Skocz do zawartości

Zabawy z dzieciństwa.


Rekomendowane odpowiedzi

To ja opowiem swoją, fakt mam 21 lat, ale przebojowe było moje dzieciństwo :D

Wiadomo jak młode to głupie... Wpadliśmy na pomysł żeby zrobić jakieś ładne BUM, nie mając pomysłu pytaliśmy każdego z okolicy czy nie ma nic ciekawego i na szczęście kolega miał dwie małe butle z gazem i z palnikiem. Przygotowania trwały cały dzień bo nie wiedzieliśmy gdzie to wywalić żeby nic się nam nie stało, więc poszliśmy do mnie po porcyjki słomy [mieszkam na wsi] następnie poszliśmy we dwóch na pola żeby to odpalić, jak było powiedziane tak też zrobiliśmy. Jak już podpaliliśmy to ja wziąłem kolego rower nad głowę i chodu przez zboża oraz maliny, jak się już cała porcyjka paliła jak za chwilę nie było BUM to ogień był chyba na ponad 15 metrów, ale nie było to głośne tylko taki mocny bass poszedł. Samochód aż się zatrzymał bo nie wiedział co się dzieje :D :D :D

Z drugą było to samo tylko, że pod mostem, rozeszliśmy się do domów a jak walnęło to ogień z pod mostu jak poszedł na obie strony to było widać z ponad kilometra :D

Ach te piękne i młode czasy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie tak przypomnieliście o tej saletrze z cukrem...W mieszkaniu rodziców do dzisiaj są ślady na parkiecie, po zbyt "bogatej" mieszance. Bo ja eksperymentowałem z kolegą nie żeby to mocno wybuchało, tylko żeby ciąg miało. I nie miał ten ciąg służyć jakiejś tam rakiecie, o nie. On miał służyć takiemu skrzyżowaniu żywej torpedy ze ślizgaczem. Mieliśmy tym ustrojstwem z kumplem na Bornholm przez Bałtyk uciekać. Z Kołobrzegu miał być start. I nie chcieliśmy bynajmniej uciekać przed komuną - kuzynka kolegi w odwiedziny przyjechała z Danii i pornola przywiozła, a my go jej jakoś skręciliśmy. I myśleliśmy, że w tej Danii to każdy tak może - my oczywiście też. A że najbliższe duńskie terytorium to był Bornholm, no to już wiadomo skąd wziął się cel podróży...

Eksperymentowaliśmy z różnymi rodzajami napędów (do tego pornowozu) gdzie się dało - w kolegi piwnicy, w mojej piwnicy, na polu, a nawet w domach. Sprzętu i odczynników naprawdę mieliśmy już sporo. Ale niestety, jak to mawiał Pawlak, nadejszła nasza ostatnia godzina. Wymyśliliśmy sobie, że spirytus z ciekłym tlenem to będzie dobre paliwo. Skąd wziąć ciekły tlen to jeszcze nie wiedzieliśmy, ale postanowiliśmy przedestylować zakupiony właśnie denaturat, w celu uzyskania czystego spirytusu. Kolega miał chłodnicę w piwnicy, no to zaczęliśmy proces destylacji. I wtedy do piwnicy wszedł stary kolegi, bo przyszedł po ziemniaki. Stanął w progu jak słup soli (na jakieś 5 sekund tylko) a potem, jak już ogarnął to, co zobaczyły jego oczy (jego syn małolat z kolegą jeszcze młodszym destylujący z wypiekami na twarzy denaturat) zaczął nas twardo, bezlitośnie, mocno i systematycznie bić po ryjach. Skończył bić dopiero wtedy, kiedy już klęczeliśmy półprzytomni na ziemi. Potem rozwalił w driebiezgi całe nasze laboratorium (z chłodnicą wykradzioną na weekend ze szkoły włącznie), nabrał do siatki ziemniaków i wyszedł. Cała akcja trwała jakąś minutę i nie padło przy niej z niczyjej strony ani jedno słowo. Najgorsze było to, że jak się wreszcie dowlokłem do domu, to ojciec jak mnie zobaczył, spuścił mi drugi porządny łomot za to, że się znowu biłem...

I jakoś od tej pory trochę nam z tymi eksperymentami przeszło. Był rok 1972 - ja miałem 13 lat a kolega prawie 15. Naprawdę, łza się w oku kręci...

  • Dodatnia 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Apropo bicia to mój koleś miał takiego starego co mu stale coś nie pasowało i wiecznie manto mu spuszczał. Kolega zawsze kozaczył więc stale obrywał. No i przyszedł czas że już w technikum piąta klasa , stare repy i nagle przychodzi Robert. Cała twarz w siniakach, rozwalony na maksa. Co sie stało ? A Robuś spokojnie mówi, że jak mu wreszcie wpierdoliłem to pogotowie go zabrało. Fakt, mało to śmieszne ale samo życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, ciekawy temat, tylko dlaczego 'zabawy z dzieciństwa' kręca sie wyłacznie wokół pirotechniki? :) :) :) Ale cóż , widzocznie u chłopaków tak byc musi... Ja mieszkałem w Warszawie, więc nie było tu specjalnie dużo miejsca na pirotechniczne poligony, ale ponieważ w poblizu była strzelknica mysliwska, to aż żal było nie zgospodarować tych wszystkich tekturowych łusek od nabojów do dubeltówek. Szczególnie przed Wielkanocą zaczynalismy produkcję amunicji - łuska z wybitą spłonka przez która wkładało sie sztormówkę jako zapalnik z opóxnionym działaniem, do środka mieszanka namanganianu potasu i pyłu aluniniowego, wszystko zatkane specjalnie wytoczonym drewnianym korkiem, i na rezurekcję... wystrczyło potrzeć sztormówka o draskę i rzucić ludziom pod nogi...waliło zdrowo zdrowo! A z jeszcze dawniejszych czasów - czy kto pamięta strzelanie z klucza? Duży klucz od zasuwy z dziurką w trzpieniu gdzie sypało się oskrobane albo wręcz ułamane lebki zapałek, potem zatykało gwoździem przywiąznym sznurkiem do uszka klucza. Nastepnie zza węgła trzeba było piredyknąc całym zestawem o ściane tak, żeby gwóźdź wbił się w zapałki... tu też trudno powiedziec w jaki sposób nikt nie stracił oka abo mu palców nie urwało. Wbrew pozorom te zapałki miały swoja moc!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja z klucza strzelałem choć nie mam tyle lat co Ty hehe. No i z asfalta też się strzelało. Zasada była ta sama. Zeskrobać siarę z zapałeczek, nasypać do dziury w parkingowym asfalcie, włożyć gwoździka i rzucić kamieniem. Do tej pory są ślady pod blokiem z naszej działalności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, ciekawy temat, tylko dlaczego 'zabawy z dzieciństwa' kręca sie wyłacznie wokół pirotechniki? :) :) :)

Bo to forum milośników gry S.T.A.L.K.E.R. :biggrin:

Wbrew pozorom te zapałki miały swoja moc!

Oj miały. Ja też strzelałem z klucza oraz "ze śruby" - (nakrętkę nakręcało się na koniec grubej śruby ale luźno, tak, żeby pomiędzy śrubą a nakrętką zostało jakieś 0,5 do 1mm - tam szła siarka ostrugana z zapałek). Potem rzucało się to ustrojstwo w powietrze, oczywiście zawsze spadało nakrętką w dół (ciężar) i było fajne BUM.

Innym fajnym sposobem robienia hałasu było strzelanie z "krzemienia". Nie wiem, czy te kamienie to były naprawdę krzemienie (poznawało się je po wyglądzie i po charakterystycznym zapachu, jak się je potarło). Brało się więc oderwaną draskę z pudełka zapałek (tak 2x2cm) kładło się to na murku, na tym układało sie "gwiazdę" z zapałek, tak, by stykały się łebkami na tej drasce i na nich delikatnie kładło się ten krzemień. W taki zestaw waliło się z góry półcegłówką - huk wystrzału był porównywalny do strzału z korkowca! :yes: I nie trzeba było czekać do odpustu...

UWAGA: Teraz chyba zaczęli produkować jakieś badziewne "bezpieczne" zapałki - chciałem córce pokazać jak się strzela z krzemienia jakieś parę lat temu i nic - nawet nie zasyczało. A ona śmiała się jak szalona :wallbash:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.