Skocz do zawartości

Rafał Ziemkiewicz - Polactwo


trurl3

Rekomendowane odpowiedzi

Wpadła mi w ręce książka i muszę przyznać, że przeżyłem mały szok - do tej pory nie bardzo lubiłem Ziemkiewicza z powodu jego dość agresywnych felietonów w prasie, ale po przeczytaniu tej pozycji jestem gotów postawić mu ołtarzyk. Z przerażająca realnością i prawdą przedstawia obraz nas, polaków zarówno w dziejach jak i obecnie. Czytając tę książkę ma się takie wrażenia jak przy ciągnięciu za wąsy tygrysa ussuryjskiego - i śmieszno, i straszno. Powinna to być lektura obowiązkowa dla młodego pokolenia, a i wielu starszym nie zaszkodziłoby się zapoznać. Z przykrością muszę przyznać, że zgadzam się z jego opiniami w co najmniej 90% i boleję nad tym, czego to dowodzi. Dla przykładu zamieszczę tutaj fragmenty : ...pisać chciałem o kłopotach ze znalezieniem podstawowego wzorca, opisującego mentalność przeciętnego Polaka. Nie jest to więc, niestety, wzorzec amerykańskiego entrepreneura, rzutkiego przedsiębiorcy, pioniera z gatunku tych, którzy ucywilizowali Dziki Zachód, choć, oczywiście, takich ludzi w Polsce nie brak. Nie jest to także dziewiętnastowieczny Polak-katolik, choć ludzie do tego stereotypu pasujący wciąż jeszcze występują w naszym kraju na tyle licznie, że skupienie ich głosów na jednym szyldzie wystarczy, by wprowadzić do Sejmu trzydziestu – czterdziestu posłów. I nie jest to także, uwierzcie mi na słowo, żeby nie dłużyć już argumentacji, Szwoleżer, Powstaniec, ani Sarmata, choć pewien zespół cech Sarmatyzmu, ale wyłącznie tych negatywnych, daje się u dzisiejszego polactwa wyraźnie obserwować – z przyczyny, którą przy jakiejś okazji pewnie wyjaśnię. Więc które z licznych historycznych wcieleń Polaka patronuje III Rzeczypospolitej? Moim zdaniem odpowiedź jest prosta jak w pysk dał: pańszczyźniany chłop. To z niego właśnie, czy raczej z tej jego formy, w jakiej przetrwał dziejowy kataklizm, wyhodowała komuna podstawowy model obywatela peerelu, przejęty potem z dobrodziejstwem inwentarza przez „Solidarność” i III RP." "Wiejski folwark, regulujący przez wiele pokoleń zachowania i mentalność pańszczyźnianego chłopstwa, to właśnie model, według którego pojmuje polactwo swoje miejsce świecie. Polska to dla większości jej mieszkańców taki właśnie folwark, władza – każda władza – to dziedzice ze swoją świtą karbowych, ekonomów i innych nadzorców, a oni sami – fornale z czworaków. Państwo, dziedzice, mają za nich myśleć. Ubrać, opłacić, dać żreć. Wyznaczyć robotę i pilnować, takie ich zbójeckie prawo, żeby została wykonana. Bywa, że czasem jaśnie pan się zezłości, huknie na Walusia albo i strzeli go w mordę – trudno, tak już jest. Za to Waluś ma święte prawo pana kiwać. Gdy się coś uda ukraść, to brać. Gdy ekonom nie patrzy, walnąć się w bruzdę i przekimać. To z kolei jego prawo, oczywiste i niepodważalne, i gdyby ktoś zaczął nagle parobkom klarować, że powinni wspólnie się zatroszczyć o los majątku, że od każdego z nich zależy, by nie popadł on w długi, nie zmarniał, nie przepadł – to by się wariatowi popukali w głowę. Co stelmacha albo stajennego obchodzi, czy gospodarka przynosi dziedzicowi dochody, i czy się unowocześnia, czy podupada? Pan jest dobry, gdy się zanadto nie sroży. Jeśli jest zły, nie daje żreć i zanadto pędzi, narasta przeciwko niemu złość." "...Od pierwszej chwili wkroczenia na ziemie polskie w 1939 i naziści, i komuniści mordowali każdego, kogo można było zaliczyć do klas wyższych. Palmiry i Katyń, Syberia i Kazachstan, Powstanie Warszawskie, a po wojnie – polowanie na akowców, gnojenie klasowego wroga i krwawy przerób ubeckich katowni... "...Wyobraź sobie, klarowałem swojemu amerykańskiemu przyjacielowi, że przez USA przeszła pół wieku temu taka epidemia, która zabijała każdego, kto miał roczny dochód powyżej pięćdziesięciu tysięcy dolarów albo skończony college. No, nawet, powiedzmy, nie każdego – czterech na pięciu. Wszyscy wasi profesorowie, eksperci, wszyscy wielcy biznesmeni, wszyscy ludzie tworzący potęgę tego kraju wyginęli. Prezydentem jest syn analfabety, po studiach, na których, z braku prawdziwych wykładowców, uczyli go półanalfabeci. Sekretarzem stanu został z braku laku lekko poduczony szoferak, a o gubernatorach poszczególnych stanów nawet nie warto mówić, jeszcze się nie nauczyli jeść nożem i widelcem, bo w ich sferach nie uchodzi to wcale za potrzebną umiejętność. Powiem od razu, że mój przyjaciel nie umiał sobie wyobrazić, jak by wyglądał jego kraj po takim kataklizmie. A ja sobie swojego wyobrażać nie muszę. Ja usiłuję sobie wyobrazić, jak wyglądałaby Polska, gdyby zamiast tych wszystkich półinteligentów, chamów, durniów i mętów dyrektorami, ministrami, prezesami oraz działaczami społecznymi byli dzisiaj ci, którzy nie mieli szansy się urodzić, bo ich rodziców pochłonęła zawierucha wzniecona przez dwa zbrodnicze totalitaryzmy. A przecież przykład, który podałem, był i tak niewspółmiernie łagodniejszy od polskiego doświadczenia." "Ludziom, którym los oszczędził styczności z komuną, trudno jest zrozumieć zjawisko, które Orwell nazwał dwójmyśleniem. To był wyższy stopień hipokryzji. Zwykła hipokryzja polega na udawaniu, natomiast komunistyczne dwójmyślenie zasadzało się na umiejętności wzbudzania w sobie wiary w to, w co akurat należało wierzyć. Kiedy na przykład generał Kiszczak – niedawno ujawniono stosowne dokumenty – przyznawał nagrody funkcjonariuszom, którzy różnymi podłymi sposobami „wrobili” w zamordowanie Grzegorza Przemyka lekarkę i sanitariuszy pogotowia ratunkowego, aby wybielić w ten sposób rzeczywistych morderców z MO, nie napisał, że nagradza ich za sfałszowanie aktów oskarżenia, zeznań świadków etc. i doprowadzenie do skazania niewinnych ludzi. Napisał, że nagradza ich za zasługi w odkryciu i ujawnieniu prawdy o tym morderstwie. Czy Kiszczak mógł wierzyć, że Przemyka pobili śmiertelnie sanitariusze, a nie milicjanci? Oczywiście, że nie. Gdyby w to wierzył, byłby idiotą, a idiota nie mógłby skutecznie kierować całą potęgą tajnych służb i aparatu przemocy państwa policyjnego, nawet tak dziadowskiego, jak rozsypujący się peerel. Ale przecież pisał to w tajnym dokumencie, wiedząc, że nikt jego słów nie będzie czytać poza tymi, którzy równie dobrze jak on sam wiedzieli, jaka jest prawda i jakimi metodami uzyskano „dowody” niewinności MO w sprawie Przemyka. Czemu więc nie poszedł otwartym tekstem? Bo sam był w stanie uwierzyć, że może i subiektywnie nie była to prawda, ale obiektywnie była, jako że prawdą obiektywną było to, co służyło socjalizmowi, nawet jeśli subiektywnie prawdą nie było – umiał więc sam sobie narzucić głębokie przekonanie, że obiektywnie wina sanitariuszy była prawdą, mimo subiektywnych... Nie, obawiam się, że młody Czytelnik, który miał szczęście nie zmarnować młodości w tej beczce z czerwonym łajnem, jaką był peerel, nic z tego nie rozumie. Odpuszczam. Nie wyjaśnię mu tego. Bo to jest, tak naprawdę, nie do wyjaśnienia i nie do zrozumienia dla człowieka normalnego. Proszę, po prostu przyjmijcie na wiarę – tak właśnie dziwnie i pokrętnie funkcjonował homo aparatus, i na tym, że zdołali sobie wyhodować takich mutantów, polegała wyższość sowieckich komunistów nad ich niemieckimi braćmi w socjalizmie spod znaku swastyki. Kiedy hitlerowcy mordowali Żydów, to pisali w raportach: tego a tego dnia zagazowano i spalono tylu a tylu Żydów. Potem wystarczyło wziąć te raporty do ręki i wydać wyrok. Sowieci potrafili mordować i głęboko wierzyć, że wymordowani wymordowali się sami, albo że w ogóle nigdy ich nie było. Życie stało się lepsze, towarzysze, życie stało się weselsze, jak mówił towarzysz Stalin. Rozumiecie to? Obawiam się, że nie. Powiem szczerze, im dalej, tym mniej sam to rozumiem. A przecież to istniało, choć nie chce się wierzyć." Wybaczcie mi tak dużo cytatów, ale nie mogłem się oprzeć. W razie zainteresowania jestem gotów udostępnić książę w wersji elektronicznej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Meta zablokował(a) ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.