Skocz do zawartości

"Mój własny wróg"


Rekomendowane odpowiedzi

[Opowiadanie to powstało pod wpływem chwilowego impulsu, więc proszę nie być dla niego nazbyt surowym.]

 

*  *  *

Mój własny wróg

 

Dolina Mroku, dnia 17 października 2032, roku w Zonie szóstego.

Pociągając za ‘miękki’ spust mojego SWU, wiedziałem już, że będę żałował swojej decyzji. W czasie swojej dotychczasowej tułaczki po Strefie, trzymałem się zasady nieingerowania pod żadnym pozorem w wydarzenia, które mnie bezpośrednio nie dotyczyły. Zawsze… aż do teraz. Wiedziony bezwarunkową wiarą we właściwą ocenę sytuacji zacząłem strzelać. Chwilę przed otwarciem ognia, jeszcze raz spojrzałem nieco poza obrys celownika, ponieważ zdawało mi się że ktoś biegł w kierunku wschodniej bramy fermy… Teraz nie miało to już i tak większego znaczenia. Musiałem zadbać jedynie o to, aby odzyskać PDA, leżące obok ciała rudowłosego bandyty...

            Przechodząc przez uszkodzony zębem czasu ceglany murek z odpadającą warstwą szarego tynku, spojrzałem na ciemniejące w oddali, pomarańczowo-czerwone niebo. Za godzinę, może półtorej zapadnie zmrok, dając tym samym początek nocnemu okresowi aktywności mutantów. Muszę się pospieszyć jeśli chcę przygotować sobie w miarę bezpieczne obozowisko na tę noc. Silny wiatr wiejący z zachodu, coraz mocniej pchał ciemne chmury nad miejsce mojego, tak upragnionego od wielu godzin, odpoczynku.

 Zawsze lubiłem jesień w Zonie, dlatego że zwiastowała ona powolny ale nieunikniony powrót znajomych twarzy na zimowisko do Kordonu. Tamtejsza „złota rączka” jak zwykle zapewne ucieszy się na widok mojej nieogolonej, ogorzałej mordy. Za każdym razem, kiedy beznogi technik widzi mnie na rogatkach wioski wie już, że tego wieczora będziemy rozmawiać do późna, pijąc, śmiejąc się i wspominając poległych towarzyszy. Po zaspokojeniu jego ciekawości wieściami z obozowisk stalkerów, które odwiedziłem w czasie wypadu w głąb Strefy, wyjmę niewielki pakunek, niechlujnie obwiązany brudną od krwi szmatką. Za każdym razem, kiedy powracam szczęśliwie do wioski kotów, przynoszę mu jakąś „tech-zabawkę”. Tym razem mam dla niego niewielki mikrofon kierunkowy ze słuchawkami, znaleziony przy jednym z martwych żołnierzy Specnazu.

Dawna świńska ferma okazała się być tak samo przytulna i opuszczona jak zawsze. Dochodząc do zabudowań spostrzegłem iskrzącą się leniwie we wschodniej bramie ‘Elektrę’, która broniła dokładnie przejścia. Niebieskie języki anomalii lizały swawolnie metalowe części, powodując niewielkie zwarcia, które ostrzegą w porę nieuważnego wędrowca. Jak zwykle miałem zamiar wdrapać się na jeden z budynków i z góry zlustrować na spokojnie cały teren, kiedy usłyszałem pierwsze strzały. Długie, wymuszone serie połączone z pojedynczymi wystrzałami ze strzelb zwiastowały niechybnie broń używaną przez bandytów, którym wtórowały pojedyncze, mające co najmniej trzy źródła, strzały z pistoletów. Zasadzka na stalkerów idących od strony Kordonu…

Nacisnąłem silnie na uchwyt zamka, powodując odpięcie się uprzęży trzymającej zarówno plecak jak i śpiwór. Już po chwili przedmioty te były ukryte za znajomymi drewnianymi skrzyniami, pod którymi swego czasu wykopałem norę. Jak widać w końcu się przydała. Z karabinem na plecach, przesadziłem kilkoma zgrabnymi susami drewniane skrzynie i po podciągnięciu się na rękach byłem już na azbestowym pokryciu dachu budynku, skąd mogłem przyjrzeć się dokładnie całej sytuacji. W międzyczasie usłyszałem jeszcze kilka krzyków, soczystych przekleństw i nastała złowroga cisza. Schowany za rozpadającym się kominem, z celownikiem optycznym przystawionym do oka w jednej ręce i mikrofonem w drugiej, przypatrywałem się całemu zdarzeniu…

Między barykadą złożoną z worków z piaskiem, starego barakowozu z którego dobiegał dźwięk pracującego na wolnych obrotach agregatu prądotwórczego i kilku metalowych, nadgryzionych zębem czasu, przerdzewiałych beczek, a otwartą na oścież bramą, prowadzącą na Kordon leżało kilka luźno porozrzucanych, suto zakrwawionych ciał samotników. Bandyci, którzy znajdowali się najbliżej nich nie próżnowali – pierwsze fanty z brzękiem lądowały na środku drogi. Jeden z nich, tęgi mężczyzna mierzący ok. 180 cm wzrostu, noszący wysokie, jeździeckie buty i smolisto-czarny płaszcz sięgający nieco poniżej kolan, palił papierosa i przyglądał się z lekceważeniem całej sytuacji. Wyglądał imponująco, niczym demon z rozwianymi niesfornie ognisto rudymi włosami, luźno spadających mu na barki ramion. Jednakże najbardziej moją uwagę przyciągnął jego pas, okryty szczodrze amunicją, z którego zwisała kabura z niedbale włożonym do niej Coltem kalibru .45, znanym bardziej pod nazwą Peacemaker. Piękna, niespotykana w Zonie i bardzo rzadka na Wielkiej Ziemi, broń. Oprócz niej, rudzielec miał przy sobie tylko ogromny nóż Bowie, którym można by karczować pobliskie trzciny niczym maczetą.

Moją jakże nachalną obserwację tej niezwykle ciekawej jak na tutejsze warunki persony, przerwało niespodziewane, ledwo słyszalne rzężenie człowieka. Przesunąłem o kilka stopni w prawo najpierw mikrofon a następnie celownik, aby dostrzec poruszające się ciało, odziane w poszarpany od kul kombinezon, z pękniętą pleksiglasową osłoną hełmu. Zdążyłem zauważyć tylko pochylającego się bandytę z wyciągniętym obrzynem. Padł strzał.

¾    Mówiłem przecież, żeby zostawić jednego z nich przy życiu….

¾    Szefie, naszła mnie taka nieodparta pokusa, aby łeb niechybnie odstrzelić temu matkojebcy… nie postrzelałem sobie w czasie naszej zasadzki, i tak jakoś samo z siebie…

¾    No Paluch… jestem pod wrażeniem. Oczywiście nie twojej znikomej inteligencji.

¾    ……?

¾    Dobrze że przynajmniej trafiłeś w głowę – kombinezon w okolicy splotu słonecznego jest dziwnie wybrzuszony…

¾    W okolicy kurwa czego?

¾    Rozepnij po prostu temu bezgłowemu już stalkerowi tą podziurawioną SEVĘ i zobacz czy za pazuchą nie skrywał czegoś cennego. Ruchy.

[Ten zabity przed chwilą weteran Zony, ubrany w SEVĘ, był zapewne przewodnikiem tej grupy kotów. Pytanie tylko dlaczego taki doświadczony stalker, prowadził ich ścieżką prowadzącą przez Dolinę Mroku?]

Paluch bezceremonialnie zaczął rozcinać nożem kombinezon, aby po chwili wydobyć z jego wnętrza zakrwawiony przedmiot. Po przetarciu go o swój sweter zaczął beznamiętnie wpatrywać się w ekran PDA. Byłem wtedy prawie pewny że nie umie czytać. Zaraz po zagarnięciu przez Rosję większości terenów Ukrainy w roku 2017, na tamtejszych terenach działy się straszne rzeczy. Gwałty, masowe ludobójstwa, palenie do gołej ziemi przyczółków partyzantów… „Wolna Ukraina” choć zdziesiątkowana, wciąż odgryzała się boleśnie znienawidzonym najeźdźcom. Nikt nie przejmował się czymś tak trywialnym jak nauka czytania czy pisania… Ludzie walczyli o przetrwanie.

PDA, w które wpatrywał się Paluch, nie było typowym urządzeniem jakim posługiwali się tutejsi stalkerzy – był to jego eksperymentalny, wojskowy odpowiednik. Widziałem coś takiego, w czasie mojej „wizyty” w Przedzoniu, w tamtejszym Instytucie Badań nad Zoną. Tym samym wiedziałem już że ten tępy osiłek trzyma w swoim ręku zaszyfrowany najnowszymi algorytmami cud nowożytnej techniki. Urządzenie zdolne nie tylko wykrywać ale także lokalizować na pięciocalowym ekranie anomalie klasy trzeciej włącznie oraz wykrywać i lokalizować położenie artefaktów, mezo- i hipermodyfikatów do klasy piątej włącznie, na odległości do 25 metrów. Urządzenie, którego baza danych jest aktualizowana co 24 godziny, tak aby jego użytkownik posiadał najnowsze informacje przekazywane sobie przez naukowców i oddziały wojska przez „ZoneNet”. Urządzenie zdolne samoczynnie wysyłać sygnał SOS w chwilach zagrożenia życia swojego użytkownika. Urządzenie mogące przechwytywać szyfrowane wiadomości z innych PDA w promieniu 2,5 km. Urządzenie, z którego przy pomocy zdolnego hakera można wyciągnąć gigabajty ekstremalnie przydatnych informacji. Urządzenie, które musiałem zdobyć.

Po krótkiej lustracji przyrządu Paluch dostrzegł nie znoszący sprzeciwu wzrok swojego herszta i rzucił PDA wysoką parabolą w jego kierunku. Ten miał je prawie w rękach, gdy padł kolejny strzał. Urządzenie upadło na popękany asfalt, zaraz obok ciała rudowłosego. Dostrzegłem wtedy strzelca. Był nim oczywiście jeden z bandytów, stojący nieco z boku od reszty, przed prowizoryczną barykadą z worków z piaskiem. W mgnieniu oka zrzucił z ramion wytarty, brązowy płaszcz (odsłaniając tym samym kamuflaż khaki wojskowego kombinezonu opancerzonego), odrzucił SPAS-a 12 i wyciągnął zza pleców Bizona. Jakby na odlew wyrzucił przed siebie prawą rękę, która zaczęła pluć ogniem w kierunku reszty bandytów. Nie opróżniwszy jeszcze połowy magazynka, zniknął za workami z piaskiem.

  Stojący w niewielkiej odległości od siebie bandyci, byli co najmniej tak zaskoczeni galopującym rozwojem wypadków jak ja. Z tą jednak różnicą że ja siedziałem na dachu i szukałem przez okular celownika znajdującego się na asfalcie PDA, a oni przyjmowali właśnie na ciało serię pocisków z Bizona. Domyślacie się zapewne jak się to mogło skończyć. Paluch i jeszcze jeden jego kompan wykazali się niebywałym refleksem i zdążyli schować się za przerdzewiałymi beczkami. Reszta ich braciaków ginęła właśnie w agonii. Tym samym zakończyło się właśnie ich „cziki-briki” w Zonie…

PDA nie znalazłem, ciała rudego również. Skurczybyk musiał mieć kamizelkę pod płaszczem. Po dłuższej chwili dostrzegłem znajomy kolor włosów. Rudy siedział skulony za węgłem barakowozu. Ledwo dychał.

Wojskowy agent ostrzeliwał się z bandytami, zostawiając tymczasowo rudego w spokoju, świadomy zapewne jego stanu. Opróżnił magazynek Bizona, przeładował magazynki,  po czym wychylił się nieznacznie aby ocenić sytuację. Paluch trafił go w ramię, odrzucając żołnierza od barykady. Ten nieco oszołomiony, wypuścił broń. Rozzuchwaleni bandyci ruszyli ku swojemu oprawcy, chcąc wykorzystać moment niepewności żołnierza. Ten jednak wyczekał aż podejdą bliżej, wyciągnął z zasobnika pasa kombinezonu „Kulę ognistą” i rzucił im ją prosto pod nogi – jeden z bandytów zginął usmażony na popiół w aktywowanej efektownie przez artefakt i uformowanej w mgnieniu oka anomalii „Spalacz”. Paluch zdążył odskoczyć, jednak tak pechowo, iż dostał się w objęcia „Elektry”, iskrzącej się leniwie we wschodniej bramie. Zginął porażony kilowoltami anomalnie wytworzonego prądu. Zaraz potem wojskowy agent wstał, podniósł broń i zaczął kierować się w stronę rudego.

Ten zdążył jedynie odwrócić swojego Colta w stronę żołnierza, po czym broń cicho jęknęła, sygnalizując zacięcie. Wojskowy agent przymierzał się właśnie do strzału z Bizona, kiedy to ciężki pocisk z ołowianym rdzeniem kalibru 7,62 × 54 mm R, wystrzelony z mojego SWU utorował sobie z łatwością drogę przez jego ramię. Żołnierz padł na asfalt zaraz obok ciała swojej niedoszłej ofiary. Zdążyłem jeszcze zauważyć jak bandyta wyjmuje z pochwy przywiązanej do pasa swój nóż Bowie…

Zszedłem żwawo z dachu, obszedłem dookoła mur (a właściwie to co z niego zostało) okalający fermę i zacząłem podążać w kierunku ciała żołnierza. Szybko rzuciłem okiem na ciała reszty członków bandyckiej ferajny, upewniając się tym samym że nie żyją. Wolnym krokiem, z wyciągniętą przed siebie bronią podążałem na spotkanie rudowłosego demona.

Wbrew mojemu mniemaniu żołnierz jeszcze żył. Z naciskiem na słowo „jeszcze”. Bandyta choć sam ledwo dychał, dał jeszcze radę usiąść na nim okrakiem i przyłożyć mu nóż do głowy. W pierwszej chwili wyglądało to jakby miał zamiar oskalpować żołnierza…

Rudy zobaczył mnie od razu, jednak był w pełni skupiony na swoim niedoszłym oprawcy.

¾    Nie po to strzelałem mu w ramię, żebyś go teraz wypatroszył.

¾    Posłuchaj mnie uważnie Polaczku. Odpierdolę mu ten jebany łeb, kawałek po kawałku, delektując się każdą jebaną chwilą tego aktu miłosierdzia. Nie wpierdalaj się do tego proszę.

¾    Moglibyśmy zadać mu przed śmiercią kilka ważnych pytań odnośnie tego PDA, które masz aktualnie w swojej kieszeni. Choć z drugiej strony słyszałem że agenci GRU to twardzi zawodnicy…

¾    Tak myślisz?

Chwilę po wypowiedzeniu tych słów bandyta zszedł powoli z żołnierza, rzucił do mnie żebym nie spuszczał go z oka i zniknął we wnętrzu barakowozu. Kazałem tej wojskowej gnidzie usiąść po turecku, z rękami na karku. Po chwili rudy mężczyzna wrócił, targając za sobą dwa długie, półcalowe przewody elektryczne od agregatu prądotwórczego, z odsłoniętymi niedbale nożem iskrzącymi się końcówkami. Z perfidnym uśmiechem na twarzy, zwiastującym przyszłe wydarzenia, rzucił tylko do mnie:

¾    Więc twierdzisz że ten oto żołnierz nie będzie chciał powiedzieć mi prawdy i tylko prawdy?

¾    Tak twierdzę.

¾    Więc posłuchaj mnie uważnie, stalkerze. Z akumulatorem na jajach jeszcze nikt nigdy mnie ośmielił się mnie okłamać.

Jak można było się domyśleć także i ten przesłuchiwany przez bandytę człowiek, nie ośmielił się go okłamać. Zdradził nam że oddziały Alfa przeczesują całą Zonę w poszukiwaniu tego urządzenia i że zawiera ono podobno plany jakichś podziemi, do których można się dostać jedynie mostem Einsteina-Rosena (czymkolwiek by to nie było). Po zakończonych „negocjacjach handlowych” bandyta bezceremonialnie zabił żołnierza, strzelając mu w głowę.

Wróciliśmy razem do jednego z budynków fermy, gdzie opatrzyłem rudego bandytę, po czym pozwoliłem mu odpoczywać do rana. Nie ufałem mu na tyle, aby zasnąć na jego warcie. O świcie, w trakcie konsumpcji „śniadania turysty” w cieple obozowego ogniska, każdy z nas zastanawiał się w milczeniu co robić dalej. PDA zapiszczało, sygnalizując odbiór wiadomości. Bandyta nawet na nie spojrzał, tylko bez namysłu podał mi je i powiedział:

¾       Trzymaj. Uratowałeś mi życie, pomogłeś w biedzie. Teraz jesteśmy kwita. Powodzenia i obyśmy się nigdy więcej nie spotkali. Bandyta zaczął wstawać, kiedy pokazałem mu ręką żeby usiadł.

¾       Zaczekaj chwilę, chcę ci coś pokazać. Podałem mu PDA. Rudy usiadł momentalnie. Na ekranie urządzenia wyświetliło się jedno zdanie: „Zabić Czerwia i odzyskać PDA”.

¾       Skurwysyn. Sułtan nigdy nie był sentymentalny w stosunku do swoich ludzi... Twarz bandyty nie okazywała żadnych emocji.

¾       Myślisz że była to jego decyzja?

¾       A kogo innego?

¾       Tego właśnie chcę się dowiedzieć. Jak widzisz komuś bardzo zależy na tym PDA. A właściwie na jego zawartości. Komuś kto ma rozległe kontakty w całej Zonie. Żeby dowiedzieć się więcej o tej osobie, najpierw trzeba włamać się do pamięci tego PDA.

¾       To w ogóle możliwe? Umiesz to zrobić?

¾       Nie umiem. Ale znam pewnego technika na Kordonie, który zapewne będzie wiedział jak to zrobić.

Pół godziny później prowadziłem nas przez ścieżkę naznaczoną anomaliami, prowadzącą na Kordon. Artefakty „Dusza” i „Mika”, którymi obwiązałem na noc pas Czerwia, znakomicie spełniły swoje zadanie. Bandyta czuł się coraz lepiej, poweselał, żartował nawet. Jednak zbliżająca się z każdym krokiem perspektywa wejścia do Wioski Kotów, napawała wątpliwościami nie tylko jego.

 

*  *  *

Samotnik i Czerw być może powrócą w kolejnym opowiadaniu… 

  • Dodatnia 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.