Skocz do zawartości

Yossarian

Weteran
  • Postów

    840
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    51

Treść opublikowana przez Yossarian

  1. Klasyczne wyoranie pyskiem o ścianę
  2. Mody "znacznikowe" ograniczają potrzebę wnikania w treść, bo prowadzą gracza za rączkę. Chyba że znacznik nie pokazuje dokładnie miejsca questowej postaci czy rzeczy, a precyzyjne naprowadzenie wynika z dialogu lub opisu. Jeszcze ciekawszą rzeczą są mody "bezznacznikowe", gdzie w PDA jest podany tylko opis zadania i przybliżona lokacja a znaczników jak na lekarstwo. Ewentualne podpowiedzi wynikają z rozmów, sms-ów, znalezionych informacji. Tutaj trzeba wgłębić się w "lekturę" i pogłówkować, aby wykonać zadanie. Takie podejście do tematu, aczkolwiek czasami mocno frustrujące i irytujące, bardzo wzbogaca rozgrywkę i gimnastykuje szare komórki. Jest też polem do popisu dla tworzenia ciekawych dialogów, opisów czy opowiadań. Niektóre opowiadania mogłyby np. naprowadzać pośrednio na schowki z unikatowymi fantami. Nie byłyby to questy, ale podpowiedzi co do miejsc w których można znaleźć coś fajnego. Do tej pory grałem wg. znaczników, nie bardzo studiując treść. Ostatnio zostałem "zmuszony" do rozgrywki "bezznacznikowej" i było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Trudno w tym wypadku przecenić wartość słowa pisanego i analizowania zawartych w nim informacji. Podobnie jak z filmami, mody nastawione na akcję, nie mogą zostać "przegadane". Z drugiej strony mody fabularne, gdzie np. GG zmuszony jest do podejmowania moralnych wyborów, nie powinny polegać na gonitwie od znacznika do znacznika. Fabuła musi skłaniać do wnikania w opisy, zbierania i łączenia informacji oraz prowadzenia dialogów. Dodatkowo, "wewnętrzne" przemyślenia budują psychologiczny portret postaci.
  3. Mimo wszystko zbiera pozytywne opinie i recenzje(ę) https://gry.interia.pl/recenzje/news-green-hell-recenzja,nId,2629165
  4. Dokładnie dziesięć lat temu bankructwo ogłosił amerykański bank inwestycyjny Lehman Brothers. Wydarzenie to zapoczątkowało światowy kryzys gospodarczy, największy od lat 30. ubiegłego wieku. Konsekwencje tego, co wydarzyło się 15 września 2008 roku, są odczuwane do dziś. Zawalenie się rynku nieruchomości w USA przerwało błogi sen o wiecznie rosnącej i niczym nieskrępowanej gospodarce. Jedna z protestujących w ramach ruchu "Occupy Wall Street" Choć narastająca od kilku lat bańka na amerykańskim rynku nieruchomości powinna być widoczna dla każdego, kto krytycznie spoglądał na powszechnie dostępne dane, nie analizowano niepokojących sygnałów. Wprost przeciwnie. Rządzący i bankierzy przekonywali siebie nawzajem, że rynek nieruchomości i finansów nie ma prawa się zawalić. Wciskano więc kredyty hipoteczne komu tylko się dało, bez weryfikacji dochodów, tylko po to, by banki mogły tworzyć z nich rozbudowane instrumenty finansowe i sprzedawać je inwestorom. Ale - do czasu. Gdy Fed (amerykański bank centralny) podniósł stopy procentowe i okazało się, że klienci nie są w stanie spłacać kredytów, ceny domów zaczęły spadać, a banki zorientowały się, że utopiły miliardy w instrumentach, które stały się bezwartościowymi świstkami papieru. A to był dopiero początek. "Sytuacja jest bardzo poważna" Wystarczy poszukać archiwalnych materiałów telewizyjnych, by uświadomić sobie grozę pamiętnego poniedziałku, 15 września 2008 roku. CNN od wczesnych godzin porannych alarmuje widzów na tle czerwonych strzałek oznaczających spadki, że dzieje się coś bezprecedensowego. "To zdumiewające. Wall Street już dawno czegoś takiego nie widziało" - pada z ekranu. I zaraz potem: "Wiadomość z ostatniej chwili. Giełdy na całym świecie zanurkowały w związku z kryzysem na Wall Street". Prezenterka CNBC pyta wprost: "Czy nasze pieniądze są bezpieczne?". Ekspert odpowiada, ale już nie wprost. "Sytuacja jest bardzo poważna. Nie wiemy jeszcze, gdzie nas to zaprowadzi. Mamy do czynienia z ryzykiem systemowym i globalnym" - wywodzi fachowo. Kuala Lumpur: Inwestor obserwuje spadające notowania spółek Kolosalne skutki Upadek Lehman Brothers początkowo uderzył w rynki finansowe - giełdę, banki itd., dlatego też najpierw mówiło się o "kryzysie finansowym". Ale później, gdy w kolejnych krajach Zachodu następowała recesja, dług publiczny wymykał się spod kontroli, a ludzie zaczęli tracić pracę, świat zdał sobie sprawę, że doszło do globalnego kryzysu gospodarczego. Porównania do Wielkiej Depresji z lat 30. znalazły potwierdzenie w liczbach. Oto kilka z nich. W krajach OECD, a więc w grupie 35 rozwiniętych państw świata, pracę w następstwie wydarzeń z 2008 r. straciło 8 milionów osób, z czego 2,6 mln w USA. W 2009 r. gospodarka w strefie euro skurczyła się o blisko 10 proc., a np. w Meksyku aż o 22 proc. Bezrobocie w Grecji wzrosło z 7 proc. przed kryzysem do 28 proc., w Hiszpanii osiągnęło pułap 26 proc. (przed kryzysem - 8 proc.), a w Irlandii skoczyło z 4 do 16 proc. W zglobalizowanej gospodarce żadne państwo nie miało prawa czuć się bezpiecznie wobec wydarzeń zapoczątkowanych upadkiem Lehmana. Nawet tam gdzie do recesji nie doszło, np. w Polsce, mieliśmy do czynienia ze znacznym wyhamowaniem tempa wzrostu gospodarczego, stagnacją płac, nie udało się również uniknąć wzrostu bezrobocia. Różowe okulary finansistów Politycy, ekonomiści, bankierzy i dziennikarze ekonomiczni, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, całe swoje kariery zbudowali na zapewnianiu od końca lat 80. ubiegłego wieku, że wszystko jest w porządku, a żaden kryzys nam nie grozi. W latach bezpośrednio poprzedzających gospodarczą zapaść, wieszczyli świetlaną przyszłość i z wyżyn swoich kompetencji potępiali nielicznych sceptyków. "W tym niesamowitym świecie natychmiastowej komunikacji i wolnego przepływu kapitału tworzymy największy okres prosperity w historii ludzkości" - cieszył się w czerwcu 2005 roku Christopher Cox z Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Podobną oceną sytuacji wykazał się miesiąc później szef Fed-u Ben Bernake. Zapytany, czy bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości może wywołać recesję, odpowiedział: "Nie kupuję tej narracji. To bardzo mało prawdopodobne. Nigdy się nie zdarzyło, by ceny domów zaczęły spadać w skali kraju". Jeszcze jesienią 2005 r. utrzymywał: "Małe wychłodzenie rynku nieruchomości, jeśli w ogóle się pojawi, nie będzie miało wpływu na wzrost gospodarczy". Wtórował mu były szef Fed-u, słynny Alan Greenspan: "Nie ma bańki na rynku nieruchomości w skali kraju. To tylko piana na lokalnych rynkach". Im więc bardziej bańka rosła, tym bardziej w gremiach decyzyjnych rosło przekonanie, że jej nie ma. A nawet jeśli dostrzegano, że coś tam w tych kredytach hipotecznych nie gra, to twierdzono, że i tak nie przełoży się to na gospodarkę. "Stawiam, że to, co dzieje się na rynkach finansowych, nie wpłynie fundamentalnie na realną gospodarkę" - głosił William Poole, szef banku centralnego St. Louis w kwietniu 2007 r. Uparci do końca Jeśli ktoś myśli, że ta kojąca narracja ustała w 2008 roku, gdy już widać było, że wszystko się zaraz zawali, jest w grubym błędzie. W końcu rolą rządzących jest uspokajać rynki, a nie mówić prawdę obywatelom. "Gospodarka nadal będzie rosła. A jeśli gospodarka rośnie, to znaczy, że nie ma żadnej recesji. Wszyscy o tym wiemy" - klarował jeszcze w lutym 2008 r. sekretarz skarbu Henry "Hank" Paulson, najwyraźniej poirytowany tym, że on, geniusz finansów i ekonomii, musi tłumaczyć takie oczywistości maluczkim. Kiedy jedni byli poirytowani, inni dowcipkowali: "W drugim kwartale mieliśmy wzrost na poziomie dwóch proc. Mam dla republikanów propozycję hasła wyborczego: 'Gospodarka - mogło być gorzej'" - stwierdził Ben Bernake w sierpniu 2008 r. 7 września, tydzień przed upadkiem Lehman Brothers, Paulson stanowczo podkreślał: "Nie zmienia się nasza ocena korekty na rynku nieruchomości i siły naszych instytucji finansowych". Po ogłoszeniu bankructwa przez Lehman Brothers zapewnił, że rynki miały czas, żeby się do tego przygotować, a system bankowy jest "absolutnie niezagrożony". W tym przekonaniu długo nie wytrwał, bo już kilka dni później błagał Kongres i prezydenta o miliardy dolarów pożyczki dla sektora bankowego. Henry "Hank" Paulson: Wszystko jest pod kontrolą Co właściwie poszło nie tak? - Do najważniejszych przyczyn kryzysu należy zaliczyć przeprowadzoną w wielu krajach tzw. deregulację, czyli znaczące złagodzenie wymagań stawianych instytucjom finansowym, w tym bankom. Zmiany te zostały przeprowadzone w interesie wielkiego kapitału i związanej z nim wąskiej grupy społecznej - mówi Interii prof. Leokadia Oręziak, kierownik Katedry Finansów Międzynarodowych w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Zgadza się z tym prof. Andrzej Szahaj, filozof z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Uznano, że gospodarka potrzebuje większego zakresu wolności, mniej regulacji, mniej nadzoru państwa, więcej swobody w procesach koncentracji kapitału, mniej przeszkód dla fuzji i przejęć. Bankier uwalnia finanse W 1981 roku prezydent USA Ronald Reagan, w roli szefa Departamentu Skarbu, obsadził Donalda Regana z banku Merrill Lynch, a ten niemal natychmiast zabrał się do "uwalniania" gospodarki skrępowanej surowymi przepisami. A zwłaszcza uwalniania sektora finansowego. Przez 30 lat kolejni bankierzy w roli szefów krajowej gospodarki: Regan z Merrill Lynch, Robert Rubin z Goldman Sachs czy Hank Paulson również z Goldmana, przekonywali prezydentów i naród, że banki potrzebują większej swobody w inwestowaniu, co miało się rzekomo przysłużyć całej gospodarce. I tak likwidowano kolejne zawory bezpieczeństwa. Bodaj najdonioślejszym osiągnięciem bankierów było zniesienie ustawy Glass-Steagall (od nazwisk jej twórców), uchwalonej w 1933 r. w wyniku wielkiego kryzysu. Ustawa zakazywała bankom łączenia ryzykownej działalności inwestycyjnej, spekulacyjnej z prowadzeniem rachunków i udzielaniem kredytów. Innymi słowy, nie można było grać w ruletkę pieniędzmi klientów. Osobno funkcjonowały banki inwestycyjne a osobno banki komercyjne. W 1999 roku, za prezydentury Billa Clintona, ustawa Glass-Steagall została ostatecznie obalona. Dało to bankierom zielone światło do jeszcze agresywniejszego zmieniania prawa pod siebie rękami rządzących, obojętne, z którego obozu. Rok później, pod dyktando finansistów, uchwalono ustawę zakazującą regulowania derywatów - złożonych instrumentów finansowych, będących dla banków prawdziwą żyłą złota. Te papiery wartościowe były na tyle skomplikowane, że politycy niespecjalnie mieli do nich głowę. Zaufali fachowcom-finansistom. A to właśnie derywaty rozwaliły gospodarkę. W jaki sposób? Tu dochodzimy już do rynku nieruchomości i owej wspomnianej bańki spekulacyjnej. Toksyczne derywaty Finansiści wpadli na genialny pomysł, by tysiące wysoko oprocentowanych pożyczek dużego ryzyka - na domy, na samochody, chwilówki - upakować w jeden instrument finansowy. Nazywano to dywersyfikacją ryzyka. Banki sprzedawały takie derywaty jako super pewną inwestycję, o czym zapewniały opłacane przez bankierów agencje ratingowe. - W ten sposób agencje ratingowe wprowadzały w błąd inwestorów na całym świecie - wyjaśnia prof. Oręziak. Ten instrument pochodny (CDO - Collateralized Debt Obligation; papier wartościowy, którego zabezpieczeniem były kredyty) okazał się niesamowicie zyskowny. Banki sprzedawały i kupowały CDO bez opamiętania. Wcześniej zapewniły sobie likwidację przepisów ograniczających ryzyko, jakie mogą przy tym podejmować. Nagle wszyscy zaczęli mieć interes w tym, by wciskać kredyty komu się dało, z bezrobotnymi na czele. Tylko w ten sposób dało się zapewnić stały dopływ "mięsa", z którego można lepić CDO i sprzedawać inwestorom. Lokalni pożyczkodawcy już nie przejmowali się, czy kredyty będą spłacane czy nie, bo po prostu sprzedawali je bankom, które domagały się ich jak najwięcej. Z kolei największy ubezpieczyciel w USA - AIG - oferował inny pomysłowy instrument (CDS - Credit Default Swap). Za stałą miesięczną opłatą można było sobie ubezpieczyć CDO na wypadek, gdyby pożyczki nie były spłacane. AIG nie wpadło na to, że pewnego dnia stanie przed perspektywą wypłaty setek miliardów dolarów. Co ciekawe, Joseph St. Denis, jedyny z dyrektorów w AIG, który alarmował o ryzyku, był równocześnie jedynym, który w 2007 roku nie dostał premii. Interes kręcił się radośnie, Amerykanie kupowali domy, bankierzy prywatne odrzutowce i nikt nie przyjmował do wiadomości, że cały czas rośnie gigantyczna bańka spekulacyjna. Gdy Fed podniósł stopy procentowe, na tyle duży odsetek klientów przestał spłacać kredyty, że domek z kart się zawalił. Ceny nieruchomości zaczęły spadać. Skutek? Wierzyciele nie byli w stanie odzyskać pieniędzy na drodze licytacji. Wszyscy obudzili się "z ręką w nocniku": kredytobiorcy, pożyczkodawcy, banki, inwestorzy, no i rząd, który rękami Fed-u na gwałt drukował setki miliardów dolarów, by ratować sektor finansowy. Lehmanowi pozwolono upaść Lehman Brothers zbankrutował, bo uznano, że tak będzie najlepiej. Rząd uważał, że jeśli nie pozwoli Lehmanowi zbankrutować, banki rozzuchwalą się na tyle, że będą rozgrywać Fed. Sekretarz Paulson nie wykazał się jednak konsekwencją. Najpierw zorganizował sprzedaż banku Bear Stearns JPMorganowi, później znacjonalizował pożyczkodawców Fannie Mae i Freddie Mac, następnie stwierdził, że wolny rynek oczekuje skalpu w postaci bankructwa Lehmana. A kilkadziesiąt godzin później uznał, że rząd powinien jednak interweniować i zasilić pozostałe banki gotówką. Sytuacja Lehmana w gruncie rzeczy nie różniła się znacząco od sytuacji Goldman Sachs, Citigroup czy firmy ubezpieczeniowej AIG. Lehman był po prostu we wrześniu 2008 roku "pierwszy w kolejce" do bankructwa. Krytycy postępowania rządu wobec Lehmana uważają, że Paulson i Fed nie przewidzieli, jak duży wstrząs wywoła to bankructwo. Akademickie dyskusje, czy Lehman powinien był upaść czy nie, trwają do dziś. Bańka pęka, kryzys się rozlewa Upadek Lehman Brothers wywołał lawinę, która przeobraziła amerykański kryzys finansowy w globalny kryzys gospodarczy. Nie tylko dlatego, że europejskie banki utopiły miliardy w ryzykownych instrumentach pochodnych z Wall Street. Również dlatego, że w wyniku bankructwa Lehmana banki w innych krajach przestały pożyczać pieniądze klientom (bo mogą nie spłacić) i sobie nawzajem (bo mogą zbankrutować). Zakręcenie kurka z pieniędzmi przydusiło gospodarkę wielu krajów. Przedsiębiorcy zostali odcięci od kredytów, ludzie zaczęli tracić pracę, więc zmalały dochody państwa. I nagle okazało się, że mamy w Europie kryzys zadłużenia. Dopóki był wzrost gospodarczy, dopóty dług dało się obsługiwać. Gdy nagle radykalnie spadły wpływy z podatków, gwałtownie wzrosły deficyty budżetowe. Trzeba się było jeszcze mocniej zadłużać i państwa znalazły się na krawędzi, bo jak tu obsługiwać dług przy tak kurczących się wpływach? Prof. Leokadia Oręziak zwraca również uwagę, że ogromne środki przeznaczono na ratowanie europejskich banków, co tylko spotęgowało przyrost długu. - W wielu państwach instytucje finansowe zagrożone upadkiem otrzymały masową pomoc z pieniędzy publicznych. Wydatki te, wraz z wydatkami państwa na programy mające stymulować gospodarkę, przyczyniły się do drastycznego wzrostu długu publicznego w relacji do PKB. Kryzys ten stworzył poważne zagrożenie rozpadu strefy euro - przypomina. Europejski Bank Centralny musiał stawać na głowie, by dodrukować euro, jednocześnie nie łamiąc traktatowych zasad, które zakazują ratowania zadłużonych państw przez EBC. Nauka w służbie systemu Amerykański film dokumentalny "Inside Job" z 2011 r. pokazuje, jak w deregulacji świata finansów i budowie systemu opartego na krótkoterminowym zysku uczestniczył świat nauki. Ekonomiści prestiżowych uczelni, czerpiący profity w radach nadzorczych spółek finansowych, publikowali jednocześnie prace badawcze promujące interesy tych spółek. Glenn Hubbard - rektor Columbia Business School i szef rady doradców ekonomicznych George’a W. Busha - napisał w 2004 roku wraz z głównym ekonomistą Goldman Sachs, Williamem Dudleyem, pracę, w której obaj wychwalali derywaty. Uważali, że taka "alokacja ryzyka" wzmacnia stabilność systemu finansowemu. Praca powstała za pieniądze think tanku należącego do Goldman Sachs i posłużyła administracji jako potwierdzenie, że owe skomplikowane instrumenty są dobre dla gospodarki i nie potrzebują regulacji. Później, jako ekspert firmy Countrywide, Hubbard, podpierając się swoim ekonomicznym autorytetem, wywodził, że wciskanie przez tę firmę kredytów bez weryfikacji dochodów klientów nie przyczyniło się do późniejszych strat inwestorów; przekonywał, że straty te były spowodowane "czynnikami makroekonomicznymi". Od Countrywide Hubbard za godzinę pracy nad tą ekspertyzą pobierał 1200 dolarów. Bez skorumpowania ekonomistów takich jak Hubbard być może nie udałoby się przekonać opinii publicznej przed 2008 r., że gwałtowny rozrost sektora finansowego sprzyja całej gospodarce. Dawać mi tu winnych W tej historii czarne charaktery zostały jasno zarysowane: chciwi bankierzy, ślepi politycy, sprzedajni naukowcy. Jednak prof. Witold Orłowski sugeruje, by spojrzeć na sprawę szerzej. - Zawinili po trochę wszyscy - uważa. Jednocześnie wyjaśnia: - Winne są banki, które zbyt agresywnie poszukiwały zysków, zwiększając ryzyko. Klienci są winni, bo bardzo łatwo dawali się naciągać, ich również zaślepiała chciwość i nierozważność. No i winny jest też oczywiście rząd, zwłaszcza amerykański bank centralny, który nie reagował na to. Oczywiście, więcej pretensji możemy mieć do bankiera, który zarabiał krocie i miał być najbardziej kompetentnym ogniwem, niż do klienta, który ma prawo nie wiedzieć, że robi rzeczy szaleńcze, dając namówić się na kredyt, którego nie jest w stanie spłacić. Ale prawda jest taka, że wszyscy się do tego przyłożyli. Skutki społeczne Konsekwencje upadku Lehman Brothers sięgają znacznie dalej niż tylko wskaźników dotyczących PKB i bezrobocia. W wyniku kryzysu z 2008 roku załamała się umowa społeczna między obywatelami a rządzącymi państw Zachodu. Opinia publiczna zdała sobie sprawę, że była karmiona kłamstwami o wolnym rynku, który sam z siebie zapewni wszystkim dobrobyt. - Było to ucieleśnienie wielowiekowego marzenia ludzkości: prostego mechanizmu wyłaniania się porządku z chaosu oraz gwarancji, że wszelkie nierównowagi zostaną szybko pokonane przez korekty wbudowane w sam system, a nie pochodzące z zewnątrz (rynek pojmowano jako swoiste społeczne "perpetum mobile") - tłumaczy prof. Andrzej Szahaj. Załamanie dotychczasowej umowy społecznej wiązało się z kryzysem zaufania wobec dotychczasowego establishmentu i wzrostem poparcia dla ruchów antysystemowych i populistycznych. Choć minęło dziesięć lat, "oburzeni" wciąż zdają się stanowić najliczniejszą grupę wyborców. Ma to bezpośrednie konsekwencje polityczne - środowiska o ugruntowanej przez dekady pozycji np. socjaliści i gaulliści we Francji gwałtownie tracą poparcie na rzecz nowych ruchów obiecujących radykalną zmianę i rozliczenie poprzedników. Czy wyciągnęliśmy wnioski? Szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Christine Lagarde - Wernyhora światowej gospodarki - długo odgrażała się, jak to sektorowi finansowemu zostanie przykręcona regulacyjna śruba. Ale zmiany okazały się naskórkowe. - Nie usunięto ani jednej strukturalnej przyczyny kryzysu. Nie został zatrzymany proces deregulacji, instytucje za duże, aby upaść, są jeszcze większe niż dziesięć lat temu, finansjalizacja gospodarki pogłębia się, kapitalizm gargantuiczny ma się świetnie, nie zlikwidowano rajów podatkowych (poza Luksemburgiem), nie spłacono gigantycznych długów, które mają na koncie różne instytucje finansowe, państwa oraz poszczególni obywatele (długi te od początku kryzysu znacznie wzrosły!), nie zrobiono nic, aby zatrzymać proces pogłębiania się nierówności społecznych - wylicza i ostrzega prof. Szahaj. Bankierze, prowadź Dziesięć lat po wybuchu kryzysu w Stanach Zjednoczonych niemal jeden do jednego odtwarzane są warunki, w których mógł się narodzić. Oto amerykański sekretarz skarbu wywodzący się z Goldman Sachs - Steven Mnuchin - przepycha kolejne pakiety deregulacyjne, ze szczególnym uwzględnieniem banków. Udało się już m.in. wydatnie osłabić ustawę Dodda-Franka, która miała chronić amerykańskich konsumentów po kryzysie z 2008 roku. Steven Mnuchin "uwalnia" gospodarkę od regulacji Po obu stronach oceanu wrócił wzrost gospodarczy. Giełdy rosną. Konsumpcja takoż. Na rynkach zapanował optymizm. Ode mnie: Filmiki zamieszczone w cytowanym artykule, jako że są po angielsku, zamieszczam poniżej. Osobiście polecam obejrzenie w całości "The Big Short". Źródło: https://fakty.interia.pl/raporty/raport-kryzys-2008/kryzys/news-powracajaca-melodia-kryzysu,nId,2628449
  5. @vidkunsen Bardzo ładny screen. Jeżeli się nie mylę to ze Sturmovika Wiem jak wygląda Pe-8. Moja uwaga dotyczyła tego, że nie mógł on być używany przeciwko jednostkom nawodnym, czy podwodnym bo... nie strzela się z działa do muchy. Amerykanie próbowali czegoś takiego (bombardowania floty) przy użyciu B-17 w początkowej fazie wojny na Pacyfiku, ale efekt był praktycznie zerowy. Niemcy mieli swojego czterosilnikowego Focke-Wulfa 200, ale używali go bardziej do rozpoznania morskiego (tropienia konwojów) niż do bezpośrednich ataków, choć takie przypadki też się zdarzały.
  6. No to i ja dorzucę swoje 3 grosze. @vidkunsen Chyba pomyliłeś Pe-8 z Pe-2. Pe-8 powiedzmy że był substytutem bombowca strategicznego. Rosjanie użyli ich do bombardowania Berlina, co miało charakter bardziej propagandowy niż strategiczny. Co do kawalerii, to nie jestem znawcą, ale z tego co czytałem to w 1939 roku polskie pułki kawalerii, nie były z góry skazane na zagładę w starciu z pancernymi czy zmechanizowanymi oddziałami Wehrmachtu. Wyposażone w 37 mm armatki p-panc Boforsa mogły skutecznie powstrzymywać ówczesne niemieckie zagony pancerne. Niestety dominacja Luftwaffe w powietrzu sprawiła, że oddziały polskie, w tym kawaleria, były dziesiątkowane i dezorganizowane nim mogły wejść do boju. Do postrzegania kawalerii jako formacji przestarzałej i niewiele wartej w użyciu bojowym w tamtym czasie, przyczynił się m. in. film A. Wajdy "Lotna" i "słynna" scena szarży polskich kawalerzystów z szablami na czołgi. To tyle mojego przynudzania. Sorry za kontynuację OT @boberma, który o wiele lepiej potrafi wytłumaczyć te zawiłości
  7. @DaarMoo Najwyraźniej nie oglądasz TVP Przecież teraz to jest kraj mlekiem i miodem płynący. Antoni, za swego panowania, tak zmodernizował siły zbrojne, (WOT) że co nam tam Rosja z jakimiś manewrami
  8. Flota Północna – największy i najsilniejszy morski związek operacyjny Marynarki Wojennej Federacji Rosyjskiej – rozpoczął manewry na Morzu Czukockim. Ćwiczenia są częścią manewrów o kryptonimie Wostok 2018. W manewrach bierze udział m.in. niszczyciel Wiceadmirał Kułakow oraz okręty desantowe Kondopoga oraz Aleksander Otrakowskij. http://fakty.interia.pl/wideo/video,vId,2576621
  9. Na rosyjskim Dalekim Wschodzie rozpoczęły się we wtorek (11 września) ćwiczenia wojskowe pod kryptonimem Wostok 2018 (Wschód 2018) z udziałem 300 tys. żołnierzy. Według ministerstwa obrony Rosji, ćwiczeń o tej skali nie organizowano od czasu sowieckich manewrów Zapad-81 w 1981 r. Ćwiczeniami Wostok 2018 dowodzi minister obrony Rosji Siergiej Szojgu. Łącznie zaangażowanych zostanie ponad 1000 samolotów, śmigłowców i aparatów bezzałogowych, do 36 tys. czołgów, transporterów opancerzonych i innych pojazdów oraz do 80 okrętów i jednostek pomocniczych. W manewrach biorą udział zgrupowania dwóch okręgów wojskowych Rosji: Centralnego i Wschodniego, a także siły Floty Północnej, Floty Pacyfiku, wojsk powietrznodesantowych oraz lotnictwo transportowe i dalekiego zasięgu sił powietrzno-kosmicznych. Założono, że siły te podzielone zostaną na dwie przeciwne strony - jedną grupę utworzą siły Centralnego Okręgu Wojskowego wraz z Flotą Północną, drugą - żołnierze Wschodniego Okręgu Wojskowego z Flotą Pacyfiku. Aktywna faza ćwiczeń potrwa od 11 do 17 września. Pierwszy etap, trwający dwie doby, obejmuje planowanie, przygotowanie wojsk do prowadzenia działań bojowych i organizację współdziałania i zaopatrzenia. W drugim, pięciodniowym etapie, wojska przejdą do działań praktycznych. Ćwiczenia odbywają się na poligonach Wschodniego Okręgu Wojskowego, trzech poligonach sił powietrznodesantowych i sił powietrznych oraz akwenach Morza Beringa, Morza Ochockiego, Zatoki Awaczyńskiej i Zatoki Kronockiej na Oceanie Spokojnym, w rejonie Kamczatki. Resort obrony Rosji jako cel ćwiczeń określa "sprawdzian stopnia przygotowania organów dowodzenia wojskowego podczas planowania i prowadzenia przegrupowań sił na duże odległości", jak również "organizowanie współdziałania pomiędzy oddziałami lądowymi i siłami marynarki wojennej". Podkreślono, że "to także zdobycie praktyki i doskonalenie umiejętności w dowodzeniu wojskami podczas przygotowywania i prowadzenia działań wojennych". Szef sztabu generalnego sił zbrojnych Rosji generał Walerij Gierasimow poinformował attache wojskowych obcych państw, że manewry mają charakter obronny i nie są skierowane przeciwko żadnemu z partnerów Rosji. Źródło: https://fakty.interia.pl/galerie/swiat/zdjecie,iId,2576289,iAId,305783
  10. AMD przedstawiło odmienioną rodzinę procesorów AMD Athlon z wbudowanymi układami graficznymi Radeon Vega, która została zoptymalizowana do codziennych zastosowań: AMD Athlon 200GE, Athlon 220GE i Athlon 240GE. AMD Athlon wraca Są to modele, które łączą wydajne rdzenie x86 "Zen" z grafiką w architekturze "Vega" w formie wszechstronnego układu SOC (System-on-Chip) do komputera stacjonarnego, dzięki czemu będzie on responsywny i niezawodny w szeregu zastosowań - od codziennego korzystania z przeglądarki internetowej, przez korzystanie z transmisji wideo, po nawet zaawansowane zadania, jak rozgrywka w jakości HD. Firma AMD ponadto ogłosiła dziś dostępność biznesowej klasy procesorów do komputerów stacjonarnych, tj. Athlon PRO 200GE i 2 generacji Ryzen PRO, która składa się z modeli Ryzen 7 PRO 2700X, Ryzen 7 PRO 2700 i Ryzen 5 PRO 2600 - są to produkty dla rynku komercyjnego, korporacyjnego i sektora publicznego. Wraz z wprowadzeniem tych produktów na rynek firma AMD oferuje kompletną linię profesjonalnych rozwiązań komputerowych, w której obszarze zastosowań znajduje się zarówno tworzenie wysokiej jakości treści cyfrowych, zaawansowana wielowątkowość, jak i praca biurowa. Jesteśmy dumni mogąc powiększać nasze udane portfolio konsumenckich i biznesowych produktów skonstruowanych na bazie rdzeni "Zen" wprowadzając nowe procesory AMD Athlon, AMD Athlon PRO i 2 generacji AMD Ryzen PRO. Zaawansowane architektury "Zen" i "Vega" dają nowy zastrzyk energii legendarnej marce procesorów AMD Athlon - marce, której konsumenci i entuzjaści PC ufają od prawie dwóch dekad. — powiedział Saeid Moshkelani, starszy wiceprezes i główny menedżer w dziale Client Compute firmy AMD. Procesor AMD Athlon 200GE z układem graficznym Radeon Vega Architektura "Zen" pozwala procesorowi AMD Athlon 200GE pozostawać chłodnym i cichym podczas pracy. Dodatkowo AMD Athlon 200GE jest w pełni zgodny z istniejącą infrastrukturą AM4, czyli platformą, która oferuje nowoczesne techniki, jak pamięć DDR4, podsystem nośników NVMe, obsługa wyświetlaczy 4K i portów USB 3.1 Gen2 oraz przede wszystkim łatwą ścieżkę modernizacji do wydajniejszych procesorów AMD Ryzen i rozbudowy systemu o zewnętrzne karty graficzne. Wydajność AMD Athlon 200GE: - Nawet o 169% większa responsywność niż poprzedniej generacji procesory AMD A6-9500E - Nawet o 67% wyższa wydajność graficzna i nawet 2-krotnie lepsza efektywność energetyczna niż konkurencja - Nawet o 84% wyższa wydajność w grach HD niż konkurencja Procesory AMD Athlon PRO i 2 generacja AMD Ryzen PRO Procesory AMD PRO zostały zaprojektowane dla biznesu, więc zapewniają niezawodność, ochronę i wydajność, jakiej potrzebują współczesne, wymagające obliczeniowo korporacyjne zadania. Wszystkie procesory z tej rodziny oferują komercyjnej klasy jakość i stabilność, a przy tym stanowią część długo wspieranej platformy i obsługują otwarte standardy zarządzania sprzętem, aby zwiększyć elastyczność w infrastrukturze złożonej z produktów wielu producentów - wszystko to w przystępnej dla biznesu cenie. Na dodatek technologia AMD Guard umożliwia znakomitą ochronę na poziomie układu scalonego, która działa od włączenia do wyłączenia i pomaga zabezpieczać system przed rosnącą liczbą zagrożeń. Te nowe procesory do komputerów stacjonarnych - zarówno Athlon PRO 200GE, jak i 2 generacji Ryzen PRO zapewniają responsywność w najbardziej wymagających aplikacjach korporacyjnych i wielowątkowych zadaniach. Athlon PRO 200GE oferuje: - Nawet o 19% wyższą wydajność systemu niż konkurencja - Nawet o 67% wyższą wydajność graficzną niż konkurencja Ryzen 7 PRO 2700X oferuje: - Nawet o 10% wyższą wydajność wielowątkową niż 1 generacji Ryzen 7 PRO 1700X - Nawet o 24% wyższą wydajność procesorową niż konkurencja - Nawet o 18% wyższą wydajność w zaawansowanych aplikacjach niż konkurencja Źródło: https://nt.interia.pl/komputery/news-amd-athlon-powrot-kultowego-procesora,nId,2628041
  11. Windows 7 to oprogramowanie, z którego dalej korzystają miliony osób na całym świecie. Po 2020 roku za wsparcie tego systemu trzeba będzie zapłacić producentowi. W 2019 roku Windows 7 będzie obchodził dziesiąte urodziny. Wiele firm oraz użytkowników korzysta z tego oprogramowania Microsoftu, a oficjalna data zakończenia wsparcia systemu została ustalona na 14 stycznia 2020 roku. Od wspomnianej daty amerykańska firma przestanie aktualizować "siódemkę" i wdrażać do niej poprawki bezpieczeństwa. Microsoft proponuje jednak usługę Extended Security Updates, która pozwoli na pobieranie nowych aktualizacji do 2023 roku. Za tego typu pakiety trzeba będzie zapłacić - firma z Redmond będzie liczyć także pieniądze za każde dodatkowe urządzenie. Na ten moment wiadomo, iż Microsoft chce takimi działaniami skusić osoby korzystające z Windowsa 7 w firmach oraz posiadających licencje grupowe. Jak to wszystko wyjdzie w praktyce? Na pierwsze wyniki zainteresowania trzeba będzie poczekać. Źródło: https://nt.interia.pl/programy/news-microsoft-bedzie-chcial-zaplaty-za-wsparcie-windowsa-7,nId,2628096
  12. Nikt nie troszczy się o obywatela tak, jak kraje komunistyczne. Najnowsza chińska inicjatywa ma na celu poprawę wzroku wśród najmłodszych obywateli, a jednym z wprowadzonych rozwiązań jest znacznie zmniejszenie liczby gier, które przechodzą przez urząd cenzora i otrzymują zgodę na publikację. Wielu wydawców z całego świata ma nadzieję odnieść sukces w tym gigantycznym azjatyckim kraju, gdzie wszelkie zachodnie produkty nadal muszą przejść przez gęste sito regulacji. W ostatnich tygodniach znacznie zmniejszyła się liczba akceptowanych gier wideo i twórców ogarnęła panika. Chiński rząd idzie po gry Co się dzieje? Pierwsze konkrety zaoferował serwis Xinhuanet. To zarządzenie samego prezydenta Xi Jinpinga, który "troszczy się o oczy dzieci" i chce, by pociechy "miał świetlaną przyszłość". Dopiero wczoraj więcej informacji podało Ministerstwo Zdrowia. W oficjalnym komunikacie poinformowano, że Partia nie tylko rządzi, radzi i nigdy nie zdradzi, lecz także zadba o zdrowie obywate... towarzyszy. Aby żyło się lepiej (wszystkim), rząd szykuje szereg regulacji. Jednym z pomysłów jest ograniczenie liczby tytułów sieciowych dostępnych na rynku oraz jeszcze ściślejsza regulacja nowych pozycji, które na ten rynek chcą się dostać. Do tego szykowany jest dokładny przegląd systemu kategorii wiekowych oraz rozwiązań kontroli rodzicielskiej. Ograniczenie wolności w białych rękawiczkach Eksperci dokładnie przeanalizowali projekt Ministerstwa Zdrowia i z rozczarowaniem wyjaśniają, że ten jest wyjątkowo mało konkretny. To jednak nic nowego w Chinach. Mało precyzyjne prawo znacznie ułatwia - jeśli trzeba - podciągnięcie czegokolwiek pod jakiś paragraf. Nie da się jednocześnie ukryć, że zapewnienia o zdrowiu dzieci to tylko mało wyrafinowana zasłona dymna, a prawdziwe intencje polityków to jeszcze większa cenzura i kontrola publikowanych treści. Problemy ma głównie Tencent, lider na rynku wirtualnej rozrywki w Chinach. Gigantyczny konglomerat traci na giełdzie kolejne procenty. Mowa nie tylko o opisywanych powyżej regulacjach, ale także o konieczności wycofania Monster Hunter World ze sprzedaży po naciskach ze strony cenzorów. Źródło: https://gry.interia.pl/newsy/news-chiny-blokuja-gry-wideo-by-dzieci-nie-psuly-sobie-wzroku,nId,2626334
  13. Prawdę powiedziawszy, to nie wiem Ale sądząc po ilości plików trochę to zajmie.
  14. @LordDino Klikasz PPM na folder który chcesz pobrać, rozwija się menu, dajesz "pobierz" i wsio.
  15. @LordDino tu masz link https://drive.google.com/drive/folders/1dryOF1vIhdD-nIzC2KaKPKxgWCZE0Ed3?usp=sharing
  16. @LordDino Przed chwilą sprawdziłem, z naszej pobieralni ściągnęło bez problemu. Spróbuj innej przeglądarki, ja używam Chrome.
  17. No to poznęcajmy się. Kontroler to taka karczemna poczciwina. Na dodatek rurkę snorkowi zajumał.
  18. @vidkunsen Tytuł miał przykuć uwagę, Ty jednak poszedłeś w trochę inną, równie ciekawą stronę Co prawda jest to osobny temat, ale można też wspomnieć o francuskich próbach jądrowych i ich moralnym aspekcie, w związku z "badaniami" jakie przy okazji prowadzono.
  19. W północno-wschodniej Francji istnieją strefy, do których nikt nie ma prawa wstępu. Po 100 latach od zakończenia I wojny światowej ziemia nadal kryje setki ton niewybuchów, niewypałów, przerdzewiałej amunicji i szczątków żołnierzy. Niemieckie okopy, które były wykopane w lesie w okolicach Longueval. Ostrzał artyleryjski zmiótł las z powierzchni ziemi Takie miejscowości jak Beaulne-et-Chivy czy Courtecon, leżące w departamencie Aisne, albo Hurlus, Perthes-lès-Hurlus i Moronvilliers, leżące niegdyś na placu boju nad Marną, lub Beaumont-en-Verdunois, gdzie toczyły się walki podczas starć o Verdun, zostały na zawsze starte z powierzchni ziemi. Niektóre z nich nadal są strefami wyłączonymi dla ludzi. Francuzi nazywają je "zone rouge" - strefami czerwonymi. Wejście do nich grozi śmiercią. Podczas Wielkiej Wojny na polach bitew niepodzielnie królowała artyleria. Toczona wojna pozycyjna spowodowała, że obszar walk był w zasadzie niewielki i odizolowany. To też sprawiło, że tylko w trakcie starć pod Verdun na metr kwadratowy ziemi spadło średnio sześć pocisków. W ciągu dziesięciu miesięcy Niemcy wystrzelili 30 mln, a Francuzi 23 mln pocisków, które zniosły dziesięć wsi i miasteczek z powierzchni. W podobny sposób bezpowrotnie zostało zniszczone 7 procent powierzchni Francji - w zgliszcza obrócono setki tysięcy domów na terenie 4000 gmin, zajmujących powierzchnię 3 337 000 hektarów. Zone rouge Już w 1914 roku rząd Francji zobowiązał się do pełnego zrekompensowania strat, jakie w wyniku wojny ponieśli cywile. Pięć miesięcy po zawieszeniu broni z 1918 roku, po długich dyskusjach pomiędzy senatorami a posłami, uchwalona została ustawa z dnia 17 kwietnia 1919 o zniszczeniach wojennych, w której władze zobowiązały się wykupić najbardziej zanieczyszczone działki i doprowadzić je do stanu, w którym ponownie będą nadawały się do zamieszkania. Akcja wykupu gruntów zaczęła się w połowie 1921 roku. Wykupiono wówczas 178 000 hektarów ziemi, które zostały oznaczone kolorem czerwonym. Strefy czerwone były to obszary z grubsza odpowiadające położeniu pierwszej linii frontu, na których zalegały olbrzymie pokłady niewybuchów, niewypałów, zmagazynowanej amunicji, szczątków ciał żołnierzy obu stron. Ziemia na tym terenie najczęściej była skażona gazami bojowymi i chemikaliami wykorzystywanymi do produkcji amunicji. Strefy te rosły i malały, częściej w zależności od lobby rolniczego, niż w przypadku oczyszczenia terenu z niebezpiecznych substancji. I tak na przykład, strefa w okolicach Pas-de-Calais cudownie zmalała z 26 tys. ha w 1919 roku do niespełna 500 ha cztery lata później. Szybko jednak ponownie ją powiększono, kiedy kilku rolników wyleciało w powietrze. Prócz czerwonej w 1919 roku wyznaczono jeszcze dwie inne strefy - żółtą, gdzie walki toczyły się sporadycznie, i zieloną, która była właściwie wolna od jakichkolwiek zniszczeń. Mapa stref utworzonych po zakończeniu działań zbrojnych Oczyszczanie Do 1 stycznia 1927 roku czerwona strefa została ograniczona do 48 820 hektarów. Nie oznacza to jednak, że zostały oczyszczone. Francuskie władze zdecydowały jedynie o tym, że pola bitew zostaną zalesione, utrzymując nadal zakaz osiedlania się ludzi i wypasu zwierząt. Mimo to już dwa lata później na placu boju pod Verdun, gdzie zginęło ponad 300 tys. żołnierzy, powstała ferma świń. Wedle ówczesnej prasy większe straty w hodowli powodowały niewybuchy niż choroby. Za kompleksowe prace saperskie zabrano się dopiero w latach 70. Niemal 50 lat po zakończeniu walk. Powstał wówczas Department du Deminage, którego zadaniem jest rekultywacja czerwonej strefy. Co nie jest łatwe. W rozminowywaniu stref zakazanych uczestniczą saperzy Legii Cudzoziemskiej Dopuszczalne normy arsenu w wielu miejscach są przekroczone 300-krotnie. Tyczy się to również ołowiu, rtęci i cynku. Francuzi liczą, że przy obecnym tempie rozminowywania, uda im się oczyścić całość terenu za 300 do 700 lat. W latach 2005-06 przeprowadzono badania, podczas których oszacowano, że na każdym hektarze ziemi do głębokości 15 cm leży około 300 niewybuchów. I to tylko w strefie czerwonej. Dla żółtej i zielonej takich badań nie prowadzono. Jednak o skali problemu w strefach zamieszkałych może świadczyć fakt, że każdego roku rolnicy wykopują i dostarczają władzom około 900 ton materiałów wybuchowych. Problem dotyczy prawie 600 gmin, które niemal 100 lat po zakończeniu wojny odczuwają jej skutki. Pole bitwy pod Verdun. Na metr kwadratowy frontu spadło średnio sześć pocisków Źródło: https://menway.interia.pl/historia/news-francuskie-strefy-zakazane-nikt-nie-ma-prawa-wejsc,nId,2621662
  20. Jak ja nie cierpię takich misz-maszowatych filmideł, które robią ludziom wodę z mózgu. Tak jak napisał @vidkunsen (i za to dałem lajka) spotkanie w pierwszej linii, w 82 czy 101 Dywizji Powietrznodesantowej, afroamerykanina było tak samo możliwe, jak kontakt z hitlerowskim laboratoryjnym Übermenschem. Nawet mieszanie sci-fi z historią powinno jednak mieć jakieś granice. Później tworzy się różne bzdurne teorie.
  21. Jeżeli taki, lub pokrewny temat już istnieje, możecie rzucić mnie na pożarcie snorkom. Przeglądałem forum i nic podobnego nie znalazłem. Może to wina kiepskiego wzroku. Zacząłem pisać o kilku filmikach, ale im dalej w las, tym więcej krasnoludków. Podobnie na YT, zobaczyłem parę krótkometrażówek w temacie Zony, a gdy je przeglądałem, zaczęły się pojawiać odnośniki do kolejnych. Nie przypuszczałem, że tyle tego jest. "Dzieła" mniej lub bardziej ambitne, ale wzbogacające stalkerskie uniwersum. Jest tego więcej oprócz tego co poniżej. S.T.A.L.K.E.R. | 5.45 Первая серия. Дезертир "Образец 32" Красная нить "ЗАПАДНЯ" "Бегство" КЛОНДАЙК ТЕМНЫЙ СТАЛКЕР АНОМАЛИЯ АНОМАЛИЯ 2 КУКЛА ВОЙНЫ ЗОНЫ КАК ТО ПОД НОВЫЙ ГОД Слово The Loner POLTERGEIST The will of the Monolith
  22. Pierwsze wyniki testów Nvidia ujawniła pierwsze wyniki testów wydajności karty graficznej GTX 2080. Na rezultaty publikowane przez samego producenta zawsze warto patrzyć z przymrużeniem oka, lecz otrzymujemy pewien pogląd na możliwości nowego urządzenia. Ujawniona tabelka sugeruje, że RTX 2080 może być nawet ponad dwa razy wydajniejszy od swojego bezpośredniego poprzednika, czyli GTX 1080. Skąd taki skok? Do akcji wkracza tajemnicza technologia DLSS (deep learning super-sampling). Jeśli ją wyłączymy, wzrosty są już nieco bardziej wiarygodne, na poziomie 30-50 procent ponad GTX 1080. Co więcej, przy wyłączonym DLSS i przy wyłączonym HDR wzrosty są właśnie na dole tej skali, co wydaje się sugerować, że standardowe zastosowanie karty - bez specjalnej technologii DLSS i formatu barw HDR, wymagającego odpowiednio wyświetlacza - otrzymamy właśnie około 30 procent więcej mocy. Należy jednocześnie dodać, że DLSS nie działa domyślnie we wszystkich grach i deweloperzy muszą przygotować odpowiednie wsparcie. Na pokazie Nvidii prezentowano między innymi specjalne demo na silniku Unreal Engine i trzeba przyznać, że efekty były imponujące: 35 klatek na sekundę na GTX 1080 Ti (w 4K) oraz dwa raz więcej na RTX 2080 Ti. Nvidia pochwaliła się także slajdem, na którym prezentuje gry, które są w stanie przekroczyć poziom 60 klatek na sekundę w rozdzielczości 4K na komputerze z RTX 2080: to Final Fantasy 15, Hitman, Call of Duty: WWII, Mass Effect: Andromeda, Star Wars Battlefront II, Resident Evil 7, F1 2017, Destiny 2, Battlefield 1 i Far Cry 5. Czy rodzina RTX faktycznie będzie ogromną rewolucją, jak ją reklamuje Nvidia? Jak zawsze, z zakupem warto wstrzymać się do czasu, gdy swoje recenzje i benchmarki opublikują niezależne serwisy. Oraz, oczywiście, gdy poznamy polskie ceny. Na podstawie: https://gry.interia.pl/sprzet/news-geforce-rtx-2080-ma-byc-nawet-dwa-razy-szybszy-od-gtx-1080,nId,2622870
  23. Rosyjska marka kojarzona z produkcji słynnego na cały świat karabinka AK zaprezentowała swój koncept elektrycznego samochodu. CV-1 jest obecnie w bardzo wczesnej fazie planowania Model CV-1 wygląda jak współczesna wariacja na temat klasycznego samochodu Iż-21 252 kombi, produkowanego w Rosji w latach 1973-1997. Za napęd pojazdu ma posłużyć innowacyjny akumulator o pojemności 90 kWh. Ma się to przełożyć bezpośrednio na sporą moc dochodząca do 300 KM i przyspieszenie rzędu 6 sekund do 100 km/h. Przewidywany zasięg rosyjskiego elektryka ma wynosić 350 kilometrów przy pełnym naładowaniu. Pomimo, że CV-1 jest obecnie w bardzo wczesnej fazie planowania, to rosyjski producent ma spore aspiracje związane z rynkiem samochodów elektrycznych. Przedstawiciele firmy są pewni, że technologiczne rozwiązania dostępne w modelu będą mogły śmiało konkurować z największymi liderami w branży. Elektryczny koncept nawiązuje wyglądem do modelu Iż-21 252 kombi Czy takie założenia wystarczą by faktycznie móc zagrozić amerykańskiej Tesli? Trudno spekulować, gdyż na obecną chwilę nie wiadomo nic na temat wyposażenia samochodu, a także jego ceny. Źródło: https://nt.interia.pl/raporty/raport-samochodyjutra/samochodyjutra/news-kalasznikow-cv-1-rosyjski-konkurent-dla-tesli,nId,2623431
  24. Jeden z programistów sprawił, iż system Windows 95 stał się zwykłą aplikacją, która może zostać uruchomiona na sprzętach z systemem macOS, Windows czy Linux. Sytuacja pokazuje, jak szybko na przestrzeni lat rozwija się rynek oprogramowania. Windows 95 Programista Felix Rieseberg stworzył specjalną aplikację, która pozwala miłośnikom nostalgii na uruchomienie Windowsa 95 na każdym komputerze z nowszym systemem operacyjnym. Co najlepsze, aplikacje takie, jak MS Paint, Wordpad czy dialer działają bez żadnego problemu. Niestety zainteresowane osoby nie będą mogły wykorzystać pełnego potencjału Internet Explorera - nie ładuje on stron internetowych. Sam Windows 95 w postaci aplikacji zajmuje zaledwie 129 megabajtów - system operacyjny zużywa również 200 MB pamięci operacyjnej RAM, co na dzisiejsze wymagania oprogramowania jest wynikiem niemalże absurdalnie niskim. Nie pozostaje nic innego, jak tylko korzystać. Źródło: https://nt.interia.pl/news-windowsa-95-mozna-zainstalowac-w-postaci-aplikacji,nId,2622788
  25. Amerykańska armia testuje prototypową tkaninę, której włókna są podobne do naturalnego jedwabiu pajęczego. Materiał ten może posłużyć do stworzenia kamizelek kuloodpornych przyszłości. Pajęczy jedwab jest mocniejszy od stali Tkanina opracowana przez Kraig Biocraft Laboratories została nazwana "smoczym jedwabiem" i powstaje dzięki zmodyfikowanym genetycznie jedwabnikom. Pajęczy jedwab jest najmocniejszym występującym naturalnie włóknem, przez co ma potencjał do budowy kuloodpornego pancerza. Są co prawda syntetyczne polimery mocniejsze od jedwabiu, ale nie są tak lekkie i elastyczne, co ma kluczowe znaczenie w kontekście kamizelek kuloodpornych. Taktyczne skafandry z pajęczego jedwabiu są lekkie i niezwykle mocne. Włókna są biokompatybilne, co oznacza, że są mniej podatne na podrażnienia i można je nosić bezpośrednio na skórze. Producent uważa, że ubrania wykonane ze smoczego jedwabiu będą dużo wygodniejsze od tradycyjnych kamizelek kuloodpornych. - Po latach badań i inwestycji, jesteśmy bardzo podekscytowani faktem, że teraz widzimy ją w rękach armii amerykańskiej. Dla całej firmy jest ogromnym zaszczytem możliwość chronienia dzielnych mężczyzn i kobiety, którzy poświęcają się ochronie naszej ojczyzny - powiedział Jon Rice, dyrektor ds. operacyjnych Kraig Biocraft. Chociaż główne zainteresowanie skupia się na możliwościach kuloodpornych smoczego jedwabiu, materiał ten może mieć wiele innych zastosowań, np. w elementach budowlanych, a także medycynie. Technologia ta powinna rozwinąć się w ciągu najbliższych kilku lat. Źródło: https://nt.interia.pl/raporty/raport-wojna-przyszlosci/wiadomosci/news-amerykanska-armia-testuje-smoczy-jedwab,nId,2621730
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.