzna. Podszedł do niej, czule pocałował ją w usta, przytulił chłopca i zawiesił na jego szyi stary przedwojenny zegarek, po czym oddalił się i wybiegł z mieszkania. Mężczyzna widział to dokładnie. Zmęczenie ponownie zaczęło ogarniać jego umysł. Tym razem wygrało. Ciało bezwładnie osunęło się na stary zakurzony dywan. Rozdział II – Korytarze obłąkania Cichy szmer w głowie. Jakby na skraju drogi. Pomału, nieśpiesznie wybudzał człowieka ze snu. Niczym budzik - z każdą sekundą stawał się głośniejszy i głośniejszy, kiedy stał się nie do wytrzymania mężczyzna przebudził się. Powieki lekko drżały od ostrego światła skierowanego wprost w jego oczy. Kiedy wszystkie zmysły ponownie zaczęły pełnić właściwe funkcje mężczyzna w pełni się ocknął. Odwrócił głowę od mocnej lampy, lekko przecierając oczy. Leżał na stole. Nie był to jednak zwykły drewniany stół, który można spotkać w domach wszelkich rodzin. Był to stół operacyjny. Na tyle zdezelowany, że z łatwością można było wywnioskować, iż swoje wysłużył. Mężczyzna przykuty był do niego skórzanymi pasami. W pomieszczeniu poza lampą skierowaną wprost na niego, było zupełnie ciemno. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani w jaki sposób tu trafił. Zaczął się szarpać. Pasy jednak dobrze zawiązane nie ustępowały. W jego głowie zaczęły rodzić się najróżniejsze myśli. Bał się niesamowicie. Jak tu trafił? Czy jakiś szaleniec, wykorzysta go do eksperymentów? A może ktoś pragnie jego śmierci? Wystarczyło kilka chwil podsyconych tymi konkluzjami, a człowiek leżący na stole wpadł w rozpacz. Z całych sił próbował wyrwać pasy. Płonące dotąd niewielkie ognisko niepokoju w jego głowie, zostało podlane benzyną i płonie trawiąc resztki zdrowego rozsądku. Rzucając się jak zwierze, w końcu wyrwał pasy krępujące mu ręce. Ze stojącego nieopodal stolika chwycił chirurgiczny nóż przecinając pozostałe pasy. Nieco się uspokajając stanął na niegdyś białej, dziś pokrytej brudem i zaschniętą krwią kafelkowej podłodze. Jego oczy po kilku chwilach przywykły do ciemności. Obszukał się. W tylnej kieszeni spodni wciąż znajdowała się stara rosyjska zapalniczka. Była ona skonstruowana w dość niecodzienny sposób. Do jej środa został zamontowany kawałek artefaktu „magma” oraz „opiłku”. Zasada działania polegała na tym, że artefakt „magma” znajdujący się w dolnej części zapalniczki, podgrzewał kilka „opiłków” znajdujących się w drugim. „opiłki” same w sobie roztaczają na kilka centymetrów w pobliżu siebie łatwopalny gaz. W zapalniczce, zostawał wyprowadzany na zewnątrz poprzez odpalenie urządzenia. W ten oto sposób zmyślny technik potrafił stworzyć przedmiot będący niemalże integralną częścią każdego stalkera. Niepewnie stąpając do przodu mężczyzna posuwał się w kierunku ledwo widocznych szafek. Płomień zapalniczki delikatnie rozświetlał małą przestrzeń dookoła. Mężczyzna doszedł do stojących pod ścianą drewnianych szafek. Znajdowały się w nich różnego rodzaju leki o nieznanym pochodzeniu i kilka apteczek. Zagubiony wydobył trzy, po czym sprawdzając zawartość każdej z nich ustawił na biurku nieopodal szafki. W głowie kręciło mu się niemiłosiernie, lecz zarówno mózg, jak i całe ciało odzyskało względną sprawność ruchową. Z półeczki znajdującej się pod biurkiem mężczyzna wygrzebał, stary, lecz pojemny wojskowy plecak w kamuflażu khaki. Otrzepał go z kurzu i zajrzał do środka. Znajdowała się w nim maska przeciwgazowa. Uradowany odkryciem wrzucił do plecaka apteczki. Stał przez chwilę miejscu, po czym przysiadł opierając się o kredowo białą ścianę. Przetarł rękoma spocone czoło, odgarniając niezbyt długie blond włosy. Westchnął ciężko po czym złapał się za głowę próbując zebrać myśli. Pod prawą ręką jego palce wyczuły ranę. Nic nie pamiętał. Poprzednie wydarzenia przewijały się jak przez mgłę. Jakby ktoś kazał mu oglądać niedokończony i pourywany w wielu momentach film. Głowa wciąż go bolała nie pozwalając mu skupić myśli. Zapalniczka, którą trzymał w lewej ręce wesoło zagadywała do niego swoim płomyczkiem. Mężczyzna z trudem wyciągnął nogi. Czuł rozprężające się mięśnie. Jeszcze raz otarł czoło po czym oddał się rozmyślaniami. Nic nowego nie przychodziło mu do głowy. Ciągle te same schematy. Miasto, szaleńczy bieg. I tyle. Nie pamiętał nic więcej. Ani dlaczego biegł, ani w jaki sposób trafił do tego dziwnego miejsca. Miał mętlik w głowie. Czuł, że jego myśli i wspomnienia splecione są w gordyjski węzeł. Z oderwania wyrwał go nagły dźwięk skrzypiących drzwi. Na sam ten odgłos mężczyzna wzdrygnął się. Chwilę później zgasła lampa oświetlająca stół operacyjny. Serce uwięzionego zaczęło bić szybciej. Słyszał kroki. Z początku ciche, teraz coraz głośniejsze. Wstał. Oświetlał zapalniczką mroczną pustkę przed nim. Jego słuch odebrał ciche pomruki. Jakby śmiechu. Kroki ustały, lecz śmiech wciąż przeszywał powietrze jak strzała. Mężczyzna nie wiedział co robić. Kręcił się dookoła usiłując oświetlić sprawcę pomruków. Zimny pot wstąpił na jego czoło. Pomruki były coraz dłuższe, coraz bardziej przeciągłe. Nie przypominały już śmiechu, tylko krótkotrwały ryk wydobywający się z tchawicy. Mężczyzna bał się coraz bardziej. Wycofał się w kąt ściany, wciąż usiłując ustalić co tak naprawdę dzieje się w pomieszczeniu. Nogi jak plastelina, uginały się pod nim. Pomruki ucichły… W pomieszczeniu zapanowała nieprzerwana cisza. Człowiek powtarzał w głowie jak wybujała jest jego wyobraźnia. Wmawiał, że jest to jedynie wytwór jego zszarganej psychiki. Odetchnął. Rozluźnił nieco mięśnie i wtedy powietrze przeszył głośny ryk. Jakby obdzierali kogoś ze skóry. W tym samym czasie światło zapalniczki odkryło przed nim co było sprawcą pomruków. Zdeformowana twarz mignęła mu przed oczyma. Był zmęczony, lecz adrenalina zrobiła swoje. Uskoczył w ostatniej chwili. Spojrzał w prawo. Zgarbiona postać, będąca niegdyś człowiekiem. Stworowi brakowało jednej ręki. Była ona oderwana nad łokciem. Wystawała z niej kość i kawałki mięsa, po których biegały pluskwy. Twarz potwora wykrzywiona była w nienaturalnym grymasie. Potwór Nie miał oczu, za to w miejscu ucha powstałą ogromna narośl. Postać była niezwykle wychudzona i przygarbiona. Nie miała w wielu miejscach skóry, a tam gdzie była tworzyła okropny widok. Zwisające czarno-brązowe płaty naskórka, na których żerowały wszelkiego rodzaju owady. Stwór spojrzał na mężczyznę. Wykrzywił twarz po czym wydając po raz kolejny potworny ryk rzucił się na niego. Trzymał on w ręku zakrzywiony, przerdzewiały sierp. Po ataku wbił on się z łatwością w podłogę. Widząc okazję uwięziony z całej siły kopnął mutanta w klatkę piersiową, po czym przystąpił do ucieczki w stronę miejsca gdzie słyszał otwieranie drzwi. Potwór pod wpływem kopnięcia przewrócił się, lecz chwilę później wstał. Wydał z siebie przeraźliwy dźwięk, po czym wyciągnął wbity w podłogę sierp i rzucił nim w kierunku stalkera. Ten biegnąc jak oszalały dotarł wkrótce do metalowych drzwi. Na górze znajdowało się zbrojeniowe szkło, które było trudne do przebicia. Był już blisko, jeszcze kilka kroków… Nagle coś chwyciło mężczyznę za kostkę. Poczuł jak czyjaś pięść zaciska się je jego nodze, po czym pazurami usiłuje dostać się do gardła. Mutant widząc uciekającego rzucił się za nim w pogoń. Dopadł go na chwile przed ucieczką i obalił. Atakował z góry. W szaleńczym opętaniu zadawał ciosy. Mężczyzna osłaniał głowę rękoma, które po kilku chwilach były całe w rozległych ranach z których obficie wypływała krew. Nie czół bólu. Cały jego organizm skupiał się na sposobach odparciu bestii. Po kilku chwilach brutalnych i szaleńczych ataków mutant opadł z sił. Człowiek wykorzystał to w jednej chwili. Po raz kolejny kopnął mutanta. Ten odczuwszy uderzenie, odleciał na metr. Dało to czas mężczyźnie to wypełzania na czworakach za drzwi. Adrenalina wciąż działała. Zakrwawione ręce wciąż nie dawały o sobie znać. W obawie, aby potwór siłą naporu swojego obrzydliwego ciała nie otworzył drzwi, stalker wziął stojące nieopodal krzesło i zablokował nim zamek. Mutant całym ciałem napierał na drzwi. Krzesło było metalowe. Mocno trzymało drzwi. Niedoszły pacjent przez szkło zbrojeniowe spoglądał na twarz monstra. Był przerażony. Oddychał ciężko. W głowie kłębiło mu się tysiące myśli. Co to jest? Gdzie ja jestem? Dokąd biegłem? Nie mógł na nic wpaść. Zupełnie jakby szukał igły w ciemnej gęstej mgle. Zamyślił się. Na kilka chwil zapomniał o potworze znajdującym się za drzwiami. Usłyszał jedynie dziki ryk, po czym czuł oślizgłą rękę ściskającą jego szyję. Nie mógł złapać oddechu. Mutant, przebił się jednym uderzeniem przez zbrojone szkło. Widział pręty szatkujące tkankę potwora, lecz on jakby nic nie czuł. Zaczynało brakować powietrza. Uścisk stawał się coraz mocniejszy. Mężczyzna szarpał się rzucał, lecz siła drugiego była niesamowita. Zrobiło mu się ciemno przed oczyma. Serce spokojnie zwalniało. Ciało rzucało się w konwulsjach, lecz umysł zdawał się być daleko. W jego głowie znowu rodziły się wizje. Ponownie zauważył mężczyznę w białym fartuchu. Stał jednak bliżej. Wydawało mu się jakby był małym chłopcem trzymanym czule w matczynym objęciu. Ponownie widział scenę pożegnania. Czuł jak doktor zawiesza na jego szyi zegarek. Lecz usłyszał coś jeszcze. W momencie gdy doktor całował chłopca w czoło nachylił się do jego ucha i szepnął „Kiedyś tu wrócisz Gustawie. Limańsk nie zapomina o swoich mieszkańcach”. Po tych słowach znowu stał w przedpokoju i oglądał wydarzenia z perspektywy osoby trzeciej. Rozmazywały się one. Zakłócane błogim spokojem. Przestawał czuć. Widział jak doktor wychodzi z pokoju. Odwrócił się w jego stronę i krzyknął „Walcz!”. Po tych słowach uwięziony odzyskał czucie. Całe ciało starało się zmobilizować wszystkie siły, aby walczyć z uwięzieniem. Kątem oka mężczyzna zauważył duży kawałek szkła zwisający z jednego prętu. Chwycił go. Do jego organizmu została uwolniona kolejna dawka adrenaliny. Zmobilizowała ona ostatnie pokłady jego sił. Chciał walczyć o życie. Z całej siły dźgnął odłamkiem rękę która go trzymała. Mutant chciał ją cofnąć, lecz mężczyzna ją złapał. Trzymając w lewej dłoni jego rękę, prawą zadawał ciosy nad łokciem. Dźgał jak opętany. Przebijał skórę, żyły, tkanki. Krew całego go obryzgiwała. Potwór zaczął wyć i wydawać z siebie gardłowe chrząkanie. Duszony nie przestawał. Zadawał coraz mocniejsze ciosy. Wyrywał z ręki potwora kolejne kawałki mięsa. Przecinał kolejne układy krwionośnie. Dotarł do kości. Nie przestawał. Wzmocnił jedynie siłę swoich ciosów. Po kilku kolejnych gruchnęła kość ramienia. Jeszcze kilka i kolejny raz. Po minucie ciągłego rąbania ręki potwora wszelki napór zespolonych tkanek ustąpił. Mężczyzna całkowicie odciął rękę mutanta, na wysokości ramienia. Był cały we krwi. Z jego twarzy ciekła ona strumieniami. Miał brudne całe ubranie. W lewej dłoni wciąż trzymał rękę potwora. Po chwili wróciła świadomość. Z obrzydzeniem odrzucił oderwaną rękę z której wciąż wyciekała krew. Chciał zwymiotować. Nie miał czym. Od dawna nic nie jadł. Zrobiło mu się sucho w gardle. Pot ponownie wstąpił na jego czoło. Mieszał się z krwią mutanta. Otarł rękawem twarz i spojrzał przez wybitą, również pokrytą posoką wyrwę w oknie. Widział potwora. Chodził dookoła wydając przeciągłe dźwięki. Jakby płakał. W miejscu, gdzie kilka chwil wcześniej widniała ręka wystawał naderwany kikut z którego obficie ciekła krew. Po kilku sekundach potwór upadł na ziemię i zastygł w bezruchu. Mężczyzna znał względnie swoje położenie. Wiedział, że nie jest sam. Jego płuca i krtań, wciąż dochodziły do siebie po morderczym ścisku. Tętno wróciło do normy. Co chwila pokaszlując wyjął zapalniczkę, po czym oświetlając sobie drogę i trzymając spory kawałek szkła w drugiej udał się wzdłuż długiego wąskiego korytarza. Podłoga pokryta była czarno-białymi kafelkami. Ze ścian odchodziła brązowa farba. Co chwila potykał się o niedbale rozrzucone szafki, stoliki, łóżka. W pewnym momencie jego uwagę przykuła tabliczka. Na białym tle widniał czerwony napis „Sala operacyjna”. Strzałka wskazywała na miejsce z którego uciekł. Zauważył też drugą prowadzącą w prawą odnogę korytarza z napisem „Dyżurka”. Przez głowę przemknęło mu, że może tam właśnie znajdzie jakiekolwiek informacje. Obejrzał jeszcze tabliczki na przeciwległej ścianie. Jedna z nich wskazywała na wprost. Widniał na nie napis „Sale chorych/wyjście”. Szybko porzucił pomysł zwiedzenia dyżurki i udał się w stronę wskazującą przez błękitną strzałkę. Szedł pomału. Zrobił kilka kroków po czym zastygł w bezruchu. W oddali coś się poruszyło… Długi korytarz wypełniała ciemność, lecz na jego końcu, na tle białych drzwi dostrzegł postać. Zgasił zapalniczkę. Wytężając wzrok spoglądał na drugi koniec korytarza. Postać również zdawała się go obserwować. Nie widział dokładnie jej kształtu. Strach ponownie zjeżył mu włosy na głowie, gdy usłyszał kolejny ryk, po czym kontury w szybkim tempie zaczęły się zbliżać w jego stronę. Jednym ruchem odpalił zapalniczkę i skierował się w mały niedługi korytarzyk. Na jego końcu widoczne były drewniane drzwi na których dumnie widniała cyrylica układając się w słowo „dyżurka”. Nie zastanawiając się długo wszedł do środka. Zamknął za sobą drzwi, zastawiając je masywną sofą znajdującą się w pokoju, oraz kilkoma niedbale rozrzuconymi wózkami inwalidzkimi. Rozejrzał się po pokoju równie ciemnym jak wszystkie poprzednie. Stare, drewniane radzieckie meble, takie same jak w poprzednich pomieszczeniach. Na ich półkach niedbale rozrzucone różnego rodzaju medykamenty. Mężczyzna przypomniał sobie o ranach na rękach, które zaczęły go niemiłosiernie piec. Wyciągnął z plecaka jedną czerwoną apteczkę, otworzył ją, po czym znalazł bandaż. Zauważył też małą buteleczkę. Przeczytał napis „do odkażania ran otwartych”. Spojrzał na datę ważności, która była ledwo widoczna. Upłynęła dopiero rok temu. Stwierdził, że przemyje środkiem rany na rękach. Kto wie jakie zakażenie mogło gnieździć się w pazurach stwora. Położył zapalniczkę na metalowej podkładce, po czym zajął się opatrywaniem zadrapań. Środek w kontakcie ze skórą wytwarzał brązową pianę. Piekło niesamowicie. Po kilku minutach jego ręce były od nadgarstka do łokcia skrzętnie owinięte białym materiałem. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Było dość obszerne. Znajdowało się tu kilka biurek, szafek, stolików oraz sterta różnego rodzaju papierzysk. Mężczyzna podszedł do jednej sterty. Wziął do ręki plik papierów. Przeczytał nagłówek. „Stan osobowy pacjentów w szpitalu psychiatrycznym nr. 2 w Limański”. Otworzył plik. Znajdowały się tam karty pacjentów z ich dokładnym opisem, wymiarami, biografią i miejscem pracy. Zdziwiła go szczegółowość sporządzonych notatek. Wertował kolejne kartki. Aleksander Sapiejko „Trwałe uszkodzenie mózgowia, mary”. Igor Berzenowicz „Zanik istotnych elementów kory mózgowej”. Michaił Kiernoszewski „Obrzęk przedniego elementu twarzoczaszki”. Takich kart i objawów były setki. Uwagę przeglądającego zwróciło miejsce pracy chorym. Na każdej karcie napis „Radar Duga”. Odłożył stertę papierów. Zrobił kilka kroków w kierunku stołu na którym leżały również sterty makulatury. Jednak zatrzymał się na chwilę. Za kanapą ujrzał kawałek tkaniny. Zaciekawiony podszedł bliżej. To co zobaczył odrzuciło go w pierwszej chwili. Oparty o poręcz kanapy leżał szkielet. Na kości narzucone były strzępki przegnitego już materiału. Szkielet miał wyprostowane kończyny dolne. Mężczyzna spojrzał na czaszkę. Na wysokości czoła w kości była dziura wielkości piłeczki golfowej. Prawdopodobnie po pocisku. Dziura przechodziła przez całą czaszkę. Mężczyzna spojrzał uważnie na dolną część nieszczęśnika. W kościach mniej więcej na wysokości miednicy leżało małe pudełeczku. Podniósł je z zaciekawieniem. Sterylne i mocne niewielkie pudełko. Lekko nim wstrząsnął. W środku coś było. Ten człowiek musiał bardzo chcieć, aby przetrwało próbę czasu. Fakt że znalazł je w kościach niedaleko miednicy może wskazywać, że zostało ono ukryte w dość sugestywnym miejscu. Poszukiwacz zauważył małą dźwigienkę w pudełeczku. Zaciekawiony pociągnął za nią. Blokada zwolniła się. Ukazała zainteresowanemu małą kasetę. Coś było na niej z pewnością nagrane. Przyjrzał się dokładniej. Na jednej z plastikowych części został wyryty napis. Zapewne igłą, wciąż dość dobrze widoczny. Napisane tam było słowo „garnek”. Uwięziony rozejrzał się po pokoju. W drugim jego końcu zauważył starą kuchenkę gazową. Podszedł do niej. Cała zastawiona była naczyniami, pośród których znajdował się mały czerwony garnuszek z czarną pokrywką. Otworzył go. W środku znajdował się wiekowy już kompaktowy odtwarzacz kasetowy. Po kilku chwilach mała kaseta została wrzucona do środka. Mężczyzna nacisnął przycisk „start”. Odtwarzacz zaskrzypiał, zatrzeszczał i zaczął odtwarzać się dźwięk. Mówił młody mężczyzna. Słychać było przerażenie w jego głosie. „24 kwietnia 1986 r. Limańsk. Szpital psychiatryczny nr.2 . Nie wiemy co się dzieje. Wtargnęli siłą. Wojsko i milicja. Otoczyli cały szpital. Od ponad roku dostawaliśmy pod opiekę pracowników radaru Duga. Zarządali widzenia z ordynatorem. Ten chyba wiedział co się dzieje. Ukrył się. Cholera! Strzały. Broń maszynowa i pistolety. Ludzie krzyczą. Co tu się kurwa dzieje? Zaczęli zabijać pacjentów. Chcą chyba nas wszystkich. Zginę, ale niech ktoś tego odsłucha. Niech wie co tu się stało. Ordynator miał przy sobie jakieś notatki, widziałem dokładnie. Jest w ukrytym pomieszczeniu laboratoryjnym. Niewielu o nim wie. Być może go nie znajdą. Jeśli ktoś słucha tej wiadomości. Musisz odsunąć kuchenkę gazową. Następnie po drabinie na dół. Drzwi są pancerne. Otwierają się na kod. Do drzwi :2297. W laboratorium znajduje się wyjście. Tunel jest bezpośrednio połączony z mieszkaniem ordynatora. Wojsko obstawiło wszystko. Można się jedynie ukryć. Ordynator wszedł sam. Nie opuszczę swoich pacjentów. Zapewne zginę. Jeśli ktoś słyszy wiadomość, niech przekaże mojej żonie Annie jak bardzo ją kocham. Pietresiak. Bez odbioru.” Po tych słowach kaseta się zatrzymała. Przez dłuższą chwilę poszukiwacz zastanawiał się co dalej uczynić. Szukał informacji. Chciał się wydostać. W pomieszczeniu znajdowały się okna, lecz zostały one szczelnie zamurowane. Mężczyzna, tak jak mówił Pietresiak odsunął kuchenkę. Jego oczom ukazał się metalowy właz. Był ciężki, lecz zdołał go podnieść. Od razu uderzył go zapach brudnego, niewentylowanego powietrza. Unosił się w nim również dziwny zapach siarki. Jakby gaz trujący. Przypomniał sobie, że w znalezionym plecaku znajdowała się maska gazowa. Wyciągnął, ją po czym czując zapach gumy, założył na głowę. Była na niego nieco za mała, jednak wystarczająca, aby zapewnić ochronę. Podczas wdechu przez maskę, wydając charakterystyczny dźwięk, zagubiony zszedł po drabince na dół. Nie oświetlał sobie drogi zapalniczką. Bał się spowodować wybuch substancji, która mogła być łatwopalna. Po omacku, posuwał się dość mocno przykucnięty korytarzem wywierconym w betonowej płycie. Ściany były suche. Szczelne zamknięcie przez ponad 25 lat zrobiło swoje. Po kilku metrach korytarzyk stawał się coraz większy. Nie szerszy, lecz większy i po minucie, mężczyzna stanął naprzeciwko sporych rozmiarów pancernych drzwi. Obok nich znajdowała się klawiatura. Wpisał zapamiętany kod i wcisnął zielony gumowy guzik. Cichy świst wydobył się z otwieranych drzwi. Z niemałymi trudnościami zostały przez poszukiwacza otwarte. Wchodząc do pomieszczenia zahaczył o wajchę. Przesunął ją do góry i pomieszczenie przeniknęło oślepiające światło. Niechcący włączył generator prądu zapalając mocne lampy rzucające ostre światło. Dokładnie rozejrzał się po laboratorium. Ogromna ilość sprzętu, składowana na przestrzeni kilkunastu metrów kwadratowych. Szafki, a w nich nieznane substancje, fiolki, preparaty, duża ilość fartuchów, masek przeciwgazowych, duża ilość wszelkiego sprzętu medycznego, od nożyc zaczynając, na skalpelach kończąc. Po kilku chwilach jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Jego uwagę zwróciła ogromna tuba w lewym rogu laboratorium. W środku tliło się zielone światełko. Przypominała ona kokon stworzony ze stali oraz przeróżnych kabli. Mężczyzna zaciekawiony przeszedł, spoglądając w szybkę i odebrało mu mowę. W gęstym płynie znajdowało się ciało starszego człowieka ubranego w jasnoniebieską koszulę, krawat i biały fartuch. Jego długie, przerzedzone włosy unosiły się w formalinie. Miał zamknięte powieki. Wyglądał jak zwykły starszy pan, który po prostu śpi. Gdy zaskoczenie opadło, przeradzając się w ciekawość zauważył zielony pył tuż przy ziemi, delikatnie unoszący się nad śnieżnobiałymi kafelkami. Z pewnością była to trucizna. Poprawił maskę przeciwgazową i obrócił się w prawą stronę. Przy jednym z biurek leżał kolejny szkielet. Oczodoły skierowane były w stronę poszukiwacza, jakby wyraźnie obserwując jego ruchów. Mężczyzna poczuł się nieswojo. Podszedł do trupa. Od razu zauważył w jego głowie dziurę po pociski, a obok pistolet Makarowa. Szkielet, odziany był tak jak ten w poprzednim pomieszczeniu. Biały fartuch, a raczej to co z niego zostało. Po wystrzale ciało nie spadło z krzesła. Wyglądał jak znudzony na lekcji uczeń, który właśnie ucina sobie krótką drzemkę. Na tym samym biurku, bez zmian od tylu lat leżała kartka. Uwięziony wziął ją do ręki i zaczął czytać: „25 kwietnia 1986r. Strzały ucichły. Nie możemy wydostać się z laboratorium. Mechanizm się zaciął. Kończy mi się woda. Przez otwory wentylacyjne wprowadzają jakiś śmierdzący gaz. Kaszlę i płuca od niego bolą. Ordynator Razłanow kazał się zamknąć w swoim własnym urządzeniu. Stwierdził że dzięki temu dożyje, aż ktoś go uwolni. Kretyn. Całkowicie zalał swoje wnętrzności, jak i całego siebie formaliną. Po godzinie funkcje życiowe ustały. Nie żyje. Zostałem tu sam. Nie mam jak wyjść. Krzyczałem. Nikogo nie było. W głowie mi się przewraca od tego wszystkiego. W zasadzie po co ja to piszę? I tak nikt tego nie przeczyta… Ale trzeba zachowywać się profesjonalnie. Właściwie to rozmowa z kartką nie jest taka zła” „26 kwietnia 1986r. Usłyszałem wielki wybuch. Wszystko zadrżało. Co oni do cholery robią? Najpierw wymordowali pacjentów, a teraz poligon urządzają. Pewnie byłbym martwy już 24, ale profesor potrzebował pomocy i wziął mnie ze sobą. Tak patrzę na jego poczciwą twarz i nie mogę uwierzyć, że tak szanowany lekarz zaufał temu urządzeniu. I tak już nie żyje, lecz zginąć będąc zalanym jakąś mazią to okropność. Sam pewnie długo nie pociągnę. Kończy mi się woda. Jestem zmęczony i kaszel męczy mnie coraz bardziej. Muszę odpoczywać na stoliku, aby nie wdychać bezpośrednio tego pyłu.” „28 kwietnia 1986r. Miesza mi się już w głowie. Widzę zmarłych. Ten gaz nieźle miesza. Dzisiaj pewnie skończę swoje życie. Brakuje mi wody. Z trudnością oddycham. A dookoła cisza. Co jakiś czas słychać jedynie strzały. Nie tak wyobrażałem sobie swój koniec. Miałem nadzieję, że pochowają mnie dzieci i kochająca żona. Nikogo z nich nie miałem. Umieram jak pies. Dobrze, że wziąłem pistolet…” Mężczyzna współczuł naukowcowi. Był z pewnością pilnym uczniem, poszedł na studia. Pracował jako lekarz, a musiał zginać w ten sposób, kiedy jego życie dopiero rozkwitało. Przerażające. Po przeczytaniu notatek, od razu nasunęły się myśli powiązane z katastrofą w Czarnobylu. Daty prawie te same, lecz dlaczego na dnie przed awarią urządzono rzeź pacjentów? Wytężał usilnie umysł, próbując skojarzyć fakty. Niestety amnezja była tak głęboka, że nie pamiętał niczego. Nie pamiętał nawet jak się nazywa. Tylko ten okropny bieg podczas nawałnicy… Z zamyślenia wyrwał go dźwięk maszyny w której znajdował się staruszek, cicho, aczkolwiek dosadnie wydała z siebie piknięcie. Mężczyzna podszedł do urządzenia. Spostrzegł stertę luźno rozrzuconych pożółkłych kartek papieru, całkowicie zapisanych atramentem. Wykresy, obliczenia, notatki. Zebrał się tego dość pokaźny zbiór. Wszystkie zapisane niedbale, dlatego jedna kartka na której widniało staranne pismo od razu przykuła uwagę. „Instrukcja obsługi wyłączania maszyny KHB-Z9M” a) Pociągnąć za niebieski drążek. Spowoduje usunięcie formaliny zewnętrznej. b) Pociągnąć za zielony drążek. Spowoduje usunięcie formaliny wewnętrznej. c) Pod żadnym pozorem nie odłączać urządzenia od źródła energii. Może to spowodować śmierć pacjenta. d) Przygotować się do wyjęcia pacjenta. e) Otworzyć kapsułę f) Po użyciu dokładnie wyczyścić i wysterylizować kapsułę Poszukiwacz sam nie wiedział, dlaczego zdecydował się spróbować uwolnić doktora. Podszedł do maszyny. Na panelu kontrolnym znajdowało się wiele przycisków, gałek, drążków. Spostrzegł jednak dwa wspomniane w instrukcji. Pociągnął za niebieski. W tym momencie ogłuszający pisk wysokiej częstotliwości powalił go na kolana. Czuł jak przeszywa mu głowę. Nie mógł myśleć. Zastygł w bezruchu. Ciało zaczęło ciążyć, kończyny ugięły się. Upadł na ziemię. Leżał w zielonkawym gazie, kątem oka widząc spływającą z kapsuły maź. Wszystko zaczęło robić się coraz ciemniejsze. Poczuł senność, która wkrótce ogarnęła go całego…