Skocz do zawartości

Darrien

Weteran
  • Postów

    280
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Darrien

  1. Piotr S...k proszony jest o kontakt z Piotrem Abramikiem!
  2. Wszystkiego najlepszego! Obyśmy się kiedyś spotkali!
  3. Zdjęcie pochodzi od autora. Książka oficjalnie wyszła. Jeśli chcecie zdobyć egzemplarz zapraszam do pisania prywatnych wiadomości autorowi! Dobry wieczór! . 1.Nakład I wydania powieści "Stalker-Długi Rajd" tom I rozszedł się w 24 godziny od momentu ogłoszenia odbioru. (Woron, miałeś rację!) . 2.Kto jeszcze chce mieć tą powieść? Jeżeli są tacy ludzie, proszę aby dali znać w komentarzach pod spodem (Tak będzie mi łatwo policzyć chętnych) . 3.Jeżeli będzie co najmniej 50 chętnych, do robimy zrzutkę na dodruk I tomu. Będzie to kosztować 2 993,55 zł BRUTTO (czyli cena wlicza 5% VAT dla powieści z numerem ISBN) . 3.1.UWAGA! - CENA 2 993,55 zł BRUTTO jest ceną wydruku 100 egzemplarzy w jednej ze Szczecińskich drukarni, obowiązującą w dniu pisania niniejszego posta. >> Autor posta nie ma nic wspólnego z ustalaniem kosztów wydruku książki! << . 3.2.Dlaczego podkreślam kwestię aktualności ceny? Ano dlatego, że ceny na rynku wyrobów papierniczych zmieniają się w szybkim tempie ( niestety, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. Z pretensjami zapraszam udać się do ludzi, którzy współtworzą globalną sieć produkcyjno-transportową ) . 4.Stawiam na przejrzystość. Zapraszam do zadawania merytorycznych pytań! Postaram się odpowiedzieć rzetelnie i merytorycznie! . Dobranoc! . - Abramik Fanpage: Abramik Pisze
  4. Dawno temu tj. w okresie licealnym, gdy Fabryka Słów jeszcze coś tam publikowała ze Stalkera, podobnie jak wielu innych młodych zapaleńców chciałem debiutować jako twórca kolejnego "Stalkera", to wtedy też był okres, gdy człowiek tak naprawdę zaczął uczyć się pisać... Zapraszam do lektury krótkiego opowiadania. Za ból oczu jak i zębów nie odpowiadam! Tekst zawiera trochę błędów. Kiedyś to poprawię, jednocześnie usunę elementy gry, jakieś mutanty się zostawi i kiedyś wydam w wydawnictwie. Zlecenie I – Pan to musi być Cierń, prawda? – spytał grubym głosem zakapturzony mężczyzna. Nie odpowiedział, tylko udawał, że jest skupiony na jedzeniu kotletów z dzika. Coś mu się w nieznajomym nie podobało, ale nie potrafił na razie odgadnąć co dokładnie powoduje dysonans. Może zbyt grzeczne pytanie? Póki co popił pogryzione jedzenie paroma łykami czystej wody. – Barman twierdzi, że jest pan gotów zrobić wszystko za pieniądze, poza dobrym żarciem – ciągnął obcy, ale najemnik machnął lekceważąco dłonią. – Dziadek gada różne rzeczy – odezwał się wreszcie. – Od razu uprzedzam, że nie mam ochoty zapierdalać do Strefy po jakieś napromieniowane zegarki należące do wujków. – Nie, no skądże szanowny panie – zaprotestował. – Po takie drobnostki wysłałbym kogoś innego, a nie tak świetnego najemnika. – Oho, wazeliniarz albo i pedał – powiedział stalker sam do siebie. – Nie, skądże znowu – żachnął się rozmówca. – Po prostu etykieta wymaga, by zwracać się z szacunkiem do uzdolnionych ludzi. Ach, czyli to mi nie pasuje – pomyślał zadowolony stalker. – Uuu, chłopie tu jest Zona, a nie bal u Elżbiety I – odezwał się nieoczekiwanie siwowłosy barman zza szynkwasu. Zerknęli szybko na niego. Pomarszczony staruszek czyścił leniwie kufel po piwie. – Dziadek, kurwa nie wtrącaj się w cudze sprawy – warknął Cierń. – Już i tak ludzie Borysa chcą z tobą zrobić porządek. – Niech tylko spróbują – pogroził mu naczyniem. – A sam Mojżesz się o wszystkim dowie. – Czy on nie jest, no wie pan ten, tego? – szepnął nieznajomy do stalkera i dokręcił palcem niewidzialną śrubkę w swoją skroń. – Nie synku, nie zwariowałem jeszcze – odpowiedział barman nie przerywając swojej pracy. – Tak, tak już się zamykam – dodał i odstawił kufel na bok. – Dobra, wiesz co? – zwrócił się Cierń do nieznajomego. – Pogadamy u mnie w pokoju, tylko nie próbuj żadnych sztuczek. – Pedały – sapnął staruszek, ale nie usłyszeli go. – W sumie to dziwne, że w tym zacnym miejscu jest tak mało ludzi – stwierdził obcy. – No, cóż odkąd w tutejszej okolicy zauważono grupy zwiadowcze stalkerów z Wolności, to członkowie Powinności pod dowództwem pułkownika Suzejanowa wpadły w szał – wyjaśnił mu Cierń. – Ale co to ma do rzeczy? – zdziwił się jego rozmówca. – To znaczy, że każdy niezarejestrowany stalker nie jest wpuszczany na teren Hawrenki. Co w konsekwencji zmniejszyło mi liczbę klientów praktycznie do zera – wtrącił się barman. – Ach, to dlatego zatrzymano mnie i mojego przewodnika i samo wejście tutaj zajęło nam z półgodziny jeśli nie więcej. Na szczęście od czego ma się pieniądze? – Ty tak nie chwal się mamoną, bo Dziadek jeszcze się na nią napali i zajebie cię w nocy – postraszył go najemnik. – Skądże! Ja jestem najuczciwszym barmanem w Zonie, chyba uczciwszych nie ma! – zawołał z dumą barman. – No, oprócz Brodacza ze Skadowska, ale to szczegół – mruknął Cierń. I wyszli. Minęli dwóch zmęczonych szeregowców z Powinności. – Nu Anóżka, to teraz co robim? Napijem się bimberku, czy piwka? – odezwał się wyższy z nich. – Chętnie, ale to ty stawiasz alkohol, a ja żarcie. A wy kim do cholery jesteście? – Anóżka zerknął na wychodzących ludzi. – Ty, czekaj… ja go znam – kumpel Anużki wskazał dłonią na najemnika – Ja też, dlatego ulotnijmy się stąd jak najszybciej – szepnął drugi Powinnościowiec i jakby bojąc się Ciernia przykleili się prawie do muru budynku. Obcy był zszokowany zachowaniem nieznanych mu stalkerów, ale najemnik myślał o czymś innym. Po chwili ruszyli dalej w stronę części sypialnej. Bar połączony jest z hotelem. Od kilku lat próbowano przeprowadzić wewnątrz remont, ale na chwilę obecną ściany pozbawione tynku pokazywały poczerniałe od brudu cegły. Na jednej stronie wisiały w równych odstępach trzy lampy naftowe. Nocą służyły za jedne z kilku źródeł światła. W pewnym momencie dostrzegli wiszącą tablicę z różnymi kartkami. Obcy chciał się z nimi zapoznać, ale najemnik burknął, że jego czas jest wystarczająco cenny, by go nie marnować. Nieznajomy wyjrzał na chwilę przez okno i spoglądając na mocno zniszczone sąsiadujące budynki jęknął z żalu. Cierń nie dziwił mu się, jego przyszły klient mógł mieć w końcu tutaj rodzinę, więc go rozumiał. Do tej pory Hawrenko i całe Martwe Miasto znajdowało się w strefie wysokiego skażenia oraz skupiało w sobie chyba wszystkie anomalie jakie Zona miała. Najstarsi z podróżników, którzy podróżowali do Jantaru, opowiadali, że nawet jeśli człowiek miałby na sobie najlepszą ochronę przeciwko promieniowaniu, to i tak nie dadzą sobie rady z anomaliami. Podejrzewano, że były one dużo gorsze niż „wyżymaczki”, czy „grawikoncentraty”. Ba, opowiadano legendy o duchach mutantów i martwych stalkerów, którzy wiecznie walczyli ze sobą. Ponoć atakowali też żywych, w dodatku nie używali nabojów, tylko mącili iluzjami żywym w umysłach. Większość awanturników, która wyruszyła sprawdzić owe plotki nie wróciła z powrotem. Kilku stalkerów usypało niewielki kopiec pełniący rolę symbolicznego grobu. Później dyskutowano przy wódce, że stali się nieumarłymi. Czyli ludźmi, którym Zona zrobiła emisjami pranie mózgu. Obszar Jantaru został po jakimś czasie uwolniony od anomalii oraz promieniowania, dzięki czemu tamtejsi naukowcy mogli spokojnie kontynuować swoje badania. Wezwali helikopter, który wybił wszystkie żywe mutanty występujące na ich terenie, a potem przybyli stalkerzy szukający dobrze płatnej pracy i to oni dowiedzieli się o nieznanym im stalkerze-bohaterze, który uwolnił Jantar spod jarzma Zony. Później okazało się, że nie tylko Jantar został uwolniony, ale też obszary do których nikt inny wcześniej nie miał dostępu. Nikt się nie spodziewał, że wywoła to istną gorączkę złota. Każdy zdrowy fizycznie stalker ruszał od razu badać zamknięte dotąd obszary, by móc jak najwięcej napchać pieniędzmi z nieznanych dotąd artefaktów. Oczywiście pojawiły się też zorganizowane grupy przestępcze, które chciały zarobić polując na nieuważnych stalkerów. Czasem odbierano im życie, ale przeważnie zmuszano do pracy na ich rachunek. – Daleko jeszcze? – spytał nieznajomy sprowadzając najemnika na ziemię. – Nie, już jesteśmy na miejscu – wskazał na drewniane drzwi z namalowaną krzywo liczbą dwadzieścia pięć. Wyjął szybko kluczyk z kieszeni, przekręcił dwukrotnie zamek w lewą stronę i chwilę później zaprosił gościa do środka. Nieznajomy stanął na środku pokoju. Oglądał z zaciekawieniem każdy fragment pomieszczenia. Wyobrażał sobie, że tacy jak Cierń będą pławić się w luksusie, a tu proszę poziom komfortu niewiele lepszy od pustych i zniszczonych chat, w których czasem musiał zatrzymać się na postój. – Zdziwiony? – spytał Cierń, sam usiadł na lekko dziurawym materacu, jednym z lepszych jakimi tutaj dysponowano. Wsadził dłoń pod poduszkę i wyjął niewielki zaostrzony sztylet. – Trochę – przyznał obcy i ściągnął kaptur. – Chyba nie chcesz mnie zabić co? Nieznajomy był stary, na oko dobiegał sześćdziesiątki. Nie miał włosów na głowie, ale za to długi, siwa i bujna rekompensowała łysinę. Ubrany był w czarną kurtkę i brązowe spodnie. Na nogach nosił lekko utytłane błotem czarne gumofilce. – Nie zabijam starców – mruknął. – Gdyby nie to, że zostałem wcześniej przeszukany, mógłbym śmiało zmienić wasze zdanie. – Może. Jednak wy jesteście zagorzałym fanatykiem pacyfizmu, ba brzydziliście się iść do wojska. Widząc jak staruszek unosi rozdziawia usta postanowił pójść za ciosem. – Co? Skąd mnie znacie? Podobno tutaj elektronika i internet wysiadają. – To prawda – zgodził się. Przypadkiem wpadła mi w ręce wasza książka „Sprawa Piotra Konopki”. Interesująca powieść. Naprawdę kawał świetnej roboty. – Nie schlebiajcie mi, bo będę zaczerwieniony jak panienka – uśmiechnął się. Jednak najemnik doskonale wiedział, że kluczem do sukcesu jest chwalenie swojego rozmówcy. – Co prawda znalazłem niezbite dowody na jego winę, ale cóż i tak zostałem oskarżony przez sąd. A dzięki pomocy moich wpływowych przyjaciół dotarłem tutaj. – W sam środek piekła - mruknął Cierń. Naprawdę, nie mieliście innego miejsca na kryjówkę? – Miałem, ale cholera tu mnie nie znajdą, a przynajmniej nie tak łatwo. Najemnik kiwnął potakująco głową. Co jak co, ale do Zony to tylko szaleńcy się pchają, albo ci co potrafią w niej przeżyć. – Do rzeczy – powiedział Cierń. – Czego chcecie ode mnie? Bo chyba nie rozmowy na temat waszej książki? – Nonsens, chce was wynająć, gdyż pragnę odnaleźć tajne radzieckie laboratorium. Najemnik uniósł brwi w sztucznym zdziwieniu. Chrząknął znacząco, by starzec kontynuował swoją opowieść. Chciał wiedzieć, czy dziadek nie kłamie. – Najważniejszy jest fakt, że na tych terenach jest gdzieś ulokowany bunkier naukowców, gdzie zostały ukryte wskazówki dotyczące dokładnej lokalizacji owego laboratorium. Chciałbym zbadać z wami oba te miejsca i sowicie was wynagrodzę. – Ile dokładnie? Bo jeśli piętnaście tysięcy rubli, to muszę pana rozczarować. Od kilku lat używamy euro, a nie rubli poza… – Nie! Nie! Spokojnie! – zaprzeczył piskliwie starzec. Odchrząknął i kontynuował grubym głosem. – Pieniądze mam w euro tak jak trzeba, tylko, że trzeba po nie pójść. Są blisko miasta, znajdziesz zniszczony budynek, a pod nim jest piwnica. – zaczerpnął powietrza. – Możemy tam pójść zaraz i otrzymasz swoje honorarium. – Mhm - wyciągnął szybko z lewej cholewy daggera i cisnął nim w lewą stopę starca. – Kuuurwa! Jak boli! – zawołał starzec i spróbował wyciągnąć ostrze. Zaklinowało się. Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi. Szybko poszedł zbyć gości. – No, co jest? - spytał najemnik do dwóch kafarów podobnych do siebie jak dwie krople wody. – Wszystko w porządku? – spytał jeden z nich. – Słyszymy jakieś krzyki dobiegające z waszego pokoju. Pan Vogelbrand się o was martwi. – Przekażcie mu, że wszystko gra. Aha i moglibyście tak za półgodzinki rzucić okiem na mój pokój? Zapłacę jak wrócę z małego spacerku. – Jasna sprawa - mruknęli jednocześnie. Cierń zamknął szybko drzwi. Następnie doskoczył do starca, chwycił go mocno za ubrania i cisnął nim o ścianę. Szybko kopnął brzuch w pisarza. Ten padł ogłuszony na ziemię, następnie korzystając z jego chwilowego zamroczenia odebrał swój nóż. – A to za co? – wydyszał starzec po chwili. – Za niewinność, a musi być za coś? – odparł pytaniem na pytanie. Nie odpowiedział. Powiem tak, mógłbym śmiało uwierzyć, że jesteś tym za kogo się podajesz – zaczął. – Jednak jest jeden drobny szczegół. Otóż mój drogi szpiegu za dychę zapomniałeś zbadać dokładnie informacje o osobie w której się wcielasz. Gregor Topolski nie żyje od jakiegoś czasu. - Kurwa, wiedziałem, że o czymś zapomniałem – wysapał domniemany pisarz. Spróbował się podnieść z podłogi, ale zajęczał głośno i nic nie zrobił. – Musiałeś mnie tak skopać?! Boli mnie jak cholera – jęknął. – Mogłem mocniej – mruknął Cierń. – Kim więc jesteś naprawdę? – Tak naprawdę to chuj ci do tego – warknął i w tym momencie dostał z pięści w twarz. – Cóż, może masz racje, ale ja mogę tak cały dzień – uśmiechnął się szeroko. – Dobrze, już dobrze. Powiem wszystko, ale mnie nie bij! – wyjęczał błagalnie i usiadł na ziemi cicho sycząc z bólu. Najemnik nie odpowiedział. Zajął miejsce na materacu i zaczął bawić się nożem. – Nazywam się Abuyin ibn… znaczy się Igor Romanow. Jestem, a raczej cholera byłem tajnym agentem – pomasował ręką obolałą twarz. – Musiałeś mi tak rypnąć? – Musiałem. Jesteś sam? Kto cię nasłał? – burknął najemnik nie przerywając – Zostałem nasłany przez H.S.M.C. i naprawdę mam się dowiedzieć o tutejszym laboratorium i znaleźć jakiekolwiek informacje na temat broni dźwiękowej. Więcej nie powiem, bo nie wiem! – No, dobra. Zostaniesz tutaj sam, a ja pójdę sprawdzić ten twój zrzut – wsunął niezauważalnie nóż pod materac. – Wspominałeś coś o kasie, ile dokładnie tego jest? – Dali mi pięćdziesiąt tysięcy euro, nieco ekwipunku i mapę Zony oraz karabin, pistolet i amunicji nieco wraz z zapasami medykamentów. Ba nawet ubrania zapasowe tam dostałem. – Wyglądasz jak on, ale głos ci się zmienił. Dlaczego tak? – spytał ukrywając zaciekawienie w głosie. – Chińczycy wymyślili takie ustrojstwo odporne na każde ustrojstwo widoczne jak i niewidoczne – wyjaśnił mętnie. – W każdym razie chcieli, bo jak widać na moim przykładzie to urządzenie jest w fazie testowania. Za jego pomocą można nałożyć iluzję wyglądu innego człowieka – kontynuował. – Zobacz zresztą sam - przesunął jeden przycisk i wówczas zmienił się w zupełnie inną osobę. Był niezbyt wysoki, a ubrania zamaskowały jego prawdziwą sylwetkę. Miał twarz upstrzoną piegami i licznymi, drobnymi bliznami, które prawdopodobnie pochodziły od ospy wietrznej. Błękitne lekko owalne oczy patrzyły na niego chłodno i przenikliwie. Urządzenie, które trzymał w dłoni zasyczało głośno. Przerażony Igor wyrzucił je przez okno. W tym momencie błysnęło oślepiające światło. Zasyczał cicho przedmiot i zajął się ogniem. Po chwili pozostawić po sobie kupkę popiołu. – Cholera, tego nie przewidziałem – mruknął Igor. – Cóż, chyba urządzenie jest wadliwe i stąd ten jeden egzemplarz, co? – Produkty „Made in China” nie przeżyją testów w Zonie. Nie tacy próbowali testować różne urządzenia i wszystko było niszczone przez emisję. Strefa nie lubi elektroniki – wyjaśnił Cierń. – No, ale w każdym bądź razie daj mi namiary na te twoje pakunki. Jeśli mówiłeś prawdę, to pomogę ci, a jak nie to trudno. Prawdopodobnie będę wtedy martwy, a ty żywy. Po otrzymaniu dokładnego opisu drogi wyszedł z pokoju. Pozostawiając w teorii samego sobie Igora. Zdążył tylko zapłacić znajomemu stalkerowi z widzenia, by chronił jego pokój i przypilnował osobę, która tam się znajduje. Tymczasem zdemaskowany agent uniósł szybko materac, by wyciągnąć nóż porzucony przez Ciernia. Mając ostrze w ręku poczuł się nieco lepiej, a zaraz potem stwierdził, że potrzebuje on cudu, by uciec z tego miejsca mając tylko nóż. Los mu musiał sprzyjać, bo w tym samym momencie do środka wszedł dość wysoki mężczyzna ubrany w płową kurtkę z mocno naciągniętym kapturem. Przy dżinsach znajdowała się kabura z wystającą rękojeścią pistoletu. – Ktoś ty?! – zawołał obcy stalker. Zdążył tylko wyciągnąć broń, bo w tym samym momencie Igor poczuł przypływ adrenaliny i wykorzystując swoją wiedzę z sztuk walki rzucił się na niego. Uderzył szybko nieznajomego pięścią twarz, następnie wykorzystując jego chwilę nieuwagi cisnął nim o ścianę i wbił szybko sztylet w kark nieznajomego. Krew gwałtownie wypłynęła, a obcy krzyczał charcząc juchą i usiłował wezwać pomoc. Igor zgrabnym ruchem przeciął dość głęboko skórę na karku. W nim zdążył wyciągnąć nóż do środka wpadło dwóch kafarów w kominiarkach. O kurwa! – zdążył zakląć w myślach. Obaj mieli gotową broń palną do wystrzału. Musiał się poddać. Rzucił nóż pod ich nogi i spróbował ucieczki przez okno, ale dopiero teraz spostrzegł, że zostało zabarykadowane. W tym samym momencie poczuł ból w czaszce i stracił przytomność. II Dwie godziny później najemnik przedzierał się przez gęsty las leżący na północ od Martwego Miasta. Musiał uważać, bowiem w okolicy występuje sporo drapieżników jak i roślinożerców. Dlatego prawdziwym utrapieniem „mieszczuchów”, tak określano stalkerów, którzy osiedli w mieście i nie wyobrażali sobie wyruszać dalej były watahy różnych psowatych gadzin. Łowcy z Martwego Miasta narzekali najbardziej na ślepe psy, gdyż owe mutanty najczęściej poruszały się w sporych grupach liczących od ośmiu do dwudziestu osobników. I ich główna strategia polegała na dezorientacji wroga, by następnie zaatakować w odpowiednim momencie ogłupiałego agresora. Licznik Geigera od dobrych piętnastu minut cicho trzeszczał. Najemnik schował dozymetr do kieszeni kurtki, następnie wyjął złożoną na kilka części sztabówkę. Rozłożył ją szeroko. Miejsce w którym najprawdopodobniej wylądował fałszywy pisarz znajdowało się w wiosce Świerkownijki. Dawno temu była jedną z większych wsi zamieszkiwaną przez tysiąc ludzi. Barman będący jednym z ostatnich żyjących w strefie mieszkańców snuł liczne opowieści o życiu wieśniaków. Podobno mieli tam szkołę podstawową wraz z niewielką biblioteką w której znajdowały się dzieła wybitnych marksistów oraz radzieckie bajki i baśnie dla dzieci. Jednakże dyrektor szkoły miał więcej oleju w głowie i kształcił dzieciaki w duchu poprzedniego ustroju. Za co jednak został rozstrzelony przez jednego z donosicieli, a na jego miejsce przyjechał z Moskwy zwykły głupek, który nie radził sobie z niczym. Wobec tego nauczyciele w tajemnicy przed nim kontynuowali po cichu dzieło jego poprzednika. Dzięki czemu młodzież mogła zdobyć podstawowe wykształcenie. Staruszek opowiadał, że co niedzielę rano najbardziej wierzący spotykali się w piwnicach, w małych grupkach i czytali Słowo Boże. Po wybuchu w elektrowni Czarnobylskiej wszyscy ludzie żyjący na obszarze skażenia zostali przesiedleni do różnych miast. Byli jednak tacy, którzy chcieli powrócić do swoich domostw, jednak zostawali spałowani przez milicję i lądowali w więzieniach, bądź zostawali rozstrzeliwani. W końcu wojskowi odpuścili i samosioły (tak nazywano ludzi wracających do swoich domów) musieli walczyć o swoje życie. Pieniądze im nie pomogły w przeżyciu. Starzy mieszkańcy z braku leków zmarli szybko. Młodzież, która dorastała poza wsią doskonale odnalazła się w nowym świecie, więc za nic nie chcieli wrócić do domów swoich przodków. Mieli już ułożone życie, więc mogli jedynie odwiedzać rodziców i jakoś im pomagać. Głośne ujadanie psów sprowadziło najemnika na ziemię. Mężczyzna odruchowo przeładował strzelbę. Był w pełnej gotowości bojowej. Wyciągnął odruchowo granat odłamkowy. Zawahał się przez moment. Wprawdzie „cytrynka” nie jednemu ratowała życie na otwartej przestrzeni, jednak wśród drzew mogłaby tylko narobić kłopotów. Schował ją więc z powrotem do kieszeni. Odgłosy mutantów nasiliły się. Stalker szedł po cichu i uważnie obserwował okolicę. – No dalej wy skurwysyny pokażcie mi się! – szepnął cicho. Zona go wysłuchała, bo zaraz też zobaczył kilkanaście zdziczałych, pokrytych wrzodami i bliznami psów pędzących ku niemu. Niemalże widział agresję w ich pożółkłych oczach, ale nie stał w miejscu jak jakiś dzieciak o imieniu Artyom. Ponoć jakiś inny mutant ocalił mu życie przed ślepymi psami. Jednak Cierń w to nie wierzył, bo mało prawdopodobne jest to, że w Zonie mutanty mają ludzkie odruchy. Właściwie to je posiadają, są niezwykle agresywne i żyją w stadzie tak jak stalkerzy, czy mieszkańcy Dużej Ziemi. Jeden z psów przeskoczył nad kłodą drewna. W tym samym momencie najemnik poczęstował go porcją ołowiu. Mutant ze skowytem poturlał się po ziemi, brocząc krwią trawę. Znieruchomiał, ale na to już Cierń nie zwrócił uwagi. Zastrzelił kolejnego psa, zaraz też rzucił się do ucieczki. Niestety plecak z amunicją krępował jego ruchy. Postanowił podjąć ryzykowne działanie. Trzymając strzelbę w jednej dłoni, drugą odpiął sprzączki plecaka przebiegające przez jego pas. Dzięki temu zrzucił bagaż i mógł biec dużo lepiej aniżeli mając obciążone plecy. Doładował ostatnie dwa naboje jakie miał w kieszeni. Spojrzał za siebie, czy nikt go nie goni. W tej samej chwili potknął się o wystający korzeń jakiegoś drzewa. Strzelba wypadła mu z dłoni. Nie zdążył dostrzec, gdzie poleciała, bo uderzył twarzą w ziemię. Zabolało. Tupot psich łap wraz z głośnym warczeniem narastał. Musiał się otrząsnąć jeśli chciał żyć. Chwycił szybko za broń i zaraz prędko wykonał półobrót ciałem, by zastrzelić kolejnego psa. Z lekkim trudem wstał z ziemi. Pozostałe mutanty uciekły w popłochu przed nim, prawdopodobnie tylko po to, aby przybiec większą gromadą. Pobiegł przed siebie. Mijane drzewa wyglądały jak mocno wyniszczeni chorobą ludzie. Podczas biegu starał się zachować podzielność uwagi. Ślepe psy mimo że są słabsze na otwartej przestrzeni, to w miejscach, gdzie istnieje wiele potencjalnych miejsc na zasadzkę wówczas są zabójcami niemalże idealnymi. Dlatego niedoświadczeni stalkerzy poruszali się w niewielkich grupkach z minimum jednym doświadczonym bojownikiem Zony. Cierń szukał dobrej kryjówki w której mógłby przeczekać zagrożenie. Stanął w miejscu na chwilę. Musiał uspokoić oddech. Coś srebrnego błysnęło mu koło oka. Wieża widokowa? Chyba tak – pomyślał. – W takim razie tam będzie dobre miejsce widokowe i obronne – dodał na głos. Odczuwał zmęczenie i przeszywający ból w całym ciele, a zwłaszcza w nogach oraz kręgosłupie. Jeśli przeżyje, będzie miał zakwasy. Szedł równym, marszowym krokiem. Wiedział, że ma mało naboi w strzelbie, jeśli psy wrócą poświęci ją dla ratowania swojego życia. Jak każdy stalker był jednak do niej mocno przywiązany. To właśnie broń palna była wiernym towarzyszem każdego, kto postanawia zostać w Zonie na dłużej niż godzinę. Dbali o nią tak jak kochankowie o siebie. Jednak los może sprawić, iż broń zatnie się w nieodpowiednim momencie. Nagle z różnych stron lasu dobiegały odgłosy warczenia. Cokolwiek to było, z całą pewnością nie było pojedynczym ślepym psem. Najemnik postanowił wycofać się po cichu. Wiedział jednak, że niewidoczne dla niego mutanty czują jego zapach. Modlił się w duchu, by nie uznały go za wroga. Głośny trzask gałęzi łamanej przez stalkera sprawił, że białe, psowate mutanty rzuciły się na niego. Mężczyzna poczuł silny ból głowy. Lekko zafalował mu obraz przed oczami. Cudem wystrzelił i trafił jednego z psów. Ku jego zdumieniu zwierzę zniknęło. Kolejny potwór rzucił się na niego. Pociągnął za spust. Iglica głośno szczęknęła, ale nie przeszkodziło to najemnikowi w zdzieleniu mutanta strzelbą w pysk. Rzucił się do ucieczki. Znowu ból głowy dał o siebie znać. Mało brakowało, a uderzyłby łbem w drzewo. Wiedział z kim, a raczej z czym ma do czynienia. Psioniczne psy, to wyjątkowo przebiegłe w Zonie drapieżniki. Potrafią tworzyć iluzyjne własne kopie, które znikają po pierwszym kontakcie fizycznym z ich celem. Jednakże potrafią skrzywdzić fizycznie ofiarę. Jedyną słuszną metodą walki jest pozbycie się głównego mutanta, gdyż iluzje wraz z jego śmiercią znikną. Jest to trudne, jednak przeważnie stalkerzy marnują mnóstwo amunicji zanim ubiją właściwego gagatka. Bez namysłu rzucił strzelbę na ziemię i dzięki czemu mógł biegać swobodniej. Kolejny zawrót głowy sprawił, że potknął się po własne nogi. Wylądował plackiem na glebie. Jeden z mutantów wskoczył na niego i przygniótł go do ziemi. Najemnik czuł nieprzyjemny zapach zgnilizny wymieszanej z potem oraz cieknącą z kilku otwartych ran ropą. Ból głowy narastał, nie odczuwał już kontroli nad swoim ciałem. Wydawało mu się, że Zona po niego przyszła. Słyszał nawoływania legendarnego Spełniacza Życzeń obiektu, który spełnia pragnienie każdego kto go odnajdzie. – Twoja podróż dobiegła do końca człowieku, chodź do mnie – odzywał się grobowy głos. Patrzył obłędnym spojrzeniem na nadbiegające kolejne psioniczne psy, które zniknęły pod wpływem kolejnych wystrzałów z broni palnej. Wydawało mu się, że widział jasnowłose anioły ubrane w srebrne płytowe pancerze. W dłoniach trzymali ogniste miecze, wymachiwali nimi groźnie. Świat szybko wirował dookoła. – O kurwa – zdążył wymamrotać i zemdlał. Tymczasem, jakieś niecałe sześćset metrów od niego jeden stalker odpiłowywał brzeszczotem łapy ubitego mutanta. – Nie zapomnij o ogonie – mruknął jego towarzysz i bacznie obserwował otoczenie. – Się wie, nie po to skurwysyny tropimy, by zarobić uczciwie – odparł tamten. – Pamiętaj o oczyszczeniu brzeszczota, w końcu to dobra stal i dużo zapłaciłem za niego. Piłujący już trzecią nogę stalker sapnął w odpowiedzi gniewnie. – Nu, Wołga weź się nie denerwuj no – zaczął pojednawczo. – Wiem, że jesteś smyku zmęczony całą tą trasą, ale no chyba warto popracować nieco? Wołga zerknął na niego. Gdyby nie to, że miał na sobie maskę przeciw gazową wówczas Brzytwa zobaczyłby szeroki uśmiech na jego twarzy. – Jasne Dziadku – mruknął. Spiłowane, zakrwawione kończyny schował do parcianego worka. Następnie oczyścił piłę o ziemię i wstał z ziemi otrzepując spodnie. – Możemy już ruszać – oznajmił. – Do tamtej wieży widokowej to było w tamtą stronę – wskazał Brzytwa drogę udeptaną między drzewami. – I chyba ktoś tam musiał przechodzić. – Mhm – potwierdził Wołga repetując strzelbę. Szli równym, marszowym krokiem. Krakanie kruków rozległo się niespodziewanie za nimi zerknęli za siebie i ujrzeli małe, czarno-bure ptaki z długimi dziobami rozrywały chciwie truchło mutanta. One same na wskutek wybuchu elektrowni zaczęły wykluwać się ślepe, ale podobnie jak nietoperze wyostrzone mają zmysły słuchu. Pazury oraz dzioby są niezwykle ostre i dzięki nim mogą poradzić sobie z praktycznie każdą zwierzyną. – Oto i Sępy Zony – mruknął Brzytwa. – A pamiętam jak mówili, że zwierzyna wymrze. Jednak jest inaczej, bo większość stworzeń przystosowała się do warunków panujących w Zonie. – Cóż, lepiej im nie przeszkadzajmy – zauważył Wołga. Kwadrans później dotarli na skraj lasu, dostrzegli plecak leżący na środku drogi. Zawahali się na moment. Porzucone bagaże zwiastowały kłopoty. – Pamiętaj, że może to być mimik – ostrzegł go stary stalker. Młody kiwnął głową, gdyż wiedział jak bardzo niebezpieczne są owe stworzenia. Co prawda stworzenia te rzadko kiedy preferują walkę z dużo silniejszymi osobnikami od nich. Podobno jeśli zajdzie taka potrzeba, to potrafią przemienić się w dowolny żywy organizm, który obserwują. Po jego śmierci kradną tożsamość nieboszczyka, ale to podobno plotki. Owe stworzenia przypominają karłowatego staruszka z długą brodą. Noszą zazwyczaj ciemne płaszcze, dlatego łatwo jest pomylić je z burerami. Nie mogą oddziaływać na cięższe przedmioty, ale i tak są niezwykle groźne. Ich podstawową bronią jest kamuflaż. To dzięki niemu są wstanie skopiować wygląd, umiejętności i psychikę agresora. Bądź przybrać formę niepozornego przedmiotu. Rzecz jasna masa oraz rozmiar w tym wypadku musi się zgadzać. Dlatego też stalkerzy mogą odetchnąć z ulgą jeśli znajdą artefakty. Jeśli jednak w skrzynce mieszka mimik. Wówczas należy zachować należytą ostrożność, gdyż wtedy materializują się w swojej naturalnej postaci. Należy więc poczęstować ich solidną dawką ołowiu ponieważ ich skóra była dość twarda, by kilka kulek zatrzymać. Wołga zrobił kilka kroków na przód. Wycelował w plecak i pociągnął za spust. Głośny wystrzał spłoszył kroki, a także ogłuszył nieco stalkera. Ale żadnego mimika nie było. Odetchnął z ulgą. Machnął ręką, aby starzec przyszedł do niego. Natomiast sam odłożył broń i zaczął przeszukiwać plecak w poszukiwaniu cennych rzeczy. – I coś tam znalazł? – spytał go stary. – No, cóż – zaczął Wołga wysypując wszystko na trawę – generalnie jest to najzwyklejszy plecak należący do jakiegoś nieszczęśnika. Z czego co zdążyłem zauważyć podziurawiłem większość amunicji. – Szkoda. Głupie miejscowe zabobony – burknął Brzytwa kopiąc nogą w ziemię. – A mówili, żeby w to nie wierzyć! – Cóż, czasem warto znać mądrości ludowe, prawda? – Wołga popatrzył na niego przez chwilę i wrócił do dalszego grzebania w cudzych skarbach. – He, konserwy wytrzymają wszystko. – Ruskie – stwierdził stary patrząc na krwistoczerwone bukwy. – Lub sądząc po napisach na eksport do Ruskich. – Nevermind1 – odezwał się po angielsku młody i odłożył je na bok. Po kwadransie podzielili pomiędzy siebie łupy. Jedzenie zgarnął Brzytwa, paczki śrutu zabrał Wołga. Ruszyli w końcu w stronę wieży przy której mieli nieco odpocząć. Budowla miała na oko około czterdziestu metrów wysokości i w przeciwieństwie do innych tego typu konstrukcji jakie widzieli w innych rejonach Zony. Ta prawdopodobnie musiała pełnić również funkcję mieszkalną. Wielkie dziury po szybach zdawały potwierdzać słuszność ich myśli. Skorodowane schody na pierwszy rzut oka nie nadawały się do użytku. Jednak chwilę później znaleźli solidnie wyglądającą drabinę. Wołga nie bacząc na ostrzeżenia starszego stalkera rzucił strzelbę na trawę i zaczął wspinać się na górę. – Dzień doberek! – odezwał się nieoczekiwanie cichy, niski głos. Wołga spodziewał się wszystkiego, ale nie żywego człowieka. Na widok wycelowanej w niego lufy zardzewiałego pistoletu chciał unieść dłonie do góry. Przypomniał jednak sobie, że ma w rękach drabinę. – I co?! Znalazłeś tam coś?! – krzyknął Brzytwa. – Odpowiedz mu. Tylko o mnie nic nie mów – rozkazał obcy. – I właź na górę, by go nie martwić. Młodzieniec kiwnął głową i rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, co będzie dobrą wymówką. Oprócz nieznajomego leżącego na blaszanej podłodze dostrzegł on dwa topornie wykonane pojemniki przy jednym zwisała czarna słuchawka. Wróg siedział oparty o jedną ze skrzynek znajdujących się koło zejścia. – Taa, jakieś sowieckie telefony, ale to ty się na nich znasz najlepiej! – odkrzyknął. – W takim razie złaź na dół i sprawdź ten niższy budynek! – Ani drgnij! – syknął obcy. – Niech sam go przeszuka. Ręka stalkera ani drgnęła, Wołga nie miał pomysłu na przekazanie informacji o zagrożeniu. – Co jest?! Języka w gębie zapomniałeś?! – w głosie starego było słychać nutkę niepokoju. – Czekaj no, już do ciebie idę! – i zaczął się wdrapywać na górę. – Czas minął – mruknął wrogi mężczyzna, pociągnął za spust. Wołga wyobraził sobie ogromny ból przeszywający jego pierś, ale ku zdumieniu obu mężczyzn pistolet nie wystrzelił. – Kurwa! – zawołał adwersarz. – Znowu się… Nie dokończył, bo w tym samym momencie Wołga rzucił się na niego z kluczem nasadowym. Uderzył go szybko w potylicę. Nieznajomy nie zdążył zareagować. Chwilę później leżał już nieprzytomny, a z powstałej rany sączyła się krew. – Ładnie sobie z nim poradziłeś – pochwalił go starzec, który zdążył dostać się na górę. – Naprawdę? – udał zdziwienie Wołga. – Szkoda, że na mnie nie zaczekałeś, ale nic to – mruknął Brzytwa i odetchnął parę razy głęboko. – Poradzimy sobie z nim. Leć po swój dobytek, a ja go w tym czasie opatrzę. – Tak jest szefie – zasalutował żartobliwie stalker i wykonał polecenie dziadka. III Lodowata woda wylana z drugiego wiaderka ocuciła Igora. Mężczyzna chciał wrzasnąć, ale nałykał się wody co wywołało silny atak kaszlu. Drzwi otworzyły się, skrzypiąc przeraźliwie. Do środka wparowało trzech mężczyzn. Rozpoznał dwóch z nich, byli to napakowani bracia bliźniacy, którzy najprawdopodobniej go związali. Środkowy zaś musiał być ich szefem. Wzrostem mu nie dorównywał, bo był niższy od przeciętnego czternastolatka i w przeciwieństwie do bliźniaków ubranych w czarno-białe dresy ubrany był burą koszulę w zielone paski oraz znoszone, brązowe spodnie. Na stopach nosił starannie wypastowane czarne oficerki. Igor skrzywił się niemiłosiernie z bólu. Zdawało mu się, że odczuwa ból w całym ciele, lekko zawirował świat mu przed oczami. A mimo to podejrzewał, że jeśli nie będzie współpracować to może niechcący stracić życie. – Witam pana w naszych skromnych progach – odezwał się niziołek. Głos miał skrzekliwy, co jednocześnie Igora bawiło jak i przerażało. W dzieciństwie bardzo się bał klaunów oraz starszych pań, które mieszkały naprzeciwko niego. Ubiorem przypominały mu okrutne czarownice, toteż unikał ich jak diabeł święconej wody. – Nie sądziłem, że gości wita się w – tu spróbował się rozejrzeć, dostrzegł tylko kilka czarnych skrzynek – magazynie. Karzełek parsknął ochrypłym śmiechem jakby usłyszał nieznany mu dotąd dowcip, ochroniarze zawtórowali mu krótkim chichotem. Zaraz też oprzytomniał i wydał krótki rozkaz. Bliźniacy wyjęli z pochew długie bagnety, błysnęły w świetle lampy zaostrzone czubki ostrz. – Mam dla ciebie propozycje – zwrócił się do Igora. – To pewnie te tak zwane „nie do odrzucenia”? – spytał dziwnie piskliwym głosem. Pierwszy raz od dawna tak się nie stresował, a przecież uprawiał sporty ekstremalne i czasem na innych misjach narażał swoje życie. Co prawda miał wtedy wyposażenie, teraz jednak czuł się jak mysz złapana przez trzy koty i zastanawiał się kiedy zostanie przez nich pożarty. Bliźniak stojący po prawej stronie karła podszedł do niego, następnie uderzył go nie za mocno w brzuch. To jednak wystarczyło, by zawartość żołądka podeszła mu do przełyku zostawiając przy tym nieprzyjemny posmak soku trawiennego. Osiłek chciał znowu zaatakować, ale wtem karzeł chrząknął znacząco. – Ostaw, może pan szpicel będzie chciał ze mną porozmawiać uczciwie i odpowie na kilka pytań co? – Z przyjemnością, ale niestety będę czuł się krępująco przy rozmowie. Rozumie szanowny pan „krępująco”. – No cóż, nie mogę pomóc – westchnął karzeł dziwnie smutnym głosem. – Ale nie martw się, za dobre sprawowanie będziesz wolny. Jego ochroniarze popatrzyli na siebie z krzywymi uśmiechami. Igor, który dostrzegł zmianę ich mimiki mógł się tylko domyślać co go będzie czekać, jeśli odpowie nie tak jak ich szef będzie sobie życzyć. – Powiedz no, co ty tu u diabła robisz? Zdaje się, że nie ma w tutejszej okolicy żadnego interesującego miejsca dla takich szpicli jak ty. – Faktycznie. Nie ma – potwierdził szpieg – ale podobno jest tutaj w okolicy ukryte laboratorium lub miejsce ze wskazówkami prowadzącymi do niego. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale został spoliczkowany przez osiłka. – Zbytek przemocy – mruknął pod nosem karzeł. – Może jednak dzięki temu powie mi prawdę? – Przecież mówię! – zawołał obrażony Igor sycząc z bólu, gdyż sznury wrzynały za każdym razem w skórę. – Leszy wspominał coś na temat zrzutu. Gdzie go znajdę? Co on zawiera? – spytał cicho mikrus. – Ukryłem go w wiosce, niedaleko was. Cierń, jeden ze stalkerów wyruszył po jego zawartość. Będzie dla mnie pracować… – tu spostrzegł, że nieco się zagalopował. – Ach, tak… wynająłeś już tego najemnika. To dobrze, nawet bardzo dobrze. Nie na mój koszt, a teraz słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. – Słucham – wykrzywił usta w niewinnym uśmiechu. – Od tej pory pracujecie dla mnie, zapominacie o swoich pracodawcach. Wszystko czego się dowiecie towarzyszu ma natychmiast znaleźć się na moim biurku w postaci szczegółowego raportu. – Jasne, coś jeszcze? – Nie przerywaj mi! – warknął. – Tak, jest coś jeszcze. Wyposażenie masz na kredyt ode mnie. Będziesz go spłacać według mojego widzi mi się. Czy to jasne? – Tak jest! – uśmiechnął się zadowolony Igor. – Jak się tylko ogarniesz, zostaniesz zaprowadzony do mojego gabinetu. Tam otrzymasz szczegółowe dane na temat kilku robótek dla mnie. Nie czekając na jego odpowiedź skierował się w stronę wyjścia. W tym momencie Igor spytał szybko. – A jak się szefie do was zwracać? – Panie Vogelbrand lub po prostu „szefie” – i wyszedł bez pożegnania. IV – To co teraz z nim zrobimy? – spytał Wołga. – Ja bym najpierw go opatrzył. Ta rana wygląda paskudnie. – Po co? – zdziwił się stary. – Należy przywrócić mu świadomość i szyć na żywca. – Barbarzyństwo – oburzył się młodzik. – Przecież teraz jest znieczulony z mojej winy. – No więc? Nie pierwszy raz zabijasz ludzi prawda? – Pierwszy – głos młodzika zaczął łamać. – Zanim cię poznałem polowałem na różnorodne mutanty. A teraz mogę zabić niewinnego człowieka! – Spokojnie, do więzienia nie trafisz – zauważył trzeźwo Brzytwa. – Tu w Zonie wszyscy są martwi. Także nic się nie bój. – Ale w Biblii jest napisane, że nie wolno zabijać! – wychlipał. – A ja zawsze starałem się postępować zgodnie z wolą Boga. – I tu popełniłeś błąd – mruknął starzec. Następnie wyciągnął z plecaka butelkę wódki oraz czyste śnieżnobiałe gazy. – Jak mi z nim nie pomożesz to faktycznie twój Bóg będzie zły na ciebie. Wołga zdjął zaparowaną maskę przeciw gazową, położył ją gdzieś na bok. Przetarł szybko wilgotną od łez twarz, wysmarkał się w palce i wytarł je w spodnie. Dopiero teraz był gotów do działania. W tym samym czasie starzec skończył przemywanie rany na głowie obcego. Mężczyzna delikatnie poruszył się, dając tym samym oznakę życia. Nie wypowiedział żadnego słowa. Brzytwa drżącymi dłońmi zaczął zszywać ranę. Nieznajomy otworzył oczy, krzyknął przeraźliwie. Nie wiedział, że starzec chciał mu pomóc. Na szczęście igła została samotnika w rękach, czego nie można było powiedzieć o niciach. – Co wy do cholery robicie?! – krzyknął obolałym głosem. – Pomagamy ci, nie widać? – odparł starzec. – Próbując mnie dobić igłą?! – Dziadek zszył ci ranę, która powstała na wskutek wypadku – wtrącił się milczący do tej pory Wołga. – Akurat – burknął nieznajomy. Chciał się podrapać, ale wykrzywił usta z bólu. Był mocno związany sznurem. Brzytwa uśmiechnął się paskudnie, po czym schował igłę do kieszeni. – A mówiłem, by go zabić? – spojrzał z wyrzutem na młodzika. Sięgnął po akacza i pogładził go czule po kolbie. – Chce najpierw odpowiedzi na kilka pytań – mruknął Wołga. Starzec popatrzył na niego z niedowierzaniem. Nie dość, że mu wpierdol spuścił, to chce go przepytywać. Moja krew – pomyślał z rozbawieniem. – Ależ proszę cię bardzo – rzekł obojętnie starzec. – Dla mnie możesz pytać ile wlezie. – Dzięki – spojrzał na więźnia. – Co ty tutaj do diabła robisz? – Leżę, nie widać? – odpowiedział z przekąsem. – A na serio? – dopytywał młodzieniec. – A tak naprawdę uciekałem przed mutantami. Skurwysyny mają, gdzieś tutaj swoje gniazdo. Chciałem wybadać, gdzie ono jest, ale cóż zaskoczyły mnie i tak się tutaj znalazłem. – Gdzie jest twoja baza? Jest was więcej? – dopytywał się Wołga. – A jak odpowiem, to mnie wypuścisz? – spytał z udawaną nadzieją. – Ta i damy ci pięć minut na ucieczkę – mruknął Brzytwa repetując broń. – No, to strzelajcie. – Słuchaj, mów prawdę, bo nie mamy czasu ani ochoty na rozmowy. Polujemy na psioniczne nibypsy. Także powiedz wszystko co wiesz, a ci damy spokój. Ale tego grata zardzewiałego ci nie oddamy. – Jasne, a było to tak. Zostałem wysłany, by odnaleźć zrzut i zabrać jego zawartość. Cokolwiek, by to nie było. – Gdzie masz broń i ekwipunek? – spytał Brzytwa, był zaintrygowany misją nieznajomego. Zastanawiał się w myślach jakby tu oskubać obcego na kasę i część towarów z zrzutu. – Strzelba wraz z plecakiem znajdują się, gdzieś w lesie. Może znaleźliście przypadkiem co? – Eee… – odezwali się równocześnie dwaj stalkerzy przypominając sobie o podziurawionym plecaku. – No, co? To, że go splądrowaliście to kij z tym. Co z moją bronią? – Nie znaleźliśmy jej, ale możemy wspólnie poszukać – oznajmił Wołga. – A za niektóre łupy z zrzutu i jednej trzeciej twojego wynagrodzenia możemy cię ochraniać aż do wypełnienia twojej misji – dodał Brzytwa z szerokim uśmiechem na twarzy. – No, to rozwiążcie mnie i możemy ruszać choćby zaraz. – Świetnie, zatem młody rozwiąż pana. Zaraz będzie zmierzchać, a nigdy nie wiadomo co znajdziemy w nocy. Wołga rozciął bagnetem więzy nieznajomego. Ten po dłuższej chwili usiadł z trudem i rozmasowywał obolałe dłonie. – Tak właściwie to jestem Cierń, najemnik Cierń. Koniec
  5. @kondotier Jesteś lepszy ode mnie. 😜 Szacunek! Swoją drogą zainteresuj się książką Gwiezdne Szczenię Jacka Izworskiego, to fajna pacyfistyczna opowieść, a sądzę, że wyciągniesz z treści więcej niż ja.
  6. @Wolin12 to akurat musiałby poprawić ktoś, kto ma wyczucie rytmu, bo z nim akurat cienko u mnie.
  7. Logując się dzisiaj na swojego pierwszego mejla znalazłem na Dysku Google trochę przeróbek piosenek pisanych z myślą o Stalkerze. Aż się zdziwiłem, że kiedyś mocno mnie to wciągnęło. Pisałem to w okresie licealnym, może ktoś chciałby dokończyć? Przeróbka czołówki Pokemonów! 1. Gdy wyzwanie rzuci Zona, z odwagą stań i walcz, ktoś odebrał ci artefakt, odzyskasz go jeśliś chwat, Do Zony chodź, już nadszedł czas, nikt nie równy jest, Zonie, już emisji poczujesz smak, to zawsze był Zony plan. Ref. Zoona! Czy ty ją w ogóle znasz? Mutantów jest pełen las, Zoona! To Stalker, przyjaciel mój, Tu snorków jest rój! Zoona! To właśnie, to właśnie ty! Kulebiak doda nam sił! Wyrusz do Stefy, nadszedł już czas, Zooona! Czy masz wszystkie artefakty? Czy już wszystkie masz?! Zoona! Emisja Czerwona 1. To nic, że długi jest marsz, Spalacz osuszy twarz, Idziesz i liczysz, naboje ostatnie trzy, I nie chybisz już, To wiesz. Ref. Emisja czerwona, żółty pada deszcz, nikt z nas nie pęka chociaż krucho jest, anomalie ominiemy, kozakiem popijemy, artefakty rozmaite diabli wiedzą gdzie, kto by się martwił, że na drodze dzik, i snorka i pijawkę je znamy już, anomalię przejdziemy, kozakiem popijemy, woda po walce ma jak bimber smak, Emisja czerwona, żółty pada deszcz, dojdziesz Prypeci choć krucho jest. 2. Stary karabin twój brat jeszcze zadziwi mutanty będą znów piękne snorki za stalkerami szły a, że przed tobą śmierć to nic. Ref. Emisja czerwona, żółty pada deszcz, nikt z nas nie pęka chociaż krucho jest, anomalie ominiemy, kozakiem popijemy, artefakty rozmaite diabli wiedzą gdzie, kto by się martwił, że na drodze dzik, i snorka i pijawkę je znamy już, anomalię przejdziemy, kozakiem popijemy, woda po walce ma jak bimber smak, Emisja czerwona, żółty pada deszcz, dojdziesz do Prypeci choć krucho jest. Czterej Stalkerzy i snork 1. Emisje nie spokojne , potargały nasz świat, a my w tej Zonie ładnych parę lat. Ref. Do Zony wrócimy, Nibypsa zestrzelimy, nakarmimy snorka, przed emisją zdążymy, artefakty spieniężymy, bo to ważna sprawa. 2. Na niebie czerwone obłoki, już emisja nadchodzi, pijawka w bagnie brodzi, na ofiarę swoją czyha, stalker nieostrożny w wodzie zdycha. Ref. Powrócimy wierni, my czterej stalkerzy, Wołga i nasz snork, my czterej stalkerzy, powrócimy wierni, po artefaktów deszcz.
  8. Kiedyś chciałem przygotować scenariusz pod modyfikację rozszerzającą fabułę Gothic 2 Noc Kruka. Przede wszystkim w planach było dodania zadań dla czeladników np. Bosper potrzebowałby trzech tuzinów wilczych futer na ubranie lub jako dywan dla paru obywateli. Constantino prosiłby o uwarzenie kilku mikstur i zaniesienie ich na farmy. Harad wiadomo; kuć, kuć i jeszcze raz kuć, ale powiedzmy, że 30 rubinowych ostrzy. 😛 Gildię też miałyby rozszerzenia; głównie straż, gdzie byłoby kilka kryminalnych spraw do rozwikłania, trochę patroli i może nawet wyprawy poza miasto. Magowie za to potrzebują kilku dodatkowych zadań dla nowicjuszy i przede wszystkim napisanie misji dla magów ognia, bo ci to może mają raptem dwie? Tj. Salandril i opętani mieszkańcy... Najemnikowi dać możliwość uzyskania dodatkowych robót od Onara lub zdobycia zleceń w porcie, od kradzieży po pobicia czy zabójstwa. Ogólnie tego typu rozszerzenie miałoby właśnie pogłębić wrażenia gry daną frakcją, a przede wszystkim dałoby dodatkowe kilka godzin gry. Ale pomysł porzuciłem. Być może kiedyś wrócę do tego, przy tworzeniu serwera w Minecraftcie...
  9. Wydawnictwo OdeSFa w 2023 roku wyda aż trzy książki post-apo. Oto pierwsza z nich!
  10. @AgraelNo przyznam, że w pierwszej chwili miałem wrażenie, że oglądam Call od Duty w Zonie. Dopiero później stwierdziłem, że w sumie graficznie podobne do Chernobylite. Trochę człowiek przywykł do tej siermiężnej grafiki, a angielskie głosy mocno wybiły z wczucia się w oglądany zwiastun. To tytułowe słowo powinno być wypowiedziane oryginalnym , grobowym tonem "Idi ka mnie" czy jakoś tak. W każdym razie zmiany graficzne, w rozgrywce są jak najbardziej na plus. Oby całość była utrzymana w podobnej jakości, zresztą niech będzie nawet 10/10, byleby nie dali ciała, a wszystko będzie dobrze.
  11. Znajoma grafika... Co prawda Waletowa nie czytałem, ale okładkę kojarzę.
  12. "Dotarła do nas właśnie niezwykle smutna wiadomość. Dzisiejszego dnia w wieku 81 lat odszedł pierwszy polski kosmonauta, gen. bryg. Mirosław Hermaszewski. Nasz rodak, który u zarania największej przygody ludzkości wyruszył między gwiazdy i znalazł się na orbicie okołoziemskiej." Źródło: Polska Fundacja Fantastyki Naukowej
  13. Podejrzewam, że wytwarzanie pancerzy, a nawet ich wzmacnianie.
  14. Stalkery! Ziemia obiecana do was nadchodzi! https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=pfbid02atdDtgav7G8znff2PNDUjp9Jaq4VbhBCa9nEzoU7GRqfXKA8iZGfwcpBQZYAnGukl&id=100063562024464&sfnsn=mo
  15. Stalkery! Podeślecie mi pieśń krasnoludów z Hobbita? W sensie z książki, moment w którym kompania Thorina przebywa u Bilba Bagginsa, Nie posiadam własnego egzemplarza książki, a Władcę mam w tłumaczeniu Łozińskiego. Edycja: To chyba powinno być to... Ale to znalezione w Internecie, może znawca potwierdzi.... Ponad gór omglony szczyt Lećmy, zanim wstanie świt, By jaskiniom, lochom, grotom Czarodziejskie wydrzeć złoto! Już krasnali działa czar; W ciszę młotów dźwięk się wdarł, Tam gdzie mrok pod skałą władnie I gdzie dziwy drzemią na dnie. Dawnych elfów możny ród Złota tu zgromadził w bród I w podziemnych kuźniach młotem Z kruszcu miecze kował złote. Na srebrzystych nitek pas Nizał błyski lśniących gwiazd, W złotych koron zaś obręcze Księżycowe wplatał tęcze. Ponad gór omglony szczyt Lećmy, zanim wstanie świt, By jaskiniom, lochom, grotom Zapomniane wydrzeć złoto! Złote harfy leżą wiek, Gdzie nie kopał żaden człek, A w nich pieśni drzemie mnogo Nie słyszanych przez nikogo. Nagle sosen słychać szum, Wichrów nocą zawył tłum I czerwonym, żywym ogniem Drzewa płoną jak pochodnie. Gdzieś w dolinie bije dzwon, Ludzie patrzą z wszystkich stron, A gniew Smoka ciska gromy Na struchlałe, kruche domy. Dymią góry w blasku gwiazd, Dla krasnali przyszedł czas. Po pagórkach, po urwiskach W księżycowych biegną błyskach. Ponad gór omglony szczyt Lećmy, zanim wstanie świt, Żeby wydrzeć lochom, grotom Nasze harfy, nasze złoto!
  16. Źródło: https://www.facebook.com/SlawomirNiesciur
  17. @Mnieciu w sumie właśnie o Book Beacie miałem wcześniej napisać, ale z jakiegoś powodu urwałem myśl. Z niego kiedyś korzystałem, ale zbyt uboga dla mnie oferta, no i te 40 zeta miesięcznie mogłem inaczej wydać.
  18. A żebyś wiedział. Jeśli chcesz za darmo posłuchać Wędrowycza lub go przeczytać to wpisz przy rejestracji kod, który brzmi bodajże BEZCENZURY, dostaniesz miesiąc za darmo na pakiet premium.
  19. Superbohater ze ściany wschodniej powraca. Nieświeża onuca upchnięta w filcowo-gumowym kamaszu odciśnie swe piętno na obliczu świata (i na niejednej bardackiej gębie). Bagnet wyciągnięty zza cholewy utoczy znów wrażej juchy, a aparatura w piwniczce radośnie wybulgocze melodię do taktu. Czas rozgarnąć ziemniaki w kopcu i powybierać granaty. Strzeżcie się, pekaesem z Chełma nadjeżdża on: pocieszyciel strapionych, bat na namolnych, mistrz kołka i linku hamulcowej – Jakub „Mroczna uszanka” Wędrowycz. OPIS Z TYŁU OKŁADKI. Dwadzieścia jeden lat temu ukazał się na rynku pierwszy tom przygód Jakuba Wędrowycza. Starsi wiekiem czytelnicy znają go choćby z opowiadania „Hiena” (pierwszy raz ukazało się w magazynie „Fenix” w 1986 roku) oraz późniejszych. Niestety nie do mnie należy o tym opowiadanie, gdyż w czasie debiutu autora nie było mnie nawet w planach (urodziłem się w 2000 roku). Przez kolejne lata ukazywały się kolejne książki o egzorcyście z Wojsławic. Przybywało nowych czytelników. Powstała nawet impreza w Wojsławicach poświęcona Wędrowyczowi tj. „Dni Jakuba Wędrowycza” na których miałem okazję być pierwszy raz w tym roku (od 15.07 do 18.07 2022r.) i całkiem miło wspominam tamten czas. Autor oprócz rozsławienia swoich rodzinnych okolic (na blogu jest więcej informacji oraz w książce „Po drugiej stronie książki”) dokonaniami Jakuba, zajął się także badaniem lokalnej historii. Dzięki założonej wraz z Markiem Farfosem „Fundacji ku Przeszłości”, mógł z pomocą darczyńców wydać kilka książek poświęconym Wojsławicom i ich mieszkańcom (między innymi „Anegdoty Wojsławickie”, „Zapukała historia do drzwi naszych…”), czy urządzić wystawy (zdjęcia do znalezienia choćby na blogu autora). Obecnie trwa zbiórka na budowę „Domu Jakuba Wędrowycza”, czyli muzeum poświęconemu szewstwu, lokalnej historii, czy bimbrownictwu. Miałem okazję zobaczyć jak wygląda budowa. Za te parę miesięcy będzie co oglądać. Już teraz wywarło to na mnie pozytywne wrażenie. Wspomnę jeszcze o konkursie literackim „U nas za stodołą”, gdzie można wysyłać swoje opowiadanie osadzone w realiach Polskiej wsi i fundacja wydaje później zwycięskie prace w antologii zatytułowanej: „U nas za stodołą”. Skoro już mamy taki piękne i nieco przydługie wprowadzenie, możemy wyruszyć do krainy pełnej absurdu, przemocy, czasem wulgaryzmów i nagości. Może z tym przesadzam, a może nie? W każdym razie nadszedł czas na „Facetów w Gumofilcach”! Jubileuszowy tom składa się z jedenastu opowiadań, zanim przejdę do krótkiego omówienia każdego z nich, zacznę od takiej ogólnej opinii. Teksty są wyjątkowo długie, co zresztą sam autor obiecał i słowa dotrzymał. Niestety w przypadku Jakuba Wędrowycza widać, że dłuższa forma mu nie służy. To nie są opowiadania o doktorze Skórzewskim, czy Stormie, gdzie może pozwolić sobie na drobne „lanie wody”, by przedłużyć historię. Czytelnik może wtedy przeczytać anegdotkę sprzed wielu lat, poczytać o zapomnianym wynalazku, czy dowie się o medycynie sprzed wieku. Jeżeli chcecie mieć porównanie, zapraszam po sięgnięcie zbiorów opowiadań, na przykład: „2586 kroków”, „Carska Manierka”, „Litr Ciekłego Ołowiu”. Może gdyby autor nie musiał szybko kończyć książki, te opowiadania nabrałyby swego rodzaju szlifu? Te sztuczne przedłużania wychodzą choćby w „Dentystycznym batalionie karnym”, a nazwijmy to „przeskoki w czasie” można wyjaśnić krótkim: „Jakub ma dziury w pamięci i trochę pozmyślał/popił z Semenem”. Od czytelnika zależy, czy kupi takie wyjaśnienie, czy jednak nie. Czy jest coś ciekawego, o czym powinien wiedzieć czytelnik nie znający Wędrowycza? Tak. Przy wpłaceniu konkretnej gotówki na pomniki Jakuba i Semena, można było w nagrodę dostać się do paru przygód egzorcysty-amatora (zbiory, w których można poszukać informacji to: „Konan Destylator”, „Karpie Bijem” i ten obecny), a niedawno w ramach licytacji na muzeum, można było załapać się do omawianej książki. A teraz już naprawdę czas na krótkie omówienie każdego opowiadania. Zaczynajmy! „Depozyt” Chronologicznie pierwsze opowiadanie otwierające „Facetów w gumofilcach”. Jakub wraz z Semenem natrafiają na przybyszkę z alternatywnego wymiaru, która szuka tytułowego depozytu. Czy zdradzę co to jest? Mogę tym razem pomilczeć, ale będzie okazja do wykrzywienia ust w uśmiech, czy nawet parsknięcia śmiechem. Czy jest coś co mi przeszkadza w tym opowiadaniu? Psikus na końcu. Izydor Bardak taplający się we własnych odchodach nie musi każdemu przypaść do gustu, tym bardziej jeśli mam przed oczami animacje „Blok Ekipa” Bartosza Walaszka, gdzie tego typu humor jest na porządku dziennym. „Globalne Ocieplenie” Bardaki mają kolejny świetny pomysł na inwestycję i jednoczesne promowanie wsi. Niestety ostatnimi czasy śniegu ani widu ani słychu, a bez tego zimowa wioska nie ma jak funkcjonować. Na szczęście Tomasz Karbowiak przybywa im na odsiecz, ale czy przypadkiem Jakub Wędrowycz im daruje? Odpowiedzi szukajcie w książce. Od siebie dodam, że dawno nie było słowiańskiego bestiariusza na kartach Wędrowycza, więc jeśli chcecie zobaczyć, co za stworzenie wylądowało, sięgnijcie po „Facetów w Gumofilcach”. Opowiadanko jest krótkie, zwarte i akcja idzie do przodu. Da się czytać na spokojnie! „Eliksir” Wyobraźcie sobie taką sytuację, że otrzymujecie spadek po krewnym, którego tak na dobrą sprawę nie znacie, jedyne co dostajecie to butelka przezroczystej cieczy i list, gdzie macie możliwość przez godzinę od spożycia dokonywać cudów, ucierając nosa ludziom, co twierdzą, że są w czymś najlepsi. Tomasz tym razem Ryżyński ma okazję zmierzyć się ze słynnym lubelskim chlorem. Zakończenie może się spodobać albo i nie. Początkowo byłem przeciw, choć z drugiej strony autor powtarzałby schemat znany z innych książek, czy filmów. Wiecie, wielka moc to wielka odpowiedzialność, a tutaj główny bohater wykorzystał eliksir, by dobrze się bawić. Stąd nie uświadczycie tutaj moralizatorstwa w stylu: „wielka moc, to wielka odpowiedzialność”. Czekam na audio-interpretacje w wykonaniu pana Grzegorza Pawlaka! „Śmieciowy interes” Do Wojsławic przybywa pewien facet, chcący za darmo utylizować śmieci. Jedynie prosi o miejsce, gdzie mógłby w spokoju rozstawić swój namiot z tajemniczym sprzętem. Wójt postanawia wykorzystać Jakuba i Semena do zbadania co tak naprawdę nieznajomy robi ze śmieciami. Ciekawa krótka historia pokazująca, że nasz egzorcysta amator ma w gruncie rzeczy poczciwe serce o ile pojawi się coś, co mu je zmiękczy. „Król Szczurów” Jakub przyjmował już wiele zleceń. Zazwyczaj klientem był człowiek, a co jeśli tym razem istota będzie nieludzka? W dodatku wzbudzająca obrzydzenie u wrażliwszych? Nie można wybrzydzać, zwłaszcza, gdy klient uczciwie płaci. Ale czy na pewno? W każdym razie bierzcie się nomen-omen do czytania! Ciut przegadane, ale daje radę. „Wajcha” Opowiadanie z udziałem słynnego toruńczyka o którym dziś niektóre niewiasty twierdzą, że: „była kobietą!”. Historia rozpoczyna się nietuzinkowo, jak na te dotychczasowe z Jakubem w tle. Czytelnik oczami wyobraźni zostaje przeniesiony do krainy skutej lodem, przywodzącej sowieckie obozy pracy, szybko okazuje się, że miejsce to służy do resocjalizacji, jednak nie w ruskim stylu, ale o tym poczytacie sobie sami. Całej treści nie zamierzam streszczać, dodam tylko, że osoby wrażliwe na zaimki bezosobowe, feministki, pacyfiści, płaskoziemcy i tak dalej, nie powinni tego czytać! Inaczej znów wasze biedne poprawne serduszka skrzywią się, widząc co ten „faszysta” i „dziaders” Pilipiuk napisał. Zostaliście lojalnie ostrzeżeni! W opowiadaniu występują elementy zaczerpnięte z opowiadania „Ruszyć Słońce” napisanego specjalnie dla XIV Liceum Ogólnokształcącego imienia Mikołaja Kopernika (a jakże!) w Krakowie. Link do tekstu tradycyjnie na dole! „Życie wewnętrzne” Tutaj będzie krótko. Jeśli byliście na tegorocznych „Dniach Jakuba Wędrowycza” lub mieliście okazję posłuchać Andrzeja na jakimś konwencie, wiecie, że to opowiadanko może wrażliwych nieco zniesmaczyć. Jedynie trochę powtórzę się za autorem; wyobraźcie sobie, że macie w bebechach dodatkowy mózg-pasożyt, który mówi wam co macie jeść i jeśli żyjecie z nim w zgodzie, czujecie się świetnie. Pewnego dnia Wędrowycz musi nawiązać z nim łączność, by wykaraskać się z kłopotów! „Dentystyczny Batalion Karny” O tym opowiadaniu pisałem, że jest sztucznie przedłużane, co zresztą sami będzie mogli sprawdzić. Ja w każdym razie przeczytałem to opowiadanie i nawet byłem skłonny wybaczyć, a to za sprawą trzech haseł. Po pierwsze „Józef Paczenko”, ten kto zna wcześniejsze zbiory opowiadań wie o kim mówię. Co prawda nie występuje on fizycznie, jednak jest wspomniany przez Jakuba, gdzie ukrywa się w lesie i uprawia partyzantkę. Po drugie sam koncept jednostki jest oryginalny (tzn. podejrzewam, że autor, gdzieś kiedyś wygrzebał informacje o tym batalionie lub na podstawie zachowań kilku ugrupowań stworzył jedno ekstra), macie zdrowe zęby? Idziecie wolno lub wstępujecie do jednostki. Paradontoza? Dziury w zębach? Uuuu, biada wam! Strzał w tył głowy to łagodny wyrok! Po trzecie tę jednostkę w pełnym momencie przejmuje Kapitan Wypruwacz, czyli osobnik po stokroć wyklęty na kartach historii i wraz z nimi dokonuje heroicznego czynu! Historia miejscami przegadana, ale za to krwawa oraz brutalna, czyli zawiera wszystko, co potrzebuje do szczęścia fan Wędrowycza! „Trzy Damy i Warchoł” Ulubione opowiadanie Kaktusa (pozdrawiam!)! Nim jednak przejdę do paru zdań o nim, chciałbym zaserwować małą ciekawostkę. Pierwotnie „Upiór w Ruderze” miał nosić właśnie tytuł „Trzy Damy i Warchoł”. Z czego co pamiętam historię według pierwotnych założeń autora, miały być podobne, nawet to tytułowe opowiadanie być może niczym się nie różni od pierwowzoru, no może prologiem, który został umieszczony w „Upiorze”. Czytelnik znający historię panienek szlachcianek i Marceliny, poczują się jak w domu, zwłaszcza, gdy nasi bohaterowie zobaczą wystawę poświęconą Edwardowi Kukule. Swoją drogą opowiadanko ma końcówkę zaadresowaną dla Władimira Putina. Podpowiem, autor nie sprzedał się za ruble, za takie coś co napisał w epilogu, pewnie zasuwałby teraz na Sybirze, przy wycince drzew. A samo opowiadanko? Oceniam na dobre. Miło było powrócić do Liszkowa, zobaczyć znajome duchy i przede wszystkim starcie fachowców z warchołem! Można było parsknąć śmiechem. „Weterynarz” Tutaj krótko. Co jeśli krowy wyglądają inaczej niż zwykle? Gdybyśmy widzieli ich prawdziwą naturę, moglibyśmy narobić w portki ze strachu przed inwazją! Można uzależnić się od śmiechu. „Niezniszczalny” Opowiadanie, które moim zdaniem mogłoby śmiało otworzyć furtkę na mały zbiór opowiadań w klimatach post-apo z przymrużeniem oka. Gdyby nie wojna na Ukrainie oraz (jak przypuszczam!) ponaglanie przez wydawcę, Andrzej miałby najlepszą historię w tej książce! Oczami wyobraźni widziałem sceny parodiujące penetrowania ruin w celach znalezienia jakiś zapasów, lub budowania metodą „na chłopski rozum” fortyfikacji aby likwidować mutanty i Bardaków, ale niestety wyszło bardzo po łebkach i na skróty. Nadam spoiler szyfrem. Izydor Bardak ulepił to samo co Jakub w opowiadaniu „Psikus” ze zbioru „Trucizna”. Niestety nie potrafił tego zniszczyć. W konsekwencji wszystkie narody użyły tego co miały pod ręką i w ten sposób doszło do zagłady. Potem Wędrowycz z Semenem robią to samo co Jakub w opowiadaniu „Hosztapler”, by dotrzeć na czas do Warszawy i dyskutują z Bardakiem. Ech, taka fajna historia. No nic, może kiedyś jak wyostrzy mi się poczucie humoru, zrobię coś co autor nieco zaprzepaścił. A szkoda! PODSUMOWANIE: Jubileuszowy tom może przypaść do gustu fanom Wędrowycza, albo wprost przeciwnie, możecie się poczuć nieco zawiedzeni. Stoję prywatnie gdzieś pośrodku, bo są mocne strony w każdej historii oprócz tej ostatniej, gdzie po prostu do teraz tego nie jestem w stanie wybaczyć autorowi. Najlepiej sięgnąć po ten zbiór, gdy zna się wcześniejsze Wędrowycze, wtedy można wyłapać trochę smaczków. Czekam na audiobooka w wykonaniu Pana Grzegorza Pawlaka i ocena końcowa za jego interpretacje dostaje oczko w górę (tak, jeszcze jej nie słuchałem, ale wiem, że będzie jeszcze śmieszniej!) OCENA: 7(8)/10 LINKI: ZRZUTKA NA DOM: https://zrzutka.pl/mypux6?utm_medium=social&utm_source=facebook&utm_campaign=sharing_button&fbclid=IwAR1YNFc9BJ1irBi-Ey3Qm9RItVbqn18F1R6ZsxiWTlQGlw0gquq8UVEMl7s KSIĄŻKĘ KUPIŁEM TUTAJ: https://www.swiatksiazki.pl/faceci-w-gumofilcach-6918606-ksiazka.html BLOG ANDRZEJA PILIPIUKA: http://pilipiuk.com/ STRONA FUNDACJI „KU PRZESZŁOŚCI” https://kuprzeszlosci.pl/ OPOWIADANIE Z KTÓREGO WZIĘŁA SIĘ „WAJCHA”: https://xiv-lo.krakow.pl/index.php/802-final-dni-kopernikanskich?fbclid=IwAR2BjpXoYtBkdVobawvq1AcpWXVf2mD54dBVxS4wXzI39gBOJfvlZ5AEQ0g STRONA MUZEUM NA FACEBOOKU: https://www.facebook.com/domjakubawendrowycza PS: Nie dostałem egzemplarza od Fabryki Słów, tylko sam go nabyłem. Dostałem na parę dni przed premierą (18.11). Premiera była wczoraj (23.11).
  20. Wiem, że mody mamy za darmo. Tak samo jak większość serwerów Minecrafta robionych dla graczy od graczy, ale jednak wypadałoby nieco się przyłożyć do swojej pracy. Nawet jeśli ma być gratis. Nawet ja pierwotnie dokładałem sił, żeby pierwszy mój Gothicowy serwer w MC stał na dość przyzwoitym poziomie, w sumie cel się udało zrealizować, ale niestety za mało miałem zawartości (trochę za szybko został wypuszczony) tzn. trochę zadań było, można było dołączyć do obozów, ale dla mnie to było za mało. Teraz robiąc serwer na własnym pomyśle, Wpierw tworzę świat. Potem zajmę się pierwszymi zadaniami, w międzyczasie budowniczy będą budować mapę, a potem zaczniemy wprowadzać zadania, mechaniki na serwer. I najprawdopodobniej ja będę opłacać projekt, może coś tam się pojawi do kupienia za prawdziwe złotówki, żeby mieć na serwerze, więc jakby się dało wyjść z tym na zero byłoby zajebiście.
  21. Jeżeli chodzi o modyfikację to zgoda. Są to zazwyczaj darmowe produkty od fanów dla fanów. Jednak warto dbać o swój produkt. Jeżeli wydam książkę i będę miał kiepską treść i słaby warsztat, to raczej nie zaciśniesz zębów przy kolejnych książkach, tylko ich nie kupisz.
  22. Sama opcja bez grania magiem pasuje do założenia "Muszę odszukać mojego brata!". W końcu to jest cel Marvina, więc raczej pięcioletnia czy tam dziesięcioletnia nauka w klasztorze tak średnio pasuje do jak najszybszego odzyskania Jorna. To akurat jest na plus. Natomiast dodanie nauki kręgów magii oraz tworzenia/korzystania z run bez konieczności przechodzenia szkolenia magicznego, już uważam za grube zepsucie rozgrywki oraz immersji, bo przecież mag bitewny w "gildii wojowników" to element charakterystyczny dla The Elder Scrolls. A obie gildie w pewny sposób są identyczne. Do Araxos pasuje dla mnie granie pod zręczność i łuk, straż siła oraz kusza. Mag ni cholery nie pasuje, no może do Araxos, tam są w końcu najemnicy, więc od biedy najemnik-mag może tam być. A Marvinowi naprawdę wystarczyłyby zwoje. Vatras mówił, że każdy obdarzony mocą może z nich korzystać. Runy są dla magów. 4. Żaboludzie - chyba jedyna rasa, która nie posiada żadnych danych. Nic, a nic. Wiemy, że mają pałki i strzelają z procy....
  23. Mechanicznie działa normalnie, więc no... a to nie jest tryb Role Play, więc immersyjnie dali dupy.
  24. No dobra, trochę zwrócę honoru twórcom Kronik i napiszę od podpunktów co mi się podobało, a co nie. 1. Mapa - większa niż Khorinis, a może nawet podobnych rozmiarów, choć trzeba przyznać, że po wielu latach umieszczenie takiej ilości detali powinno być standardem projektów pokroju właśnie Kronik. 2. Zadania - na początku są one proste, co bardzo pasuje do postaci. To w końcu nie jest bohater z przepowiedni, który ma zbawić świat, tylko zwykły szary obywatel, co przypadkiem wplątał się w kabałę. I tutaj powiem krótko: jedne zadania są ciekawe, inne nie. Co do dialogów, zgrzytałem zębami, gdyż w większości przypadków miałem wrażenie, że brzmią trochę sztucznie, choć doceniam pracę, że można gadać z każdym npc i jest trochę różnic w dialogach. 3. Magia - tutaj dali ciała, słyszałem, że żeby zostać magiem na Archolos należy spędzić wiele lat na studiowaniu magii w klasztorze, a tymczasem Marvin znajdując księgi jest w stanie mechanicznie górować nad innymi... Minus i to taki spory. Wystarczyło dać zwoje magiczne jak w Odysei... Dobra, po pracy napiszę ciut więcej...
  25. A ja chyba cisnę te Kroniki Myrtany precz z dysku. Próbuje do nich wrócić i za każdym razem kończę po 10-15 minutach gry. Od nowa nie chce mi się grać. Wiem, że to Polski projekt i tak dalej, ale kuźwa dialogi są cholernie odpychające, a póki co, żadna misja nie zapadła mi w pamięć....
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.