Skocz do zawartości

Samica w samczym świecie. [+18]


Rekomendowane odpowiedzi

@Buber Dziękuję za uwagi!
Kilka dni po publikacji wpisu zorientowałam się, że połknęłam "w", ale już nic nie poprawiam - po prostu teraz baczniej czytam tekst przed jego wrzuceniem. 
Mam dla Ciebie zadanie. Wpisz w Google grafikę słowo: "jerzyk". :D To akurat nie jest ortograficzny byk.

  • Dodatnia 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Buber napisał:

Aha,@Kola , nie masz przypadkiem na imię Dominika?

@Buber Nie, pudło. A skąd taki pomysł? :D


@vidkunsen Niech nadgarstki dojdą do siebie, bo jeszcze mogą się do czegoś przydać! :laugh:


@wariat Baaardzo się cieszę, że moja twórczość się podoba. Motywuje mnie to do dalszego pisania. :happy:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Kola napisał:
31 minut temu, Kola napisał:

Sugerujesz, że mogłabym mieć prawie czterdziestkę na karku?! No pięknie! :P

 

A czort Cię tam wie. :) Równie dobrze możesz być świetnie maskującym się Nikolajem :P 

35 minut temu, Kola napisał:

To jest dobra myśl! Biorę pod uwagę.

To ma być Twoje opowiadanie, nie telenowela autorstwa Stalker Team. :) 

  • Dodatnia 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

X rozdział – ONA

 

- …TY FIUCIE! CHORY POJEBIE, mogłeś ją zabić!

- Ponury uspokój się. USPOKÓJ SIĘ DO CHOLERY, to kot. Świeżak odruchowo strzelił, bo na moment musiałem oddalić się w krzaki i zadziałał w obronie własnej.

- Tak kurwa, w obronie własnej. Przed nieuzbrojoną kobietą!

- Ojjj palec mu się omsknął, daj spokój. Już wystarczy, że zmasakrowałeś mu nos. Przestań się na niego rzucać! Lepiej pomóż dziewczynie, bo trochę ciurka z tej rany.

Uchyliłam powieki i od razu próbowałam wstać, lecz pohamował mnie przeszywający ból brzucha gdzieś po prawej stronie pod żebrami. Syknęłam i wtedy Ponury rzucił się przy mnie na kolana i zaczął uciskać ranę.

- Już jestem. Nie odpływaj mi tu Malutka. – Mówił rozkazującym tonem, więc starałam się trzymać oczy otwarte. – Przestańcie się gapić i dajcie apteczkę! Nie. Ty młody lepiej nie podchodź, bo z nerwów mogę przypadkowo dźgnąć cię nożem. W obronie własnej, rozumiesz…

Ponury działał szybko, a jednocześnie starał się ograniczać mi ból do minimum. Sprawdził czy zostałam przestrzelona na wylot – na szczęście tak. Nie uśmiechało mi się wyjmowanie kulki na żywca. Półprzytomnie patrzyłam na kulącego się kawałek od nas chłopaka tamującego lecącą z nosa krew. Zdaje się, że to był mój strzelec. Nieopodal niego stał starszy facet i nerwowo ćmił fajkę.

Nie byłam zła, wręcz przeciwnie. Czułam dziwne wewnętrzne oczyszczenie. Jakbym przeżyła katharsis. Mogłam zginąć, a jednak żyję, tak? Chociaż… jeszcze nie wszystko przesądzone. Może Ponury okaże się być kiepskim pielęgniarzem.

- Gotowe, ale czym prędzej muszę cię zabrać do Baru, okej?

Pokiwałam głową i znów próbowałam wstać, lecz tym razem powstrzymał mnie mój towarzysz.

- Nie ruszaj się, bo zaraz opatrunki szlag trafi. Już cię biorę. – Wytarł zakrwawione dłonie w spodnie, po czym ostrożnie wziął mnie na ręce. Widziałam jak po twarzy Ponurego przebiegł grymas.

- Może spróbuję iść o własnych siłach? – Zaproponowałam cicho.

- Twoja dupka z ołowiu mi nie przeszkadza, nie o to chodzi.

Uśmiechnęłam się słabo i już pewniej objęłam jego szyję, by wręcz zwinięta w pozycję embrionalną wytrzymać kolejne minuty drogi.

* * *

Wejście Ponurego niosącego mnie na rękach wywołało w knajpie niemałe zainteresowanie. Od razu podszedł do nas mój wujek – niski facet koło pięćdziesiątki z wyhodowanym lekko odstającym brzuszkiem. Miał kamienny wyraz twarzy, więc chyba wiedział o moim postrzale.

- Witajcie, lekarz zaraz będzie. Chodź Ponury, zaniesiesz Anastasię na górę.

* * *

Leżałam na twardym łóżku, a Ponury kręcił się obok lekarza zakładającego mi wenflon i co rusz pytał jak może mu pomóc.

- Wypakuj trzy strzykawki piątki oraz żółte igły z opakowań, są w mojej torbie. Stań albo usiądź sobie gdziekolwiek, to trochę potrwa. Wiemy ile ważysz? – Tu pytanie skierowane do mnie.

- Czterdzieści sześć.

- Prawie jak mały słonik.  – Wtrącił się Ponury, siadając mi w nogach.

Prychnęłam cicho i powoli zaczynałam odpływać…

* * *

Wybudziłam się, kiedy słońce dalej było wysoko na niebie. Już po wszystkim? Tak szybko? W pokoju nikogo nie było, kroplówka odłączona i pusta. Dziwne. Ostrożnie zajrzałam pod koszulkę i odkleiłam opatrunek – rana była zaszyta, a aluminium już lekko wytarte. To samo wyczułam po drugiej stronie. W porządku, przeżyję. Zakleiłam z powrotem gaziki.

No dobra, zaraz pójdę poszukać Ponurego, ale najpierw szybkie odświeżenie. Odkleiłam plasterki przytrzymujące wenflon, wyrwałam go z żyły i lekko się zataczając opuściłam pokój.

* * *

Rozejrzałam się po sali, lecz nigdzie nie było Ponurego ani mojego wuja. Ale! Rozpoznałam siedzącego przy barze Spalonego żywo gestykulującego w rozmowie z barmanem. Może niepotrzebnie tak niepostrzeżenie go zaszłam od tyłu, bo Spalony w swej bogatej gestykulacji niechcący przywalił mi łokciem prosto w cyca.

- AŁAAA. – Jęknęłam.

- O, pardon. – Mężczyzna się odwrócił i natychmiast rozpromieniał na mój widok. – Anulka, ty żyjesz! Słyszałem przez co przeszłaś… Dobrze cię widzieć. – Zjechał wzrokiem na moją dłoń rozcierającą bolącą pierś i uśmiechnął się łobuzersko. – W ramach przeprosin mogę pomasować, a nawet ucałować. Zobaczysz, że szybko zapomnisz o bólu.

Spojrzałam na niego spode łba.

- Dziękuję za troskę, ale obędzie się bez macanek. – Klapnęłam ciężko na hokera obok. – Od kiedy tu jesteś? Jest z tobą Suseł?

- Wczoraj wieczorem zajechaliśmy. Suseł jest, ale poszedł się zdrzemnąć.

- Zaraz… to od kiedy ja tu jestem?

- Nooo… - Spalony zmrużył oczy w zamyśleniu. – Dzisiaj już chyba trzeci dzień leci, tak? Spałaś jak zabita, podobno wybudzić cię nie mogli, a lekarz jakąś godzinkę po zabiegu sobie polazł, bo miał na głowie kolejny przypadek. Nawet trochę przy tobie siedziałem. – Wypiął dumnie pierś.

- Aż trzy dni? – Tętno mi skoczyło. Trzy dni wyjęte z życia. Gdzieś mi przeleciały, rozpłynęły się. Czy… Ponury mnie zostawił? – Wiesz gdzie jest Ponury?

- Wyszedł gdzieś rano z jakąś laseczką, a co?

Zagryzłam wargi. Zostawił mnie tak bez pożegnania? Bez możliwości pogadania ostatni raz? No tak, czego ja się spodziewałam. Wykonał przecież swoje zadanie i już nie musiał na mnie czekać. Nie myślałam, że jego odejście tak może zaboleć. Byłam dla niego tylko problemem, z którym ostatecznie się uporał.

Widocznie musiałam nieźle posmutnieć, bo Spalony podejrzliwie spoglądał na mnie z ukosa i kończył pić bursztynowy napój. Odstawił pustą szklankę z głośnym brzdękiem.

- Wiem czego ci potrzeba Anulka. To-wa-rzy-stwa. Towarzystwa do picia, konkretniej mówiąc. A tak się dobrze składa, że dzisiaj masz mnie całego jak leci. – Ręką wskazał na siebie od góry do dołu z iście zachęcającym wyrazem twarzy.

Ehh, w sumie to co mi szkodzi? I tak nie mam co robić.

- W porządku, ale całą kasę straciłam.

- Ha! Nie musisz mi płacić za zajęcie się tobą. Dzisiaj jestem w gratisie. – Mrugnął porozumiewawczo. – Wafel! – Zwrócił się do barmana, a gdy ryży facet podszedł, Spalony objął mnie ramieniem. – Poznaj proszę moją przyjaciółkę Anę. Ana, to jest Wafel.

Rudy kiwnął głową na powitanie.

- Będziecie coś pili?

- Pff! A pytasz dzika czy sra w lesie? Proste, że pijemy. Ale najpierw zamówimy parę zapiekaneczek, coby Anulka na pusty żołądek nie piła. Musisz umierać z głodu, skoro ładowali ci same kroplówy do żyły.

* * *

Na moją prośbę Wafel rozcieńczał mi wódę z colą.

Cholera, nie mogłam przestać myśleć o Ponurym i tajemniczej dziewczynie, z którą odszedł. Czy była ładniejsza ode mnie? To głupie, ale w swoich wizjach starałam się jej wizerunek oszpecić. Spytałam nawet Spalonego:

- Czy według ciebie dobrze wyglądam?

Zakrztusił się wódeczką. Zakasłał i posłał mi spojrzenie pt.: „Ty tak na serio?”.

- Będę z tobą szczery. Wyglądasz jakbyś dopiero co z grobu wstała, ale nie przejmuj się – dla mnie cały czas jesteś atrakcyjna.

Nie poprawiło mi to humoru. Niepotrzebnie pytałam, bo teraz już byłam przekonana, że Ponury nie miał do czego… do kogo wracać.

Wkrótce przenieśliśmy się ze Spalonym do stołu, ponieważ do baru wpadło trzech znajomych mężczyzny i od tamtej pory siedzieliśmy w większym gronie. Trochę nawet ucieszyłam się z takiego rozwoju wydarzeń, bo znajomi Spalonego okazali się nie być namolni i nie zalewali mnie pytaniami. Tylko jeden z przybyszów… chyba o ksywie Wampir spytał czy dobrze się czuję, bo blado wyglądam. W istocie kiepsko ze mną było nie tylko ze względu na postrzał, ale psychicznie byłam rozwalona na łopatki. Wgnieciona w ziemię wręcz.

Co ze mną dalej będzie? Co wuj ze mną zrobi, skoro próbki nie przetrwały? Kto mnie z powrotem odprowadzi na stację? I najważniejsze – jak spojrzę w oczy Thomasowi? Od początku był przeciwny mojej wyprawie, to ja byłam na nią mocno nakręcona. Już słyszę jego słowa: „A mówiłem, żebyś została w domu. Teraz popatrz na siebie… tylko ranę ze sobą przywiozłaś. Przygód ci się zachciało, to teraz masz!”. Dopiłam drinka do końca i zwiesiłam smętnie głowę. Dosłownie byłam bliska rozklejenia się, ale nie chciałam robić widowiska.

Odwróciłam wzrok na wchodzącego do baru mężczyznę, a zaraz za nim… no nie wierzę, Ponury!

Zerwałam się z miejsca i pełna entuzjazmu ruszyłam w jego stronę. Miałam zamiar się na niego rzucić, wyściskać i długo nie puszczać, ale powstrzymała mnie blondyna, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Rzuciła się na Ponurego z łapami i ucałowała w policzek, jednocześnie śmiesznie zadzierając przy tym nogę. Co znowu… kolejna dziwka?

Ponury zauważył mnie, kiedy lafirynda szeptała mu coś do ucha. Wyswobodził się z jej szponów, a ta zdezorientowana nagłym odtrąceniem zalotów spojrzała w moim kierunku. Obydwie zmierzyłyśmy się nawzajem od góry do dołu. Matko, w tym stanie wyglądałam przy niej jak ziemniak. Chociaż… może będąc uczesana, lekko podmalowana, no i lepiej ubrana mogłabym z nią konkurować.

- Ana! – Ponury wyszedł mi naprzeciw. - Miałem nadzieję zdążyć przed twoim wybudzeniem, ale widzę, że Spalony pozwolił się tobą zająć. Choć… zdaje się, że nadinterpretował moje słowa. Miał przy tobie siedzieć i dać mi znać, kiedy się obudzisz, a nie od razu ładować w ciebie alkohol. Chodź usiądź, zaraz wszystko ci opowiem. Trochę cię z nami nie było. – Usiadł na wolnej ławeczce. Nie ukrywam, że podobało mi się jak zignorował poirytowaną brakiem jego uwagi blondynę. Zadarłam wyżej głowę i usiadłam blisko Ponurego, nie zwróciwszy nawet wzroku na dziewczynę.

 

 

Ciąg dalszy nastąpi…

PS Rawr, podpuszczajo mnie! :P Okej, foty kiedyś wrzucę.

  • Dodatnia 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@vidkunsen OJ!

22 godziny temu, Kola napisał:

…TY FIUCIE! CHORY POJEBIE,

Przysięgam ,że w pierwszej chwili pomyślałem , że to odpowiedz na post @Anton Gorodecki i aż się przeraziłem. Wybacz :)

No to Kolasa z wami pojedzie :D ( tez pomyślałem )

Potem dopiero zobaczyłem resztę tekstu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

XI rozdział – ON

 

Przez te niecałe trzy dni tak zszargałem sobie nerwy, że wyczerpałem limit do końca roku. Przez pierwszą noc spać nie mogłem z obawy o Anę, Giesza to samo, więc z braku laku wydoiliśmy dwie flaszki. Posiadówka była u Postrzelonej – tak sobie w myślach nazwałem Anę, bo po pijaku wydawało mi się to mega śmieszne. Chciałem podzielić się tym żartem z Gieszą, ale facetowi zebrało się na wyznania i wypaplał, że Ana jest jego bratanicą. Więc ugryzłem się w język i tylko pogratulowałem, nie wiedzieć po co.

Towarzysz wydudlił za dużo i zaczął ubolewać nad stanem Anastasii. Jak on się zamartwiał! Sterczał na chwiejnych nogach nad jej łóżkiem i z najszczerszą troską powiedział, że doleje jej do kroplówy trochę wódeczki, bo: „Jak to tak ona o suchym pysku przy nas…” Szczęśliwie odciągnąłem go od tego pomysłu.

Następnego dnia, kiedy Ana dalej głęboko spała, Giesza naskoczył na mnie i zabronił mi gdziekolwiek z dziewczyną łazić i krzyczał, że mam się trzymać od niej z daleka, a do naukowców zaprowadzi ją ktoś inny, bo „z nimi” nic jej się nie stanie. Było mi żal, bo trochę przywiązałem się do towarzystwa tej dziewczyny, ale starałem się zrozumieć punkt widzenia jej wuja. Przemilczałem sprawę głównie z tego powodu, że faktycznie nie czułem się być odpowiednim „opiekunem” dla Any podczas drogi. Skoro jest ktoś z kim dziewczyna będzie bardziej bezpieczna, niech tak zostanie.

Tego samego dnia udałem się z powrotem do tunelu, by trochę oczyścić swoje sumienie. Cóż, mój plecak był cały w kawałkach – dosłownie nie było co zbierać. Natomiast tobołek Any okazał się nie być atrakcyjny dla zwierząt. Miał tylko kilka śladów po pazurach, a tak to zawartość nie ucierpiała. Giesza ucieszył się na tę nowinę i jeszcze tego samego dnia przyszedł jakiś uczony, który zabrał z plecaka próbki, póki jeszcze można było coś z nimi zdziałać. Nie wdawałem się w szczegóły, ale Giesza powiedział, że za tę akcję mi się odwdzięczy.

Resztę rzeczy Any przeniosłem do swojego pokoju w oddzielnym trzypoziomowym budynku. A właściwie to dwupoziomowym, bo trzecie piętro było doszczętnie zdewastowane i zagruzowane i nijak nie można było się tam dostać.

W każdym razie wieczorem zastałem przy łóżku Any Spalonego i Susła. Zdziwiłem się, nie powiem. Spalony powiedział, że przyjechali tu specjalnie dla niej. Wieści po Zonie szybko się rozchodzą.

Z uwagi na to, że z rana Giesza dał mi powód do opuszczenia kompleksu, to sympatię towarzyszy do dziewczyny postanowiłem wykorzystać. Mieli jej pilnować i dać mi znać natychmiast, kiedy się przebudzi.

W ramach podziękowań za odzyskanie próbek, Giesza oddelegował do mnie młodą gąskę, by ta zaprowadziła mnie do znajomego stalkera zaszytego w podziemnym bunkrze. Facet okazał się być handlarzem – i to nie byle jakim. W kartonach na półkach zapakowana była amunicja, w gablocie pod ladą leżały noże sprężynowe, motylkowe i trochę pistoletów maszynowych. Na ścianach porozwieszane były karabiny szturmowe, snajpery, shotguny, a nawet klasyczny łuk z kompletem strzał. Handlarz mówił, że na zapleczu ma parę granacików i celowniki laserowe, jeśli mnie interesują.

Ceny miał kosmiczne, ale z racji, iż byłem od Gieszy, to facet dał mi niezły rabat. Obłowiłem się, nie ma co. Spędziłem w tym raju dobrych kilka godzin. Wyszedłem przeszczęśliwy z moimi nowymi dziećmi – M16A2 i MP5A3. Wybrałem też coś dla Any. Początkowo dla żartu miałem wziąć kij baseballowy, ale potem pomyślałem na poważnie o jej bezpieczeństwie i ostatecznie zdecydowałem się na poręczny nożyk sprężynowy. Skusiłem się też na ten łuk ze strzałami, bo tak mi do niej przypasował, a handlarz mocno zjechał z ceny jak usłyszał, że to dla dziewczyny, więc żal było nie brać.

Mogłem od początku mówić, że cały sprzęt dla niej, to może dostałbym jeszcze większy rabacik.

A już chuj z tym, skąpcem nie jestem.

* * *

Skorzystałem z okazji, że jeszcze było widno i odszedłem na skraj lasku, by przetestować nowe bronie. Czułem na sobie wzrok obserwatora, a raczej… obserwatorki. Paręnaście metrów dalej, u wejścia do baru stała… no kurwa, moja była! A ta tu czego?

Nalka pomachała mi z daleka na powitanie i zarzuciła blond włosami.

Wyciągnąłem magazynek od M16 i wycelowałem w dziewczynę. Szybko zrezygnowała z podejścia do mnie. Krzyknęła: „IDIOTA!” i schowała się w barze.

* * *

Przez cały dzień nie dostałem informacji ani od Spalonego ani od Susełka, że Ana się wybudziła. Znów zjebał mi się humor, więc postanowiłem trochę przy niej posiedzieć. Lecz najpierw odniosłem bronie do swojego pokoju. Na korytarzu zaczepił mnie ziejący alkoholem Giesza. Chwycił mnie za ramię, aby się nie obalić.

- A ty jesszzzcze tutaaaj? Koniec zadania! END KURWA. Albo the end. – Zmarszczył brwi. – Finissszzz, o.

Pchnąłem go na ścianę, bo zaraz oparłby się na mnie całym ciężarem.

- Idź spać, Giesza. Mogę tu siedzieć ile chcę i nie bój się, nie będę potem śledził Anastasii. Muszę się upewnić, że wszystko z nią w porządku.

Pomogłem mężczyźnie dotrzeć do jego pokoju, choć ten już w połowie drogi zaczął chrapać. Niezbyt wdzięcznie walnąłem go na materac, po czym szybkim krokiem opuściłem budynek i skierowałem się do baru.

Pech chciał, że na wejście podbiegła do mnie Nalka. Brakowało mi sił na tę kobietę. Ani szorty odsłaniające zgrabne opalone nogi, ani cycki na wierzchu na mnie nie działały. Niestety dziewczyna nic innego poza swoim ciałem nie miała do zaoferowania. Ogarnęło mnie nagłe znużenie. Nalka nieskładnie mówiła mi do ucha o tym, że ma mokro między nogami. Chciałem ją „pocieszyć”, że niesprawne zwieracze to nie koniec świata, lecz pojawienie się Any zepchnęło psychiczne dokopanie Nalki na ostatni plan.

* * *

Powiedziałem Anie tylko o części wydarzeń, które miały ostatnio miejsce, a mianowicie o przekazaniu próbek jej przyszłym współpracownikom, odratowaniu jej rzeczy, o dowiedzeniu się o jej pokrewieństwie z Gieszą oraz o wyprawie do raju.

Nie wspomniałem ani słowem o tym, że to nie ja ją zaprowadzę do laboratorium ani o tym, że jej wuj ma do mnie żal.

Nalka stała przy barze i sącząc drinka przyglądała się nam uważnie. Musiała ją zżerać zazdrość i co tu dużo kryć – słusznie, bo nie dorastała Anastasii do pięt.

Przekazane wieści sprawiły, że Ana była cała w skowronkach. Taaa… dopóki nie zawiesiła wzroku na jednym gościu. Od razu mina jej zrzedła. Spojrzałem w tę samą stronę i wydawało mi się, że skądś znam tę zakazaną gębę.

- Wiesz co, jestem zmęczona. – Oświadczyła znienacka, po czym uśmiechnęła się do mnie słabo. – Pójdę już spać, nie powinnam od razu forsować tak organizmu. Jutro spytam wuja kiedy ruszamy w drogę.

Pokiwałem smętnie głową. „Zanim się obudzisz, mnie już tutaj nie będzie.” – pomyślałem.

- Odprowadzić cię na górę?

- Hmm? Nie, nie trzeba. Dobranoc, Ponury.

- Dobranoc. – Mruknąłem, odprowadzając Anę wzrokiem. Gdy zniknęła mi z oczu, poderwałem się z miejsca i uderzyłem do baru. No to koniec przygód z Panną Rudą. Trzeba zapić ten żal. – Wafel, masz może stouta?

Barman postawił na stół ciemną butelkę, odkapslował.

- Dzięki. – Zapłaciłem i zauważyłem, że Nalka przesiada się bliżej mnie. Westchnąłem ciężko. Usiadła bokiem do kontuaru, oparła łokieć o ladę i sugestywnie zaczęła bawić się słomką, niby to z nudów jeżdżąc po niej palcami w górę i w dół.

- Postawisz mi kolejnego drinka?

- Nie.

I nie było tematu. Chwyciłem piwo i dołączyłem do roześmianej ekipy Spalonego.

* * *

Alkohol nie sprawia, że nagle staję się duszą towarzystwa. Siedziałem przy stole, słuchałem żartów, ale myślami byłem daleko. Nie bez powodu jestem samotnikiem – uważam się za skrajnego indywidualistę. Nie każdy jest w stanie zrozumieć fakt, że można dobrze się czuć w swoim własnym towarzystwie. Sam na sam ze swoimi myślami. Podczas drogi nikt nie spowalnia, nikt nie zadaje durnych pytań, nikt nie wymusza na tobie rozmowy. No i przede wszystkim z nikim nie musisz się niczym dzielić. Powinienem się cieszyć, że już nie jestem skazany na Anę. No właśnie, powinienem.

Kurwa. Przypomniało mi się, że miałem dla dziewczyny prezent. Dopiłem duszkiem czwarte piwo i bez słowa opuściłem lokal. Jeśli Ana będzie spała, to najwyżej położę bronie przy jej łóżku, już trudno.

Zgarnąłem sprzęt z pokoju i pognałem z powrotem do baru. Wbiegłem na piętro i od tej chwili postanowiłem zachować bezwzględną ciszę. Ale… coś było nie tak. Słyszałem odgłosy jakby coś walało się po podłodze, jakieś warknięcia i… szamotanina? W dodatku dźwięki dochodziły z pokoju Any. Wpadłem do pomieszczenia i widok jaki tam zastałem zmroził mi krew w żyłach. Facet, którego widok wcześniej tak zaniepokoił dziewczynę, teraz przygniatał ją do podłogi. Blokował jej kończyny, próbował ją kneblować, a ta wierzgała i piszczała, próbując się wyrwać. Sapał nad nią, jednocześnie majdrując przy swoim kroczu.

Byłem wykurwiście opanowany.

Facet nawet nie zorientował się, że ktoś za nim stał. Rzuciłem sprzęt na łóżko i szarpnąłem kolesia do tyłu odciągając go od Any. Nie wiedział co się dzieje.

- Wstawaj! – Rzuciłem, krążąc wokół niego. Nie nie. Wbicie noża w jego plecy było zbyt łatwe. Facet poderwał się na nogi i jeszcze nie zdążył się wyprostować, kiedy dostał z pięści w ryj. Nie mogłem się powstrzymać, ale nie zasłużył sobie na czystą zagrywkę. Pchnąłem delikwenta na ścianę, chwyciłem go za koszulę i przyjrzałem się jego zakrwawionemu obliczu. Trochę przez to straciłem czujność, bo koleś trzasnął mnie bykiem, co spowodowało, że poleciałem do tyłu i natychmiast go puściłem. Na moment pociemniało mi przed oczami. Potrząsnąłem głową, by odzyskać wzrok i mignęły mi tylko plecy faceta, kiedy wybiegał z pomieszczenia. Rzuciłem się w pogoń za nim.

Szybki był, skubany. Wybiegłem za nim z baru i błyskawicznie odszukałem w ciemnościach jego uciekającą sylwetkę. Gonitwa przeniosła się do lasu. Koleś był w słabszej kondycji ode mnie, więc wkrótce zaczął zwalniać i wtedy go dopadłem. Z impetem polecieliśmy obaj w trawę. Teraz to ja przygniatałem go do ziemi i bez opamiętania waliłem go w pysk. Gdy zrobiłem sobie krótką przerwę, by ocenić jego stan, znów wykorzystał sytuację i cóż, teraz to ja leżałem plecami do ziemi.

- Pożałujesz, że mi przerwałeś, nędzny stalkerzyno. – Wysyczał i uderzył mnie z całej siły w splot słoneczny. Poczułem silny ból, łapczywie chwyciłem powietrze. Przez myśl mi przeszło, że dziad mnie zabije, a potem pójdzie dokończyć dzieła. Wizja Any w łapach tego zwyrola mnie otrzeźwiła. Zadziałałem błyskawicznie – przecież miałem przy sobie nóż! Wbiłem ostrze w krtań kolesia po samą rękojeść. Z jego ust zaczęła toczyć się krew, a na jego twarzy wymalowane było zdziwienie. Opadł na mnie ciężko, więc musiałem zepchnąć go z siebie i wyciągnąwszy nóż z jego ciała, po prostu go zostawiłem. Pozwoliłem mu się wykrwawić. Pomyślałem, że będzie dobrą przekąską dla mutasów. Chwytając się pod mostkiem i ciężko oddychając, skierowałem kroki z powrotem do baru. Teraz musiałem być przy Anie.

 

Ciąg dalszy nastąpi…  

  • Dodatnia 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ jest.  Алик, to skrót od wielu imion.

Является как сокращением, так и полноценным именем. Часто образуется как сокращение от полного имени Анатолий, Альберт, Альгерд, Александр, Алефтин, Альфред, Алекпер, Андрей, Алексей, Олег и др. Данные краткие формы вышеописанных полных имен употребляются в той или иной степени преимущественно в славянских языках.

Daję po rosyjsku, aby było pewne, że to informacja z właściwego źródła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

XII rozdział – ONA

 

 

- Nie zostawiaj mnie! – Krzyknęłam za wybiegającym z pokoju Ponurym, ale najwyraźniej mnie nie usłyszał. Albo nie chciał słyszeć, bo musiał zrobić po swojemu. Drzwi się za nim zatrzasnęły, a ja zostałam zupełnie sama. Usiadłam na podłodze przy ścianie, podciągnęłam nogi pod brodę, objęłam je ramionami i spojrzałam w okno, przez które wpadał do pomieszczenia mdły blask pełni księżyca. Łzy niekontrolowanie zaczęły płynąć po policzkach.

Dlaczego po raz kolejny musiało mnie spotkać tu coś złego? Za jakie grzechy jestem ciągle karana?

Nagle mocno zatęskniłam za domem, za bezpiecznymi czterema ścianami mojej przytulnej sypialni. Miałam ochotę schować się pod kołdrą przed całym światem i przeleżeć kolejne tygodnie, aż zostanę zapomniana.

Dotknęłam obolałe nadgarstki, a w głowie automatycznie pojawił się obraz świdrujących na wylot oczu Gawrona. Oczu wypełnionych pustką, w których nie można się było doszukiwać normalnych ludzkich uczuć. Oczu diabła.

Próbowałam mu je wydrapać, na próżno. Prawie zostałam zgwałcona. Wciąż czułam jego łapy na swoim ciele, gdy przygniatał mnie do ziemi i zaciskał palce na moim pośladku, a jego ciężki oddech parzył w szyję.

Zatrzęsłam się na te wspomnienie. Moje ciało zostało zbrukane brudnym niechcianym dotykiem obcego faceta. Bo on chciał, żeby tak było. On o tym zadecydował, że będę zabawką, jego workiem na spermę.

Chciałabym przestać istnieć, rozsypać się na milion kawałków i zniknąć na wietrze.

Zostałam zmiażdżona, odarta z godności.

Czy od jutra wszyscy będą spoglądać na mnie jak na ofiarę? Jak na zranioną sarenkę, która próbuje z podniesionym łebkiem iść między wilkami?

Gdyby nie niespodziewana interwencja Ponurego…

Cholera. Przecież Ponury wybiegł za tym szaleńcem! A co jeśli facet ma przy sobie broń? Może Ponury leży teraz zastrzelony w krzakach, a Gawron właśnie do mnie wraca?

Ogarnął mnie atak paniki. Zalała mnie fala gorąca, dostałam hiperwentylacji, łapałam łapczywie powietrze jak ryba wyjęta z wody. Biegałam oczami z kąta w kąt i nie mogłam się uspokoić. Położyłam dłonie na szybko unoszącej się klatce piersiowej i czułam jak serce tłucze mi o żebra – jak dziki ptak próbujący wydostać się z klatki. Zawładnął mną taki strach o Ponurego i o to, że koszmar zaraz do mnie wróci, że nie byłam w stanie się ruszyć. Panicznie bałam się wstać i wyjść z pokoju z obawy, że mój oprawca będzie stał na korytarzu.

Miałam rację, koszmar do mnie wracał. Drzwi od pokoju otworzyły się i w panice automatycznie zaczęłam jeszcze szybciej oddychać. Cała drżałam i zalewałam się łzami, bo wiedziałam, że to On. Ciężko mi było złapać głębszy oddech, ale… to już bez znaczenia. Zaraz będę martwa w środku.

- Spokojnie Malutka, już jestem. – Usłyszałam Ponurego - jego łagodny głos doprawiony przerażeniem. Chciał mnie wziąć na ręce, ale automatycznie zaczęłam się wyrywać od jego dotyku i wrzeszczeć, by mnie zostawił. – Okej, przepraszam cię, przepraszam mój błąd. Już wszystko załatwione Ana. Nie zobaczysz tego gościa nigdy więcej, obiecuję. Słyszysz co do ciebie mówię? Nie stanie ci się krzywda, okej? Mogę cię objąć? Chodź zmoczysz mi koszulkę i zostawisz na niej swoje gile, co? Chcesz? – Nie odpowiadałam, bo nie byłam w stanie, ale za to bardzo powolutku zaczęłam się uspokajać. Nic mi nie groziło…?

Ponury odpuścił dalsze werbalne uspokajanie mnie. Usiadł obok, wyciągnął nogi przed siebie i oparł plecy o ścianę. Cierpliwie czekał, aż sama zadecyduję co zrobić. Nic nie mówił, nie ruszał się nawet. Trzymał oczy zamknięte, jakby właśnie się relaksował. Emanujący od niego spokój wpływał pozytywnie też na mnie, bo z czasem wrócił mi normalny oddech, przestałam się trząść, nawet łzy przestały lecieć.

Atak minął.

Dotarło do mnie, że nie muszę się dłużej martwić o Ponurego i że ja także jestem już bezpieczna. Zagrożenie minęło, zostało wyeliminowane. Koszmar zniknął.

W ciszy przyglądałam się zastygłej w bezruchu sylwetce mężczyzny. Oddychałam spokojnie, nie odwracając wzroku od Ponurego. Ten widok działał na mnie kojąco.

Minęły długie minuty, podczas których biłam się z myślami, ponieważ… bardzo chciałam wgramolić się mężczyźnie na kolana. Z drugiej strony bałam się jego reakcji, choć desperacko potrzebowałam jego bliskości, ciepła.

- Ponury… - zaczęłam łagodnie - …nie ruszaj się, proszę.

- Okej…? - Zgodził się i z ciekawości otworzył jedno oko, by zorientować się jaki pomysł strzelił mi do głowy.

Prawda, bałam się jego reakcji, ale jakby nie patrzeć, to już nie raz byłam blisko jego ciała, więc zaryzykowałam. Bo nie był mi obcy. Przeniosłam się na jego uda i skulona wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi. Musiał się nieźle zdziwić takim obrotem spraw, bo serce zaczęło mu bić mocno, równo. Najważniejsze, że nie próbował mnie obejmować, przytulać, głaskać. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, bo w ten sposób pozwalał mi się z nim oswajać.

- Liczyłem na loda-niespodziankę. – Palnął, burząc tak ukojną atmosferę. Uderzyłam go za tę uwagę w ramię. – Auć. Widzę, że w tym pokoju panuje cenzura słowa.

- Jesteś niemożliwy. – Westchnąwszy, pokręciłam głową z dezaprobatą. Prawdę mówiąc, to specyficzny humor Ponurego rozładował siedzące we mnie napięcie. Czego ja się obawiałam?

Znów nastała przyjemna cisza, kojąca wręcz zmysły. Tego potrzebowałam - posiedzieć przy kimś, kto to zrozumie. Trwaliśmy tak przez dobrych kilka minut, póki Ponury znów nie pokusił się o jej przerwanie. Stał się nad wyraz gadatliwy, jak na niego.

- Będziemy tak siedzieć, dopóki nie ścierpną mi nogi?

Na mojej twarzy niekontrolowanie pojawił się delikatny uśmiech. Bardzo skutecznie udawało mu się odciągać moje myśli od traumatycznego przeżycia.

- Tak, czy to problem?

- Żaden problem. Ekstra, marzyłem o tym byś na mnie siedziała i zaburzała mi krążenie.

- Mam zejść? – Spytałam, niewinnie przewracając oczami.

- Nie, siedź sobie.

Przymknęłam oczy i ponownie zanurzyłam się w rozmyślaniach. Ponury pozbył się mojego prześladowcy. Zlikwidował mężczyznę, który miał zostawić bliznę na mojej psychice do końca życia. To wiele dla mnie znaczyło. Wiem, że nigdy w podobnym stopniu nie będę w stanie mu się odwdzięczyć. Nie znam osoby, która zrobiłaby to samo będąc na jego miejscu. A Thomas? Podejrzewam, że zemdlałby w progu zamiast mnie bronić.

Zagryzłam dolną wargę. Jakoś… nie chciałam przy Ponurym rozmyślać o swoim życiowym partnerze.

Odważyłam się unieść lekko głowę i ucałować Ponurego na linii żuchwy pokrytej drapiącym zarostem. Z powrotem wtuliłam głowę w jego szyję. Patrzyłam jak pod wpływem przełknięcia śliny poruszyło się mocno zaznaczone jabłko Adama.

- Podoba mi się – wyszeptałam i szybko sprostowałam – twoja grdyka.

- Hm? Ahh, to. Możesz patrzeć, ale nie za długo, bo jestem wstydliwy.

Zaśmiałam się i dotknęłam jego policzka. Czułam się dobrze, kiedy Ponury starał się mnie rozbawić. Wcale nie musiał sypać wymyślnymi żartami. Wystarczy, że poważnym tonem powiedział coś naprawdę głupiego.

- Możemy przejść do łóżka? – Spytałam odsunąwszy się lekko, by spojrzeć na Ponurego z zalotnym uśmiechem. Podłapał moją gierkę.

- Cholera nie sądziłem, że moja anatomia tak na ciebie zadziała.

Wydał z siebie niski zwierzęcy pomruk, od którego przeszły mnie przyjemne ciarki wzdłuż kręgosłupa. To głupie, ale w głowie pojawiła się myśl, że ten odgłos był zarezerwowany tylko dla mnie. I… nagle dopadło mnie irracjonalne ukłucie zazdrości, ponieważ pomyślałam o byłych partnerkach Ponurego, których na pewno nie było mało. Pewnie nawet nie pamiętał twarzy wszystkich dziewczyn, nie mówiąc już o imionach. Czemu więc ja miałabym być wyjątkowa i jako jedyna usłyszeć ten pociągający samczy dźwięk? Potrząsnęłam głową, chcąc odsunąć od siebie te niepokojące myśli.

Wtedy przypomniałam sobie o ranach.

- Ah, Ponury. Chciałabym, abyś jeszcze zerknął, czy moje szwy dalej się trzymają.

- W tych ciemnościach? No dobra, włączę sobie noktowizory w oczach. Rozbieraj się, Malutka.

Pomyślałam chwilę nad pozycją, w której mielibyśmy to zrobić i wpadłam na pewien pomysł. Już bez krztyny wstydu usiadłam na Ponurym okrakiem i uniosłam się tak, że akurat mój brzuch był na wysokości jego twarzy. Oparłam dłonie o ścianę nad głową Ponurego i spojrzałam w dół.

- Nadal mam udawać porażenie czterokończynowe, czy pozwalasz mi się dotknąć? – Uniósł pytająco jedną brew.

- Pozwalam, głupolu…

Zamknęłam oczy, bo jednak speszyła mnie moja śmiała postawa. Nie przemyślałam, że sytuacja stanie się dla mnie tak intymna, ale starałam się sprawiać wrażenie niewzruszonej faktem, iż Ponury podwinął moją koszulkę. Jedną ręką przytrzymywał ją na wysokości mojego wyrostka mieczykowatego, a drugą delikatnie odklejał opatrunek. Zauważyłam ślady po ugryzieniu psa na jego przedramieniu. Wiedziałam skąd ta pamiątka. Przeczesałam palcami krótkie jasne włosy, jakby w ten sposób okazując mu wsparcie. Na moje nieszczęście jego włosy okazały się być tak milutkie, gładkie i przyjemne w dotyku, że wkręciłam się w ich przeczesywanie. Szybko dorzuciłam do tego delikatne drapanie skóry głowy i karku. Ponury zastygł z czołem opartym o mój nagi brzuch – widocznie podobało mu się to, co robiłam.

Ranka była z powrotem zaklejona.

- Szwy całe? – Spytałam, powolutku przesuwając paznokciami po jego karku. Czułam, że przechodzą go ciarki. Wymruczał w odpowiedzi niewyraźne: „mhm”. Uśmiechnęłam się lekko. Znalazłam w Ponurym jakiś jego czuły punkt i... cholera, bardzo mi się to spodobało. Dawanie jemu przyjemności automatycznie i mi sprawiało nie lada przyjemność. Prosta zależność, prawda?

Nie spodziewałam się, że mężczyzna zdecyduje się ucałować mój brzuch. Raz, potem drugi, trzeci. Robił to bardzo niespiesznie, leniwie wręcz. Tym samym dawał mi czas na reakcję. Nie blokował moich bioder, więc w każdej chwili mogłam się od niego odsunąć. Nie chciałam. Jego dłonie spoczęły na mojej talii. Przytrzymałam opadającą koszulkę, a palce drugiej ręki bezwładnie zacisnęły się na krótkich włosach. Gdy mężczyzna postanowił dołączyć do wilgotnych pocałunków swój język i pieścić nim moją skórę, z mojego gardła wydobył się niekontrolowany jęk podniecenia. Speszona zagryzłam dolną wargę i zauważyłam, że Ponury poprawił sobie coś w spodniach. Okej… nie „coś”.

Ugięły się pode mną kolana. Ogarnęła mnie silna potrzeba poczucia jego warg na swoich. Usiadłam na nim i przylgnęłam do jego ciała swoim. Dłoń, którą wcześniej podtrzymywałam koszulkę, przeniosłam na jego kark. Ponury jakby czytał mi w myślach, doskonale reagował na moje gesty. Wiedział co chcę zrobić i to właśnie on wykonał pierwszy ruch – przesunął koniuszkiem języka po moich wargach, które rozchyliły się dla niego ochoczo i wpuściły go do środka. Westchnęłam błogo, odwzajemniając głębszy pocałunek. Zaczęliśmy całować się powoli, zmysłowo, kosztowaliśmy siebie nawzajem.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam się tak bardzo kobieco, tak pięknie. Czułam bijące od niego pożądanie i bynajmniej nie było ono puste, zwierzęce. Naładowane było czułością, chęcią sprawienia mi przyjemności. Bardzo mnie to podnieciło. W jego ramionach odzyskiwałam pewność siebie. Przez moje krocze przeszedł mocny, przyjemny skurcz i na ten impuls bezwiednie otarłam się o Ponurego, przy okazji wyczuwając rozmiary jego podniecenia.

Lecz… za dużo, za szybko, jeszcze nie byłam gotowa na więcej.

Zakończyłam pocałunki i oparłszy głowę o czoło mężczyzny, patrzyłam na niego z bliska swoimi zamglonymi namiętnością zielonymi oczami. Nasze ciężkie oddechy mieszały się ze sobą, serca biły podobnym rytmem.

- Dlaczego musisz tak świetnie całować? – Wysapałam, na co Ponury zrobił typowy dla siebie gest - wzruszył ramionami.

- Lata praktyki.

Znowu to ukłucie zazdrości. Nie dałam po sobie poznać, że je poczułam. Nie chciałam psuć chwili, bo wiedziałam, że mężczyzna nie miał na celu wzbudzenia we mnie zazdrości.

- Posłuchaj… chciałabym to dokończyć, ale nie dzisiaj, dobrze? – Spojrzałam na niego uważnie.

Przełknął ślinę, zerknął w dół i podniósł z powrotem wzrok na mnie.

- A pozwolisz mi chociaż spuścić sobie ciśnienie? Bo nie wytrzymam tego napięcia. – Jęknął, a ja zamrugałam ze zdziwieniem.

- Ale tutaj…?

- Niee geniuszu. – Zaczesał moje włosy za ucho i posłał mi łobuzerski uśmieszek, który od razu skradł mi serce. Ponury zdecydowanie zbyt rzadko się uśmiecha. – Myślałem nad skoczeniem do łazienki, ale skoro chcesz popatrzeć…

- Zaczekam. – Przerwałam mu dalsze głośne rozmyślania i znów go pocałowałam. Prawdę mówiąc, aż zżerały mnie od środka chęci poobserwowania mężczyzny… hm, przy pracy. Ale co za dużo to niezdrowo!

Nie przetrzymując go już dłużej, podniosłam się z jego ud. Ten od razu zerwał się na równe nogi i prawie że wybiegł z pokoju. Uśmiechnęłam się szeroko.

Spodobało mi się to jak mocno podnieciłam Ponurego. Mogłam się z nim jeszcze troszkę podroczyć i poocierać się o jego silną erekcję. Ahh. Przeszłam dwa kroki i poczułam między nogami efekty bliskości z Ponurym.

Tonęłam wręcz! Nieźle.

Usiadłam na łóżku i ze zdziwieniem wyciągnęłam spod tyłka… rozkładany nóż? Na kocu leżał jeszcze łuk, strzały ukryte w kołczanie i… mój plecak! Cudownie się złożyło. Czym prędzej ściągnęłam z siebie spodnie oraz zawilgocone kobiecą wydzieliną majtki i założyłam czystą, suchą bieliznę. Założyłam nogę na nogę i teraz mogłam dokładniej przyjrzeć się broniom. Dotykałam akurat cięciwy, gdy do pokoju wrócił Ponury. Już na wejściu otaksował wzrokiem moje gołe nogi.

- Ouu, zmieniłaś zdanie? – Spytał z niewinną nadzieją w głosie.

Pokręciłam głową i posłałam mu tajemniczy uśmiech. Kiwnęłam palcem, by podszedł bliżej. Zatrzymał się przede mną.

- Daj mi rękę. – Powiedziałam, wstając z łóżka. Wykonał polecenie, a ja wsunęłam mu do ręki wilgotne majtki, jednocześnie stając na palcach, by wyszeptać mu do ucha – To dla ciebie.

Zmarszczył lekko brwi i po chwili zorientował się co dostał.

- Ana, diablico. Ale jesteś niegrzeczna! Chcesz żebym znowu musiał iść do łazienki?

Zachichotałam. W ramach podziękowania ucałował mnie w czubek głowy, a „prezent” wsunął sobie do kieszeni spodni. Dawno nie czułam się tak dobrze w obecności jakiegokolwiek mężczyzny. Chciałam, by te chwile trwały wiecznie.

- Dziękuję za te prezenty, Ponury. Są wspaniałe.

Wzruszył ramionami.

- Drobiazg. Od teraz będziesz mogła sama obronić się przed krwiożerczymi psami, ewentualnie strzelić mi kosę pod żebra, kiedy okażę się być za słaby w łóżku.

Westchnęłam ciężko, spoglądając na niego spod rzęs. Ten jego humor…

Pacnęłam go wierzchem dłoni w brzuch.

- Rozbieraj się, będziesz mnie grzał w nocy. – Zarządziłam, odłożyłam bronie na bok i wskoczyłam pod koc.

- Okej, pani dowódco. Rozkaz to rozkaz. - Tak jak naszej pierwszej wspólnej nocy Ponury pozostał jedynie w samej bieliźnie. Położył się przy mnie na plecach, a ja przykleiłam się do niego w taki sam sposób, w jaki przedtem się przy nim obudziłam. Tym razem byłam w pełni świadoma na kim leżę i… przez głowę przeszła mi myśl, że nie zamieniłabym Ponurego na nikogo innego.

- Dobranoc. – Ziewnęłam i nie wiem co się w mojej głowie poprzewracało, ale zamiast pogłaskać Ponurego po policzku tak jak chciałam, to pogłaskałam go… po penisie. A to dosyć odległe miejsca, muszę przyznać! Speszył mnie ten mój wyczyn, bo szybko zabrałam rękę z powrotem na brzuch mężczyzny. Ponury za to zamruczał przeciągle w ten przyjemny dla mnie sposób, po czym palnął:

- Myślę, że się polubimy, Ana.

- Głupek. – Szepnęłam, nie powstrzymując cisnącego się na usta uśmiechu.

Przymknęłam oczy i wkrótce usnęłam z uczuciem, że jestem w pełni bezpieczna w ramionach Ponurego.

 

 

 

 

Ciąg dalszy nastąpi…

Edytowane przez Kola
  • Dodatnia 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

XIII rozdział - ON

 

 

Chciałem wynagrodzić Anie dni wypełnione cierpieniem i stresem. Chciałem, by się przy mnie rozluźniła i zapomniała o przykrościach, które ją spotkały. Marzyłem o tym, by w pełni mi zaufała, pozwoliła pomóc rozładować jej napięcie, dać zanurkować między gładkie uda…

Cholera, jak ja jej pragnąłem. Ta mała wiedźma rzuciła na mnie jakiś czar.

Obserwowałem jak spała z głową przyklejoną do mojej klatki piersiowej i powoli przepuszczałem rude pasma włosów przez palce. Taka bezbronna…

W głębi umysłu czułem namiastkę tego prymitywnego samczego tryumfu, pojawiającego się po pierwszej upojnej nocy z kobietą, na której nam zależy. Stety niestety z Aną na całość nie poszliśmy, ale delikatna satysfakcja i tak się pojawiła. Mogłem przy niej leżeć i móc ją głaskać, a to nie mało.

Zakiełkowała we mnie obawa, że dziewczyna może się rozmyślić, co do brnięcia w dalsze łóżkowe przygody albo co gorsza przestraszyć się swojej wczorajszej słabości i nie chcieć mnie więcej widzieć. Wczoraj działaliśmy pod wpływem impulsu aniżeli jakichkolwiek prawdziwych uczuć. Po przykrych przeżyciach Ana potrzebowała kogoś, kto da jej ciepło, a że ja byłem pod ręką…

Nie sugeruję, że tak samo lgnęłaby do obcego faceta, ale… Ahh, po co ja w ogóle analizuję. I tak lada dzień się rozstaniemy. Ana pewnie pobędzie tu dzień lub dwa i wyruszy dalej. Skończą się przytulanki.

Zjeżdżałem dłonią niżej głaszcząc jej plecy wzdłuż linii kręgosłupa i zawracając, gdy już czułem materiał bielizny. Miałem ochotę maksymalnie nacieszyć się tym porankiem. Ana zaczęła się powoli wybudzać i lekko przeciągać.

- Mm, nie przerywaj. – Wymamrotała sennie, bo na moment zatrzymałem dłoń na wyczuwalnym pod koszulką dołeczku przy lędźwiach. Kusiło mnie, żeby zjechać łapskiem na tyłeczek i spojrzeć Anie prosto w oczy, ale grunt był na tyle niepewny, że wolałem nie ryzykować i mentalnie nie włazić w pokrzywy. Potulnie kontynuowałem głaskanie bez żadnych wybryków i… w końcu zaczęło mnie to usypiać.

- Ponurasku…

- Hm?

- Mógłbyś mi zrobić… to co wczoraj?

Odetchnąłem głębiej i zmusiłem się do skupienia na wczorajszych wydarzeniach - odgadnięcia, czego Ana może ode mnie chcieć. Umysł nie chciał współpracować, rozleniwił się.

- Co chcesz, żebym zrobił?- Spytałem ochryple i zaraz poczułem, że Ana ze mnie schodzi. Otworzyłem przytomnie oczy. - Coś nie tak?

Kobieta ułożyła się na plecach i spoglądając na mnie spod półprzymkniętych powiek, odsłoniła swój brzuch. Ahhm. Opanowałem cisnący się na usta uśmiech. Okej, zaskoczyło. Uniosłem się na łokciu i omiotłem spojrzeniem zmieszaną minę dziewczyny, a potem jej nagi płaski brzuchol.

I tak spytałem.

- Co mam zrobić, hmm?

Ana poruszyła niecierpliwie biodrami, ale ponaglenie nie zadziałało. Uniosłem lekko brwi. Chciałem usłyszeć jasne polecenie.

- Ohh no poliż mnie, Ponury. – Wyjęczała w końcu.

Już nie hamowałem uśmiechu. W nagrodę za jej odwagę nachyliłem się nad brzuchem, ucałowałem tuż nad pępkiem. Ana momentalnie się rozluźniła z błogim westchnieniem, co tylko zachęciło mnie do dalszego działania i spełnienia jej polecenia. Językiem zacząłem zaznaczać na jej bladej skórze wilgotne ścieżki, które kończyłem powolnymi pocałunkami. Ana zaczęła głębiej oddychać i zaciskała palce na moich włosach, a ja działałem coraz śmielej całkiem wkręcając się w smakowanie delikatnej skóry, czemu wtórowały ciche kobiece westchnienia. O rany, Ana tak szybko się nakręcała. Czy to ja byłem taki dobry, czy tej dziewczynie nikt nigdy nie fundował podobnych pieszczot? Tak bardzo chciałem zaoferować jej pełen serwis! Polizałem jej podbrzusze i prawie zwariowałem, gdy poczułem subtelny kobiecy zapach. Uzależniłem się od niego, od razu.

Wsunąłem dłoń pod plecy Any, co zachęciło ją do wygięcia się pode mną. Ucałowałem wypchnięte w górę żebra. Nie przerywając pieszczot spojrzałem w górę i od razu napotykałem wpatrujące się we mnie zielone oczy. Obserwowała uważnie jak mój język przesuwał się gładko po jej brzuchu. Może to skłoniło Anę do podjęcia śmielszych kroków, ponieważ podwinęła swoją koszulkę minimalnie wyżej, co przyczyniło się do częściowego odsłonięcia piersi. Miałem ochotę jęknąć z zadowolenia i docisnąć swoją erekcję wprost do kobiecości, lecz wolałem nie płoszyć dziewczyny. Od razu polizałem od spodu jedną pierś, potem drugą, na co Ana wręcz docisnęła moją głowę do siebie. Przetoczyła się na bok i zahaczyła udo o moje biodro, więc ręką już z automatu zacząłem głaskać jej nogę od zgięcia w kolanie na pośladku kończąc. Dziewczyna nie protestowała, przeciwnie - dyszała mi słodko nad uchem i niekontrolowanie poruszała swoimi bioderkami.

Boże, zwariuję.

Musiałem na moment przystopować, bo jeszcze trochę i straciłbym nad sobą kontrolę. Wziąłbym Anę tak jak leżeliśmy. Arrgh. Podniecenie było ledwo do zniesienia, ale twardo się nie poddawałem, choć cały drżałem od nierozładowywanego napięcia, które wciąż rosło. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że zdjąłem dłoń z jej uda w celu podciągnięcia koszulki jeszcze wyżej, ale w połowie drogi zamarłem.

Usłyszałem czyjeś wesołe nucenie na korytarzu. Wiedziałem kto idzie. Kurwa, że też w takiej chwili…! Rzuciłem Anie czujne spojrzenie i oderwałem się od niej w chwili, gdy gość z rozmachem otworzył drzwi, uprzednio mówiąc z grzeczności: „puk puk”.

- Anulka zbieraj się, jedziemy. – Spalony zatrzymał się w progu, przekrzywił swój ciekawski łeb na bok. Zamrugał ze zdziwieniem gapiąc się to na mnie to na palącą się ze wstydu Anę. - No cześć Dziubki… –Powiedział powoli, po czym wyszczerzył kły w uśmiechu. – Dobrze się bawicie?

Podniosłem się do siadu i subtelnie pokazałem mu ruchem głowy, by nas zostawił. Nie załapał albo nie chciał załapać. Swoją drogą nie spodziewałem się, że nowymi „opiekunami” Any będą Spalony i Suseł.

- Anulka, mnie też przygarniesz do siebie na nockę? – Spytał, oparłszy się nonszalancko o ścianę i celowo całkowicie mnie ignorując.

- Spalony, zjeżdżaj stąd. – Warknąłem przez zaciśnięte zęby. Nie chciałem być wobec niego ostry, ale no… jakoś samo wyszło. Przyszedł nie w porę, tak?

Nie miał zamiaru się ruszyć. Skrzyżował ręce na torsie, rzucając Anie wyczekujące spojrzenie.

W końcu się odezwała, gdy unormowała swój oddech i pozbierała myśli do kupy.

- Mam… mam jechać z wami? Myślałam, że Ponury zaprowadzi mnie na miejsce.

Oho… Ona nie wie, prawie zapomniałem. Wysunąłem się spod koca i zacząłem ubierać, bo czułem, że z dalszych igraszek już raczej dupa.

- Ojj, nie. Tylko ja i Susełek będziemy się od teraz tobą opiekować. A ja wcześniej mówiłem, proponowałem byś się z nami trzymała. – Spalony usiadł na łóżku na moim miejscu. Zacisnąłem szczęki, gdy kątem oka zauważyłem jak pogłaskał Anę po wierzchu dłoni, a ona mu na to pozwoliła. Aż mnie zakłuło ze złości. - Nie miałabyś teraz dziury w brzuchu…

Zielone oczy wypełnione żalem zmierzyły moją sylwetkę od góry do dołu.

- Wiedziałeś o tym…?

Nie pokiwałem jednoznacznie głową. Na moment zerknąłem w stronę Spalonego, w oczach którego czaił się tryumf.

- Wiedziałem, że to nasz ostatni wspólny przystanek, Ana. – Mruknąłem.

- Kiedy chciałeś mi o tym powiedzieć? A może wcale nie miałeś zamiaru mi tego mówić, tylko po prostu sobie odejść, bo tak byłoby ci łatwiej?! – Podniosła głos, a następnie zaczęła się ubierać, nie zwracając uwagi już ani na mnie, ani na Spalonego.

- Kurwa, Ana. Nie wiedziałem, że moja obecność ma dla ciebie takie znaczenie. – Wydusiłem z siebie, chwytając ją za ramię. Wyszarpała się od razu, nawet na mnie nie spojrzała. Zachowywała się jakby nagle mój dotyk zaczął ją parzyć.

Prychnęła.

- Przyzwyczaiłeś mnie do siebie, oswoiłeś, troszczyłeś się o mnie i po tym wszystkim naprawdę myślałeś, że nagłe rozstanie może mnie nie zaboleć? – Mówiąc to patrzyła gdzieś w ścianę zamiast na mnie. – Wiesz co, ułatwię ci sprawę. Nie chcę cię więcej widzieć, tak będzie lepiej dla nas obojga. Szkoda, że działałeś za moimi plecami.

Zamarłem. Czy myślała, że to ja wszystko ustawiłem, bo miałem jej dość?

Opuściły mnie siły. Przestałem walczyć, reagować, tłumaczyć, próbować zatrzymać. Jedynie z bólem patrzyłem jak bez słowa w pośpiechu opuściła pokój. Ani jednego pierdolonego razu na mnie nie spojrzała. Nawet bronie zostawiła.

Proszę jak podejście do drugiego człowieka może się diametralnie zmienić w przeciągu zaledwie pięciu minut albo i mniej. Jeszcze przed chwilą Ana może nawet gotowa była mi się oddać, w pełni zaufać, a teraz nawet się na mnie nie obejrzała.

Byłem rozgoryczony.

Spalony spoglądał na mnie spode łba. On chyba też nie spodziewał się tak gniewnej reakcji Any.

- Ehh, te kobiece fochy. – Machnął ręką, podnosząc się z łóżka. – Nie przejmuj się, kiedyś jej przejdzie. Widziałem jak wstąpiło w nią nowe życie, kiedy wczoraj wszedłeś do baru.

Zmarszczyłem brwi i nim Spalony opuścił pokój, wcisnąłem mu w ręce bronie dla Any. Przyjął je w niemym zrozumieniu.

Nie będę jej gonił.

* * *

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Początkowo krążyłem po pokoju ze wzrokiem wbitym w podłogę i za wszelką cenę starałem się nie gapić przez okno na odjeżdżającą Anę. Wypełniała mnie mieszanka uczuć, a rządził gniew. Byłem wkurwiony na siebie samego. Spartoczyłem sprawę. Przecież o wszystkim mogłem Anie powiedzieć albo pogadać raz jeszcze z Gieszą, odwołać chłopaków…

Nie, kurwa! Nie. Dobrze się stało.

Nie mógłbym być cały czas przyklejony do tej dziewczyny. Jestem samotnikiem, tak? Skupiam się wyłącznie na sobie i na powierzonych mi zadaniach.

Ochłoń. Nie będziesz się więcej o nią troszczył. Tak miało być. Tak miało się to skończyć. Żadnego zadurzania się, chłopie. Na nic ci to potrzebne. Koniec przygody.

Zacisnąłem palce na karku, wbiłem wzrok w sufit. Potrzebuję się wyżyć, zapomnieć. I… chyba wiem co może mi w tym pomóc.

 

 

Ciąg dalszy nastąpi…

  • Dodatnia 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony, zgadzasz się na nasze Warunki użytkowania.