Skocz do zawartości

Yossarian

Weteran
  • Postów

    840
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    51

Treść opublikowana przez Yossarian

  1. Szybki ranking: I Miejsce - @daniu Nagroda - II Miejsce - @Pure Nagroda - 1000 III Miejsce - @kondotier Nagroda - Dla pozostałych
  2. Eksperymentowałem z różnymi przeglądarkami, dopóki nie trafiłem na Slimjeta bazującego na Chromium. Polecam jako alternatywę dla popularnych "kombajnów". Plusy to: szybkość ,lekkość wczytywania stron, stabilność, obsługa rozszerzeń chrome. Minusów nie zauważyłem. Jeżeli chodzi o problemy z Firefoxem, To znalazłem coś takiego (od trzeciego posta): https://mozillapl.org/forum/viewtopic.php?f=15&t=49192&sid=8d9d74f23273f3ddeb5fc34dc5d71610
  3. Mija dwadzieścia lat od tragicznych wydarzeń, które dotknęły dziesiątki tysięcy ludzi w naszym kraju. Poniżej znajdziecie opracowanie dotyczące przyczyn, przebiegu i skutków tej klęski żywiołowej, oraz film opowiadający o tym dramacie. Oczywiście nie sposób opisać wszystkiego w jednym poście, dlatego zachęcam tych z Was którzy pamiętają te czasy, o wypowiedzi i uzupełnienie pominiętych faktów. POWÓDŹ 1997 – hydrologiczno-meteorologiczne przyczyny oraz przebieg powodzi w dorzeczu Odry Powódź letnią z 1997 roku należy jednoznacznie uznać za największe w ubiegłym stuleciu wezbranie Odry. Powodzie, które wystąpiły latem 1997 roku w Republice Czeskiej, Polsce, Niemczech, Austrii i Słowacji, spowodowały największe straty ekonomiczne wśród wszystkich klęsk żywiołowych, jakie zanotowano w świecie w 1997 roku. Hydrologiczno-meteorologiczne przyczyny powodzi. Decydujące znaczenie dla wystąpienia powodzi w lipcu 1997 r. miały dwie, następujące po sobie w krótkim odstępie czasu, fale obfitych opadów, wywołane przez tzw. niże genueńskie niosące ogromne masy wody (pary wodnej) znad Morza Śródziemnego. Pierwszy okres obfitujący w opady rozpoczął się w dorzeczu Odry około 4 lipca. Obszar niskiego ciśnienia tworzący się na szlaku niżu genueńskiego nad Bałkanami i dalsze mniejsze obszary niskiego ciśnienia nad Karpatami powodowały transport wilgotnych i ciepłych mas powietrza znad wschodniej części Morza Śródziemnego i Morza Czarnego na północ, gdzie następowało zetknięcie z chłodnym powietrzem znad Bałtyku. Ekstremalnie duże różnice temperatur stykających się z sobą mas powietrza wywołały obfite opady zwłaszcza nad Sudetami, Beskidami Morawsko−Śląskimi i Jesenikami. W okresie od 4 do 8 lipca 1997 r. między Wrocławiem, Katowicami i Brnem, a więc w Sudetach i Beskidach, wystąpiły maksima opadów. Na rozległe obszary spadły tam do godzin porannych dnia 9 lipca 1997 r. opady w wysokości powyżej 200 mm, na dużą część obszaru również ponad 300 mm. Najwyższe wartości odnotowano na Pradziadzie − 455 mm i na stacji Racibórz − 244 mm. Na czeskiej stacji Lysá hora w Beskidach Morawsko-Śląskich spadło w ciągu pięciu dni, od rana 4 lipca do rana 9 lipca, 586 mm opadu, z tego 510 mm w ciągu 72 godzin (w tym 234 mm w ciągu 24 godzin). Należy w tym miejscu zaznaczyć, iż dla dorzecza Odry średnioroczne sumy opadów wynoszą w partiach grzbietowych wyższych regionów górskich 1000-1300 mm oraz dla największej części górskiego dorzecza Odry – niższych partii górskich 500-600 mm w skali roku. Również w pozostałej części dorzecza w górnym biegu Odry wystąpiły znaczne ilości opadu. Nawet na stacji Görlitz odnotowano jeszcze w tym czasie opady w wysokości 58 mm. W brandenburskiej części dorzecza Odry w tym czasie opady prawie nie występowały. Te masy deszczu wywołały pierwszą falę powodziową na Odrze. Do pogorszenia sytuacji powodziowej doszło wówczas, kiedy to niecałe dwa tygodnie później nad Czechy nadciągnął kolejny obszar niskiego ciśnienia z centrum nad Włochami. W okresie od 18 do 22 lipca 1997 r. ukształtował się podobny stan pogody jak w pierwszym okresie obfitującym w opady. Niż spowodował − tym razem nieco dalej na zachód, głównie nad Górami Izerskimi i Karkonoszami − ponowne długotrwałe i rozległe opady na terenach już dotkniętych przez powódź. W ciągu czterech dni, od 17 do 21 lipca 1997 r., pomiary wykazały ponownie wysokości opadów przekraczające 100 mm: Praděd − 139 mm, Lysá hora −167 mm, Wieluń − 116 mm, Częstochowa − 115 mm. W ciągu zaledwie czterech dni spadła tam ponownie taka ilość deszczu, jakiej można się było spodziewać w całym miesiącu lipcu. Ten okres opadów był przyczyną powstania drugiej fali powodziowej i długiego czasu trwania powodzi. Ponieważ w tym drugim przypadku silne deszcze nie oszczędziły również niemieckiej części dorzecza Odry (w ciągu trzech dni wystąpiły opady przekraczające częściowo 70 mm), spowodowało to dodatkowy napór na i tak już mocno przeciążone obwałowania. W ciągu całego lipca spadła wielokrotność średniej ilości opadów z wielolecia: na południu Polski i wschodzie Czech opadów było trzykrotnie więcej, na obszarach górskich nawet czterokrotnie lub pięciokrotnie więcej niż zazwyczaj. Istotną rolę w zmniejszeniu wielkości fal powodziowych w lipcu 1997 r. spełniły wielofunkcyjne zbiorniki wodne. Gospodarkę wodną na zbiornikach prowadziły głównie Okręgowe Dyrekcje Gospodarki Wodnej, zgodnie z zatwierdzonymi instrukcjami i w ścisłym porozumieniu z właściwymi Wojewódzkimi Komitetami Przeciwpowodziowymi (WKP). Wykorzystanie stałej i forsowanej retencji powodziowej zbiorników przyczyniło się do znacznego obniżenia przepływów kulminacyjnych I i II fali powodziowej, zmniejszając stopień zagrożenia powodziowego. Oddziaływanie lokalne, zmniejszające stopień zagrożenia powodzią, wywierały również "suche" zbiorniki przeciwpowodziowe zlokalizowane w górnej części zlewni Odry, na terenie Dolnego Śląska. Podczas I fali w warunkach przeciążenia pracowały zbiorniki w ówczesnym woj. wałbrzyskim w zlewni Nysy Kłodzkiej, a zwłaszcza Międzygórze na Potoku Wilczka i Stronie Śl. na Morawce. Ogromną rolę w redukcji fali powodziowej miały m.in. zbiorniki Otmuchów i Nysa. Podczas II fali była wykorzystana prawie w 100% pojemność zbiorników w zlewni rzeki Kaczawy: Świerzawa, Kaczorów i Bolków oraz zbiorników Cieplice, Mysłakowice i Krzeszów I. Pozytywną rolę w zakresie ochrony przed powodzią spełniły wszystkie istniejące czeskie zapory. Chociaż zbiorniki te położone są w wyższych partiach zlewni (dotyczy to zwłaszcza zbiorników zlokalizowanych w Beskidach), spowodowały one redukcję odpływów kulminacyjnych rzędu 10−33%, co miało również korzystny wpływ na ilości wody odpływającej do Polski. Przebieg powodzi. Opinia publiczna otrzymała pierwszą informację o intensywniejszych opadach w piątek, 4 lipca 1997 r., w ramach zwykłej prognozy pogody. W godzinach popołudniowych Centrala Prognoz Hydrologicznych ČHMÚ w Pradze standardowo rozesłała pisemne zawiadomienia do odbiorców centralnie wydawanych ostrzeżeń powodziowych, jak również do Głównego Urzędu Obrony Cywilnej Republiki Czeskiej, służby powodziowej Ministerstwa Środowiska Republiki Czeskiej, central dyspozytorskich gospodarki wodnej spółki "Povodí", które zapewniają informacje powodziowe dla komisji przeciwpowodziowych wszystkich dorzeczy i do Państwowego Zarządu Melioracji. Pierwsze informacje nie wskazywały jednak na zbliżającą się katastrofę. W komunikacie ostrzegającym z soboty, 5 lipca 1997 r., zakłada się już znaczny wzrost stanów wód i osiągnięcie drugiego i trzeciego stopnia alarmowego. Równocześnie rozpoczęto cogodzinne pomiary opadów na głównych stacjach meteorologicznych. W ciągu soboty i niedzieli podjęły pracę powiatowe komisje przeciwpowodziowe na zagrożonych obszarach, a w niedzielę − komisja przeciwpowodziowa dla całego dorzecza Odry. W poniedziałek, 7 lipca 1997 r., Centralna Komisja Przeciwpowodziowa Republiki Czeskiej w miejscowości Olomouc utworzyła sztab kryzysowy, który zajmował się zbieraniem informacji o aktualnym stanie i rozwoju sytuacji powodziowej oraz koordynacją prac zabezpieczających i ratowniczych. W ramach współpracy strona czeska przekazywała aktualne i dostępne dane hydrometeorologiczne i prognozy do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Katowicach i Wrocławiu. Po stronie polskiej prace zaczęły służby odpowiedzialne za bezpośrednią ochronę przed powodzią: Główny Komitet Przeciwpowodziowy i wojewódzkie komitety przeciwpowodziowe (WKP) oraz powoływane przez wojewodów rejonowe, gminne i zakładowe komitety przeciwpowodziowe. Wobec ogromnych rozmiarów powodzi na Odrze i jej dopływach, głównie na Nysie Kłodzkiej, Rada Ministrów powołała w dniu 08.07.1997 r. zespół pod przewodnictwem Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji do koordynacji działań przeciwpowodziowych. W miarę wzrostu zagrożenia powodziowego, napływania ostrzeżeń, meldunków i informacji o sytuacji hydrologiczno−meteorologicznej poszczególne wojewódzkie komitety przeciwpowodziowe (WKP) ogłaszały stan pogotowia przeciwpowodziowego lub alarmu powodziowego dla zagrożonych rejonów. Wprowadzano całodobowe dyżury w ośrodkach kierowania akcją przeciwpowodziową na wszystkich szczeblach. Stan alarmu powodziowego ogłoszony został w większości województw w dorzeczu Odry w dniach 6 i 7 lipca 1997 r. i trwał przeciętnie 27 dni, w pięciu WKP przekroczył 30 dni. W posiedzeniach WKP brali udział dyrektorzy Wydziałów Urzędów Wojewódzkich, szefowie Komend Państwowej Straży Pożarnej i Policji, Wojska i Wojewódzkich Inspektoratów Obrony Cywilnej Kraju, ponadto przedstawiciele Okręgowych Dyrekcji Dróg Publicznych, Zakładów Energetycznych, Telekomunikacji i inni. W niektórych WKP (np. we Wrocławiu) utworzono grupy operacyjne, złożone z dyżurujących w systemie ciągłym oficerów formacji wojskowych, policji oraz straży pożarnej, które współdziałając bezpośrednio z jednostkami operacyjnymi ułatwiały koordynację prowadzonych akcji. Poza jednostkami służb resortowych do akcji ratowniczych włączyli się wolontariusze, w tym krótkofalowcy, wykazując ogromne zaangażowanie w walce z powodzią. Na podkreślenie zasługuje zwłaszcza postawa ludności dużych miast, gdzie organizowane spontanicznie osiedlowe komitety przeciwpowodziowe, pracując "non-stop", umacniały i podwyższały wały workami z piaskiem oraz likwidowały przesiąki, broniąc poszczególnych osiedli i ulic przed zalaniem. Do akcji przeciwpowodziowej od samego początku włączył się Polski Czerwony Krzyż, Polski Komitet Pomocy Społecznej, harcerze. Dowozili sprzęt, żywność, odzież, lekarstwa, w miarę możliwości przeprowadzali ewakuacje z miejsc najbardziej zagrożonych. Powódź letnia w 1997 roku to bez wątpienia największa powódź na Odrze w historii pomiarów. Poczynając od 1900 roku nie można się doszukać wezbrania porównywalnego pod względem czasu trwania fal powodziowych i wysokości odpływów kulminacyjnych. Prawdopodobieństwo kulminacji przekracza 100 lat. W czeskiej części dorzecza Odry w wyniku powodzi zginęło 20 osób, w Polsce poniosły śmierć 54 osoby. Na terytorium Polski konieczna była ewakuacja ponad 106 tys. osób, zalaniu uległo 47 tys. mieszkań i budynków gospodarczych, pod wodą znalazło się 465 tys. użytków rolnych. W Republice Czeskiej w dorzeczu Odry ewakuowano 35 tys. osób, zniszczeniu uległo 320 domów i ponad 5 tys. mieszkań. Walka z powodzią wymagała ogromnego zaangażowania ludzi, materiałów i środków technicznych. Na samym niemieckim odcinku polsko-niemieckiej Odry granicznej w akcji przeciwpowodziowej brało udział prawie 50 tys. osób. W kraju związkowym Brandenburgia przygotowano ok. 11 mln worków na piasek, z czego wykorzystanych zostało 7,5 mln. Powodzi tego rodzaju nie sposób opanować jedynie środkami technicznej ochrony przeciwpowodziowej. Dla minimalizacji szkód konieczne jest, w myśl zasady zintegrowanej ochrony przed powodzią, efektywne wykorzystanie możliwości w zakresie naturalnej retencji, technicznej ochrony przeciwpowodziowej, ostrzegania przed powodziami i działań zapobiegawczych. Niniejsze opracowanie powstało na podstawie publikacji „Dorzecze Odry – POWÓDŹ 1997” autorstwa Międzynarodowej Komisji Ochrony Odry przed Zanieczyszczeniem MKOO/IKSO, Wrocław 1999 r. oraz innych źródeł. Rafał Wolanowski SQ6IYR Wrocław, 7 lipca 2012 r
  4. Nazwa: Mac Ierewitsch Wiek: 69 lat Przynależność: Zombie Historia: Psychopatyczny paranoik, cierpiący na manię wielkości. Wśród Stalkerów krążą pogłoski o tym, iż kiedyś sprawował prominentną funkcję w jednym z europejskich rządów. Obalony i wygnany znalazł schronienie w Zonie. Początkowo próbował stworzyć własną frakcję, ale jego wysiłki spełzły na niczym. Sfrustrowany i przygnębiony usiłował popełnić samobójstwo, skacząc do anomalii Szrama. Jego chory umysł w wyniku oddziaływania psionicznego uległ zombifikacji. Po tej transformacji najprawdopodobniej objął przywództwo pośród Zombie, chcąc zdominować całą Zonę. Do jego specjalnych zdolności należy sugestywne tworzenie iluzji. Ofiara znajdująca się pod jego wpływem, powoli traci zdolność obiektywnej oceny rzeczywistości, aby w końcu stać się bezwolnym narzędziem w jego rękach. Działania wobec postaci: Zalecana "kuracja ołowiem".
  5. @FairFight znalazłem coś takiego. http://gry.interia.pl/sprzet/news-tracer-gamezone-radiant-test-klawiatury,nId,2426370 Nie jestem jakimś znawcą. Dla mnie klawiatura ma być przede wszystkim trwała i mieć w miarę wygodny układ klawiszy. Osobiście używam "poniemieckiej" klawy za 10 pln.
  6. Pozwoliłem sobie przepisać artykuł z najnowszej "Angory" o tytule jak w temacie. Przyznam że mocno mnie rozbawił. Mam nadzieję że Wam również poprawi humor. Reprezentacja Sił Zbrojnych Zimbabwe zrobiła furorę na Międzynarodowych Grach Wojennych. Na trwające od 29 lipca do 12 sierpnia militarne igrzyska ArMI-2017 zjechali żołnierze z 28 krajów. Przyjęły ich poligony Rosji, Białorusi, Azerbejdżanu, Kazachstanu i Chin. To już trzecia edycja gier; pierwsze odbyły się latem 2015 roku, a ich pomysłodawcą był rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu. Podobnie jak na klasycznych zawodach reprezentacje państw rywalizują w różnych konkurencjach, na przykład na "ścieżce zwiadowcy" - forsownym marszobiegu z pełnym ekwipunkiem. W okolicach Nowosybirska przystąpiło do tego zadania siedem drużyn: Z Rosji, Białorusi, Armenii, Kazachstanu, Uzbekistanu, Chin oraz egzotyczna ekipa z Czarnego Lądu. - Bardzo ciepłe uczucia budzi kontakt z zespołem Zimbabwe. Można powiedzieć że ta drużyna jest najradośniejsza - opisywał ją branżowy portal Guard-info.online. - Chłopaki ślą dookoła promienne uśmiechy i po prostu cieszą się z tego, że są w Rosji. I gdyby nie pomoc z zewnątrz, mogliby w niej zostać na dłużej... Chociaż oddział Narodowej Armii Zimbabwe przygotowywał się do zawodów przez cztery miesiące u siebie, to podczas pokonywania trasy zabłądził w syberyjskiej tajdze. Dzielnych rangersów musieli z niej wyprowadzać rosyjscy instruktorzy. Dowódca zwiadowców z Zimbabwe przyznał potem szczerze, że radzenie sobie w tak egzotycznej okolicy jest dla jego żołnierzy problemem. W ich kraju po prostu nie ma takich lasów. Dlatego wyjazd do Rosji to przede wszystkim cenne doświadczenie. To nie był jednak koniec przygód wojskowych z Afryki. Dali o sobie znać podczas rywalizacji kierowców mechaników, gdy wywrócił się ich bojowy wóz piechoty. Na szczęście nic nikomu się nie stało. Tym większe emocje wzbudził występ Zimbabwe w konkursie o tytuł "mistrzów ognia artyleryjskiego" przeprowadzonym na poligonie w Kazachstanie. - Jedynym oddziałem, któremu udało się osiągnąć stuprocentowy wynik w strzelaniu z moździerza, okazał się zespół z Zimbabwe. Z zastrzeżeniem, że unieszkodliwił cudze cele, a nie swoje - ocenił wyniki konkurencji główny sędzia konkursu artylerzystów generał-major Łut Alczekenow. Wojacy nie przejęli się jednak tymi wpadkami. Ich dowódca żałował, że zawody trwają tak krótko, bo on i jego podkomendni chętnie zostaliby w Rosji nawet na rok. Może więc nie warto było ich szukać w tej tajdze. Po roku pewnie znaleźliby się sami... (CEZ) Na podst. : vesti.ru, sputnik-tj.com, ria.ru, guardinfo.online Źródło: " Angora" nr 33 2017 r str. 74 artykuł "Cenne bojowe doświadczenie wojaków z Zimbabwe"
  7. A moim zdaniem, pomysł nie jest zły. Powiedzmy sobie szczerze, czy każdy mój punkt reputacji wynika z czegoś twórczego, odkrywczego, czy dla kogoś pomocnego? Ano nie. A to serduszko (osobiście uważam, że powinno być coś innego) jest jakimś wyrazem uznania, dla tego co napisałem, zamieściłem itd. i nie wpływa na żadne statystyki. Taka jest moja subiektywna opinia. Tak mi teraz strzeliło do głowy, że zamiast serduszka mógłby być nabój do kałacha.
  8. Godzilla padła. Zmarł aktor, który grał Godzillę W wieku 88 lat zmarł na zapalenie płuc aktor Haruo Nakajima, który grał Godzillę w pierwszych filmach o tym potworze - poinformowała we wtorek, 8 sierpnia, japońska wytwórnia filmowa Toho. Haruo Nakajima (01.01.1929 - 07.08.2017) Nakajima po raz pierwszy założył gumowy kostium fikcyjnej bestii w 1954 roku w filmie "Godzilla - król potworów". Wiele lat później aktor wspominał, że pierwszy strój Godzilli ważył 100 kg i było w nim tak ciężko oddychać, że został do niego domontowany aparat z tlenem. W sumie Japończyk do 1972 roku przebierał się za Godzillę w kilkunastu produkcjach. Uznawany był za jednego z najlepszych w swoim fachu - wielokrotnie grał rolę kaiju (japońskich potworów). Godzilla to jeden z najbardziej znanych potworów w historii kinematografii oraz symbol japońskiej kultury masowej. Jego nazwa to połączenie angielskiego "gorilla" (goryl) oraz japońskiego słowa określającego wieloryba. Potwór niszczył japońskie miasta, wymachując masywnym ogonem. Jak wskazuje agencja Reutera, filmy science-fiction o Godzilli stanowiły w latach 50., a więc po około 10 latach od ataku nuklearnego na Hiroszimę i Nagasaki, metaforę skutków użycia broni atomowej. Seria wyrażała również frustrację wobec amerykańskiego testu bomby wodorowej na atolu Bikini w 1954 roku, w wyniku którego napromieniowani zostali japońscy rybacy. Filmy o Godzilli zdobyły sympatię widzów na całym świecie i doczekały się wielu wznowień. Źródło: http://film.interia.pl/wiadomosci/news-zmarl-aktor-ktory-gral-godzille,nId,2426388
  9. Wietnamski generał z zimną krwią zabija przerażonego cywila - ta wstrząsająca fotografia dowodzi, że... nie zawsze powinniśmy wierzyć własnym oczom. Prawda o tej egzekucji jest bowiem znacznie bardziej skomplikowana. Pierwszego lutego 1968 roku fotograf Eddie Adams dociera do Sajgonu. Stolica Wietnamu Południowego stoi w ogniu. Dzień wcześniej rozpoczęła się ofensywa Tet - armia północnowietnamska oraz oddziały komunistycznych partyzantów zerwały zawieszenie broni i przypuściły atak na miasto. Reporter dostrzega grupę członków Wietkongu konwojowanych przez mundurowych. Bez namysłu pstryka im zdjęcia. Nagle dowódca eskorty wyciąga z kabury broń i celuje w skroń młodego mężczyzny. Strzela. Niemal w tej samej chwili Adams naciska spust migawki. Udaje mu się uchwycić moment, gdy pocisk przebija głowę ofiary... Później wypadki toczą się błyskawicznie. Kontrowersyjna fotografia w ciągu kilku dni obiega cały świat. Jej przekaz wydaje się jasny: żołnierz brutalnie zamordował bezbronnego cywila. Zachód jest zszokowany. Obraz natychmiast staje się symbolem okrucieństwa wojny w Wietnamie; pacyfiści obwołują go ikoną swojego ruchu. Towarzysze w Moskwie zacierają ręce - antyamerykańska machina propagandowa wystartowała pełną parą. Generał Nguyen Ngoc Loan przez lata ukrywał swoją tożsamość. Zaskakująca prawda Tymczasem prawda o tej egzekucji jest inna. "Niewinną" ofiarą był Nguyen Văn Lém - oficer komunistycznej partyzantki. Dowodził jednostką, która zaledwie parę godzin wcześniej zamordowała kilkadziesiąt osób, głównie członków rodzin miejscowych policjantów. Sam zabił m.in. sześcioro dzieci. Gdy został schwytany, z dumą opowiadał o swoich "dokonaniach". Świadkiem jego przechwałek był generał Nguyen Ngoc Loan, rzekomy bezduszny kat, w rzeczywistości - narodowy bohater sprzeciwiający się amerykańskiej interwencji. Uwieczniona na kliszy scena złamała mu życie. Opinia publiczna nie uwierzyła, że zastrzelił zbrodniarza wojennego. Stał się wrogiem numer jeden. Wyemigrował do USA, gdzie przez 16 lat ukrywał się pod przybranym nazwiskiem. Zmarł w 1998 roku. Eddie Adams za słynne zdjęcie otrzymał Nagrodę Pulitzera. Aż do śmierci bronił Loana: - Na tej fotografii giną dwie osoby. Generał zabił członka Wietkongu. Ale ja zabiłem generała. Zdjęcia są najpotężniejszą bronią świata. Ludzie im wierzą, chociaż one kłamią, nawet bez manipulacji. Są tylko półprawdami... Generał Nguyen Ngoc Loan kilka razy został ranny podczas starć z Vietcongiem. Na zdjęciu odbiera odznaczenie od prezydenta Nguyen Van Thieu, leżąc w szpitalu. Źródło: http://facet.interia.pl/historia/news-egzekucja-w-wietnamie-jaka-jest-prawda-o-slynnym-zdjeciu,nId,2424979 Ode mnie: W internecie można też znaleźć filmik z tej egzekucji, w czasach PRL-u często ta scena była pokazywana w programach dotyczących wojny w Wietnamie. Wówczas zrobił on na mnie wstrząsające wrażenie, no bo jak można ot tak zabić człowieka. Dzisiaj internet pozwala poznać kontekst różnych wydarzeń i w jakimś stopniu zrozumieć motywy działania ludzi. Tutaj mam jednak wątpliwości, bo wynika z tego że ów generał działał w afekcie. Jeżeli nie było sądu, to zamordował jeńca wojennego. Nawet jeżeli ten jeniec był zbrodniarzem. Zdecydowanie odradzam oglądanie tego filmiku osobom wrażliwym.
  10. @Walik Czosnek to może założę klub archeologów .
  11. Jeżeli chodzi o screena @gawron , to przypomniał mi się tekst z "Rycerzy trzech" . Po małej modyfikacji mógłby brzmieć tak: - Żora zejdź z pala. - Nie zejdę. - Żora nie daj się prosić, zejdź. - Mowy nie ma. - Żora zejdź, zapłacimy ci. - Nie zejdę i tak jestem nadziany.
  12. Na początku kilka z cyklu "Bohaterowie są zmęczeni" , następnie różności.
  13. No i znowu muszę podbić temat. Letnie Igraszki.
  14. To jakaś czarna seria. Zmarł amerykański aktor i dramaturg Sam Shepard http://film.interia.pl/wiadomosci/news-zmarl-amerykanski-aktor-i-dramaturg-sam-shepard,nId,2423440
  15. @AhrimanTheSorcerer 1. Nie wiem 2. Broń będziesz mógł sprzedać dopiero na Zatonie.
  16. @tom3kb W dzisiejszych czasach wszystko przyśpieszyło, to i zombiaki musiały poprawić wynik na setkę . A na poważnie, facet był prekursorem gatunku, a "Noc żywych trupów" to kultowy klasyk.
  17. NIE ŻYJE JEANNE MOREAU Napiszę tak; znałem tą osobę z ekranu, w czasach gdy określenia "wielka aktorka" używano w stosunku do niej w czasie przeszłym i gdy lata świetności (także wizualnej) miała już za sobą. Postanowiłem jednak o niej wspomnieć, ponieważ szanuję czasy w których kino europejskie było potęgą i w którym niewątpliwie miała swój udział. Podejrzewam że więcej mógłby powiedzieć w tym temacie nasz drogi @kondotier. Młodszemu pokoleniu może skojarzy się z roli Mahaut w miniserialu "Królowie Przeklęci". Tutaj więcej na jej temat: http://film.interia.pl/wiadomosci/news-nie-zyje-jeanne-moreau,nId,2423232,from-embed-gallery
  18. Polacy nie gęsi i swoich Plaskaczy mają: http://natemat.pl/75875,w-xxi-wieku-twierdza-ze-ziemia-jest-plaska-marcin-nie-mozna-wierzyc-naukowcom Czytacie na własną odpowiedzialność. Ja z trudem wytrwałem do końca, ale ciekawe jest ostatnie zdanie. @kondotierze już miałem się zbłaźnić i napisać - alfa Centaurii, ale dla pewności popatrzyłem do netu. Człowiek zapomina o rzeczach oczywistych .
  19. @ramirez12 nie ma za co. Podziękowania należą się Sierioży, to jego zasługa.
  20. @ramirez12 Tu masz poradnik od Sierioży, wszystko podane na tacy: https://stalkerteam.pl/topic/10078-koniec-z-limitami-na-mega-krótki-poradnik-i-przydatny-program/?tab=comments#comment-109914
  21. Dla mnie mechanizm jest prosty. Wymyśla się bzdurną teorię -> fabrykuje się "dowody" -> wrzuca się to do netu i czeka -> pojawia się nikłe zainteresowanie, z czasem coraz większe -> pojawiają się zwolennicy, rozgłos -> na końcu reklamodawcy z kasą. W tym wypadku nie musieli się nawet wysilać z wymyślaniem.
  22. Myślałem że niewiele jest rzeczy, które potrafią mnie zaskoczyć lub zadziwić. Otóż byłem w wielkim błędzie. Niemal każdego dnia trafiam na informacje które powodują u mnie regularny "opad kopary". Tak też było po przeczytaniu artykułu w "Angorze", zatytułowanego "Klub płaskoziemców". Pozwoliłem go sobie przepisać, bez ingerencji w tekst. Końcowy wniosek też nie należy do mnie, aczkolwiek trudno się z nim nie zgodzić. Mark Sargent uchodzi za ojca tego ruchu. Nie dlatego, że go stworzył - prostuje - ruch już istniał od czasów Ptolemeusza. Sargent, 49-letni programista, nadał mu formy organizacyjne. Przez większość życia uważał, że ziemia jest kulista; nawet się nad tym nie zastanawiał. Jednak w 2014 roku na YouTube natrafił na film. Ziemia jest płaska - takie było jego przesłanie. - Był nawet ciekawy, ale nie sądziłem, by to była prawda - mówi. - Zaczynałem tak jak wszyscy, sądząc, że bez trudu udowodnię, iż glob jest okrągły. Dziewięć miesięcy później zrozumiałem, że nie jestem w stanie tego dokonać. W 2015 roku Sargent rozpoczął organizowanie ruchu Flat Earthers (wierzących, że Ziemia jest płaska) w Seattle. Na kanale w YouTube codziennie publikował nowe wideo (nakręcił ich ponad 6000 tłumaczące, że kulistość globu to blaga. Ma ponad 40 tys. regularnych subskrybentów; filmy oglądano 7,7 mln razy. Rzucił pracę, by poświęcić się dowodzeniu, że Ziemia jest płaska. - Gdy w roku 2015 wpisywało się do YouTube, "płaska Ziemia" otrzymywało się 50 tys. rezultatów; dziś - 17,4 mln. Wzrost o ponad 30 tys. procent. Rozwijamy się - zapewnia Sargent. Od trzech lat co wtorek w lobby Purple Cup Cafe w Fort Collins w Kolorado spotyka się kilkadziesiąt osób; za każdym razem nieco więcej. Większość to biali mężczyźni w różnym wieku; nie ma hierarchii ani regulaminu. Przedmiot dyskusji: "Płaska Ziemia i inne zakazane tematy". Ostatnio zbierali na billboard przy autostradzie. Na teść ogłosili konkurs; wiadomo, że będzie o kłamstwie kulistości. - Członkowie ruchu nie ujawniają nazwisk, obawiają się wyszydzania i represji - stwierdza John Vnuk, założyciel klubu Flat Earthers w Fort Collins. - Nie wciskamy tego nikomu siłą. To jest jak przebudzenie. Jedni przyjmują do wiadomości, inni nie. Czy się nas lubi, czy nienawidzi, ruchu Flat Earthers nie można ignorować. - Dowodów jest tak wiele, że gdy odrzuci się tradycyjny pogląd, zacznie patrzeć obiektywnie, krytycznym okiem, człowiek odkrywa, że to co mu wpajano, to głównie propaganda - mówi Bob Knodel z Denver. 35 lat pracował jako inżynier, teraz administruje kanałem płaskoziemców na YouTube "Globebusters". 135 filmików wideo obejrzały 2 mln ludzi. - Nasz portal uczy ludzi myśleć. Od dawna badam teorie konspiracyjne - wyznaje Knodel. - Bardzo krytycznie patrzę na NASA. Wedle modelu heliocentrycznego kręcimy się z prędkością 1038 mil na godzinę. Ale to się powinno czuć. Przy takiej prędkości nie da się funkcjonować. Podczas spotkań rozwiewa się wątpliwości neofitów. - Co mamy odpowiadać, gdy nas nazywają głupolami? - Nie jesteście głupi. Oni muszą pojąć, że padają ofiarą monstrualnego oszustwa. Nie na wszystkie pytania jest gotowa odpowiedź: - Jak mamy tłumaczyć innym zaćmienie słońca w sierpniu? Po chwili milczenia: - Musimy to zbadać odpowiemy później. Kluby jak ten w Fort Collins zawiązały się w Nowym Jorku, Bostonie, Houston, Filadelfii, Phoenix, Chicago i w wielu innych miastach Stanów. Nowych wciąż przybywa. Mimo popularności większość ludzi o Flat Earther nie słyszała lub błędnie traktuje ich działalność jako satyryczną, coś jak kult "latającego potwora spaghetti". Naukowcy odmawiają komentarza. Pierwsza Flat Earth International Conference odbędzie się w Raleigh w dniach 9-10 listopada tego roku. Credo nie ogranicza się do kształtu ziemi. Płaskoziemcy objaśniają, że planeta jest płaskim dyskiem, ograniczonym z obu stron przez ogromne ściany lodowe. Przykrywa ją szklana kopuła. W sferze ideologii pozostaje deklaracja, że to "egalitarny sprzeciw wobec uczonego zarozumialstwa". - Oni - mówi Sargent o heliocentrystach - chcą, byście myśleli, że jesteście bez znaczenia, skazą na Ziemi, kosmiczną pomyłką. Ruch płaskiej Ziemi mówi, że jesteśmy specjalni, jest stwórca, to wszystko nie jest przypadkowe. Oni nas oskarżają, że jesteśmy idiotami, że to wszystko dla pieniędzy. To nie dla pieniędzy, my w to wierzymy. A oni pragną kontrolować umysły, zniewalać ludzi, kontrolować wszystko. Psycholog prof. Craig Foster z US Forces Academy, odnosząc się do wypowiedzi futbolisty Kyrie Irvinga ("Ziemia jest płaska... Mamy to przed oczyma... Oni nas okłamują") i całego ruchu stwierdza, że Irvinga i jemu podobnych można traktować jako"wariatów lub głupców". Lecz to "zaciemnia prawdziwy problem: ludzie są podatni na tego typu rozumowanie, szczególnie w obecnym klimacie społecznym. Zostali do tego poglądu przekonani przez innych, a potem trwają przy nim, bo nie chcą przyznać, że są w błędzie. Gdy dowody przeciw nim są zbyt silne, twierdzą, że to spisek, np. zdjęcia z orbity są częścią spisku NASA, by ukryć oszustwo lądowania na Księżycu. Wiara w płaską Ziemię to tylko jedna z pseudonaukowych teorii, które naukowcy zwalczają dzień w dzień. Ludzie padają ofiarami podobnych konceptów w innych dziedzinach. Politycy często podkopują naukowe i dziennikarskie objaśnienia, twierdząc, że są fałszywe, że komuś lub czemuś służą". Trudno nie spostrzec, że wywody prof. Fostera jak ulał pasują do pisowskich halucynacji smoleńskich. (STOL) Na podst. : Flat Earth Society, Denver Post, meetup.com, livescience.com, Atlantic Źródło: "Angora" nr 31 z 2017 r ; strona 77 ; artykuł "Klub płaskoziemców" Na koniec, coś ode mnie:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.